Dzisiaj nie na temat książek, więc przynajmniej zacznę i zakończę cytatem z literatury. Fragment "Imienia róży" Umerto Eco (tł. Adam Szymanowski, Kolekcja Gazety Wyborczej, str. 421 i 423, pogrubienia - moje)
— Patrzcie — powiedział [Mikołaj, przyp. Elenoir] — oto ostrze włóczni, która przebiła bok Zbawiciela!
Chodziło o złotą, opatrzoną kryształowym wieczkiem szkatułkę, w której na purpurowej poduszeczce spoczywał trójkątny kawałek żelaza, strawionego już przez rdzę, lecz doprowadzonego do żywego splendoru przez długie działanie oliwy i wosku. Ale to jeszcze nic. W innej szkatule, tym razem ze srebra wysadzanego ametystem i mającej przezroczyste wieczko, zobaczyłem kawałek czcigodnego drewna ze świętego krzyża, dostarczony do opactwa przez samą królową Helenę, matkę cesarza Konstantyna, udała się bowiem w pielgrzymce do świętych miejsc, dobyła na powierzchnię ziemi wzgórze Golgoty i święty grób, a potem zbudowała tam katedrę.Następnie Mikołaj pokazał nam inne rzeczy i nie o wszystkich umiałbym powiedzieć, a to z przyczyny ich ilości i rzadkości. Był tam, w relikwiarzu całkowicie wykonanym z akwamaryny, gwóźdź z krzyża. Był, w ampułce spoczywającej na podłożu z małych zwiędłych róż, kawałek korony cierniowej, a w innej szkatułce, tak samo na całunie zeschłych kwiatów, pożółkły strzęp obrusa do Ostatniej Wieczerzy. A dalej sakiewka świętego Mateusza, ze srebrnych ogniwek; i w walcu przewiązanym fioletową wstążką, wystrzępioną od upływu czasu i zapieczętowaną złotem, kość z ramienia świętej Anny. I ujrzałem, cud nad cudy, pod szklanym dzwonem i na czerwonej poduszeczce wyszytej perłami — cząstkę żłóbka z Betlejem i piędź purpurowej sukni świętego Jana Ewangelisty, dwa spośród łańcuchów, które ściskały w kostce nogi apostoła Piotra w Rzymie, czaszkę świętego Wojciecha, miecz świętego Stefana, piszczel świętej Małgorzaty, palec świętego Wita, żebro świętej Zofii, podbródek świętego Eobana, górną część łopatki świętego Chryzostoma, pierścionek zaręczynowy świętego Józefa, ząb Jana Chrzciciela, rózgę Mojżesza, rozdartą i zetlałą koronkę z sukni ślubnej Maryi Panny. (...)
— (...) A ty nie zachwycaj się za bardzo tymi relikwiarzami. Wiele innych kawałków krzyża widziałem w różnych kościołach. Gdyby wszystkie były prawdziwe, Pan Nasz nie byłby umęczony na dwóch skrzyżowanych belkach, ale na całym lesie.
— Mistrzu! — wykrzyknąłem zgorszony.
— Tak to jest, Adso. A są skarbce jeszcze bogatsze. Dawno już temu w katedrze w Kolonii widziałem czaszkę dwunastoletniego Jana Chrzciciela.
— Naprawdę? — wykrzyknąłem w podziwie. Potem ogarnęło mnie powątpiewanie. — Ależ Chrzciciel został zabity w wieku bardziej posuniętym!
— Tamta czaszka musi być w jakimś innym skarbcu — rzekł Wilhelm z poważną twarzą.
Nigdy nie rozumiałem, kiedy żartuje. (...)
***
Ja, jak zapewne większość z Was, żart Wilhelma rozumiem doskonale, dziwię się natomiast, że kult relikwii przetrwał do naszych czasów. Naturalnie nie jest tak intensywny jak dawniej, kiedy od posiadania jakiejś kości zależało być albo nie być klasztoru czy katedry, niemniej jednak...
