Impresje

czwartek, 1 października 2015

KRONIKI TYGODNIOWE 1927-1931

Tytuł: Kroniki tygodniowe 1927-1931
Autor: Antoni Słonimski
Przedmowa: Roman Loth

Wydawnictwo LTW
ISBN: 83-88736-31-0
Stron: 366




Nie będę próbowała się wymądrzać (i tak by się nie udało); zamiast tego zacytuję fragment przedmowy profesora Romana Lotha:
   Obraz tamtych dni, przekazany nam w Kronikach, mimo że niepełny i subiektywny, jest nam przecież bliższy niż opis z podręczników historii, ze szkoły czy z oficjalnego studium uniwersyteckiego. Bliższy, bo oglądany z perspektywy historii aktualnie dziejącej się, z pozycji kronikarza, dla którego historia ta jest współczesnością, jeszcze bez ciągów dalszych. Bliższy również przez to, że jest zapisem emocjonalnym, emocjonalnym tak dalece, że czasem niesprawiedliwym w ocenach. Jest świadectwem uczuciowego zaangażowania autora w przemiany świata, dowodem poczucia współodpowiedzialności za dalszy ich bieg. To poczucie jest wartością samą w sobie i wartości tej nie przekreśla daremność dążeń. [s. IX]
Trafne. Współodpowiedzialność i zaangażowanie autora to najbardziej charakterystyczna cecha tych felietonów. Słonimski pisał równie bezkompromisowo jak Boy: ustosunkowywał się, krytykował, postulował, wykpiwał. "Zrzucił z ramion płaszcz Konrada", ale nie na rzecz obojętności czy abstrakcyjności - w felietonach koncentrował się nie na narodzie, ale na obywatelu. Nie zamierzał być wieszczem, pozostał artystą, humanistą, z zacięciem społecznikowskim. Oczywiście, nie w każdym tekście grzmiał przeciwko nierównościom społecznym czy cenzurze, ale jednak zza stolika w Ziemiańskiej i takie zjawiska dostrzegał.
Żadna wieś na świecie nie ma takich kontrastów jak wieś polska. Byłem już u niejednego magnata na wsi i widziałem te arrasy i brokaty w salonach i dziurawe nocniki w opłotkach. Jeżeli nie wierzycie, pojedźcie do Wilanowa albo do Jabłonny, do tych miejsc, które mówić mają o naszej kulturze, a które krzyczą o naszej nędzy. Wielki pałac wybudowany przez jakiegoś Włocha, parę obrazów namalowanych przez jakiegoś Holendra i o dwa kroki dalej kał ludzki wyprodukowany przez jakiegoś rodaka. [s 131]
W epoce rosnącego w siłę, wynaturzającego się nacjonalizmu Słonimski nad interes narodu i państwa przedkładał interes jednostki - jej prawo do bezpieczeństwa, edukacji, pracy, kultury. I do życia - był pacyfistą w kraju, w którym rządzili byli legioniści i szerzył się kult Piłsudskiego.
Niech nam nie mówi o pięknie maszerujących oddziałów. Sportowe piękno zdrowego ciała sprowadza się zbyt często w wojsku do nóg cuchnących i odparzonych, ten krok rytmiczny, buchający zdrowiem, prowadzi do ran, odbieranych i zadawanych, do ohydnego kalectwa zadanego bratnią ręką człowieka. [s. 51]
Doskonale to rozumiem. Mnie szczególnie denerwują popularne ostatnio "rekonstrukcje" "historyczne", w których dobrze odżywieni młodzi ludzie w schludnych mundurach i wyprasowanych białych koszulach udają bohaterów, tarzając się po wypielęgnowanej zieleni miejskiej. Podejrzewam, że gdyby rozpylano na takich pokazach np. woń przypominającą zapach rozkładających się pod gruzami ciał, szeregi "rekonstruktorów" i widzów znacznie by się przerzedziły. Widowisko zyskałoby na realizmie, ale wszak nie o realizm w nich chodzi, lecz o pielęgnowanie, a właściwie kreowanie "rzeczywistej pamięci historycznej".
Zamiłowanie i poszanowanie dla tradycji to rzecz czasem piękna, często szkodliwa. Tam, gdzie tradycja staje na drodze zdrowej reformy, szlachetnego nowatorstwa, przestaje być tradycją, a staje się przesądem. Tam, gdzie poszanowanie dla przeszłości staje się kultem prawdziwych wartości, tradycja godna jest czci równej wartościom, które ochrania. Żałosną jest tradycja, która ochrania głupstwa i burzy szlachetne pamiątki. [s. 66]
Otóż to. 

