Impresje

Cytaty

Poniżej cytaty, które wydają mi się interesujące, a które wynotowałam parę lat temu. Zwykle nie chce mi się tego robić podczas lektury, ale może prowadzenie bloga mnie do tego zmobilizuje.


„…Jednak nie pada blask z owych płomieni,
Lecz raczej ciemność widoma, służąca
Tylko odkryciu żałosnych widoków,
Obszarów smutku i cieni bolesnych…”

„…Jakże
Jest tu inaczej, niż tam, skąd runęli!”

„…Cóż z tego,
Że z pola trzeba było zejść? Nie wszystko
Jeszcze stracone; wola nie skruszona,
Wieczna nienawiść, myśl o zemście, także
Śmiałość, co każe, by się nie poddawać
Nigdy i nigdy nie korzyć, na koniec
Nie dać się zdeptać.”

„Czy widzisz ową posępną równinę,
Dziką i martwą, ponure pustkowie,
Gdzie nie ma światła prócz migotu owych
sinych płomieni, bladych i straszliwych?”

„…Sądzę,
Że warto władać w piekle, bowiem lepiej
Być władcą w piekle niż sługą w Niebiosach.”

„…Tam, gdzie nie ma dóbr, o które
Można by walczyć, nie ma też i walki
Ani rozłamu…”

„…przez wiele
Przeszli już dolin mrocznych i posępnych,
Wiele okolic smutnych, wiele mroźnych,
Wiele ognistych gór, skał, pieczar, jezior,
Rozpadlisk, bagien, torfowisk, a wszystkie
Okrywał śmierci cień…”

„…Każdy ze stopni znaczenie tajemne
Miał…”

„…O ja nieszczęśliwy!
Bowiem gdziekolwiek zwrócę lot, tam wszędzie
Gniew nieskończony, nieskończona rozpacz!
Gdziekolwiek zwrócę lot, tam wszędzie piekło,
Sam jestem piekłem, a na dnie otchłani
Głębsza, ziejąca otchłań się otwiera,
Przy której piekło, gdzie cierpię jest Niebem.”

„…Aż powstał Księżyc w chmurnym majestacie
I wreszcie blask swój królewski odsłonił
Rozpościerając płaszcz srebrny nad mrokiem.”

„Ucz się, zbyt późno, że czasem nieliczni
Prawdę nam mówią, gdzie tysiące błądzą.”

„…Zbyt są wysoko nad tobą Niebiosa,
Abyś miał wiedzieć, co się w nich odbywa…”

„…nie jest wiedzą prawdziwą znajomość
Ogólna rzeczy odległych, zawiłych
I skrytych, ale o rzeczach tych wiedza,
Które odkryte przed nami są co dnia …”

„Oczy mi zamknął, lecz w duszy mej oczach
Zostawił małą szpareczkę otwartą
Dla wyobraźni.”

„Stój twardo, bowiem runiesz lub stać będziesz
Z własnej swej woli.”

„Czasem najlepszym towarzyszem bywa
Właśnie samotność.”

„Niechaj nikt odtąd nie chce poszukiwać
Zbytecznych swojej wierności dowodów,
Bowiem, gdy szczerz pragnie je odnaleźć,
Jest to dowodem, że już jest zachwiana.”

„Jeżeli dana opowieść nie mówi o słuchaczu, to nie będzie jej słuchał”

„Ludzie lubią, jak się czymś jest, o ile możności tym samym co oni.”

„Kiedy człowiek powiada, że nie chce o czymś mówić, zwykle to znaczy, że nie może myśleć o niczym innym.”

„Ale ponieważ nie wchodziło w grę żadne uczucie, zrobiłam tylko to, co uważałam za potrzebne i odmierzyłam z całą rozwagą dawki nierozwagi.”



„…uznawał tylko jeden rodzaj stosunków z otoczeniem: feudalizm.”

„Było to pytanie z gatunku idiotycznych. Służą one z reguły tylko temu, by zyskać na czasie.”

