Impresje

wtorek, 24 stycznia 2012

Piractwo, ACTA, ankieta

Tusk właśnie strzelił sobie w stopę, a może nawet w głowę. Wyborcy przełkną wiele, ale nie jawne ignorowanie i pomijanie ich głosu. Nie bałagan informacyjny rządu w tak ważnej sprawie. I jeszcze szef BBN-u, generał Koziej, napomyka o możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego, gdyby ataki na rządowe strony nie ustały... Jakoś się o tym nie wspomina, gdy np. górnicy demolują centrum stolicy.
To jest po prostu śmieszne i żałosne.

Już nie rozumiem, o co chodzi. Podobno podpisanie, nawet ratyfikacja ACTA, nic w naszym prawie nie zmieni. Innego zdania są niektórzy eksperci, w tym generalny inspektor ochrony danych osobowych. Jak ma się w tym rozeznać szary obywatel?

Powtarzam - z piractwem i podróbkami trzeba walczyć, ale nie wszystkimi możliwymi środkami. Uważam, że organy ścigania powinny skupić się przede wszystkim na producentach podróbek i firmach, które czerpią zyski z piractwa. Czy to, że jakiś fan wrzuci na youtube kilka utworów ulubionego artysty naprawdę obniży zyski firmy, która ma do tych piosenek prawa? A może przeciwnie - spopularyzuje jego twórczość, dzięki czemu więcej osób przyjdzie na koncert czy kupi perfumy sygnowane pseudonimem gwiazdy?

Wiele się ostatnio mówi i pisze o prawach twórców i o tym, ile tracą z powodu istnienia piractwa. Art. 9 ACTA dotyczy odszkodowań i stwierdza:
Każda Strona zapewnia swoim organom sądowym, w cywilnych procedurach sądowych dotyczących dochodzenia i egzekwowania praw własności intelektualnej, prawo do nakazania sprawcy naruszenia, który wiedział lub miał wystarczające podstawy, by wiedzieć, że zajmuje się działalnością stanowiącą naruszenie, aby zapłacił posiadaczowi praw odszkodowanie odpowiednie dla zadośćuczynienia za szkodę, jakiej posiadacz praw doznał w wyniku naruszenia. Określając kwotę odszkodowania za naruszenie praw własności intelektualnej, organy sądowe Strony mają prawo wziąć pod uwagę między innymi przedstawione przez posiadacza rozsądne obliczenie wartości, które może obejmować utracone zyski, wartość towarów lub usług, których dotyczy naruszenie, wycenionych zgodnie z ceną rynkową lub sugerowaną ceną detaliczną.
Takie podejście zakłada, że gdyby dana osoba nie ukradła "własności intelektualnej", to na pewno by ją kupiła. Że twórca czy też podmiot, któremu twórca sprzedał swoje prawa, traci nawet niekoniecznie tylko ZYSKI ze sprzedaży wspomnianej własności, ile nawet równowartość ich ceny rynkowej czy detalicznej! 

Sęk w tym, że w wielu przypadkach konsument ma do wyboru albo ukraść, albo nie słuchać/oglądać/czytać wcale. Krystalicznie uczciwy człowiek zrobi to drugie. Ale ilu takich znacie?

Kiedy planuję jakiś większy zakup, zwykle staram się rozważyć stosunek ceny do jakości i/lub wartości, którą otrzymuję w zamian. Stosunkowo łatwo to ocenić w przypadku zakupu dobra materialnego, np. butów czy telefonu, natomiast gdy chodzi o towary typu książka, muzyka czy film - za kilkadziesiąt złotych kupujemy kota w worku. 

Niestety korzystanie z kultury nie jest tanie. Przynajmniej w Polsce. Za książkę trzeba zapłacić co najmniej 30 zł (zwykle więcej), za bilet do kina około 20 (w weekend więcej), za płytę 40-50 zł... I często są to pieniądze wyrzucone w błoto, jeśli książka, film czy płyta są słabe. Niektórzy chcąc się przed takim nietrafionym wydatkiem ustrzec, ściągają najpierw z internetu, a jeśli uznają, że warto, kupują oryginał. Gdyby to wszystko było tańsze, to może więcej konsumentów zaryzykowałoby wysupłanie tych kilkunastu złotych? Model sprzedaży dóbr kultury i rozrywki jest kompletnie nieadekwatny do rozwoju technologii i potrzeb klientów.

Nabywam książki, ale za muzykę czy filmy na ogół nie płacę. Jeśli znikną internetowe serwisy, które umożliwiają mi do nich darmowy dostęp, to po prostu poprzestanę na darmowym radiu (koszt tantiem pokryją reklamodawcy) i, od czasu do czasu, kinie.

I na koniec:



Dziękuję za uwagę:). Wyniki wkrótce.

18 komentarzy:

  1. Ankietę wypełniłem. No tak, Donald Tusk podjął pochopną decyzję, myślę że niedługo będzie się z tego mocno tłumaczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się tłumaczy, ale - moim zdaniem - nieudolnie. A największy śmiech wzbudza chyba lista organizacji, z którymi podobno konsultowano się w sprawie ACTA. Prawie sami beneficjenci tego dokumentu! Tylko dlaczego to się nazywało konsultacje społeczne?!

      Usuń
  2. W myśl ACTA powinni pozamykać wszystkie biblioteki, bo tutaj też biblioteka kupuje jeden egzemplarz książki a korzystają z niego tysiące czytelników. Żałosne to wszystko i jeszcze Ci politycy- obrońcy honoru internautów, którzy kilka miesięcy temu we wstępnym głosowaniu w PE byli za ACTA a teraz tacy zdziwieni....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bibliotek to akurat raczej nie dotyczy. Póki co.

