Impresje

piątek, 29 października 2010

OSTATNI WYKŁAD

Tytuł: Ostatni wykład (The Last Lecture)
Autor: Randy Pausch oraz Jeffrey Zaslow
Tłumaczenie: Jan Kabat
Pierwsze wydanie: 2008

Wydawnictwo: Nowa Proza
ISBN: 978-83-7534-052-5
Stron: 289

Ocena: 2+/5


Trudno mi było ocenić tę książkę. To przesłanie, credo, rozrachunek z samym sobą, niemal ostatnie słowa, które schorowany, umierający człowiek kieruje do swojej rodziny, przyjaciół, współpracowników i uczniów. Czy można oceniać testament? Oczywiście, zwłaszcza gdy został opublikowany.

Randy Pausch (1960-2008) był profesorem informatyki w Carnegie Mellon University w Pittsburghu, współpracował również z takimi firmami jak Adobe, Google, Walt Disney Imagineers. W życiu prywatnym również mu się powiodło - miał wspaniałych rodziców, siostrę, a później również kochającą żonę i trójkę dzieci. Tę wspaniałą passę przerwał w 2006 roku rak trzustki i przerzuty.

Uczelnia zaproponowała mu wygłoszenie wykładu. Dawniej o "ostatni wykład" proszono, jak rozumiem, starszych profesorów, którzy zechcieli podzielić się swoim życiowym i naukowym doświadczeniem z kolejnymi pokoleniami, potem zmieniono nieco formułę i tematyka miała być związana z osobistymi i zawodowymi podróżami.

Randy Pausch się zgodził, mimo obiekcji żony. Kiedy zastanawiał się nad tematem wystąpienia, dowiedział się, że terapia zawiodła i pozostało mu tylko kilka miesięcy życia. Postanowił mimo wszystko wygłosić ów wykład, pożegnać się w ten sposób ze wszystkimi, coś po sobie pozostawić.

Jego wystąpienie pt. "Prawdziwe spełnienie dziecięcych marzeń" było nagrywane, opisał je również Jeffrey Zaslow, felietonista Wall Street Journal. Wydarzenie stało się głośne. Ta książka jest nieco poszerzoną wersją wykładu, który można obejrzeć w internecie, np. na youtube. Randy Pausch poprosił o pomoc w jej napisaniu właśnie Jeffreya Zaslowa, ponieważ chciał maksymalnie dużo czasu poświęcić swojej rodzinie.

"Ostatni wykład" nie ma żadnej literackiej wartości i chyba też do tego nie pretenduje. Autor chciał opowiedzieć o tym, jak zrealizował swoje dziecięce marzenia (oprócz jednego - grania w NFL), co miało zachęcić innych ludzi (a zwłaszcza jego dzieci) do podejmowania prób w tym kierunku.

Opisał swoje dzieciństwo, w którym właściwie wszystko było idealne - rodzice, ich metody wychowawcze, szkolny trener footballu, wizyta w Disneylandzie. Wszystko. Również dorosły Randy niemal nie miał wad: przyznaje, że był trochę przemądrzały i rozrzucał ubrania po podłodze. (Może jestem bardzo niedobrym i podejrzliwym człowiekiem, ale cały czas miałam wrażenie, że trochę za dużo tu tego lukru. Nie oczekiwałam druzgocącej samokrytyki, ale odrobina by się przydała).

Randy Pausch przytacza różne epizody ze swojego życia i pointuje je dobrymi radami i umoralniającymi uwagami w rodzaju:
Ale udało mi się wejść do tego samolotu, niemal po czterdziestu latach od chwili, gdy latanie w stanie nieważkości stało się jednym z moich celów życiowych. Dowodzi to, że jeśli znajdziesz furtkę, to prawdopodobnie znajdziesz też sposób, by przez nią przefrunąć. [str. 55]
Mury wyrastają przed nami z konkretnego powodu. Dają nam szans zrozumienia, jak bardzo czegoś pragniemy. [str. 113]
Czas jest wszystkim, co masz. I możesz się pewnego dnia dowiedzieć, że masz go mniej, niż sądzisz. [str. 150]
Jakby to wszystko - życie, bycie, stawanie się - było takie proste. A może ja (podobnie jak większość ludzi) za bardzo to wszystko komplikuję? 