Doceniam zdrowy rozsądek autora, jego nonkonformizm i ironię. Podczas pobytu w Londynie w 1930 roku pisał na przykład:
   Tzw. życiem literackim w Londynie nie zajmuję się zupełnie. Nie składam wizyt pisarzom angielskim i nie robię wywiadów. Byłoby to zresztą dość trudne, bo Lechoń już tu był wszędzie i słowo "literat Polski" wywołuje popłoch. Niektórzy z pisarzy przechodzili Horzycę i są dopiero w okresie rekonwalescencji. [str. 211]
Słonimski lubił i potrafił krytykować (nie zawsze siląc się na obiektywizm, czego zresztą nie uważam za wadę), miał więc wielu oponentów. "O wyższy poziom wrogów módlmy się co rano" [s. 139]Pochodził z dawno zasymilowanej, już katolickiej i zasłużonej, ale z pochodzenia żydowskiej rodziny, co w tamtych czasach w wielu środowiskach nie było - oględnie mówiąc - atutem. Gdyby chociaż opowiedział się wyraźnie po jednej ze stron (Żydów albo antysemitów), miałby wrogów tylko w tej drugiej grupie.
I jeszcze raz dla świętego spokoju. Nie mam uprzedzeń ani narodowych, ani klasowych. Równie nie znoszę kołtunów i durniów wśród Żydów, jak i wśród Polaków czy Francuzów, zarówno wśród fabrykantów, jak i wśród proletariuszy. Są poza tym ludzie głupi, którym współczuję, i są tacy, którzy mnie drażnią. [s. 197]
Podręczniki do nauki religii żydowskiej w szkołach zjechał tak, jak mało kto (może poza "Nie") odważyłby się dzisiaj skrytykować katolickie. Być może w dwudziestoleciu w polskim prawie nie funkcjonowało pojęcie "obrazy uczuć religijnych", bo gdyby za to karano, to mógłby wyjść na wolność tylko w przypadku amnestii. Nie przeszkadzała mu religia jako taka, po prostu nie znosił ortodoksji i ciemnoty, bez względu na wyznanie.

Przypuszczam, że i Boy-Żeleński, i Słonimski podpisaliby się pod obywatelskim projektem ustawy, który zakłada, że nauczanie religii w szkołach nie powinno być finansowane z publicznych środków. Ja się podpisałam. Nikt się chyba nie łudzi, że ten pomysł wejdzie w życie w najbliższym czasie, ale uważam, że to dobrze, że mniejszość opowiadająca się za sekularyzacją państwa (czyli za normalnością i przestrzeganiem konstytucji) zaznaczyła swoją obecność. 

Wróćmy do "Kronik". Słonimski pisał o sprawach wtedy bieżących, a więc ulotnych, i o ludziach dziś już w większości zapomnianych, ale na szczęście to wydanie opatrzono przypisami - autorów opracowania i samego Słonimskiego, który przygotował swoje felietony do projektowanej w latach siedemdziesiątych edycji "Kronik", do której jednak nie doszło z powodów politycznych. Swoją drogą jestem bardzo ciekawa, co właściwie Słonimski sobie myślał, wracając po wojnie do Polski. 

Przede mną jeszcze dwa tomy "Kronik" z lat 1932-1935 i 1936-1939 - zapewne bardziej ponurych, więc ostrożnie będę sobie dawkować tę lekturę. Spodziewam się w nich znaleźć wiele fragmentów aktualnych i dzisiaj.


14 komentarzy:

  1. Jednak się skusiłaś na lekturę? Obaj z Boyem siebie warci, żałuję, że gdy się zaczytywałem w Boyu, Słonimski jeszcze nie był dostępny, miałbym dawno przeczytane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy tom przeczytałam już kilka tygodni temu temu, ale nie miałam czasu, żeby o tym napisać. Z noty wydawniczej dowiedziałam się, że "Kroniki" wydane były w 1956 roku, ale był to tylko wybór tekstów, w dodatku ocenzurowanych. Nowe wydanie można teraz kupić całkiem tanio na Allegro, dwa tomy kupiłam w Dedalusie. Warto do Boya czy Słonimskiego wracać, chociaż przy tej okazji dochodzi się do smutnej konstatacji, że mimo upływu lat, pewnych rzeczy nie da się zmienić.

      Usuń
    2. Nie przyszło mi do głowy w liceum, żeby szukać Słonimskiego. A nowe wydanie mam, a jakże, i sobie czasem kartkuję z uciechą.

      Usuń
    3. Ach, w liceum! W liceum to ja czytałam to, co było w bibliotekach w moim niedużym mieście, więc klasykę plus różne przypadkowe czasem tytuły. Nie można było chodzić między regałami, tylko grzebało się w szufladkach katalogu. Nawet kiedy wygrzebałam coś potencjalnie ciekawego, to najczęściej było wypożyczone. Teraz mogę bardziej świadomie wybierać sobie lektury i bardzo się z tego cieszę:).