      Niestety politycy w parlamencie polskim czy europejskim nie wiedzą zwykle, w jakiej sprawie głosują. Z jednej strony trochę ich rozumiem - nikt nie zna się na wszystkim, z drugiej...

      Usuń
    2. Biblioteki na razie są nie do ruszenia:) Choć ich działalność idealnie podpada pod paragrafy o rozpowszechnianiu materiałów objętych prawem autorskim. Interpretacja tych przepisów (dot. prawa autorskiego w bibliotece) spędza sen z powiek wielu bibliotekarzom. Ten temat jest jednym z najbardziej popularnych jeśli chodzi o szkolenia bibliotekarzy.

      Usuń
  3. Wypełniłam ankietę. Im bardziej się w temat zagłębiam, coraz bardziej niedowierzam. Dojdzie do tego, że będę się bała surfować po sieci nie wspominając o prowadzeniu blogów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee... no nie dramatyzujmy. Pod wpływem restrykcyjnego prawa antypirackiego internet może się trochę zmienić, ale ust nam tak całkiem nie zamkną.

      Usuń
  4. Jeszcze moment a będzie jak w poczciwym Orwellu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może, ale raczej nie z powodu ACTA. Raczej dlatego, że dla większości ludzi życie w zuniformizowanym społeczeństwie jest prostsze.

      Usuń
  5. Przeraża mnie ten kraj. Zaczynamy być inwigilowani nie tylko z kosmosu, ale również przez łącza internetowe. Nie wspomnę o śladach po karcie kredytowej itd.

    OdpowiedzUsuń
  6. z kosmosu?? a kto nas inwigiluje z kosmosu?? Lord Vader??

    OdpowiedzUsuń
  7. Ankietę wypełniłem, ACTA czytam teraz. Ciekawy jest fragment, który wybrałaś we wcześniejszym wpisie. ACTA ma sporo takich "drobnostek".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Szkoda, że większość osób, które dyskutują na temat tego nieporozumienia, mówi ogólnikami zamiast skupiać się na konkretnych zapisach ACTA.

      Usuń
  8. Co mnie martwi?
    Jeśli nie ACTA, to będzie następny dokument,pojawią się jakieś inne środki, które pozwolą na wprowadzenia "ograniczeń" (monitoringu) bez szumu, czyli tzw. "tylnymi drzwiami". Sieć zaczyna odgrywać zbyt ważną rolę, a więc pokusa wykorzystania jej będzie rosła - zgodnie z logiką - wraz ze wzrostem znaczenia. To oczywiste, zresztą tak samo jak to, że internet był "domeną wolności" na samym początku swojego istnienia. Teraz o wolności trudno mówić, można powiedzieć z pewnością o masowości. Jeśli wolność, to możność napisania tego, co się chce, to ta wolność stoi na kruchych nogach - to obserwacja całkiem współczesna.

    Co mnie cieszy?
    Protesty ludzi młodych, że coś w końcu wyszło poza obręb Fejsbuka. Szkoda, że zamiast 5 tys. nie było 500 tys. i jeszcze gorzej, że nie zdemolowali placów na których protestują. Górnicy od lat z powodzeniem stosują tego typu metody - są skuteczne. Skuteczniejsze są wybory, ale w nich trzeba rozległej wiedzy i codziennych działań, a na "akcję" typu ACTA wystarczy trochę show i medialnej wiedzy.

    "Sęk w tym, że w wielu przypadkach konsument ma do wyboru albo ukraść, albo nie słuchać/oglądać/czytać wcale."

    To albo potraktuję jako uproszczenie na potrzeby tekstu. Może też czytać/słuchać/oglądać i to bez specjalnie dużego nakładu finansowego? Może się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie to właśnie masowość gwarantuje (do pewnego stopnia) anonimowość (czyli wolność) w internecie. I tak nikt nie podejmie żadnych kroków prawnych przeciwko jednemu z dziesiątków tysięcy blogerów piszących nieprzyjemne rzeczy o Donaldzie Tusku czy Jarosławie Kaczyńskim, ale jeśli autor strony skrytykuje lokalnego polityka czy urzędnika, to będzie co najwyżej jednym z kilku, a jego oburzona "ofiara" z dużym prawdopodobieństwem poda go do sądu i z dużym prawdopodobieństwem wygra, przynajmniej w pierwszej instancji.

      Prawa i obowiązki użytkowników i twórców treści znajdujących się w internecie powinny być doprecyzowane w naszym prawie. Z drugiej strony boję się, że politycy i urzędnicy zrobiliby to za naszymi, internautów, plecami, więc może lepiej zostawić to tak jak jest.

      Szkoda, że protesty przeciwników ACTA w realu wypadły tak jak wypadły. Nie popieram niszczenia mienia czy robienia zadym, nawet w słusznej sprawie. Mam wrażenie, że wielu tych naszych oburzonych ACTA nie przeczytała. Ludzie przyzwyczaili się już chyba do powierzchowności przekazu informacyjnego i odzwyczaili od analizowania zdarzeń, tekstów itd.

      Tak, Krzysztofie, to właściwie uproszczenie:). Wszak w świetle naszego prawa ściąganie filmu czy muzyki z internetu na swój prywatny użytek nie jest przestępstwem. Przestępstwem jest ich udostępnianie.
      Cytowane przez Ciebie zdanie wyszło mi trochę nieprecyzyjne. Powinno brzmieć:
      "Sęk w tym, że w wielu przypadkach konsument ma do wyboru albo dany utwór ściągnąć, albo nie słuchać/oglądać/czytać go wcale."

      Usuń
  9. Bardzo żałuję, że dopiero teraz znalazłam twój wpis, bo dołączyłabym go do karnawału blogowego. Bardzo mądrze piszesz.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.