Impresje

poniedziałek, 14 marca 2011

ŚMIERĆ W DEPTFORD

Tytuł: Śmierć w Deptford (A Dead Man in Deptford)
Autor: Anthony Burgess
Pierwsze wydanie: 1993
Tłumaczenie: Ola i Wojciech Kubińscy

Wydawnictwo: PIW
ISBN: 83-06-02710-8
Stron: 370

Ocena: 4+/5




W filmie "Zakochany Szekspir" Christopher Marlowe był wprawdzie postacią epizodyczną, ale zdążył mnie zaintrygować. Tu scena, w której rozmawia z Szekspirem:


Właśnie pod wpływem tego filmu naszła mnie ochota, aby bliżej zapoznać się z biografią i twórczością Marlowe'a. Nie była to szczególnie natrętna myśl - nie zasypiałam z nią ani się z nią nie budziłam - ale nawiedzała mnie od czasu do czasu:).


Najpierw zwróciłam uwagę na tytuł, pamiętałam, że Marlowe został zamordowany właśnie w Deptford. Potem spojrzałam na nazwisko i już wiedziałam, że muszę wypożyczyć tę powieść. Do tej pory jedyną książką Burgessa, którą przeczytałam, była "Mechaniczna pomarańcza" i ciekawa byłam, czy również inne jego utwory są takie... jedyne w swoim rodzaju. 

W króciutkim posłowiu Burgess informuje, że pisząc tę książkę, trzymał się faktów historycznych. Zapewne było to prostsze we fragmentach dotyczących Elżbiety I, Marii Stuart, Jakuba I, lorda Essexa czy sir Waltera Raleigha, nocy św. Bartłomieja czy wojny angielsko-hiszpańskiej. Powieść traktuje jednak przede wszystkim o Christopherze Marlowe (nie wiem, jak się odmienia to nazwisko w tym przypadku; gdy się dowiem - poprawię), o którym wiemy raczej mało, a i te informacje, które zachowały się do naszych czasów, są w dużej mierze niepewne i mogą być różnie interpretowane. 

(Uprzedzam - poniżej aż roi się od spoilerów).

Christopher Marlowe urodził się w 1564 roku jako syn szewca z Canterbury. Uczył się najpierw w King's College w Canterbury, potem (dzięki stypendium arcybiskupa Parkera) studiował teologię w kolegium Corpus Christi w Cambridge, aby zostać duchownym. W 1584 roku otrzymał tytuł Bachelor of Arts, a w 1587 roku - Master of Arts. I już na tym etapie mamy do czynienia z niewyjaśnioną zagadką. Otóż Marlowe'a podejrzewano o skłonność do katolicyzmu (a w tamtych czasach była to kwestia nie tylko religijna, ale przede wszystkim - polityczna), poza tym w trakcie roku akademickiego kilkukrotnie opuszczał uczelnię na dłużej niż było to dozwolone, pojawiły się zatem problemy z przyznaniem mu tego drugiego tytułu. Wówczas władze uczelni otrzymały list od Tajnej Rady (Privy Council) królowej Elżbiety, w którym proszono, by wszystkie plotki na temat Marlowe'a wyciszyć i umożliwić mu zdobycie stopnia M.A., a wszystko to w zamian za usługi oddane królowej i państwu. Można tylko spekulować co do rodzaju tych usług: podejrzewa się, że Marlowe był tajnym agentem w siatce szpiegowskiej sir Francisa Walsinghama, jednego z najbliższych i najbardziej oddanych  współpracowników Elżbiety I.
Potem Marlowe udał się do Londynu, został znanym dramatopisarzem i poetą, pionierem stosowania wiersza białego w angielskim dramacie. Brał również udział w spotkaniach tzw. School of Night - nieformalnej grupy naukowców, wolnomyślicieli, artystów, którym przewodził podobno sir Walter Raleigh i którzy dyskutowali o nauce, filozofii, religii.
Marlowe uchodził w tych czasach za homoseksualistę, heretyka, bluźniercę, ateistę (bardzo poważny zarzut), fałszerza, podobno chętnie uczestniczył w burdach. Może to wszystko prawda, a może tylko pozory przydatne w pracy szpiega? 
Kariera Marlowe'a trwała krótko. Na początku maja 1593 roku w Londynie pojawiły się paszkwile zapowiadające powstanie (jak rozumiem - z powodów ekonomicznych) czeladników przeciwko Francuzom i Flamandom - protestantom, którzy uciekli do Anglii ze strachu przed prześladowaniami religijnymi w swoich ojczyznach. Tajna Rada nakazała odnalezienie i aresztowanie autorów. Wśród podejrzanych znalazł się Thomas Kyd (autor m.in. "Tragedii hiszpańskiej"). W trakcie przeszukiwania jego domu odnaleziono pisma zawierające herezję ariańską, które - jak Kyd zeznał po torturach - należały do Marlowe'a. 20 maja Marlowe został przesłuchany w tej sprawie przez Tajną Radę, nie aresztowano go jednak, ale musiał się tam codziennie meldować. 30 maja zginął w bójce, do której doszło w gospodzie w Deptford, podobno poszło o rachunek
I tu otwiera się szerokie pole do spekulacji, bo dziwnym trafem trzej pozostali uczestnicy tego zajścia byli powiązani z tajnymi służbami... A może zamordowano go na zlecenie któregoś z jego możnych przyjaciół i protektorów, którzy obawiali się zeznań Marlowe'a, dotyczących np. owych spotkań Szkoły Nocy? Nie wiadomo i chyba nigdy nie będzie wiadomo.


