Impresje

środa, 3 listopada 2010

W KOMNATACH WOLF HALL

Tytuł: W komnatach Wolf Hall (Wolf Hall)
Autorka: Hilary Mantel
Tłumaczenie: Urszula Gardner
Pierwsze wydanie: 2009

Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-7508-272-2
Stron: 656

Ocena: 4/5


Właściwie raczej rzadko kupuję nowości. Wolę nabywać książki sprawdzone, przeczytane, do których będę jeszcze wracać. Czasami jednak recenzje są tak entuzjastyczne albo tematyka tak ciekawa, że nie mogę się powstrzymać. Nie kupiłam "W komnatach Wolf Hall" dlatego, że Hilary Mantel otrzymała za tę książkę Nagrodę Bookera. Musiałam ją mieć, bo traktuje, między innymi, o Tudorach, w dodatku widzianych oczyma Tomasza Cromwella. Owa postać często występuje na kartach powieści i naukowych książek traktujących o Henryku VIII; zwykle właśnie "załatwia" coś dla kardynała Wolseya albo (później) dla samego króla, brudzi sobie ręce w ich zastępstwie (choć oczywiście nie za darmo). Cromwell nie cieszył się dobrą opinią ani u jemu współczesnych, ani u historyków, ani u dramaturgów, powieściopisarzy i scenarzystów. Tym bardziej byłam ciekawa jak wyobraziła go sobie Hilary Mantel.

***

Akcja powieści rozpoczyna się w 1500 roku w Putney, które wówczas (pół tysiąca lat temu!!!) było cieszącą się wątpliwą sławą miejscowością niedaleko Londynu. Walter Cromwell, kowal, piwowar, pijak i awanturnik, właśnie leje swojego niespełna piętnastoletniego syna czym popadnie, do krwi i do nieprzytomności. Nie zdarza się to po raz pierwszy i, jak przypuszcza Tomasz, nie po raz ostatni, toteż przy pomocy siostry i szwagra postanawia opuścić Anglię. Jest inteligentny, potrafi czytać i pisać, umie i lubi się bić. Z tym kapitałem wyrusza na kontynent.

Do Anglii wraca po kilkunastu latach, ale nikt nigdy nie będzie w stanie tak do końca dociec, co właściwie porabiał przez cały ten okres. Oczywiście Cromwell uchyla od czasu do czasu rąbka tajemnicy, wspomina, że był żołnierzem, zaopatrzeniowcem w armii, handlował tkaninami, pracował dla bankierów z północnych Włoch. Ale napomyka o tym jakby mimochodem i trudno powiedzieć, czy do końca serio, co jeszcze dodatkowo wzbudza zainteresowanie jego osobą, a nawet coś jakby strach.

Wżenia się w rodzinę handlarza wełną, uczy się prawa i kolejnych języków obcych, ale momentem zwrotnym w jego życiu jest zaczepienie się w służbie u kardynała Wolseya. Staje się prawą ręką swojego pryncypała i pozostaje wobec niego lojalny nawet wtedy, gdy Wolsey popada w królewską niełaskę, ponieważ nie rozwiódł Henryka VIII z Katarzyną Aragońską.

Po śmierci kardynała otwierają się przed nim nowe perspektywy - uchodzi za człowieka, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, a ktoś taki przydaje się na dworze. Wkrótce król nie może się już obyć bez Cromwella, z jego usług korzysta również arystokracja, która jednocześnie mniej lub bardziej otwarcie pogardza synem kowala.

Opowieść kończy się w punkcie przełomowym dla Cromwella, dla Henryka VIII, dla angielskiego kościoła. Cromwell jest u szczytu swojej kariery, Henryk umacnia swoją władzę i oczekuje narodzin syna, wkrótce nastąpi kasata klasztorów i grabienie majątku kościoła.