„Jest taki typ ludzi bezbronnych, których mężczyźni częstują papierosem, kelnerzy traktują jedną kolejką na rachunek firmy, a kobiety pragną natychmiast przygarnąć. A gdy wreszcie zdasz sobie sprawę, co się naprawdę dzieje, jest już za późno, by podjąć rzucone wyzwanie. On już znika daleko na horyzoncie, znacząc na rękojeści noża kolejne nacięcie.”

„Corso w specyficzny sposób sytuował się zawsze naprzeciw innych – dzięki czemu mógł obserwować otoczenie przez przekrzywione okularki i potakiwać powoli, z wyrazem jakiegoś racjonalnego i życzliwego powątpienia… Może dawał rozmówcy możliwość korekty stanowiska, nim będzie za późno.”

„Wszystkie te wpływy stały do mnie w kolejce. Gdy się urodziłem, one już czekały, by mnie kształtować i dlatego mówię o nich więcej niż o sobie.”

„W końcu nie można ocalić duszy i życia przez samo myślenie. Jeżeli jednak myślisz, najmniejszą z nagród pocieszenia stanowi świat.”

„Miałem swój własny system doradczy. Nie był niezawodny, za to przynajmniej potrafiłem znosić jego błędy.”

„Wszystko, czym się powodowałem, było mgliste, a zarazem nieustępliwe.”

„Uciekamy od rzeczy, które by można sobie wyobrazić jako nieskażone, i każdy demonstruje tę zawiedzioną nadzieję na własny sposób, jakby chcąc dowieść, że to, co pomieszane i skażone, musi zwyciężyć i zwycięży.”

„Zanim twierdzenie zostanie udowodnione, straci wiele ze swojego piękna.”

„Tak, tak, wiedziałem, że prawdzie należy się jakieś miejsce, tylko czy akurat tutaj?”

„Niektórym z nas trzeba dużo czasu na przekonanie się, jaka jest cena przebywania w świecie materialnym i z jakimi wiąże się to trwanie warunkami. Wszystko zależy od prędkości rozpuszczania się życiowych cukrów. Lecz kiedy się wreszcie rozpuszczą, rodzi się w ustach inny smak, wieszczący nowe, które przejawia się w mrocznym zdumieniu i wypełnia oczy. A tym nowym jest, że człowiek powstały w jakiś sposób z ogromu istnienia może każdej chwili do niego powrócić. Każdej, może już następnej.”

„No cóż, prawda nie mogła być na pewno tą korzyścią, którą mieliśmy wynieść z tego niespodziewanego spotkania.”

„Czyniąc wiele z sensem, ulegamy właśnie bezsensowi”.

"Czy sądzisz, że każdemu nowo poznanemu na tym zależy i przypatruje się tobie? Nie. A czy dbasz o to, aby komukolwiek miałoby na tym zależeć? Ani trochę. Bo i tak nikt nie może pokazać, czym jest, bez uczucia obnażania się i wstydu, i zaprzątnięty tą sprawą dbać nie może, musi zaś udawać silniejszego i lepszego od innych. Obłęd! Tymczasem nie czuje w sobie wcale siły, oszukuje i jest oszukiwany, polega na oszustwie, lecz wierzy obłędnie w siłę swej siły. I przez cały czas nie można dopuścić do głosu szczerości, aż w końcu nikt nie wie co jest prawdziwe. I właśnie taka zniekształcona, zdegradowana, mroczna jest ludzkość…zwyczajna ludzkość.
Lecz skoro wszyscy poruszają się tak umiejętnie i zdecydowanie w swoich mocnych zdecydowanych etui, czy może sobie pozwolić, czy może sobie pozwolić aby wykuśtykać między nich słaby i nieszczęsny, jak jakiś głupi stwór, roześmiany i nieszkodliwy? Nie, zaczynasz knuć w sercu swoją inność. Ponieważ świat zewnętrzny jest tak potężny, narzędzia tak ogromne i straszne, wyczyny tak doniosłe, myśli tak wielkie i budzące grozę, tworzysz kogoś, kto w tym świecie zdoła egzystować. Wymyślasz człowieka, który potrafi stawiać czoło straszliwym pozorom. Człowiek ten nie może zyskać sprawiedliwości ani jej oddać, ale może żyć. I to zwyczajna ludzkość właśnie czyni. Składa się z takich właśnie wynalazców i artystów, całych ich milionów, z których każdy na swój sposób usiłuje zwerbować innych do odegrania roli pomocniczej i podtrzymywania go w jego micie. Wielcy wodzowie i przywódcy werbują największą liczbę i właśnie na tym polega ich władza. Jedno wyobrażenie wysuwa się na czoło innych, by wieść pozostałe wmawiając, że jest autentyczne, z większą mocą niż inne, lub jeden głos nasilony do grzmotu rozbrzmiewa ponad inne. Potem ogromne zmyślenie, które jest być może zmyśleniem samego świata i natury, staje się światem rzeczywistym - z miastami, fabrykami, gmachami publicznymi, kolejami, armiami, tamami, więzieniami i filmami - staje się rzeczywistością. O to ludzkość toczy walkę: o zwerbowanie innych, aby uznali twoją wersję rzeczywistości. Wówczas nawet kwiaty i mech na kamieniach stają się mchem i kwiatami jednej wersji."

