Na osławionym "zjeździe" blogerów "książkowych" (oba cudzysłowy uważam za uzasadnione) poruszono m.in. niezmiennie kontrowersyjne tematy: statystyki i jakość blogów o literaturze.
Kiedy próbujący prowadzić to spotkanie pan Sławomir Krempa z portalu granice.pl sam już nie wiedział, co dalej, mikrofon przejęła grupka blogerek (Gosiarella, Magnolie, Bałagan kontrolowany). Właściwie to dobrze, bo na spotkaniu blogerów wypowiadać się powinni przede wszystkim uczestnicy. Z tym że żadna z tych trzech dziewczyn/pań nie uważa się obecnie za blogerkę książkową, ale (pop)kulturalną - tak przynajmniej piszą na swoich stronach. Proszę więc sobie wyobrazić zdumienie większości pozostałych uczestników "zjazdu", kiedy blogerki nieksiążkowe zaczęły mówić blogerom książkowym, że ich blogi są nieoryginalne, nudne i przede wszystkim o książkach; że większość wpisów sprowadza się do opisania fabuły książki i wyartykułowania opinii o niej.
Ich wystąpienie było spontaniczne, może nie do końca to miały na myśli, może gdyby ujęły to inaczej, to powstałoby pole do jakiejś sensownej dyskusji, ale wyszło jak wyszło i odnoszę się do efektu.
Jedna ze wspomnianych blogerek zaczęła mówić o statystykach, tzn. głównie o tym, że wzrosły, odkąd zaczęła pisać na swojej stronie na tematy niekoniecznie związane z literaturą. Wtedy ktoś z sali zapytał, czy pisze dla statystyk, na co blogerka odpowiedziała, że pisze dla czytelników, bo ich kocha. Inna blogerka z sali zaczęła opowiadać, że największą "czytalność" mają jej wpisy o kocie i że pewne tematy porusza, bo jej czytelnicy są do tego przyzwyczajeni. I tak dalej. Ton tej dyskusji trochę mnie zaskoczył. Właściwie nie zamierzałam o tym tutaj pisać, ale przez blogi przetacza się właśnie fala krytyki pod adresem wszystkiego i wszystkich, więc postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze;).
Jedna ze wspomnianych blogerek zaczęła mówić o statystykach, tzn. głównie o tym, że wzrosły, odkąd zaczęła pisać na swojej stronie na tematy niekoniecznie związane z literaturą. Wtedy ktoś z sali zapytał, czy pisze dla statystyk, na co blogerka odpowiedziała, że pisze dla czytelników, bo ich kocha. Inna blogerka z sali zaczęła opowiadać, że największą "czytalność" mają jej wpisy o kocie i że pewne tematy porusza, bo jej czytelnicy są do tego przyzwyczajeni. I tak dalej. Ton tej dyskusji trochę mnie zaskoczył. Właściwie nie zamierzałam o tym tutaj pisać, ale przez blogi przetacza się właśnie fala krytyki pod adresem wszystkiego i wszystkich, więc postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze;).
Wydaje mi się, że blogosfera książkowa coraz bardziej się różnicuje. Dla niektórych (chyba większości) blog to po prostu hobby, nic zobowiązującego, miejsce do wyrażania opinii, sposób na poznanie (choćby wirtualne) ludzi o podobnych zainteresowaniach. Inni się "profesjonalizują", ich wpisy bardziej przypominają recenzje prasowe, używają szablonów widywanych dotąd częściej na portalach niż na blogach, na poważnie współpracują z wydawnictwami. Jeszcze inni "zmieniają branżę" i stają się blogerami (pop)kulturalnymi, lajfstajlowymi i próbują na tym zarabiać.
W internecie jest miejsce dla wszystkich i krytykowanie samej formuły (a nie treści) cudzego blogu uważam za niepotrzebne i bez sensu - to wybór właściciela/autora i jego sprawa. Nie podoba mi się, to nie czytam.
W dyskusjach na niektórych blogach przewija się też pogląd, że blogerzy, którzy deklarują, że nie przejmują się statystykami, są hipokrytami, bo statystyki to czytelnicy, a blog prowadzi się po to, żeby był czytany; osoby, które deklarują, że robią to głównie dla siebie, są nieszczere.
To niby o mnie:). Piszę o książkach, bo lubię czytać i wyrażać opinie. Blog jest rodzajem notatnika - pomaga mi uporządkować wrażenia po lekturze, sprawia, że czytam uważniej i więcej zapamiętuję. Nie zatracam też uczonej w szkole umiejętności pisemnej wypowiedzi - gdyby nie ta strona, to ćwiczyłabym ją tylko mailując w pracy:).
Moje posty są publicznie dostępne, bo to mnie trochę dyscyplinuje, kiedy je tworzę. Oczywiście jest mi miło, jeśli ktoś je skomentuje, ale też wcale nie uważam za stracony czasu, który poświęciłam na stworzenie notki, do której nikt się nie odniósł. Piszę głównie o książkach, ale jeśli zachce mi się (tak jak teraz) wyrazić swoją opinię na inny temat, to się nie krępuję i wyrażam.
Nie kocham czytelników. Nie znam ich. Cenię mniej lub bardziej albo wcale ich wypowiedzi i ustosunkowuję się do nich (albo i nie).
No dobrze: niektórych zdalnie lubię:).
Moje posty są publicznie dostępne, bo to mnie trochę dyscyplinuje, kiedy je tworzę. Oczywiście jest mi miło, jeśli ktoś je skomentuje, ale też wcale nie uważam za stracony czasu, który poświęciłam na stworzenie notki, do której nikt się nie odniósł. Piszę głównie o książkach, ale jeśli zachce mi się (tak jak teraz) wyrazić swoją opinię na inny temat, to się nie krępuję i wyrażam.
Nie kocham czytelników. Nie znam ich. Cenię mniej lub bardziej albo wcale ich wypowiedzi i ustosunkowuję się do nich (albo i nie).
No dobrze: niektórych zdalnie lubię:).
Korzystam z Google Analytics, wiem, ile osób zagląda na mój blog, ale właściwie bardziej interesują mnie słowa kluczowe - bawią mnie takie różne kuriozalne przypadki, kiedy ktoś trafił na Impresje, wpisując w wyszukiwarce np. frazę "slipy ojca gej blog" (nie przypominam sobie, żebym poruszała taki temat...)
Piszę tak, jak lubię. Zapewne nie dość intrygująco i ciekawie, ale mam prawo do bycia przeciętną. Zdaję sobie sprawę, że gdyby moje posty były krótsze, miały bardziej chwytliwe tytuły i w większym stopniu dotyczyły nowości wydawniczych, to statystyki by mi wzrosły, ale mnie naprawdę na nich nie zależy i nie życzę sobie, żeby obcy ludzie podawali to w wątpliwość tylko dlatego, że taka postawa nie mieści się w ich światopoglądzie.