***   ***   ***

Thomas Cromwell, obraz Hansa Holbeina
Większość tych informacji można znaleźć w podręcznikach do historii, natomiast powieść Hilary Mantel oferuje coś więcej - możliwość zajrzenia do domu, umysłu i serca jednej z najinteligentniejszych i najoryginalniejszych postaci na dworze Tudorów, człowieka (włoskiego) renesansu. Nie czytałam żadnej biografii Cromwella (nie wiem, czy w ogóle ukazała się jakaś po polsku), więc trudno mi było w niektórych momentach ocenić, czy autorka opiera się na bibliografii czy konfabuluje. W powieści Cromwell jest nie tylko świetnym prawnikiem, znakomitym biznesmenem i organizatorem, ale również kochającym mężem i ojcem, człowiekiem uczynnym i szczodrym, a także przenikliwym obserwatorem i niezłym psychologiem. O ile jego opinia o większości postaci historycznych jest zgodna z opiniami historyków, o tyle w nieco innym świetle niż to jest zwykle przyjęte widzi Tomasza Morusa i Joannę Seymour. Morus, który został prawnikiem na życzenie swego ojca, uchodzi w oczach Cromwella za niespełnionego księdza i małostkowego fanatyka, który zawiedzione nadzieje odreagowuje torturując i paląc na stosach heretyków. Z kolei Joanna Seymour wydaje mu się ponętną i całkiem rezolutną kobietą, która na polecenie rodziny szpieguje kolejne królowe, dopóki sama nie zostanie jedną z nich.

Hilary Mantel skupia się na relacjach Cromwella z innymi ludźmi, nie opisuje natomiast zbyt szczegółowo (na co trochę liczyłam) jego działalności prawniczej, politycznej czy handlowej, właściwie tylko je sygnalizuje i chyba dlatego wydaje się, że autorka trochę "wybieliła" jego postać. Może chciała mu w ten sposób zrekompensować wieki oczerniania? Wydaje mi się, że w zapowiadanej kontynuacji pt. "The Mirror and the Light" tego rodzaju detali będzie musiało być więcej. Niecierpliwie czekam na relację uwięzionego Cromwella.

Książka ma specyficzną formę narracji: trzecia osoba liczby pojedynczej (on, Cromwell) i czas teraźniejszy, co jest trochę kłopotliwe, zwłaszcza na początku. Chwilami trudno mi było się zorientować, która postać co mówi i musiałam domyślać się na podstawie kontekstu. Weźmy taki dialog:
William Brereton, szmatkowy króla, również uczestniczy w uroczystości.
- Naprawdę tu jesteś? - zwraca się do niego z pytaniem. - Czy może jesteś gdzie indziej? Macie w zwyczaju twierdzić, że posiedliście zdolność bilokacji wzorem świętych mężów.
Brereton mierzy go twardym wzrokiem.
- Posyłałeś listy do Chesteru.
- W królewskich sprawach. Jakżebym mógł odmówić?
Muszą szeptać, gdyż Rowland właśnie złącza dłonie oblubieńców.
- Powiem to tylko raz. Trzymaj się z daleka od spraw mojej rodziny. Albo ucierpisz bardziej, niż jesteś zdolny sobie wyobrazić, Cromwell. [str. 435]
Kto wypowiada poszczególne kwestie? (Oczywiście w przypadku ostatniej nie ma wątpliwości). No cóż, trzeba tylko przypomnieć sobie dialog ze strony 326 i wszystko będzie jasne: konwersację zaczyna Cromwell. Choć teoretycznie mogłoby przecież być odwrotnie.

Wspomniałam też o czasie teraźniejszym. Bez względu na to, czy akcja dzieje się w roku 1500 czy w 1536, czy chodzi o bieżące wydarzenia, czy o jakąś scenę sprzed lat, która akurat  przypomniała się Cromwellowi, wszystko opisywane jest w czasie teraźniejszym. Trzeba się trochę skupić, żeby się w tym nie pogubić. 