„Śmierć dyskredytuje. Sukces polega na przeżyciu. Głos martwych cichnie. Nie pozostaje po nich żadna pamięć.”

„-Czasami zastanawiam się - zauważyłem - czy ludzie, którzy pragną mówić prawdę, nie powinni najpierw się upewnić, czy potrafią się obronić.”

„Ludzie na ogół są pełni odrazy dla siebie wzajem i z trudem mogą na siebie patrzeć. Przeważnie chcą, aby ich zostawiono w spokoju. A bardziej niż złudzeń poszukują złudzeń, gdyż one są ich ostatnią wielką nadzieją, bo mogą wówczas powątpiewać, że to, co o sobie wiedzą jest prawdziwe.”

„Prawda jest tym prawdziwsza, im mniej ma wspólnego z ludzkimi potrzebami.”

„Jak życie przebiega poza sumieniami grzesznych, dobrze wychowanych ludzi. Dobre wychowanie nie dopuszcza do nich nawet świadomości tego, o czym myślą.”

„- Pan to zrozumie, gdy powiem, że zawsze starałem się być, czym jestem. Co za okropna sprawa. Bo co, jeśli to, czym jestem z natury, nie wystarcza? - Byłem bliski łez, kiedy to mówiłem.”

„Czy można narzucić życiu własne idee? Każdy by chciał być najbardziej pożądanym rodzajem człowieka.”

„Otóż przestrzeń wokół niektórych ludzi jest ich własną przestrzenią, toteż kiedy chce się do nich zbliżyć, wkracza się na ich własne terytorium i trzeba się zachowywać wobec nich tak, jak oni chcą, a wtedy człowiek stwierdza, że ich dominujące idee zadają im cierpienia być może większe niż cierpienia innych ludzi.”

„Chociaż jednak nie jestem najuczciwszym człowiekiem na świecie, nie lubię kłamać więcej niż przeciętne.”

„Gdyby nie miał idiotycznego przekonania, że przede wszystkim musi być szczęśliwy, nigdy by do tego nie doszło. Kto mu powiedział, że może żądać od życia aż tyle? Czy ktokolwiek ma do tego prawo? Takie prawo nie istnieje- oświadczyła.”

„Uwierz, że zjawisz się tu jutro, rozpoznawalna dla siebie samej.”