Ooo, to nareszcie ktoś ma tak jak ja, bo dla mnie GA służy przede wszystkim do śledzenia słów kluczowych - przeglądam je zawsze, gdy mam doła - od razu kanał mija :D
OdpowiedzUsuńNa spotkaniu nie byłam, już u paru osób wypowiedziałam się na ten temat, więc tylko dodam, że masz rację z tym, że każdy ma prawo do własnej formy bloga i tego się trzymajmy,
Ostatnio odkryłam, że w GA dostarcza nawet informacji, z jakiego konkretnego modelu urządzenia mobilnego ktoś przegląda mój blog. Inwigilacja na każdym kroku...
UsuńDzień dobry! Zajrzałam tu z powodu przeciągnięcia grafiki "Totentanz" do wyszukiwarki obrazem (Gugla, oczywiście ;-) Twój blog znalazł się na pierwszym ekranie, niniejszym gratuluję! Statystyka jest ciekawym zagadnieniem, szczególnie ciekawym w powiązaniu z blogosferą. Sama się jakoś nie wciągnęłam do GA, wolę żyć w nieświadomości. Jeszcze bym się zdenerwowała.
UsuńBędę tu bywać, sporo czytam i chyba prawie tyle samo zapominam, tylko nie zawsze w równym tempie. To może coś sobie przypomnę, dzięki Impresjom?
Pozdrawiam
Mam nadzieję, że te gratulację to czysta ironia?:).
UsuńPiszę tu nie tylko o książkach, które warto przeczytać i zapamiętać, ale może znajdziesz tu informacje o pozycjach, które Cię zainteresują.
Pozdrawiam.
Elenoir, nawet jeśli ironicznie odnoszę się do Gugla, a nawet do kultury masowej (i obawiam się, że nie tylko do nich), to w żadnym razie nie do Ciebie. W pewnym sensie Pierwszy Ekran jest kwintesencją naszych czasów, a więc bez względu na emocje jakie wzbudza jest wart uwagi.
UsuńDruga sprawa, to statystyka, powiedziałabym, prywatna. Szacujemy wiele rzeczy w naszym życiu i ciekawe wydaje mi się to, w jaki sposób to robimy i jakie wyciągamy wnioski.
Będę zaglądać, powodzenia!
Ja ironicznie odnoszę się do prawie wszystkiego, ale najbardziej chyba do siebie, więc tym bardziej cudza ironia mnie nie zdziwi, właściwie to mi jej nawet brakuje:).
UsuńDziękuję za życzenie powodzenia, przyda się w życiu - również blogowym;).
Elenoir, dlaczego blogerki nieksiążkowe nie miałyby się wypowiadać o blogach książkowych, skoro blogi są publicznie dostępne dla wszystkich, a skoro tak to każdy może na nie zaglądać i wypowiadać opinie. Czy mogą oceniać blogi jako nudne? - znowu odpowiem pytaniem - dlaczego nie? jeśli one takie są w rzeczywistości. Inna rzecz to to, jak znosimy taką krytykę. Zwykle słabo :-) zwłaszcza jeśli osobiście czujemy się nią dotknięci.
OdpowiedzUsuńWypowiadać się można, dlaczego nie, oceniać i krytykować również - nawet trzeba. Po prostu ja odniosłam wrażenie, że w tamtym konkretnym czasie i miejscu wypadło to trochę niezręcznie. Wybrałam się na to spotkanie, bo sądziłam, że choćby przez pół godziny blogerzy książkowi, do których siebie zaliczam, będą mogli w swoim gronie pogadać o swoich blogach. (Nie spodziewałam się, że będzie tyle osób). A tu nagle na środku stają trzy blogerki nieksiążkowe i twierdzą, że wszystko robimy źle i powinniśmy wzorować się na nich (tak był wydźwięk), czyli - w konsekwencji - znacząco zmienić profil blogu. A co jeśli ktoś lubi pisać tylko o książkach?
UsuńJeśli ktoś zarzuci mi, że moje posty są źle napisane, nudne i głupie - OK, to jego opinia i ma do niej prawo. Ale dlaczego ktoś ma mi sugerować temat moich wypowiedzi? Tego naprawdę nie rozumiem.
Jeśli rzeczywiście było to pouczanie, to ono nigdy nie wypada zręcznie :-). Z tego całego zamieszania odniosłem wrażenie, że środowisko jest bardzo zapatrzone w siebie (vide reakcja na "Reckę napisałaś miodzio" w GW) i przewrażliwione stąd może chwilami histeryczne reakcje (Twoja oczywiście do takich nie należy) ale to już pewnie tak musi być :-)
UsuńPisałam o swoich wrażeniach, dopuszczam możliwość, że inni odnieśli inne. Może rzeczywiście przydałoby się nam więcej dystansu:).
UsuńKrytykować można, ale krytyka powinna być konstruktywna, a nie w tonie robienia z siebie wyroczni i obwieszczania, że "tylko moja formuła bloga jest dobra", a w związku z czym "wszyscy powinniście mnie naśladować". Ludzie mogą na to reagować alergicznie, bo blogosfera ma to do siebie, że jest "sferą wolności".
UsuńNa spotkaniu nie byłem relację znam z postu Elenoir i kilku innych blogów, jak zrozumiałem trzy blogerki ośmieliły się powiedzieć, że blogi książkowe "są nieoryginalne, nudne i przede wszystkim o książkach; że większość wpisów sprowadza się do opisania fabuły książki i wyartykułowania opinii o niej" i że gdy piszę o jakimś "ple, ple" to statystyki im rosną więc jeśli ktoś chce to też może tak pisać i będzie miał więcej wejść. Cóż w tym obraźliwego? Zwłaszcza, że generalnie mają rację - jest naturalnie trochę blogów, których te zarzuty nie dotyczą ale moim zdaniem książkowa blogosfera w głównym swoim zarysie taka właśnie jest. Chyba że problem leży nie w treści a w formie w jakiej ta treść została obwieszczona ale nie zauważyłem by ktoś się na to skarżył.
UsuńNo właśnie o ten ton się rozchodzi... I tak, powiedzieć, że "blogi książkowe są przede wszystkim o książkach" - jakie to odkrywcze. Po drugie każdy ma inny pogląd na to, co dla niego jest nudne, więc nie można generalizować, że "wszystkie blogi książkowe są nudne" (a w domyśle: "te kulturalne już nie"). Zresztą po co to robić: będę bronić swojego stanowiska: jeśli czyjś blog mi się nie podoba, jest nudny - nie czytam, nie ma problemu, a nie trąbię naokoło, że jest nudny i powinien się zmienić. Może mnie np. nudzić moda, ale nie wybieram się na zjazd szafiarek i nie obwieszczam im, że ich blogi są nudne. Owszem, można to zrobić, tylko po co?
