Z głupoty ludzkiej można się śmiać, ale z drugiej strony czuję się wobec niej niekiedy bezsilna.
Oglądałam część transmisji z próby przeniesienia krzyża spod Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny, wcześniej kilkanaście relacji na youtube. Ci ludzie, którzy koczują tam już od tygodni, to przeważnie osoby co najmniej niezrównoważone psychicznie, fanatycy religijni i polityczni, bałwochwalcy, nacjonaliści i chuligani. Dyskusja z nimi jest bezsensowna, a służby porządkowe mają związane ręce - każda bardziej zdecydowana interwencja stworzy nowych "męczenników" i podgrzeje jeszcze atmosferę. Zresztą tam nie ma przecież rodzin ofiar, a całą sprawę popiera tylko jedna opcja polityczna, która wykorzystuje tę tragedię dla własnych celów politycznych, o czym świadczy choćby powstanie zespołu Macierewicza.
Bardzo trafnie skomentował tę całą sprawę Mariusz Janicki w ubiegłotygodniowej "Polityce":
Bardzo trafnie skomentował tę całą sprawę Mariusz Janicki w ubiegłotygodniowej "Polityce":
Problem krzyża to nie tylko kwestia politycznego zawłaszczenia symbolu religijnego. Krzyż to także, od samego początku (taka była intencja fundatorów krzyża), symbol uczczenia samej żałoby, objaw wzruszenia własnym wzruszeniem, uwznioślenia żalu, upamiętniania pamięci; naród czci własną wielkość, dobroć, uczucia. Czci czczenie. Bronisław Łagowski powiedział niedawno, że polski patriotyzm polega na kulcie patriotyzmu. Polska żałoba w znacznej mierze polega na kulcie żałoby. Dlatego ten krzyż jest tak ważny, dlatego nie wystarcza tablica, ale musi być pomnik. Pamięć ofiar udźwignęłaby skromna, kamienna tablica; jest takich wiele rozsianych po świecie, a poświęconych właśnie tym, którzy zginęli, a nie polegli w katastrofach lotniczych. Ale dla uczczenia samych żałobników to za mało. Ci chcą pamiętać, jak się szlachetnie smucili, jak patriotycznie płakali i jak to pomogło Sprawie. Żywi muszą mieć pomnik. I nie można wykluczyć, że po zabraniu krzyża sprzed Pałacu, będzie tam postawiony nowy, dla upamiętnienia zabrania krzyża. I tej lepszej, słuszniejszej i godniejszej żałoby. [str. 6, "Polityka" nr 31 (2767); podkreślenia - moje]
Para prezydencka została pochowana na Wawelu. Na prestiżowych Powązkach stanie pomnik upamiętniający wszystkie ofiary katastrofy lotniczej. W Sejmie zawisną (o ile już nie zwisły) pamiątkowe tablice. Czy to naprawdę nie wystarczy?
Mówi się, że to była największa tragedia, jaka dotknęła Polskę po II wojnie światowej. Ja uważam, że największą katastrofą w tym okresie był komunizm ze wszystkimi jego konsekwencjami, które dotykają nas do dziś. Jednoczesna śmierć wielu osób pełniących ważne funkcje państwowe to wypadek bez precedensu, ale z drugiej strony przecież co tydzień tyle mniej więcej osób ginie w naszym kraju w wypadkach drogowych. I nikt w miejscu ich pracy nie stawia żadnych krzyży czy pomników. Wiele osób, które 10 kwietnia zginęły pod Smoleńskiem, to byli patrioci i ogólnie dobrzy ludzie, ale przecież nie męczennicy, ani nie polegli. Gdyby każdemu przyzwoitemu człowiekowi, który zmarł wskutek wypadku, stawiać pomnik, to nie wystarczyłoby miejsca i pieniędzy na nic innego. Czy mamy być krajem stale pogrążonym w żałobie?
Sprawa krzyża ma jeszcze jeden ważny aspekt - jest to symbol jednego z wyznań, ustawiony bez żadnych pozwoleń przed budynkiem państwowym, w kraju teoretycznie neutralnym światopoglądowo i religijnie. Moim zdaniem miejsce takich symboli jest w świątyniach i w domach osób wierzących, przestrzeń publiczna powinna być od nich wolna. Nikt nie broni "obrońcom krzyża" urządzić w swoich własnych mieszkaniach czy ogrodach stosownego ołtarza, któremu będą oddawać cześć w dowolny sposób. No ale tam trudno byłoby im się dowartościować - nie odwiedzą ich dziennikarze, nie pokażą ich w telewizji ani nawet na youtube, a gdyby zaczęli się awanturować, to sąsiedzi wezwaliby po prostu policję.
Mam nadzieję, że krzyż stamtąd zniknie, że pomnik w tamtym miejscu nie powstanie, że chuliganów pogonią służby porządkowe i że debata publiczna wróci do normalności, choćby takiej przedkwietniowej. Państwo nie może się ugiąć pod presją kilkusetosobowej hołoty.
Nie ma co, dzisiaj oglądam jakieś wiadomości. Uwielbiam tego typu "patriotyczne" poczucie humoru ;DDDD
OdpowiedzUsuńZ jednej strony to jest rzeczywiście śmieszne, a z drugiej żenujące i niepokojące. Nigdy nie pociągały mnie żadne ekstremizmy. Ci ludzie spod krzyża osobno pewnie nawet nie są jacyś szczególnie źli, może tylko głupi, ale w tłumie, przy kamerach tv, ujawniają swoje najgorsze cechy i prześcigają się w radykalizmie.
OdpowiedzUsuńCzasem jednak nieoglądanie wiadomości i nieczytanie newsów w internecie jest zbawienne, omija mnie cały ten cyrk... Z drugiej strony to przykre, że żyję w kraju, gdzie promuje się ludzką głupotę, nietolerancję i zapiekłość...
OdpowiedzUsuńA wiecie, co w tym jest najgorsze?
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że ta cała afera z krzyżem to tylko kilkutygodniowa beka w najlepszym razie i za jakiś czas nikt tego nie będzie pamiętać, ale media zamiast zajmować się podniesieniem podatku VAT jako najważniejszy temat biorą awanturę z krzyżem.
Jeszcze trochę i zacznę wierzyć w spisek mediów na rzecz PO :-D ;-)
Istnieją media, które zajmują się również podatkami, trudno jednak zarzucać jakiejś stacji czy gazecie, że i "aferze krzyżowej" poświęca dużo miejsca, skoro temat ten interesuje tak wiele osób. I rzeczywiście wszystko to działa na korzyść PO - teraz prawie wszystko może tej partii ujść na sucho. Co gorsza, myślę, że jeszcze nie osiągnęliśmy szczytu żenady w naszym życiu publicznym... Choć chwila ta jest bliska.
OdpowiedzUsuń