Taka forma narracji sprawiła, że trudno mi się było "wdrożyć" w tę książkę. Ale może złożyły się na to okoliczności - początkowo podczytywałam "Wolf Hall" w trakcie podróży busem (a zawsze jestem wtedy senna), w poczekalni u lekarza, generalnie - w międzyczasie. Kiedy wreszcie wyłożyłam się z tą książką wygodnie na łóżku, szło mi już dużo lepiej. Wczoraj zaczęłam czytać jeszcze raz i ani się obejrzałam, a już byłam na dwusetnej stronie. Teraz już wiem, że lektura tej powieści, zwłaszcza na początku, wymaga dużego skupienia, nie można tego robić w biegu. Dotyczy to również, a może przede wszystkim, osób, które o Henryku VIII wiedzą tylko, że miał sześć żon i zerwał z Rzymem. Na początku książki znajduje się Spis Postaci z krótkimi wyjaśnieniami, kto jest kim, a także drzewa genealogiczne Tudorów i pretendentów do korony z rodu Yorków. Jedno i drugie może być pomocne, ale zupełnym laikom niewiele powie. Myślę, że warto przed lekturą albo przed ponowną lekturą "Wolf Hall" przeczytać jakąś biografię Henryka VIII i coś na temat Wojny Dwóch Róż

Trudno mi ocenić tłumaczenie, bo czytałam tylko pierwsze akapity oryginału. Nie zauważyłam jakichś większych odstępstw, poza tym może, że w jednym miejscu "węgorza" zastąpiono "wężem". Gdybym była korektorką, wygładziłabym jeszcze kilka zdań, które przełożono jakby zbyt dosłownie. 
Zastanowiła mnie jedna rzecz: część imion przetłumaczono, a inne nie. I tak mamy Tomasza Cromwella, Tomasza Morusa i Thomasa Wolseya. Henryka VIII i Henry'ego Percy'ego. Joannę Seymour i Jane Parker (lady Rochford). Ta maniera występuje też w wielu książkach historycznych o tej epoce, przyjęło się chyba, że tłumaczy się tylko imiona głównych postaci, myślę jednak, że w powieści powinno być inaczej (przynajmniej tam, gdzie istnieją polskie odpowiedniki).
I jeszcze jedno: pierwszy raz spotykam się z odmianą "w Hatfieldzie", zamiast w "Hatfield".

Tytułowy "Wolf Hall" to nawiązanie do nazwy siedziby rodu Seymourów (Wulfhall) i, jak wyczytałam w Wikipedii, do łacińskiej maksymy głoszącej, że człowiek człowiekowi wilkiem. Być może to drugie odwołanie jest nawet bardziej trafne, bo idealnie opisuje stosunki międzyludzkie na dworze Henryka VIII: nieustanne walki stronnictw i rodów, starej arystokracji i nowych technokratów, gdzie każdy chwyt był dozwolony, sojusze - chwilowe, zaufany przyjaciel następnego dnia mógł cię zdradzić, a wśród twoich sług wróg na pewno umieścił swoich szpiegów. Cromwell czuł się tam jak ryba w wodzie i chyba nie był dużo gorszym człowiekiem niż reszta dworaków.

***

Ta książka nie jest arcydziełem, nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia, ani nawet mnie nie zachwyciła, ale spodobała mi się i należy jej się, moim zdaniem, solidna czwórka. Z pewnością będę jeszcze do niej wracać. Dla osób zainteresowanych epoką Tudorów jest to pozycja obowiązkowa, dla innych - dobra lektura na długie zimowe wieczory. Polecam.

***   ***   ***

"Wolf Hall" nie tylko Cromwellem stoi. Spodobała mi się zwłaszcza postać (trzeciego) księcia Norfolk, czyli Thomasa Howarda, wuja Anny Boleyn i Katarzyny Howard.