UsuńJak to powiadają - prawdziwa cnota krytyk się nie boi :-) a przecież wyrażanie opinii jest chyba najistotniejszą cechą blogów książkowych, oceniamy książki, autorów to dlaczego inni nie mają oceniać naszych blogów? Zapewne nie byłoby tego larum gdyby ocena była pozytywna, nieprawdaż? :-) Wówczas nikt nie byłby oburzony tym, że ktoś ocenia książkową blogosferę :-)
UsuńZjazd blogerów książkowych nie jest odpowiednim miejscem do krytykowania owych blogerów przez osoby z zewnątrz. O to mi przede wszystkim chodziło.
UsuńOd początku nie zamierzałam uczestniczyć w spotkaniu potargowym na Kazimierzu, ale nawet gdybym miała na to ochotę przed zjazdem, to po zjeździe by mi się odechciało. Robię się coraz bardziej aspołeczna.
Please :-), a są jakieś kryteria uznawania kogoś za blogera książkowego? Spotkanie też chyba nie miało charakteru zamkniętego? Czy zmieniłoby coś gdyby te same zarzuty postawił bloger książkowy albo na przykład uznany pisarz, który nie bloguje? Rozumiem, że tymi uwagami część uczestników spotkania mogła się poczuć urażona, ale może dobrze byłoby spojrzeć chłodnym okiem na sprawę, bo że te uwagi można odnieść do sporej części blogów to nie wymaga udowadniania - tylko czy to naprawdę jest jakiś problem?
UsuńTo, co na ten temat miałam do powiedzenia, już powiedziałam. Jeśli ktoś ma ochotę skrytykować mój blog - odniosę się do tego, zresztą już to robiłam.
UsuńAle czemu mówisz moim głosem? Wróć, czemu mówisz moją myślą? Jeszcze inaczej - ale czemu, czemu do licha, napisałaś mój tekst? :-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńSiedziałam na tym spotkaniu całkiem blisko Ciebie, więc może to dlatego:).
UsuńSpodziewałem się po ironicznym tytule, że i w samej treści nie zabraknie ironii, a jednak temat/spotkanie potraktowałaś całkiem przyjemnie. Tematy były już wałkowane wiele razy i znasz moją opinię, więc zapytam - wyniosłaś ze spotkania jakieś ciekawe znajomości?
OdpowiedzUsuńCzekaj, czekaj, jeśli już używasz GA to oznacza, że Ty też będziesz się "profesjonalizować"?
Ironię też trzeba sobie dawkować - co za dużo, to niezdrowo:). Zresztą mnie to spotkanie i jego przebieg raczej rozbawiło, a nie zezłościło czy zirytowało.
UsuńZnajomości żadnych nie zawarłam, bo właściwie nie było na to czasu. Wpadłam na salę kilka minut przed rozpoczęciem, bo wcześniej stałam długo w kolejce, żeby kupić cokolwiek do jedzenia (do wyboru był placek, baton albo kanapka z lodówki). A tak w ogóle to ja nigdy nie byłam osobą szczególnie skłonną do zawierania nowych znajomości, choć jeśli sytuacja mnie zmusza, to nieźle mi wychodzi prowadzenie rozmów o niczym z obcymi ludźmi:).
GA używam od bardzo dawna, a nikt mi chyba nie może zarzucić profesjonalizmu:).
To dobrze, bo niektórzy (aż za) bardzo serio potraktowali to, co się działo na sali (przynajmniej tak wynika z relacji). Przytargałaś jakaś makulaturę do domu?
UsuńOwszem, przytargałam;). Kupiłam dwie pocztówki, katalog wystawy muzealnej, na którą się kiedyś wybiorę, bo dotyczy dzielnicy, w której mieszkam, i "Wyznaję" Cabré - wszyscy chwalą, więc może kiedyś przeczytam. Z jednej strony lubię widok tylu książek, ale z drugiej konieczność wybrania tylko kilku, które chciałabym mieć, mnie przerasta:).
UsuńTyle dobrego ;) Cabre jest bardzo chwalony, wręcz podejrzanie, ale jestem ciekawy Twojej opinii. Otóż to - paradoks wyboru, tak czy inaczej - miłej lektury :)
UsuńPrędko mojej opinii nie poznasz, bo w najbliższym czasie raczej tego nie przeczytam. Może pod koniec listopada? Zresztą nie piszę tu o wszystkim, co czytam - z braku czasu albo ochoty:).
UsuńDo dziś nawet nie wiedziałam, że jest jakaś afera w blogosferze, GA nie używam i chyba mój blog zaraz odejdzie do lamusa największych nudziarzy:)) Zgadzam się z Twoim postem całkowicie, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNa kolejnych targach książki (chyba w Katowicach i we Wrocławiu), też podobno mają być spotkania blogerów, więc tam pewnie coś w tym rodzaju również wypłynie - jeśli się wybierzesz, to będziesz na bieżąco:).
UsuńPozdrawiam:).
Trochę mam daleko z Portugalii więc raczej nie, ale postaram się śledzić relacje na blogach.
UsuńTen temat chyba nigdy nie umrze - ja rok temu popełniłam podobny post, bo denerwowały mnie różne teksty na blogach w stylu "jaka to blogosfera książkowa jest nudna" - i post nadal jest aktualny. Temat odżywa jak zombie. Chyba zawsze będą tacy, co lubią pouczać innych (a mają mało krytycyzmu w stosunku do siebie).
OdpowiedzUsuńTemat odżywa, bo wciąż nowe osoby biorą się za blogowanie i one też chcą przerobić te tematy, które my już dawno przetrawiliśmy. Ja eony temu też coś tam krytycznego o blogosferze nabazgrałam, ale teraz obserwuję zmiany na lepsze. Siedzę w tym od ponad pięciu lat - aż strach pomyśleć.
UsuńTo ja tak samo, GA mam do czytania słów kluczowych, z pozostałych opcji szczerze mówiąc nawet nie bardzo umiem korzystać ;)
OdpowiedzUsuńGA to raczej narzędzie dla profesjonalistów. Mnie aż tak szczegółowe informację o czytelnikach tego blogu nie interesują. Jak już wspomniałam - wcale ich/Was nie kocham:).
UsuńNa jednym ze wskazanych przez Ciebie blogów przeczytałam, że czytelnik czyta blog, jeżeli ten ma duże statystyki, i że w blogosferze te nieszczęsne statystyki są synonimem czytelnika.
OdpowiedzUsuńJeżeli na osławionym spotkaniu krakowskim padło więcej tego rodzaju mądrości, wskazujących na wybitną i dogłębną znajomość fizycznej i duchowej materii czytelnika bloga, to wcale mnie nie dziwi, że co wrażliwsze jednostki zdecydowały się opuścić spotkanie przed upływem przeznaczonego na nie czasu. Zrobiłabym dokładnie to samo, głośno i nieelegancko zgoła zaśmiewając się przy tym do rozpuku, bo bardzo lubię, kiedy ktoś niewielkim nakładem energii własnej kompromituje siebie doszczętnie, w ogóle nie będąc tego świadomym.