Autor piszący fabularyzowaną biografię Marlowe'a musi wybrać taką interpretację wydarzeń w Deptford, która wydaje mu się najbardziej wiarygodna i/lub najciekawsza, resztę musi zmyślić. Burgess pisze: "Zaletą powieści historycznej jest jej wada - spłaszczona afirmacja możliwości jako faktu" [str. 370]. 
To ostatnia powieść Burgessa, która ukazała się za jego życia, i dlatego zastanawiam się, czy - pośrednio - nie pisał również o sobie. Wiele wskazuje na to, że książka zawiera pewne akcenty osobiste. Narrator powieści przedstawia się na początku jako "podły aktorzyna" o imieniu Jack, "jeszcze marniejszy autor sztuczydeł", okazjonalny kochanek m.in. Marlowe'a, a na ostatnich stronach informuje, że przez niedopatrzenie pojawił się w komedii "Wiele hałasu o nic" Szekspira w tzw. Pierwszym Folio (First Folio) pod własnym nazwiskiem, a nie jako Baltazar. Dzięki linkowi z Wikipedii znalazłam skan Pierwszego Folio, porównałam pojawiające się na scenie postaci z listą bohaterów tego utworu i znalazłam Jacke'a Wilsona - miano już na pierwszy rzut oka zbyt pospolite jak na dramat elżbietański. Również w Wikipedii przeczytałam, że Anthony Burgess tak naprawdę nazywał się John Burgess Wilson (imię Anthony otrzymał przy okazji bierzmowania) i że w dzieciństwie mówiono na niego Jack Wilson. (W dobie internetu takie poszukiwania są bardzo proste). Dzięki tym informacjom ostatni akapit powieści staje się bardziej zrozumiały.
Teraz przemawia wasz prawdziwy autor, ja, który umieram wraz z każdą ze śmierci karmiących ten ogień. Odkładam niedopasowane przebranie i - czterysta lat po śmierci w Deptford - opłakuję ją tak, jak gdyby wydarzyła się wczoraj. Przebranie jest niedopasowane nie z powodu niekompetencji, lecz z konieczności, dawna żarliwość bowiem staje się pośmiewiskiem dnia dzisiejszego, język dawniej żywy przekształca się w sztywny archaizm marionetek. Tylko trwanie imienia unosi się ponad zrzędliwym kompromisem. Lecz gdy sztylet wbija się w nerw wzrokowy, słońce nie ma już monopolu na oślepiające światło. Sztylet drąży i nic go nie zdoła stępić. [str. 368]
A więc - "Śmierć w Deptford" miałaby być rodzajem hołdu, zadośćuczynienia wobec Christophera Marlowe'a, któremu angielska kultura (i sam Burgess) wiele zawdzięcza, a któremu szesnastowieczna Anglia, być może, podcięła skrzydła? Prawdopodobnie. Czy znajdujący się u kresu życia autor wyraził w tej powieści swoje poglądy, podsumował w jakiś sposób swoją działalność? Tego nie wiem, znam zaledwie ułamek twórczości Burgessa i tylko podstawowe informacje o nim samym. Może kiedyś będę w stanie powiedzieć na ten temat coś więcej. Wydaje mi się, że pisanie tej książki, zanurzenie się w tamtych czasach przyniosło mu dużą ulgę i sporo przyjemności.