Thomas Howard, obraz Hansa Holbeina
Książę zbliża się do sześćdziesiątki, lecz jego wygląd zaprzecza kalendarzowi. Twarz ma gładką niczym posąg, z przenikliwymi oczyma, sylwetkę wysmukłą niczym długa kość, obejście zimne jak ostrze topora; jego stawy zdają się połączone elastycznym łańcuchem i w rzeczy samej jakby brzęczy, kiedy się porusza, gdyż w fałdach odzienia ma poukrywane relikwie: w miniaturowych wysadzanych klejnotami puzderkach trzyma skrawki skóry i kosmyki włosów, a w medalionach zawieszonych na szyi nosi odłamki kości świętych. "Matko jedyna!" - wykrzykuje w charakterze przekleństwa, i jeszcze: - "A niech mnie wszyscy święci!" - a czasami wyciąga jeden z medalionów bądź uroków pozawieszanych u jego osoby i całuje z ferworem, wzywając tego czy innego błogosławionego lub męczennika, aby opanował emocje, które wzięły nad nim górę. "Święty Judo, obdarz mnie cierpliwością!" - bywa, że woła; zapewne myli go z Hiobem, o którym usłyszał, będąc małym chłopcem, od swego pierwszego księdza. Z trudem przychodzi wyobrazić sobie księcia jako małego chłopca, a także jako młodszego i innego od swej obecnej postaci. Uważa, że Biblia nie jest do niczego potrzeba laikom, choć zgadza się, że księża mają z niej jakiś pożytek. W jego mniemaniu czytanie jakichkolwiek ksiąg to fanaberia i żałuje, że nie ma ich mniej na królewskim dworze. Jego siostrzenica, Anna Boleyn, wiecznie coś czyta, nie dziwota więc, że panną mimo dwudziestu ośmiu wiosen. Nie potrafi zrozumieć, czemu miałby samodzielnie pisać swoje listy; przecież od tego są pisarczykowie. [str. 176-177]
Nawiasem mówiąc Henryk VIII również wyjątkowo nie lubił pisać listów i robił to tylko w ostateczności. O jego przywiązaniu do Anny świadczyło m.in. to, że dla niej się poświęcał i od czasu do czasu coś własnoręcznie naskrobał.

***   ***   ***

Ciekawe kiedy nauczę się wreszcie wyrażać swoją opinię w kilku zdaniach. Czy zna ktoś może jakiś lek na wodolejstwo?

***

Dziś dostałam kurierem wejściówki na Targi Książki! Zupełnie mnie to zaskoczyło, bo zapomniałam już, że brałam udział w jakimś konkursie na interia.pl ;).

6 komentarzy:

  1. O, gratuluję - sama się wybieram, ale zakup biletu mam dopiero w planach.

    Co do książki... Mnie akurat takie klimaty średnio podchodzą i mam podobne odczucia, co do nowości - rzadko sięgam po coś niesprawdzonego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli nie lubi się opasłych powieści historycznych, to rzeczywiście nie ma co sięgać po tę książkę. Wszystkim innym polecam:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Przed laty, zanim zamknięto mnie w wieży fantasy, też zaczytywałem się w opasłych powieściach historycznych. Niestety wówczas głównym źródłem książek były dla mnie biblioteki, a tam poza polską klasyką trudno było odnaleźć coś innego, więc w czasach podstawówka/liceum zaliczyłem zadziwiającą ilość polskich powieści historycznych z XIX wieku. Muszę przyznać, że czytając kolejnego, znakomitego, bo znakomitego, Lindqvista trochę jednak tęsknie za tamtym czasem, kiedy miałem po prostu czas i zapał do czytania tych opasłych cegieł o minionych czasach. Ostatnią taką książkę była chyba Czarodziejka z Florencji Rushdiego - powieść (notabene) GENIALNA.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. "Zamknięto"? Nie wierzę;). Czy nie wybierasz sobie swoich lektur sam?

    Wiesz, ja nie mogłabym się ograniczyć tylko do jednego gatunku, np. do fantasy czy do powieści historycznych. Nie chcę przez to powiedzieć, że mam jakoś szczególnie zdywersyfikowane potrzeby czytelnicze. Tak nie jest. Niektóre rejony literatury mniej lub bardziej świadomie omijam (np. wszystko z Toskanią albo gotowaniem w tytule). Może kiedyś Ci się odmieni i na fantasy nie spojrzysz przez dekadę;).

    Nie czytałam "Czarodziejki z Florencji". Zaczęłam kiedyś, lata temu, "Szatańskie wersety" i jakoś mi nie podeszły. Może za bardzo nastawiłam się na skandaliczność, której jednak tam nie odnalazłam:).
    W każdym razie zapamiętam ten tytuł i pewnie kiedyś sięgnę.

    Również pozdrawiam:).

    OdpowiedzUsuń
  5. The Mirror and the Light bedzie trzecia czescia. Przed nia bedzie (w tym roku) Bring Up the Bodies

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za informację. "Bring up the Bodies" ma, zdaje się, traktować o upadku Anne Boleyn, więc czytać będę, mam nadzieję, z jeszcze większą przyjemnością, bo to i owo na ten temat już wiem:).

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.