Tak sobie czytam relacje z Targów (wcześniej czytałam reakcje na artykuł w GW) i konkluzja sprowadza mi się w obu tych przypadkach do jednego: mnie, jako czytelnika blogów, guzik obchodzi jaki zakres tematów właściciel bloga zechce u siebie przemielić. Interesuje mnie jedynie jak to zrobi i czy pośród jego kłębowiska słów znajdę sobie coś dla siebie. Przyznaję bez bicia: od razu opuszczam stronę bloga i nie zagłębiam się zupełnie w pisane tam elaboraty (także te o książkach), jeżeli blog nie współgra z moimi oczekiwaniami. Wobec tego to jakie kto ma statystyki kompletnie mnie nie interesuje. Powiem nawet więcej: są blogerzy bardzo poważani w swoim środowisku, licznie odwiedzani i chętnie komentowani, których działalność w blogosferze mogłaby się dla mnie zakończyć tu i teraz, a jedyną moją reakcją na ów fakt byłoby wzruszenie ramionami. Bo, podobnie jak Ty czytelników, Elenoir, ja blogerów nie kocham, nie wielbię, nie płaczę po nich, jeżeli decydują się opuścić blogosferę. Niektórych lubię, niektórych głos w sprawie ma dla mnie pewne znaczenie, ale i tak zawsze liczę przede wszystkim na siebie i swój nos.
A tak w ogóle wydaje mi się, że źle robicie (jako ogól blogerów książkowych, oczywiście, a nie poszczególne jednostki, bo chcę się tu odnieść do zjawiska jako takiego), że decydujecie się wikłać we współpracę z wydawnictwami oraz uczestniczenie w jakichś oficjalnych akcjach czy inicjatywach. Sądzę, że gdyby bloger książkowy skupił się, tak jak jest to powszechnie deklarowane, na realizowaniu swojej pasji i dawaniu jej wyrazu, opierając się tylko i wyłącznie na prywatnym aspekcie swojej działalności, nie byłoby tych wszystkich "afer", zarzutów i fochów, pomstowań i utyskiwań. Byłoby sympatyczniej, życzliwiej, wiarygodniej - w gronie ludzi podobnych sobie, połączonych wspólną przyjemnością. Zdaje to egzamin podczas spotkań i inicjatyw organizowanych oddolnie przez samych blogerów, a zawodzi całkowicie tam, gdzie we wszystko włącza się ktoś trzeci, jakiś "czynnik oficjalny". Jeszcze nie spotkałam się z przypadkiem, kiedy jakakolwiek zależność blogera od tegoż czynnika skończyła się dla tego pierwszego jakąkolwiek korzyścią - poza posiadaniem książki, za którą nie zapłaciło się pieniędzmi.
Kłaniam się Pani Jabłuszkowej
UsuńOj tam, tak to dzisiaj jest - liczby, słupki, statystyki są dzisiaj potęgą i mnie nawet nie oburza twierdzenie, że statystyki to czytelnik - mimo śmieszno-absurdalnego charakteru tej tezy. Spotkanie część ludzi przeżywa(ła), a wszystkie relacje podkreślały, że więcej w nim było spontaniczności niż organizacji, a przy circa 200 osobach rzadko kiedy spontaniczność kończy się czymś dobrym ;)
No niby Jabłuszkowa nie "przymilasz się" do blogerów, ale Twoje komentarze jakoś sugerują co innego (w sensie samego ich istnienia, a nie charakteru) :P Możesz mi napisać prywatnie, kto się dla Ciebie liczy?
Dla mnie sama idea, która ostatnio pojawiła się o płaceniu za recenzje jest czymś nie do pomyślenia, nawet argument, że inni dostają kasę za recenzje/napisanie o książce do mnie nie przemawia. Nie uważam, aby "zamykanie się w prywatnym aspekcie" było właściwą drogą dla całego grona, to dobrze zawierać znajomości, dyskutować, bo zarówno mnie jak i Tobie zależy na tym, aby książki były np. dobrze wydawane, ale żeby się tak stało to wydawcy muszą mieć jakiś sygnał większy niż z recenzji względnie merytorycznych.
Poza tym tak jak Elenoir podkreśliła - hałasu robią przeważnie Ci nowi i tym, którzy mają ochotę "wybić się". Brakuje ewidentnie wypracowania dobrej praktyki (nieformalnej) między piszącymi, mediami a wydawcami - i to jest główny "problem".
Statystyki są ważne, jeśli bloger w jakiś sposób (bezpośrednio lub pośrednio) zarabia na blogu (wcale nie uważam tego za coś złego). Są miarą popularności blogera i wagi jego opinii. W przypadku blogów książkowych poziom oglądalności może zadecydować o tym, czy prośba o egzemplarz recenzencki będzie wysłuchana. Zresztą nie zawsze trzeba się aż tak prosić: kilka razy w tygodniu dostaję mail z taką propozycją, choć raczej nie od tych największych wydawnictw.
UsuńKiedy trafiam na nieznany mi wcześniej blog o książkach, to sprawdzam w archiwum wpisów, o jakich pozycjach dany bloger pisał, czy omówił jakąś książkę, którą i ja czytałam, i czy nasze opinie są w jakimś stopniu zbieżne. Liczba komentarzy, obserwatorów, polubień na facebooku itd. - dla mnie to nie ma znaczenia. Są też blogi, które odwiedzam po prostu dlatego, że ich autorzy fajnie piszą, nawet jeśli ich teksty traktują o rzeczach, które mnie średnio interesują.
Nie wierzę w to, że skupienie się wyłącznie na książkach zmieniłoby cokolwiek w tej naszej niszy. Blogerzy książkowi są mimo wszystko tylko ludźmi, tworzą - chcąc nie chcąc - pewną społeczność, bardzo zróżnicowaną, więc afery i fochy są nieuniknione:). Z drugiej strony zyskuje się poczucie bycia częścią grupy, w której można pogadać na tematy zupełnie nieinteresujące dla większości naszych tradycyjnych znajomych.
Sprawa współprac itd. od zawsze jest kontrowersyjna. Może stracę bardzo w Waszych oczach, ale zdecydowałam się ostatnio na dwie darmówki od Agory (“Listy” i “Pierwszy krok w chmurach” Hłaski). Sami napisali i zaproponowali, bez żadnych wymogów i konieczności przedstawiania statystyk - na coś takiego od czasu do czasu mogę się zdecydować, natomiast nie widzę się jakoś w roli proszącego. Większość tytułów trafi w końcu kiedyś do tej czy innej biblioteki i będzie je można przeczytać bez zobowiązań.