Opowiedziałam już nieco o autorze, sporo o biografii bohatera, teraz czas na kilka słów o samej książce. Burgess wykorzystał teorię o pracy Marlowe'a jako agenta, ale nie jest to w żadnym razie powieść szpiegowska. Główny bohater obraca się przede wszystkim wśród ludzi związanych ze sceną - aktorami, dramatopisarzami, poetami, przedsiębiorcami. Jeśli ktoś interesuje się teatrem elżbietańskim i chciałby wyobrazić sobie jego atmosferę, to polecam tę lekturę.
Autor bardzo plastycznie odwzorował realia epoki Tudorów, informując czytelników np. o tym, jakie potrawy podaje się w gospodach, kto w co jest ubrany, jaka jest wartość czyjegoś sztyletu, przy jakich londyńskich ulicach mieszkają bohaterowie, ale nie czułam się przytłoczona tymi detalami, bo pojawiają się one przy okazji. Jeszcze ciekawsze wydały mi się niektóre dialogi, zwłaszcza te ze Szkoły Nocy - oddają ducha tych czasów, którym najwidoczniej patronowali Niccolò Machiavelli i Giordano Bruno.
Język użyty w powieści jest stylizowany na nieco archaiczny i widać to w przekładzie, choć w oryginale pewnie wyraźniej. Sporo tu cytatów z utworów Marlowe'a, szkoda jednak, że nie podano, z których konkretnie sztuk czy wierszy pochodzą. Czasami wynika to z kontekstu, ale nie zawsze.

Sądzę, że Burgess nie tylko cenił Marlowe'a, ale też go zwyczajnie lubił. Jego albo swoje wyobrażenie o nim. Powieściowy Marlowe jest inteligentny, elokwentny, ambitny, samotny, cyniczny, dumny ze swojego talentu poetyckiego, pogardliwy wobec mniej zdolnych, niespokojny, schludny, bezczelny i przekorny - do tego stopnia, że zastanawiam się, czy nie został homoseksualistą na złość naturze, która zmusza nas do rozmnażania się. Przy tym wszystkim pozostawał zadziwiająco ślepy na otaczające go intrygi, co wydaje mi się nieco nieprawdopodobne.
Lubię jednak buntowników, co prawda bardziej w książkach i w filmach niż w rzeczywistości, więc i Marlowe'a musiałam obdarzyć sympatią. Ciekawa jestem, jaki był naprawdę.


Nie jest to książka zbyt przystępnie napisana, ale zdecydowanie warta uwagi - ze względu na tematykę i styl autora, który bardzo przypadł mi do gustu.  Przeczytałam ją dwa razy i na pewno jeszcze do niej wrócę. Co więcej, zamierzam sobie tę powieść kupić, a to stanowi chyba najlepszą rekomendację:).


PS Nie wiem, kto jest autorem opisu na okładce, pewne jest jednak, że osoba ta nie czytała książki albo zrobiła to wyjątkowo nieuważnie - blurb zawiera poważny błąd rzeczowy. Dodam jeszcze, że wbrew temu, co tam jest napisane, moim zdaniem "Śmierć w Deptford" nie ma nic wspólnego z "Rokiem 1984" Orwella.


***   ***   ***
- Tylko pośród cyników znajdziesz tolerancję. Wyznaję, wraz z innymi zaprzeczałem boskości Chrystusa. W uczciwości nieskrępowanych poszukiwań. Czy to źle? Nieskrępowane poszukiwanie może zakończyć się niemożnością dalszego zaprzeczania. Poprzez cierniste krzewy myśli dotrzeć można do tego, co bezmyślni muszą uznać za dogmat. [str. 253-254]

12 komentarzy:

  1. Książki nie czytałam, ale z Twojej notki wynika, że o Orwella to ona chyba się nawet na półce w księgarni nie otarła;)
    Lubię podobne zabawy literackie, a książki o pisarzach chyba jeszcze bardziej. Nazwisko autora gwarantuje dobrą literaturę (seria wydawnicza PIW również;). Na pewno rozejrzę się za nią w bibliotece.
    Wciąż czekam na relację z lektury Mitchella:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pojawia się w tej powieści niejaki George Orwell, ale tylko w epizodzie. Burgess pisze, że w ówczesnym Londynie faktycznie żył rzezimieszek, który tak właśnie się nazywał. Ale w opisie na okładce ktoś stwierdził, że właśnie ten Orwell zabił Marlowe'a, choć zrobił to ktoś inny! Oczywiście każdą książkę można zinterpretować na wiele różnych sposobów, ale porównanie "Śmierci w Deptford" z "Rokiem 1984" wydaje mi się bezpodstawne.

    Mitchell wciąż na mnie łypie z półki:(. Nie wzięłam się za niego od razu, a potem przeszła mi ochota. Znowu męczy mnie trochę ten blog i właściwie wszystko inne też. Pewnie znowu mam niski poziom żelaza, a może już w ogóle go nie mam:(.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, a może autor chciał zrobić koledze po piórze psikusa i umieścił go w swojej książce pod postacią rzezimieszka?