Od beatyfikacji minął niespełna rok, w tym czasie o relikwie ks. Jerzego zamordowanego 26 lat temu przez bezpiekę postarało się 200 kościołów. Są w kościele na nowojorskim Brooklynie, gdzie modli się wielu Polaków, a także w sanktuarium w Doylestown (USA) zwanym amerykańską Częstochową. - O relikwie proszą kościoły np. na Filipinach, w Meksyku, Kongu, Kazachstanie, na Sri Lance, w Wietnamie. Poza tym oczywiście Włochy, Niemcy - wylicza kanclerz kurii warszawskiej ks. Grzegorz Kalwarczyk. [źródło: wyborcza.pl]
Ta właśnie informacja skłoniła mnie do napisania tego tekstu.
Nie wiem, w jakim stanie mogą być zwłoki po 26 latach rozkładu, przypuszczam, że w nie najlepszym. Niemniej jednak jakoś się te szczątki wydobywa, dzieli na drobne części, odrywa, piłuje albo przecina kości, może resztki ubrania, skóry albo mięśni... Ohyda. (Gdyby coś takiego zrobił zwykły człowiek, to byłoby to bezczeszczenie zwłok. Groziłoby mu do dwóch lat więzienia oraz społeczny ostracyzm).
Potem oprawia się te resztki w piękne, drogie relikwiarze i wystawia w kościołach, żeby "wierni" mogli kultywować zwyczaje, właściwsze raczej dla jakichś prymitywnych plemion odciętych od wiedzy i nauki hektarami dżungli, niż dla Europejczyków w XXI wieku. To nonsens, zabobon i przejaw najciemniejszej ciemnoty.
Przecież nawet jeśli ktoś wyznaje kult świętych, za pośrednictwem których można prosić o jakieś łaski Boga, to zamiast klękać przed jakimś piszczelem (którego autentyczność często wcale nie jest pewna), można przecież pomodlić się do świętego w domu, wychodzi chyba na to samo. Teoretycznie, a w praktyce - żyjemy w kraju, w którym ludzie modlą się do nawet do zacieków na drzewach czy na ścianach...
Do miejsc, w których relikwie są przechowywane, pielgrzymuje nadal sporo ludzi - mieszkańcy i kościół osiągają z biznesu pielgrzymkowego niezły dochód, przypuszczam więc, że żadnych zmian oczekiwać nie należy.
Nie wiem, czy istnieje jakaś religia, która opiera się tylko i wyłącznie na wierze. Ludzie na ogół potrzebują znaku. Materialnego. Ewangelia wydaje się jakby bardziej prawdziwa, z chwilą gdy możemy sobie obejrzeć koronę cierniową czy kawałek krzyża. Jakby.
Może ktoś teologicznie zaawansowany wyjaśni mi pewną sprzeczność: kościół naucza, że człowiek jest prochem i w proch się obróci, a z drugiej strony pozwala (bo oficjalnie niby do tego nie wzywa) na celebrowanie ludzkich szczątków.
***
Pozwolę sobie jeszcze zacytować fragment "Krzyżaków" Sienkiewicza, rozmowa Zbyszka i Sanderusa (podkreślenia - moje).
- Jakież to masz towary święte?
- Takie, że się i mówić o nich z nakrytą głową nie godzi, ale tym razem, mając gotowe odpusty, daję wam, panie, pozwolenie nie zrzucać kaptura, gdyż wiatr dmie znowu. Kupicie za to odpuścik na popasie i grzech nie będzie wam policzon. Czego ja nie mam! Mam kopyto osiołka, na którym odbyła się ucieczka do Egiptu, które znalezione było koło piramid. Król aragoński dawał mi za nie pięćdziesiąt dukatów dobrym złotem. Mam pióro ze skrzydeł archanioła Gabriela, które podczas Zwiastowania uronił; mam dwie głowy przepiórek zesłanych Izraelitom na puszczy; mam olej, w którym poganie świętego Jana chcieli usmażyć - i szczebel z drabiny, o której się śniło Jakubowi - i łzy Marii Egipcjanki, i nieco rdzy z kluczów świętego Piotra... Ale wszystkiego wymienić nie zdołam, dlatego żem przemarzł, a twój giermek, panie, nie chciał mi dać wina, a po wtóre dlatego, że do wieczora bym nie skończył.
- Wielkie są te relikwie, jeśli prawdziwe! - rzekł Zbyszko.