Nie uważam, żeby należało płacić blogerom za recenzje/opinie, ale powinno się doceniać ich wkład. W osławionym artykule padły stwierdzenia sugerujące, że wydawcy widzą to jednak nieco inaczej. Wątpię w to, czy powstanie kiedyś jakiś kodeks dobrych praktyk w stosunkach wydawca-bloger, bo obie grupy są zbyt zróżnicowane.
ale się tu dzieje ! ;) sorry ale na temat blogowych kwestii sie nie wypowiadam bo mnie to słabo obchodzi. Spotkania blogerów, kwestie omawianych statystyk, współpracy z wydawnictwami !! że tak powiem już tym lekko wymiotuję. Czytam , piszę , kupuję książki takie jakie lubię. Czasem dostanę coś od wydawnictwa (to o co sama poproszę, bez żadnych wymagań z ich strony ) . ps. ostatnio jedno wydaw, przysłało mi książke niespodziewanie a potem ponagliło o napisanie recenzji . moja odpowiedz brzmiała mniej wiecej tak: przepraszam bardzo, recenzji nie napiszę w wymaganym przez Państwa terminie, lub też w ogóle, ponieważ książka została mi wysłana niezapowiedzianie a i nie trafiła w me wysublimowane gusta . Otrzymaną książkę mogę Państwu odesłać w ramach zadośćuczynienia , oczywiście na państwa koszt ;) Ha! wredna jestem ale co to w ogóle za porządki.... przysyłać mi jakieś badziewie a potem mieć jeszcze do mnie pretensje... Szkoda gadac. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa wredna jestem jeszcze bardziej, ponieważ blogów książkowych prawie w ogóle już nie czytuję, o komentowaniu nie wspomnę. Nie wiem, gdzieś mnie to męczy... piszę dla siebie, po to by wiecej zapamietac z danej ksiazki, i tez nie piszę o wszystkim o czym czytam.. bo bym zwariowała, nie zawsze mam wenę, czas, chęć. Oczywiście miło mi kiedy czasem ktoś coś u mnie skomentuje.. ale też nie śpiewam na dachu z radości bo mi statystyka skoczyła.. kicham na to. Jak mi się odechce to w ogóle przestane pisać i świat się nie zawali. Niektórzy mam wrażenie żyją tak mocno tym wirtualnym 'blogowym' życiem, że po prostu dzień bez bloga, spotkania blogowego, książki od wydawnictwa, stosiku czy problemu kużwa co przeczytać... jest wielką TRAUMĄ.
OdpowiedzUsuńA już krytykowanie co , kto i o czym pisze lub zamierza pisać woła o pomstę do nieba. Po co się wpitalać komuś w jego widzimisię?!
Blog może stać się dla kogoś sposobem na życie, jeśli uda się temu komuś połączyć pasję z umiejętnością zarabiania na niej. Na tym zjeździe blogerów niektórzy rozdawali swoje wizytówki, więc może i ta nasza nisza się profesjonalizuje. Mnie to interesuje (ale też bez przesady), bo lubię wiedzieć, co w trawie piszczy:).
Usuńwizytówki??
OdpowiedzUsuńnie wiem jak to skomentować.
trochę mnie to śmieszy.. no ale, ja w ogóle jestem dziwna, kompletnie z innej planety, nie obnoszę się z tym że jestem blogerem, bo nawet nie wiem na czym to polega. Nie biorę udziału jakichś forach blogowych, nie dokształcam się w tym kierunku i niespecjalnie mnie to interesuje co w trawie piszczy.
Kompletnie nie pojmuję zjawiska "jestę blogerę" ;) a już o posiadaniu wizytówki nie wspomnę.. ;)
Ale mówię.. dziwna jestem.
Pozdrawim
Ja pojmuję to zjawisko - zaczęłam blogować w 2006 roku, tylko w międzyczasie zrobiłam sobie przerwę i zmieniłam temat:). Natomiast nie "rozwijam się" pod tym kątem - po co, skoro nikt nie chce płacić mi za moje opinie, a wyrażenie ich zajmuje mi jednak trochę czasu:))).
UsuńRównież pozdrawiam;).
Waga opinii i statystyki? Jakoś dla mnie to, Elenoir, są dwie różne orbity. W pierwszym komentarzu Mery podała przykład jak taka współpraca może wyglądać, więc z tym nieformalnym kodeksem to wcale nie jest taki zły pomysł - to oczywiście dla tych, którzy by podejmowali współpracę, bo 8 na 10 blogów takiej współpracy nie ma lub nie chce mieć. Sprawa współprac zawsze była kontrowersyjna tylko dla blogerów :D Płacić można owszem, ale za tekst a nie czyjąś mniej lub bardziej egzaltowaną opinię. Dobry tekst wymaga dużo czasu (nawet jak ma się talent) a w systemie, w którym książka ma termin ważności 2 miesiące, kto podejmie się dobrego tekstu? I jak na tym zarabiać? Czasy się zmieniły, doszły gadżety elektroniczne, gry, filmy, komiksy etc. i książka nie jest już "dominującą częścią kultury".
OdpowiedzUsuńNawiązując do relacji z tego spotkania, zamiast mówić takie rzeczy lepiej rozmawiać z wydawcami, bo ci blogerzy, którzy będą chcieli się "zmonetyzować" sami zaczną to robić, szukając skutecznych formuł na to - bez "namawiania" takiego jakie było na tym spotkaniu.
Z drugim komentarzem Merki też się po części zgadzam, bo u mnie też zaszła taka tendencja, że wraz ze wzrostem blogów śledzę tylko kilka niszowych i przeważnie nieregularnie pisanych :) Z "dużych" to od czasu do czasu zaglądam na Miasto książek, choć z Pauliną, poza powieścią angielską, zupełnie różnimy się gustami :)
Pisałaś o Hłasce dobrze to i Agora zwróciła się do Ciebie - w porównaniu do decyzji niektórych wydawnictw widzę tu elementarną logikę i ich mały "rizercz" ;)
Marka i blog? Też mi nigdy to nie pasowało, więc te wizytówki bloga również przyprawiają mnie o życzliwy uśmiech, bo jednak wolałbym, aby za nimi stała osoba gwarantująca dobre pisanie o książkach.
Masz rację Elenoir - posłuchaj Merki - nie rozwijaj się, tylko pisz wedle swoich upodobań.
Nawiasem mówiąc - wszelkie dyskusje o blogosferze (nie tylko książkowej) wywołują we mnie tylko milczącą ignorancję i jakoś mi przyjemniej z nią niż z krytykanctwem (nawet celnym).
UsuńTyle ode mnie - statystyki prowadzisz, więc z łatwością możesz mnie wyśledzić :D I niech one Ci będą za najlepszy mój komentarz do Twoich tekstów ;)
Kiedy pisałam o wadze opinii, miałam na myśli to, że np. moja nie ma takiego zasięgu jak najpopularniejszych blogerów książkowych, że o pozostałych nie wspomnę;). Jeśli taki przysłowiowy Kominek pochwali jakąś książkę, to przeczyta o tym znacznie więcej osób. W tym sensie statystyki i owa waga są jakoś tam powiązane.