      Mam przed sobą mój podręcznik do polskiego dotyczący okresu dwudziestolecia (wtedy - trzecia klasa) - najciekawszych informacji o ówczesnych twórcach tam po prostu nie ma. OK, może nie najciekawszych, ale takich, które młodzieży ukazałyby ich jako ludzi z krwi i kości, a nie tylko zmurszałych autorów wierszy, które trzeba przeczytać i, co gorsza, zinterpretować. O Słonimskim kilka akapitów, o jego "Kronikach" ani słowa. Nuda. A przecież można było przytoczyć jakiś felieton albo "Alfabet wspomnień", który niedawno cytowałeś, i od razu zrobiłoby się mniej drętwo, inaczej człowiek spojrzałby na tę poezję...

      Usuń
    4. Zjadło mi taki piękny komentarz:(
      Ja wyczytywałem osiedlową bibliotekę, tam był Boy, na Słonimskiego nie wpadłem. Ale wystarczyło, żeby mi oczy otworzyć na parę spraw.
      W podręczniku Słonimski figurował jako poeta, a szkoda. Nasz polonista niestety żadnych smaczków z nim związanych nie wygrzebał. Tyle dobrego, że kiedyś konspiracyjnym szeptem napomknął o kochankach Mickiewicza :P

      Usuń
    5. Przed wysłaniem dłuższego komentarza na swoim czy cudzym blogu robię kopię, bo też mnie kiedyś spotkała podobna przygoda i też było mi przykro, że cały mój intelektualny wysiłek poszedł na marne:(.

      Gdybym ja trafiła na Boya w liceum, to być może też oczy otworzyłyby mi się trochę wcześniej. Dobrze, że chociaż "Ferdydurke" przerabialiśmy. Nasza polonistka, jeśli sądzić po jej minie, nudziła się na lekcjach chyba jeszcze bardziej niż my, o żadnych smaczkach mowy nie było:(.
      Teraz może być nawet gorzej - wyobrażam sobie, że nauczyciel, który zacytowałby dzieciakom "Piekło kobiet" albo "Naszych okupantów", mógłby trafić na dywanik u proboszcza i na pierwsze strony lokalnej prasy - za obrażanie uczuć religijnych, genderyzm i próbę deprawacji niewinnej młodzieży, która całą potrzebną wiedzę może przecież znaleźć w encyklikach...

      Usuń
    6. Też zwykle kopiuje, tym razem uwierzyłem w stabilność internetu.
      U nas nawet Ferdydurke nie zasiało intelektualnego fermentu. A co do Boya - to możesz mieć rację, niestety.

      Usuń
    7. Gombrowicz wywarł wtedy na mnie bardzo duże wrażenie, ale nie sądzę, żeby to dotyczyło większości mojej klasy:). Od jakiegoś czasu noszę się zresztą z zamiarem ponownego przeczytania "Ferdydurke" - teraz, kiedy jestem już starsza niż Józio, i kiedy mam tyle lat, co autor w chwili publikacji tego utworu. Ależ ten czas leci...

      Usuń
    8. Mnie nie zafascynował, a wrażenie dodatkowo zepsuł był film Skolimowskiego, który wtedy grali w kinach. Ale powtórkę bym zaliczył, żeby porównać wrażenia.

      Usuń
    9. Filmu nie widziałam, okazuje się, że może to i dobrze:). Na mnie wrażenie zrobiła nie tyle literacka forma, ile wnioski z lektury, które wtedy wyciągnęłam. Musiałam się zastanowić, na ile to kim jestem, zależy od mojej interakcji z innymi ludźmi, od tego, jak mnie postrzegają, jak chcę być postrzegana, a skoro zależy tak dużo, to czy jest we mnie coś poza tym. Nawet wypracowanie o tym napisałam:).

      Usuń
    10. Trochę to przerażające, ale nic nie pamiętam, o tematach wypracowań nie wspominając:) No ale ja szybko zapominam nawet książki, które zrobiły na mnie wrażenie.

      Usuń
    11. Ja też zapominam i dlatego właśnie od ponad sześciu lat mam ten blog, żeby coś więcej mi z tych przeczytanych książek zostawało. Owszem, zastanawiałam się kilka razy, czy wciąż tu pisać, czy może dać sobie spokój, ale nadal czasem mi się chce:). To też forma samoobrony wobec wszechobecnego niechlujstwa językowego. Wiem, że i ja popełniam błędy, ale mam nadzieję, że nie aż tak rażące. Żeby ich unikać, sięgam do słowników itd., czego wiele osób publicznych najwyraźniej nie robi.

      Z "Ferdydurke" wszyscy pewnie pamiętają - również dzięki filmowi (ten jego fragment akurat skądś kojarzę) - scenę o Słowackim, który nie zachwyca, bo to i zabawne, i zrozumiałe, a przecież książka jest jednak o czymś innym. Może nadszedł czas, żeby znowu się z nią zmierzyć...

      Usuń
    12. Gdybym nie zapisywał, to w ogóle czarna dziura... Chwile zniechęcenia są normalne, w końcu blogerem książkowym jest się po godzinach i można nie mieć wtedy ochoty na nic :)
      Nawet scenę ze Słowackim ledwo pamiętam. Tak, zdecydowanie chyba czas na powtórkę.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.