Autor skupia się głównie na wspomnieniach i tego rodzaju radach, ale też nie ukrywa swojego stanu zdrowia - pisze o nim prosto i nie robi z siebie ofiary. Przeciwnie: opowiada, jak efektywnie stara się spędzać ostatnie chwile z bliskimi. Te fragmenty są naprawdę wzruszające. Randy Pausch pisze o cierpieniu żony, o tym, co robi, aby kilkuletnie dzieci zachowały jakieś wspomnienia o chwilach spędzanych z tatą, jak próbuje ułatwić swoim bliskim odnalezienie się w świecie, w którym jego już nie będzie (przeprowadzka, urządzanie nowego domu, takie różne praktyczne sprawy). 
Opuszczał ten padół w sposób imponujący, ale też trochę po amerykańsku - tam podobno nie wypada obnosić się ze złym humorem, samopoczuciem, chorobą, cierpieniem, psuć komuś tym wszystkim dobry nastrój. Keep smiling!, choć serce ci się kraje. 

Wystawiłam tej książce 2 z plusem (patrz: zakładka Skala Ocen); chciałam w ten sposób nagrodzić szczerość autora, docenić jego postawę wobec choroby, radosne podejście do życia. Można przeczytać tę pozycję, jeśli się lubi tego rodzaju publikacje. Sporo w niej truizmów, ale da się je jakoś przełknąć, bo wypowiada je prawdziwy człowiek, tuż przed śmiercią, a nie bohater smętnego dramatu obyczajowego. Gdyby to była fikcja, nie dotrwałabym nawet do połowy.
Wypożyczyłam tę książkę, bo pamiętałam jej egzemplarze ułożone w stosy w empiku i słyszałam o niej dużo dobrego. Zawiodłam się, bywa i tak.

Na koniec dodam jeszcze, że książka jest bardzo ładnie wydana, twarda oprawa, wygodny format itd. (plus jeden błąd w dacie). Tylko jedna uwaga: między tekstem a reklamami innych powieści powinna być co najmniej jedna pusta kartka. Tu o raku trzustki, a zaraz na następnej stronie "zaprawiona humorem" powieść Fannie Flagg.

Nie lubię czytać o chorobach, bo w trakcie lektury odnoszę chwilami wrażenie, że i ja choruję na to samo, co bohater książki. Randy'ego Pauscha zaczął boleć brzuch, a potem okazało się, że to rak. Mnie też coś ostatnio kłuło, co prawda w miejscu, w którym większość ludzkości nie ma trzustki, ale kto mi zagwarantuje, że ja nie jestem wyjątkiem od reguły? Nikt przecież, prawda? (Nie jestem hipochondryczką). 

6 komentarzy:

  1. Nie lubię takich książek, więc niska ocena mnie nie dziwi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już się nauczyłam, żeby nie przekreślać z góry żadnej książki ze względu na jej przynależność gatunkową. Dawniej trochę pogardzałam fantasty, uważałam też, że biografie to nudziarstwo, a SF jest niezrozumiałe dla przeciętnego czytelnika:) Potem musiałam odszczekiwać;).

    W tym akurat przypadku niepotrzebnie, moim zdaniem, przeniesiono całkiem sympatyczny wykład na papier, na którym, siłą rzeczy, wypada bardzo płasko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wykład to w końcu wykład, zatem może lepszy efekt odniósłby w wersji audio?

    Ja na pewno nie sięgnę po tę książkę.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też się zawiodłam. Podobnie jak Ty, sądzę, że książka nie przedstawia żadnych wartości literackich i jest bardzo naiwna. Takie bazarowe mądrości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Claudette, owszem, wykład wypadł o wiele lepiej (widziałam fragmenty na youtube), ale jednak ukazał się również pod postacią książki i właśnie książkę oceniałam.
    Pozdrawiam:).

    Lilithin, no właśnie, a jednak gdzie nie spojrzeć (goodreads, biblionetka, lubimyczytać) pozycja ta ma bardzo wysokie noty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem, nie czytałem. Miałem taki zamiar. Tak samo jak chciałem czytać "Sekret".
    Może kiedyś by mi się udało...

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.