„Umrzeć, taka możliwość istnieje. Laura nagle zastanawia się, jak ona – jak ktokolwiek – może dokonać takiego wyboru. To szaleńczy pomysł, przyprawiający o zawrót głowy, nieco pozbawiony realnych kształtów, rodzi się w jej umyśle, nieśmiało, lecz wyraźnie, jak zakłócony głos dobiegający z odległej stacji radiowej. Mogłaby postanowić, że umrze. Zamiar dość abstrakcyjny, ulotny, choć nie tak bardzo patologiczny. W pokojach hotelowych ludzie robią takie rzeczy. To możliwe – być może nawet bardzo prawdopodobne – że ktoś zakończył woje życie właśnie tutaj, w tym pokoju, na tym łóżku. Ktoś powiedział: już wystarczy, ani kroku dalej; ktoś po raz ostatni spojrzał na te białe ściany, na gładki, biały sufit. Idąc do hotelu, teraz widzisz to wyraźnie, pozostawia się za sobą drobne cząstki swego życia i wkracza w strefę neutralną; wchodzi się do białego, czystego pokoju, gdzie umieranie wcale nie wydaje się takie niepojęte.
Mogłoby to być, myśli Laura, głęboko kojące; czułaby się taka wolna, mogąc zwyczajnie odejść. Powiedzieć im wszystkim: nie mogłam sobie poradzić, nie mieliście o tym pojęcia; nie chciałam już dalej próbować. Mogłoby, kontynuuje swą myśl, być w tym przerażające piękno jak w krainie wiecznej zmarzliny czy na pustyni o poranku. Mogłaby wejść w ten inny pejzaż; mogłaby zostawić ich wszystkich: swoje dziecko, męża, Kity, rodziców, wszystkich bez wyjątku – w tym skrzywdzonym świecie (który już nigdy nie będzie stanowił całości i nigdy nie będzie czysty), rozmawiających z sobą i odpowiadających każdemu, kto zapyta: „Myśleliśmy, że było jej dobrze, myśleliśmy, że jej smutki były zwyczajne. Nie mieliśmy o niczym pojęcia”.
Gładzi się po brzuchu. Nigdy. Wypowiada to słowo na głos w czystym, cichym pokoju: „Nigdy”. Kocha życie, kocha je beznadziejnie, przynajmniej w niektórych momentach; odebrałaby w ten sposób życie swemu synowi. Odebrałaby życie synowi i mężowi, i temu drugiemu dziecku, które dopiero się w niej kształtuje. Jak ktokolwiek z nich mógłby się otrząsnąć po takim przeżyciu? Niczego, co mogłaby zrobić jako żyjąca żona i matka, żadnego zaniedbania, napadu wściekłości czy depresji, nie można z tym porównać. Taki krok przyniósłby wyłącznie zło. Pozostawiłaby po sobie wyrwę w atmosferze, przez którą zostałoby wessane wszystko, co stworzyła: uporządkowane dni, rozświetlone okna, stół nakryty do kolacji.
Jednak jest zadowolona, zdając sobie sprawę z tego (w jakiś sposób nagle to zrozumiała), że można przestać żyć. Ten szeroki wachlarz ewentualnych rozwiązań, możliwość rozważania wszystkich wariantów, spośród których można wybierać, bez strachu i przebiegłości, daje w pewnym sensie poczucie komfortu.”

„Richard kiwa głową, ale się nie rusza. Jego wymizerowana głowa, którą spowiła pełnia dziennego światła, przypomina makietę geologiczną. Ciało, poorane bruzdami, całe w bliznach, jest wyżłobione niczym pustynny kamień.
- Nie wiem, czy potrafię temu sprostać. Rozumiesz. Przyjęciu, ceremonii a potem następnej godzinie, i następnej.
- Nie musisz iść na przyjęcie. Nie musisz iść na ceremonię. W ogóle nic nie musisz robić.
- Ale i tak pozostają godziny, prawda? Jedna, po niej druga, przechodzisz przez tę pierwszą, a zaraz, o Boże, jest następna. Jestem taki chory.”

„Żyjemy, robimy to, co robimy, potem kładziemy się spać – to takie proste i takie zwyczajne. Niektórzy wyskakują z okna, inni się topią czy zażywają zbyt dużo pigułek; znacznie więcej spośród nas ginie w wypadkach; a większość, zdecydowana, jest powolnie trawiona przez choroby lub, jeśli ma trochę szczęścia, tylko przez czas. Na pocieszenie pozostaje jedno: godzina w tym czy tamtym miejscu, kiedy nasze życie, na przekór wszystkim przeciwnościom i oczekiwaniom, otwiera się nagle przed nami, dając to, co zawsze istniało w naszej wyobraźni, chociaż wszyscy z wyjątkiem dzieci (a może nawet i one) zdajemy sobie sprawę z tego, ż po tych godzinach nieuchronnie nadejdą następne, znacznie bardziej ponure i trudne.”