UsuńDlaczego blog nie może być marką? Skoro jednak cytaty z opinii blogerów lądują czasami na okładkach książek (co prawda raczej autorów mniej znanych), niektórzy blogerzy obejmują "patronatem" kolejne tytuły (owszem, również raczej mniej znane), to chyba coś jest na rzeczy. Hmmm... może sobie powinnam obmyślić jakieś logo?;) "Elenoir poleca"!
Czasy się zmieniły. Ja sama oglądam sporo (tzn. więcej niż dawniej) seriali i nawet zastanawiałam się, czy o nich też nie pisać na blogu, tylko że mi się jakoś dotąd nie chciało:). Jeszcze by się stał lajfstajlowy;))). W każdym razie uważam, że serial może być czasami równie dobrą rozrywką jak literatura.
Śledzę sporo blogów, ale chyba już się nie orientuję, które teraz są najbardziej znane. Może te nagradzane w różnych konkursach?
Może być, ale w kulturze nawet jak się mówi np. o Kulturze paryskiej to ma się na myśli konkretne nazwiska stojące za tym czasopismem. Nie jestem zwolennikiem nadmiernego "markowania" kultury, przy tworzeniu marki często zaczyna górować jej aspekt administracyjno-wizerunkowy nad artystycznym.
UsuńPewnie - ja czytam tylko nagrodzone książki :P Rób Elenoir jak uważasz, ale jak chcesz się ologować, powrzucać banerów i podkreślać niezmierny dziękczynność za otrzymywane egzemplarze - na mnie nie licz :P Mnie nawet wkurza jak na blurbie jest 3,5 tysiąca logo patronackich :) Życzę ci, aby ta Twoja opinia przybierała na wadze bez uszczerbku w postaci trollingu w komentarzach :)
Chodziło mi o markę raczej w sensie jakości, a nie w takim przyziemnie marketingowym:).
UsuńJakoś mi na tej wadze właściwie nie zależy. I tak już jestem megalomanką, nawet bez tłumu komentujących zelotów;).
Krzysiu,
OdpowiedzUsuńpo to są blogi, żeby każdy czytelnik mógł je komentować, więc ja naprawdę gwałtu sobie nie zadaję, jeżeli wpisy osoby, którą lubię i cenię za inteligencję, spostrzegawczość, wrażliwość, własny punkt widzenia i odwagę jego wyrażania skomentuję, dając przy tym wyraz osobistej sympatii dla autora i jego dzieła :) Wbrew pozorom, pochwała i akceptacja innych przychodzą mi bez trudu. Jeżeli ktoś zasługuje na uznanie, to się go z mojej strony szybko doczeka :)
Płacenia przez wydawnictwa blogerom za recenzje nie popieram tylko dlatego, że przez lata krążenia po różnorodnych blogach obserwuję, jak dobry entuzjazm, szczere chęci zamieniają się w wyrachowanie i przesadzoną ambicję tam, gdzie pojawiają się pieniądze. A tym samym, w moich oczach, blog się degeneruje, traci wiarygodność, jego właściciel natomiast dostaje małpiego rozumu, nigdy nie zaspokojony w swoich roszczeniach. Pieniądze psują blogerów, czytelnikom odbierają zaufanie do nich, bo trudno cenić opinię kogoś, kto dla forsy gotów jest wszystko sprzedać i nic złego w tym nie widzi (co więcej, świetnie potrafi dorobić sobie do takiej działalności całą filozofię - vide fantastyczny blog "Niemodnych Polek", tropiących i obnażających durnotę i absurdy współczesnej rzeczywistości - nie tylko tej z blogów modowych).
Poza tym, nie szukam na blogach książkowych fachowych opinii, reklam i naganiactwa. Chcę poznać spojrzenie na książkę kogoś, kto czyta tak jak ja: hobbystycznie, po amatorsku, z czystej radości obcowania z lekturą. Laik - to jest ktoś, czyj głos mnie interesuje.
P.S. Prześlij mi jeden konkretny adres mailowy, bo w powodzi tysiąca Twoich kont pocztowych nie wiem, na który mam wysłać to o co prosisz :)
Elenoir,
OdpowiedzUsuńnie ma mowy o straceniu w moich oczach za te darmówki, bo zupełnie nie moją sprawą są Twoje relacje z wydawnictwami i nic mi do nich.
Wspominam o współpracy z wydawnictwami jedynie dlatego, że nie widzę, abyście, blogerzy książkowi, byli przez nie traktowani jako równorzędni partnerzy intelektualnej wymiany (co dobitnie pokazał artykuł w GW). Oczekuje się od Was znoszenia złotych jajek, naganiania potencjalnych klientów, podnoszenia wydawnictwu słupków sprzedaży. Opieszałych pogania się zawoalowaną groźbą odcięcia kurka z książkami. Dla wydawnictwa jesteście dojną krową, co się próbuje maskować pozorem profitów w postaci np.wejścia na targi poza długaśną kolejką zwykłych śmiertelników, serdeczną pogaduszką z panią z wydawnictwa na stoisku czy katalogiem zapowiedzi i nowości lub podobnymi (pardon) bzdetami.
Jedynym sposobem docenienia pracy blogera (bo poza bazą danych o konkretnej książce promujecie przecież również w jakimś stopniu czytelnictwo), z którym miałam dotychczas do czynienia przez lata odwiedzania blogów, i który szczerze popieram (bo sama na tym poprzez blog skorzystam) było zorganizowanie Wam tego spotkania w Agorze. Wreszcie ktoś pojął czym powinna być wymiana bloger-wydawnictwo. Że nie chodzi o pieniądze a o rozwój, styczność z tą stroną książki i jej rynku, z którą przeciętny autor bloga na co dzień nie ma najmniejszego kontaktu. Tak to właśnie widziałabym: blogerzy wydawnictwu swoje, wydawnictwo im swoje: kontakt z autorem (także zagranicznym) nie tylko z okazji Targów czy ogólnodostępnych spotkań autorskich (niech się WRESZCIE bloger nagada z autorem do woli, bez kolejek, bez pośpiechu i nerwów), zaproszenia do wydawnictw i drukarni, pokazania ludziom ich pracy "od kuchni" (kto z Was/nas wie np. jak wygląda produkcja książki jako przedmiotu, jej składanie, korekta, opracowanie graficzne itp., kto potrafi - poza studentem bibliotekoznawstwa - nazwać poszczególne elementy książki, powiedzieć coś o jej historii?). A gdyby tak odezwała się do Was Polska Izba Książki, organizując cykl spotkań (np. W Bibliotece Narodowej) i uświadamiając Was/nas czym tak naprawdę jest rynek książki, jakie rządzą nim procesy i prawa, jakie jest ustawodawstwo, jak naprawdę wygląda czytelnictwo w Polsce, jak realnie na nie wpływać etc., etc... Niech wydawnictwo spotka Was np. ze swoimi krytykami zawodowymi, żebyście mogli skonfrontować swoją pracę, podzielić się wzajemnymi refleksjami i oczekiwaniami. Pomysłów są tysiące, trzeba byłoby jedynie domagać się od instytucji czegoś więcej niż egzemplarz recenzencki. Nie rozumiem oburzenia na panią z wydawnictwa stwierdzającą przecież fakt, że wydawnictwo daje blogerom tym egzemplarzem możliwość prowadzenia bloga. Cóż tu się oburzać, skoro całe zastępy blogerów bez książek z wydawnictw musiałyby chyba zwijać swoją działalność w sieci (sama mogę podać trzy takie przykłady, a odwiedzam może jedną trzecią blogów książkowych)?! Pani rąbnęła co poniektórych prawdą między oczy i to się ludziom nie spodobało, bo bez białych rękawiczek i zwyczajowego poklepywania blogera po plecach wyjawiła całemu światu tajemnicę Poliszynela.