    Może niemoc wynika z bliskiego przesilenia wiosennego?;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W uzupełnieniu - właśnie wyczytałam, że Burgess napisał także mini-powieść pod tytułem 1985 i kilka esejów nt. 1984 Orwella;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chistoria Marlowe'a jest też pobocznym wątkiem w jednym z "gospodowych" kryminałów Marthy Grimes ("Pod Zawianym Kaczorem"). Jeden z bohaterów fascynuje się właśnie życiem tego pisarza i ma swoje teorie dotyczące jego historii. Jeśli krążysz wokół tej postaci, to może Cię zainteresować. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anno, intencji Burgessa nie znam:). Bardziej niż te eseje interesuje mnie inna jego powieść "Nothing Like the Sun" o Szekspirze.

    Zmiana pór roku nigdy do tej pory na mnie nie wpływała, a bardzo niski poziom żelaza niestety owszem:(. Lekarze potrafią tylko zapisać mi tabletki, które pomagają na kilka miesięcy.

    A tak w ogóle to zapomniałam napisać, że "Śmierć w Deptford" ma być niedługo sfilmowana.

    Ysabell, nie czytałam jeszcze żadnego kryminału tej autorki, choć podobno są niezłe. Czy trzeba czytać je w jakiejś określonej kolejności, tzn. czy mogłabym zacząć od polecanej przez Ciebie części?

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim zdaniem spokojnie można zacząć od dowolnej książki cyklu, chociaż odrobinę smaczków się, oczywiście, utraci. W większości jednak będą to wiadomości o charakterze głównych bohaterów, a nie ważne wydarzenia w ich życiu, więc da radę bez tego czytać.

    Chociaż ja jestem raczej zwolenniczką czytania różnych serii po kolei. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja z kolei po lekturze "Nothing Like the Sun", zamierzam sięgnąć po "Śmierć w Deptford". Wnioskuję z Twojej recenzji, że powieść dotycząca Szekspira również powinna Cię do siebie przekonać. Język również stylizowany, mocno poetycki, ale moim zdaniem warto.

    OdpowiedzUsuń
  9. W takim razie "Śmierć..." muszę przeczytać zanim pojawi się film;)
    Ciekawe, czy czytałaś książki Roberta Nye'a np. "Falstaffa"? Napisał też m.in. Mrs Shakespeare, ale ta powieść chyba nie była tłumaczona na polski. Świetnie bawi się znanymi postaciami literackimi m.in. Faustem, Merlinem

    OdpowiedzUsuń
  10. Ysabell, ja też wolę czytać po kolei, a ta część, o której pisałaś, jest - jak sprawdziłam - dopiero czwarta! Ale zachęciłaś mnie, więc zarezerwuję ją sobie w bibliotece:).

    grendello, niestety nie ma tej książki w moich bibliotekach, więc w najbliższym czasie jej nie przeczytam, ale kiedyś a pewno!:)

    Anno, "Falstaffa" nie czytałam, ale sprawdziłam, o czym to jest, i wydaje mi się, że aby dobrze się bawić, muszę przypomnieć sobie najpierw co najmniej kilka sztuk Szekspira. Ta pozycja jest w bibliotece, więc może jeszcze w tym roku po nią sięgnę. Dzięki za informację:).

    OdpowiedzUsuń
  11. W zeszłym roku dzięki Twojej notatce przypomniałem sobie tą (tę?) powieść, czytaną pierwszy raz zaraz po jej ukazaniu się. Jest jeszcze lepsza niż wtedy (ale pewnie też dlatego mi się tak wydaje jestem starszy i więcej zrozumiałem). W każdym razie miło przeczytać powieść historyczną MĄDRĄ a nie tylko efektownie opasłą, jakie się obecnie nagminnie pisze i wydaje. Pozdrowionka.

    Bunt w teatrze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tę:).
      Mnie w powieściach historycznych irytuje to, że często ich autorzy za wszelką cenę starają podkoloryzować fakty, które są same z siebie "czytelniczo atrakcyjne". Dlatego wolę sięgnąć do prac historyków niż po sfabularyzowane wersje historii. Jeśli podzielasz ten punkt widzenia, to może zainteresuje Cię twórczość Parnickiego (jeśli już jej nie znasz). Ja czytałam tylko "Srebrne orły" - podobno jedną z "prostszych" jego powieści - na pewno warto spróbować.
      Również pozdrawiam:).

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.