Rozum ludzki nie odznacza się trzeźwym spojrzeniem, lecz podlega wpływom woli i uczuć; tak powstają nauki zbudowane wedle upodobań człowieka. Albowiem człowiek łatwiej wierzy w to, co wolałby, aby było prawdziwe. Stąd to pochodzi, że odrzuca rzeczy trudne, gdyż brak mu cierpliwości w prowadzeniu badań; rzeczy trzeźwe, ponieważ ograniczają nadzieję; głębie przyrody z powodu przesądów; światło doświadczenia, przez zarozumiałość i pychę, aby ktoś nie powiedział, że umysł jego zajmuje się rzeczami błahymi i przemijającymi; poglądy przeciwne pospolitemu mniemaniu, ze względu na opinię gminu. Niezliczone są wreszcie, a niekiedy nieuchwytne, sposoby, którymi uczucia zabarwiają i zarażają rozum.

Markiz dmuchnął na swe paznokcie i zaczął polerować je o klapy płaszcza.
— Zawsze uważałem — rzekł konfidencjonalnie — że przemoc to ostatnia deska ratunku ludzi niekompetentnych, a puste groźby są wyłączną domeną krańcowych nieudaczników.

Miliony marzą o nieśmiertelności, równocześnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić w deszczowe niedzielne popołudnie.

Świat jest teatrem, lecz role są źle dobrane.

Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość.

(...) wszystko to sprawiało, że miałem ochotę umrzeć, ale się powstrzymałem.

Człowiek - dopóki nie skończy dwudziestu pięciu lat - często myśli sobie, że gdyby nie splot okoliczności, to zostałby najbardziej zajebistym skurwysynem na świecie. Że też nie wpadłem na to - myśli - żeby przenieść się do klasztoru w Chinach i przez dziesięć lat uczyć się wytrwale wschodnich sztuk walki. Że też kolumbijscy baronowie narkotykowi - myśli dalej - nie wykończyli mojej rodziny, bo wtedy mógłbym przysiąc im zemstę, że też nie zapadłem na śmiertelną chorobę - marzy - i nie został mi rok życia, bo wtedy mógłbym poświęcić się zwalczaniu ulicznej przestępczości. Że też nie rzuciłem szkoły - konkluduje - i nie pielęgnowałem w sobie zajebistości...
Hiro też tak myślał, dopóki nie spotkał Kruka. W pewnym bardzo konkretnym sensie spotkanie z Krukiem pozbawiło go złudzeń. Teraz nie musi się martwić, że nie został najbardziej zajebistym skurwysynem na świecie. Ta rola jest już zajęta. Jej ukoronowaniem - tym, co stawia prawdziwe, mistrzowskie "zajebiste skurwysyństwo" poza zasięgiem maluczkich - jest posiadanie bomby wodorowej. Gdyby nie bomba wodorowa, człowiek wciąż mógłby aspirować do tego i owego. Może znalazłby jakąś piętę achillesową Kruka? Może coś by podpatrzył, gdzieś się wślizgnął, podrzucił świnię i wyciął numer? Ale nuklearny parasol Kruka stawia tytuł poza zasięgiem.
No i dobrze. Czasami wystarczy być małym skurwysynkiem. Znać swoje ograniczenia. Zadowalać się tym, co się ma.

Jednak kiedy idę, zatrzymują mnie w miejscu małe przeczucia tego, co będzie.

Ogromnie mi ulżyło na myśl, że wszechświat jest nareszcie poznawalny. Zaczynałem przypuszczać, że on to ja.

Big bang, czarne dziury i zupa pierwotna pojawiają się co wtorek w dziale naukowym "Timesa", na skutek czego moja pojmowanie ogólnej teorii względności i mechaniki kwantowej dorównuje pojmowaniu tych zagadnień przez Einsteina - ściślej: Einsteina Moomjy'ego, sprzedawcę dywanów. Jak mogłem nie wiedzieć, że we wszechświecie istnieją rzeczy rzędu "długości Plancka", liczące sobie jedną milionową jednej miliardowej części miliardowej części miliardowej części centymetra? Wyobraźcie sobie, jak trudno znaleźć takie maleństwo, kiedy upadnie na podłogę w ciemnej sali teatralnej.