Pisząc o "korzyściach" dla blogera nie miałam na myśli pieniędzy za recenzje, bo to żadna korzyść. Dobrze by było, gdybyście poważnie zastanowili się - jako pewna społeczność - czy to, że macie niebagatelny wpływ na rynek książki i proces jej wydawania (typując np. pewne tytuły literatury zagranicznej do wydania w Polsce), nie mogłoby przełożyć się dla Was na pakiet konkretnych profitów intelektualnych, a nie tylko fizycznych. Mogłyby z tego powstać naprawdę ciekawe akcje i inicjatywy (co już wdrażają w życie blogerzy śląscy na przykład), o których czytelnicy blogów chętnie poczytaliby na pewno.
Ja też pisałam o tym, że spotkanie zorganizowane przez Agorę było korzystne dla obu stron. Mnie się jednak na takie imprezy nie zaprasza:). W każdym razie chętnie zobaczyłabym na własne oczy proces powstawania fizycznej postaci książki, a i o rynku książki chętnie bym posłuchała. Wolałabym to niż jakieś zdjęcia ze znanymi pisarzami.
UsuńWspółpraca z blogerami to tylko jeden, niezbyt znaczący element promocji poszczególnych tytułów, więc ja się nawet nie dziwię, że ludzie od marketingu nie mają dla nas zbyt wiele czasu.
Sęk w tym, że ja generalnie nie widzę się raczej jako członkini jakiejś np. krakowskiej/małopolskiej społeczności blogerów, a już na pewno nie jako członkini szczególnie aktywna. Cóż, jestem domatorką, już prawie miznatropką i wolę robić wszystko po swojemu, a niekoniecznie w grupie. Może jednak na jakieś profity intelektualne się jeszcze załapię?;)
Zapomniałam napisać, że mnie jednak wypowiedź tej pani z firmy obsługującej wydawnictwa, bez których łaski rzekomo blogi by nie istniały, zniesmaczyła - bo to jednak zbyt duże uogólnienie. Jasne, są ludzie, którzy napiszą o każdej książce, którą otrzymają za darmo, nawet jeśli temat w ogóle ich nie interesuje, ale to wcale nie jest reguła.
UsuńJabłuszkowa
UsuńTrzeci akapit to moje słowa ze wcześniejszego komentarza ubrane w Twoją bezkompromisowość i celność ;) Ten fragment powinni sobie wziąć do serca wszyscy postępowi i markowi blogerzy, opublikować i wykuć na pamięć :) Tego mi brakuje w tej części aspirującej braci blogerskiej, bo większa połowa chce po prostu sobie po cichu pisać, a przyjdzie Ci jeden(a) z drugą i powiedzą że zaściankiem jesteś, otóż to nie tędy droga.
Mocno się szarpnęłyście z tematem, przewałkowany na wszystkie strony... Ja już chyba do końca roku wyczerpałem limit znaków na komentarze :D Pozwolę sobie uczynić p. Jabłuszkową rzecznikiem części moich poglądów, bo nie raz sobie powiedzieliśmy "tak" w pewnych tematach, choć dalej obstaję przy tym, że najważniejsza jest treść, a nie liczby - a z tych kilku tysięcy laików może wyłonić się garstka, która zawstydzi nie jednego licencjonowanego krytyka literatury :)
Elenoir,
teraz się nie mówi o mizantropii tylko o szczególnym rodzaju hipsterstwa ;) Poza ten twój przesadyzm jak zwykle galopuje na złamanie karku, z kotami sama nie siedzisz - masz jeszcze męża - więc o jakiej mizantropii tu mówisz? ;)
Oj, Elenoir, jak ktoś nie chce, to, oczywiście, nic na siłę - zawsze przecież można pogrymasić na wszystko ;)
UsuńWspółpraca blogerów z wydawnictwami nie jest tematem, który chcę tu uczynić osią dyskusji: odniosłam się do tego aspektu aktywności blogowej w szerszym kontekście, a natchnieniem była mi tu historia z pyskówką pań z wydawnictwa na krakowskim spotkaniu (zdarzenie to, nota bene, potwierdza tylko to co pisałam o oczekiwaniach wydawnictwa wobec blogera i roli, jaką mu ono najczęściej przypisuje).
Chciałam zwrócić uwagę na to, że blogerzy we własnym zakresie są w stanie zrobić dla swojej społeczności i swoich czytelników coś dobrego, uniezależniając się od decyzji z zewnątrz i biorąc sprawy w swoje ręce. Urządzanie nikomu niepotrzebnych spotkań, na których wciąż wałkuje się te same zagadnienia (stąd chyba obecność przedstawicielek wydawnictw na zgromadzeniu krakowskim), pozostawiających po sobie niesmak i poczucie zmarnowanego czasu (że już nie wspomnę o stosunku do wiadomej nagrody, bezlitośnie ujawnionym przez samych blogerów - swoją drogą, skąd ten zbiorowy pęd z nominowaniem się, skoro nikogo nie interesują wyniki?), nie jest chyba najlepszą drogą ku integracji środowiska. Tym bardziej, że, jak wspominasz, jest ono zróżnicowane i w wielu kwestiach podzielone, a poza sympatią i szczerą chęcią do wspólnych spotkań prywatnych, nie ma żadnej wizji funkcjonowania jako społeczność i reprezentowania swoich interesów poza blogosferą. O tym się w ogóle nie dyskutuje, stale natomiast rozlegają się protesty i demonstrowane są fochy, bo ktoś tam blogerów obraził, nie przypisał im należnych zasług, zlekceważył ich ciężką robotę misyjną i poturbował niewybrednym komentarzem jako grupę.
Jako czytelnik, nie będący na dodatek członkiem blogosfery, mogłabym stwierdzić, że jest mi obojętne jak sobie blogowanie układacie i życie Waszej wspólnoty organizujecie. W jakimś stopniu, owszem, jest mi to obojętne. Ale fajnie byłoby, kochając książki i czytanie, odnajdując ludzi o podobnej pasji, móc spotkać się na blogu książkowym (a raczej na blogu o czytaniu, bo o książce jako takiej niewielu ma jakieś pojęcie) z całą gamą wiadomości i inicjatyw, które opuściłyby wreszcie zamknięty krąg odwiecznych blogerskich utyskiwań i biadoleń na wciąż te same tematy.