- Jeśli prawdziwe? Weź, panie, dzidę z rąk pachołka i nadstaw, bo diabeł jest w pobliżu, który ci takie myśli poddaje. Trzymaj go, panie, na długość kopii. A nie chcesz-li nieszczęścia na się sprowadzić, to kup u mnie odpust za ten grzech - inaczej w trzech niedzielach umrze ci ktoś, kogo najwięcej na świecie miłujesz. [źródło: Polska Biblioteka Internetowa]
Elenoir, mocno upraszczasz pewne sprawy i rozumiem, że to jest Twoja ocena, ale sama na pewno wiesz... rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana (ot, choćby spójrz na to, co się dzieje w Świebodzinie) :-) Ja ze swojej strony polecam lekturę Hołowni. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że w tym wszystkim idealizujesz samą wiarę :-)
OdpowiedzUsuńJa w swojej osobistej praktyce wiary kultu relikwii nie potrzebuję, ale uważam, że naśmiewanie się z niego to trochę pójście na łatwiznę. Tak łatwo jest z tego zaszydzić - czego przykładem zacytowane przez Ciebie powieści. Tyle, że w praktyce ten kult wygląda trochę inaczej. Także w poprzednich stuleciach tych "wynaturzeń kultu" nie było aż tak wiele, jak się niektórym wydaje.
OdpowiedzUsuńCiekawe, że ten kult relikwii jest obecny w chrześcijaństwie już od pierwszych wieków - początkowo było to związane z kultem miejsc pochówku. A pierwsze bazyliki i świątynie chrześcijańskie też powstawały w miejscu, gdzie znajdowały się relikwie świętych.
Dzisiejszy "oświecony", nowoczesny człowiek popatrzy na to oczywiście tylko jak na ohydny zabobon. Osobiście nie sprzeciwiam się temu, choć - jak już wspomniałem - sam tego nie potrzebuję. Mimo tego, szanuję.
Jeśli rzeczywiście chciałabyś się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat, polecam książkę "Relikwie" ks. Jana Kracika (jednego z najlepszych i najrozsądniejszych polskich historyków Kościoła), wydaną przez Znak w 2002 r. Więcej na jej temat tutaj: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,392,Relikwie
Krzysztofie, wiesz, ja kiedyś byłam osobą naprawdę wierzącą, byłam w oazie i czasami chodziłam na mszę nawet w dni powszednie z własnej nieprzymuszonej woli. Przed relikwiami też klękałam. Nie wydaje mi się, żebym idealizowała wiarę - w końcu jestem zajadłą ateistką;). Po prostu odróżniam wiarę od tego sakrofolkloru, który w Polsce bardzo często uchodzi za katolicyzm i którego jednym z przejawów jest to okropieństwo świebodzińskie.
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki Hołowni, ale czasami zaglądam na jego blog, tylko że trafiam tam zwykle na wypowiedzi autora o polityce.
snoopy, łatwo się szydzi z ludzkiej głupoty czy naiwności, niektóre ich przejawy aż się o to proszą. Nie krytykuję tylko wynaturzeń związanych z kultem relikwii, ale samą ideę tego kultu. Czy można ją w jakiś logiczny sposób uzasadnić?
Jeszcze dopowiem, że w Kościele katolickim wiara w relikwie i ich kult nie są "obowiązkowe" i konieczne do zbawienia.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to chyba ta potrzeba jest jakoś w wielu ludziach zakorzeniona. Muzułmanie na przykład przechowują pieczołowicie w Stambule ząb i włos proroka Mahometa. A dziś pewnych analogii możemy doszukać się w takich praktykach, jak kolekcjonowanie pamiątek po gwiazdach muzyki i filmu, albo po prostu zwykła ludzka chęć zatrzymania pamiątki po bliskiej osobie, która już zmarła lub troska o ich miejsce pochówku, chęć odwiedzania grobu i "rozmowy" ze zmarłym.
Wiem, że nie jest to obowiązkowe, ale z drugiej strony relikwie prezentowane są wiernym właśnie w kościołach i sanktuariach. Całun turyński był w tym roku wystawiony nie w muzeum osobliwości, tylko w katedrze św. Jana w Turynie, choć nawet sam kościół nie potwierdza autentyczności całunu.