Obudziłem się w piątek, a ponieważ wszechświat się rozszerza, znalezienie szlafroka zajęło mi więcej czasu niż zwykle.

Pytał:
- Bedziesz jeszcze? - (cios) - Bedziesz jeszcze ? - (cios) - Bedziesz? - (cios) - Bedziesz? - (cios) - Bedziesz jeszcze? - (cios).
I choć nie do końca byłem pewien, o co mu chodzi, o to, czy będę jeszcze, jak to mawiają rodzice do swych dzieci, "niegrzeczny" (co w jego wypadku oznaczało bycie niezupełnie absolutnie i niezbyt bezwarunkowo podległym), czy też może chodziło mu o to, czy w ogóle jeszcze będę - a wtedy, kiedy t e n ból się we mnie mościł, kiedy się rozmnażał i zadomawiał, niezmiennie byłem przekonany, że nie będę; że nie będę już wcale: jadł, pił, oddychał, istniał, żeby tylko przestał bić. Krzyczałem więc "Nie!" lub też czasem, kiedy miałem jeszcze siły na wymówienie dwóch słów, jednego po drugim, "Nie bede!", tak na wszelki wypadek nie chcąc go urazić poprawną dykcją.

- Czemuś go zbił?!
pytała matka, z czasem coraz głośniej, czas jej dodawał odwagi, lecz i ujmował nadziei, toteż beznadziejność biorąc za podstawowy doping , z czasem pytała coraz wyraźniej, już bez łez przełykanych, już bez drżenia w głosie, z przebiśniegami przekleństw, jeszcze pod nosem, na stronie, do siebie, potem już całkiem oficjalnie miotanych, potem już jedyną tarczę i rapier stanowiących.

Myślałem: kiedy to się dzieje, dlaczego tego nie można przyłapać, dlaczego dopiero z czasem się sobie uświadamia, że się dorosło? Domyśliłem się, że ta granica musi tkwić tam, gdzie nagle przestaje się tęsknie wyczekiwać przyszłości. Tej, w której już się będzie mężczyzną z wąsami, żoną i samochodem. Tej, w której będzie się mogło w uroczystości rodzinnej uczestniczyć z prawem do kieliszka. Tej, w której się w ogóle będzie już takim starszym, imponującym. [...] Słowem: gdy nagle się przestaje wyczekiwać przyszłości, bo już się dojrzeje do tego, żeby "im wszystkim pokazać". Ni stąd, ni zowąd za przeszłością tęsknić się zaczyna; a im odleglejsza, tym tęskni się bardziej, choćby i najgorsze to były wspomnienia, choćby i udokumentowane w młodzieńczym dzienniku jako czas udręki. Bo już się wie, że przeszłość to jedyne, czego nigdy nie będzie można dostąpić, kupić, przekupić, ubłagać, przeżyć ponownie. Bo się wie, że już się jest w tym wieku, do którego tęskniło się w młodości, ale nikomu niczego się nie pokazało. Wąs wyszedł z mody, na samochód nie stać, a żona niedoszła odeszła.

Kiedyś, jeszcze jako dziecko zapytałem ją, jak jest w piekle. Matka odpowiedziała mi wtedy zadziwiająco pewnie, jakby już tam była, jakby to była autopsja, a nie wyobrażenie:
- Synku, w piekle na powitanie pokazują ci wszystkie twoje niewykorzystane szanse, pokazują, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś we właściwym czasie wybrał właściwe wyjście. A potem pokazują ci wszystkie te chwile szczęścia, które straciłeś śpiąc, wiesz, synuś, że my przesypiamy połowę życia? I tym wszystkim śpiochom takim jak ty pokazuje się w piekle, co mogli w życiu osiągnąć, gdyby budzili się w porę.
- A potem? Mamusiu, co się dzieje potem, kiedy już to wszystko pokażą?
- Potem, synku, zostawiają cię samego z twoimi wyrzutami sumienia. Na całą wieczność. Nie ma już nic ai nikogo. Tylko ty i twoje wyrzuty sumienia...

...księżyc przesiewał przez listowie swój miękki blask...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.