Krzysztofie, ja i mój mąż generalnie nie lubimy innych ludzi, a do siebie po prostu się przyzwyczailiśmy;))). OK, przesadzam. Trochę:).
UsuńJabłuszko, przykro mi, ale ja organizować życia wspólnoty blogerów książkowych nie będę, po pierwsze - nie nadaję się do tego, po drugie - nie chce mi się (podejrzewam, że znowu mam tragicznie niski poziom żelaza, a do tego jeszcze niskie ciśnienie), po trzecie - nie mam czasu. A po czwarte - autorytetu:). Mogę wziąć udział w tym czy owym interesującym wydarzeniu, ale to wszystko. No, gdybyście przypadkiem byli w Krakowie i chcieli pogadać, to zdecydowanie jestem na tak;).
Laureaci wiadomej nagrody rzeczywiście trochę ją sobie odpuścili (a może to po prostu skromni ludzie, którzy nie wierzyli w swoje zwycięstwo?) Może się komuś narażę, ale dla mnie ten laur nie ma żadnej wagi. Portal, który ten konkurs organizuje, składa się głównie z reklam.
"Krzysztofie, ja i mój mąż generalnie nie lubimy innych ludzi, a do siebie po prostu się przyzwyczailiśmy;))). OK, przesadzam. Trochę:)."
UsuńTak, tak - niektórzy ludzie nazywają to miłością, choć mogą trochę przesadzać.
Dziękujemy za zaproszenie , któż wie, czy nie będziesz miała okazji nas nie polubić? ;)))
Tyle ode mnie, wybacz, więcej już nie spamuje :)
Nie ma tu nic do wybaczania:).
UsuńElenoir, musiałabym być chyba sadystką, zachęcając Ciebie do wolontariatu na rzecz wspólnoty blogerów książkowych ;). W takich momentach jednak naprawdę żałuję swoich rozpaczliwie niskich kwalifikacji z dziedziny radosnego pastwienia się nad wybraną ofiarą. Poza tym, ujmuje mnie Twoja szczerość w obrzydzaniu swojej kandydatury, niechętnie więc odpuszczam, kapitulując szczególnie w obliczu argumentu o niskim poziomie żelaza ;)
UsuńPiętnastego, bieżącego miesiąca będę 24 kilometry od Krakowa, ale trudno to nazwać przypadkowym pobytem w Krakowie, dlatego się wstrzymam z nawiązywaniem kontaktu dopóki wizyta moja w tym czcigodnym mieście nie spełni wszystkich Twoich wyśrubowanych kryteriów ;) :).
Moja szczerość może się wydać ujmująca wobec powodzi ulotek i plakatów wyborczych, z których zerkają na nas rzekomo samo uczciwi, pracowici i kompetentni ludzie;).
UsuńDo Krakowa rzeczywiście warto przyjechać na parę dni, co najmniej i chyba co najwyżej (zwłaszcza zimą - osoby nieprzyzwyczajone mogą nie wytrzymać tego smogu). Nie wiem, o jakich kryteriach mówisz:).
Mary,
OdpowiedzUsuńTy naprawdę jesteś dziwna i chyba dlatego tak bardzo lubię ten Twój dziwaczny blog :)
Elenoir - ja 'bloguję' już bodaj ponad 10 lat ;) (masakra!) dopiero od niedawna na tematy książkowe.. ale nigdy nie czułam się jakimś BLOGERĘ ;) po prostu se pisałam i tyle. W ogóle nie pojmuję tego wszystkiego. No ale dobra, jak mówiłam dziwna jestem
OdpowiedzUsuńJabłuszko
Ach i och ;))))
Wydaje mi się, że jednak dawniej bycie blogerem znaczyło coś innego niż teraz. Może kiedyś zachce mi się zapisać parę refleksji na ten temat, może przy okazji kolejnej rocznicy tego blogu, o ile choć raz uda mi się o niej nie zapomnieć:). Ty ze swoim stażem też mogłabyś coś na ten temat skrobnąć:).
UsuńMery,
Usuńale zobacz jakbyś połączyła te wszystkie statystyki, ile byś znaczyła! A tak przyszywają ci tylko łatkę dziwaczki ;0 Ja już od dłuższego czasu chce wymienić te kilka(naście) kilogramów makulatury na jakieś duże ekrany - bo nic dobrego to nie przynosi ;)
Jaką "łatkę", Krzysiu? Toż to największy dla Mery komplement, że w dobie znoszenia granic i unifikowania postaw jest jeszcze jeden krnąbrny indywidualista, pozwalający zrozpaczonym maruderom starego świata ogrzać się w swoim blasku! ;):)
UsuńDlatego proponuje nominować blog Merki do nagrody... :D Niech się mainstream o niej dowie ;)
UsuńI tak macie ode mnie (Wy wszystkie) komplementów na kredyt - i to nie mały ;)
A tak poważnie - niech się skończą te utyskiwania, bo ja całkiem rozumiem te zdziwaczenie Merki i obojętność na wałkowanie ciągle tego samego. Istna donkiszoteria...
Miał obyć dobrze, a wyszło jak (zwykle) na tym spotkaniu. Elenoir chciała zrobić dobry klimat tekstem a skończyło się na zawoalowanej krytyce ;)
UsuńNie na krytyce, a na rozwazaniach, do ktorych tekst Elenoir rowniez sie przyczynil. Doceniam dobra wole naszej gospodyni, aby na spokojnie przyjrzec sie faktom i sprawom i bez niepotrzebnej histerii naswietlic wlasne stanowisko (co jest zreszta cecha charakterystyczna bloga Elenoir). I tak, jakby na to wszystko nie patrzec, glos osob niezwiazanych bezposrednio z blogowaniem zadne ma znaczenie w dyskusjach o pracy blogera i powinowactwach jego bloga :)
UsuńPrzepraszam za brak polskich znakow, pisze z telefonu.
;))) a do jakiej nagrody Krzysiu chcesz mnie nominować?? złota dziwaczka?? ;)
UsuńMery
Usuńbez kokieterii, wiesz doskonale, że w takim gronie rozmówców czasami ironia schodzi do granic absurdu ;) Już nie spamujmy tak na blogu Elenoir, może ona sama kiedyś będzie chciała startować w jakimś konkursie :)
Piszcie, piszcie, nie krępujcie się - lubię dyskusje. Rzadko się tu wywiązują, kiedy piszę o książkach, co być może powinno mnie skłonić do przemyślenia koncepcji mojego blogu:).
UsuńKonkursy nie są dla mnie, prośba o głosy czy lajki nie przeszła by mi przez palce. Nie mówię, że udział to coś złego, ale nie w moim stylu.