OdpowiedzUsuńJestem trochę sentymentalna, lubię starocie i pamiątki, ale przecież nie szukam ich wśród ludzkich zwłok... Podoba mi się tradycja odwiedzania grobów bliskich nam osób, ale tych grobów nie rozkopuję, nie wyciągam stamtąd kości i nie stawiam na najbardziej eksponowanej półce meblościanki.
Kościół Katolicki sam sobie często zaprzecza. Po co powstał ? Dla władzy. A łatwiej jest rządzić ciemnym motłochem, którego straszy się piekielnym potępianiem niż wykształconymi ludźmi. Ileż razy w historii byli papieże, którzy nie tylko mieli kochanki i kochanków, ale także synów, których mianowali na biskupów !!
OdpowiedzUsuńJuż sama akcja z krzyżem pod pałacem prezydenckim pokazuje, że Ci ludzie to pełni nienawiści idioci, którzy swoim zachowaniem przeczą zasadom swojej religii.
Wierzę w Boga, nie wierzę w tę sektę, którą stał się kościół. Nie wierzę, że jeśli nie zapłacę za mszę to Bóg nie wysłucha moich modlitw za duszę dziadka.
Przepraszam za rozpisanie, ale dotknęłaś tematu, który mnie bardzo denerwuje ;)
Mam nadzieję, że nie straciłam w Twoich oczach. Pozdrawiam :)
Myślę, że za bardzo uogólniasz i że geneza powstania kościoła katolickiego była o wiele bardziej złożona. Być może niektórzy z pierwszych przywódców kierowali się rzeczywiście żądzą władzy, przypuszczam jednak, że większość chciała po prostu służyć Bogu i współwyznawcom w sposób, jaki uważali za najlepszy. Trzeba też pamiętać o ludziach, którzy byli prześladowani albo umierali za swą wiarę, zwłaszcza na początku rozwoju chrześcijaństwa.
OdpowiedzUsuńChrześcijaństwo nie jest pierwszą ani też ostatnią ideą zdegenerowaną przez praktykę i praktyków, ale i wśród księży, zakonników i zakonnic zdarzają się przyzwoici ludzie, którzy robią wiele dobrego. (O większości mam jednak nie najlepsze zdanie).
Nie przepraszaj, lubię sobie podyskutować na tego rodzaju tematy:). Nie straciłaś w moich oczach, zresztą nie jestem żadnym autorytetem;)). Jako osoba troszkę starsza doradzam nieco więcej obiektywizmu i mniej uogólnień;).
Również pozdrawiam:).
Przyznam, że ma troszkę spojrzenie na świat "czarno-białe", ale to podobno z wiekiem i doświadczeniem przechodzi ;P Z drugiej strony znam jednego wspaniałego księdza z prawdziwym powołaniem i całe mnóstwo, które zostało księżmi dla kasy. Pewien ksiądz z mojego miasta zrobił dziecko 15-letniej dziewczynce. Mu oczywiście nic nie zrobili, tylko przenieśli do innej parafii, a dziewczyna próbowała się truć, straciła dziecko, mieszka u ciotki, bo rodzice wyrzucili ją z domu i nie ma odwagi wrócić do szkoły. Księża nie płacą podatków, mimo że mogą pracować też jako wykładowcy itd., nie podlegają cywilnemu sądowi. Widziałam też kilku, którzy bez koloradek wyrywali obściskiwali się w klubie z dziewczynami.
OdpowiedzUsuńMoże mam pecha, że trafiam na takie okazy wiary katolickiej. Nie wiem i nie sądzę, żebym kiedyś to zrozumiała.
Pozdrawiam serdecznie :)
Uważam, że religia to sprawa prywatna i popieram całkowity rozdział państwa i kościoła, choć nie wiem, czy się tego doczekam. Duchowni mają zbyt wiele przywilejów, finansowych i prestiżowych, ale podlegają świeckim sądom. Nie są ani lepsi, ani gorsi niż inni ludzie, natomiast ich błędy i przestępstwa bardziej nas oburzają, bo przecież od kogoś, kto pozuje na autorytet moralny, wymaga się znacznie więcej niż od zwykłego człowieka.
OdpowiedzUsuńZresztą, ja krytykuję samą ideę religii, a jej przedstawicieli i niektóre przejawy (np. kult relikwii) dopiero w następnej kolejności. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że gdyby nie wiara, wielu ludziom żyłoby się gorzej, a w każdym razie - trudniej.