Impresje

niedziela, 12 lipca 2009

SPRZEDAWCA BRONI


TYTUŁ: Sprzedawca broni
AUTOR: Hugh Laurie
PIERWSZE WYDANIE: 1996

WYDAWNICTWO: W.A.B.
ROK WYDANIA: 2008
STRON: 416

OCENA: 2+/5

Sympatyczna książka na jedno lub dwa letnie popołudnia. O ile ktoś lubi ten typ humoru i nie razi go przeplatanie się zabawnych monologów głównego bohatera i brutalnych morderstw.

Thomas Lang ma 36 lat, służył w Gwardii Szkockiej, a potem zajmował się chyba usługami z zakresu ochrony osób i mienia. Co prawda z niewielkim finansowym skutkiem. Może dlatego, że odrzucał tak intratne propozycje jak morderstwo w zamian za 100 tys. dolarów. Dość przypadkowo został wplątany w aferę szpiegowską, grę wywiadów, handel bronią i międzynarodową siatkę terrorystyczną.

Nie napiszę oczywiście, jak się to wszystko skończyło. Zresztą mnie ta cała intryga wydała się taka sobie - no ale ja nie gustuję, szczerze mówiąc, w fabułach sensacyjnych i szpiegowskich; nie wiem więc jak ta wypada na tle innych. Bliskie mi jest za to sarkastyczne poczucie humoru głównego bohatera, który nam opowiada całą tę historię.
[...] - Albo jest pan zabójcą, albo ktoś stara się, aby pan na takiego wyglądał. Problem w tym, że wszystkie dowody, którymi dysponuję, pasują w równym stopniu do obu możliwości. To doprawdy trudna sytuacja.
Wzruszyłem ramionami.
- Pewnie dlatego dostał pan takie wielkie biurko – zauważyłem. [...]
[...] Ricky był terrorystą. Tak uważali Amerykanie i dlatego go nienawidzili. Nienawidzili wszystkich terrorystów, ale jedno wyróżniało Ricky'ego w ich oczach i sprawiało, że nienawidzili go bardziej niż większości terrorystów – Ricky był amerykańskim terrorystą. A to wydawało im się po prostu niewłaściwe. Do zamachu bombowego w Oklahoma City przeciętny Amerykanin traktował detonowanie bomb w miejscach publicznych jako staroświecką, europejską tradycję na wzór corridy czy angielskiej odmiany moreski. A jeżeli ten zwyczaj miał się kiedykolwiek rozprzestrzenić, to z pewnością na wschód, wśród wielbłądzich dżokejów, cholernych turbaniarzy, synów i cór islamu. Wysadzanie w powietrze centrów handlowych i ambasad, strzelanie z ukrycia do wybranych w wyborach wysokich urzędników państwowych, porywanie boeingów 747 w imię czegokolwiek innego niż pieniądze było absolutnie nieamerykańskie i nieminnesotańskie. Wydarzenia w Oklahoma City doprowadziły jednak do zmian na gorsze i w rezultacie Ricky musiał zapłacić najwyższą cenę za swoją ideologię. [...]
I tak dalej w tym guście [aż do ostatniego zdania powiastki], choć zdarzają się i wpadki:
[...] Mam na myśli jej parę oczu, a nie byle jaką parę. Nie wyciągnęła z szuflady pary cudzych oczu i nie spojrzała nimi na mnie. Utkwiła we mnie własną parę wielkich, jasnych, szarych, jasnych, wielkich oczu. Z gatunku tych, które potrafią sprawić, że dorosły mężczyzna zaczyna pleść bzdury. Weź się w garść, na litość boską! [...]
Trudno mi trochę sklasyfikować tę książkę. Nie wiem, czy to miała być powieść sensacyjna z elementami brytyjskiego poczucia humoru, czy może opis funkcjonowania rynku zbrojeniowego stanowił tylko pretekst do popisania się ironią, która jest, podobno, oznaką inteligencji.

Jakby nie było, całkiem przyjemnie mi się tę książkę czytało, oczywiście kiedy już się przyzwyczaiłam do użytego w niej rodzaju narracji. Poza tym żywię sporo sympatii dla autora - za rolę księcia George'a w "Czarnej żmii"; dra House'a jakoś nie oglądam.

4 komentarze:

  1. Pora zacząć :) -oglądać House'a oczywiście, zwłaszcza jeśli cenisz sarkazm, ironię i złośliwość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cenię, cenię, ale w tv jest już chyba któryś z kolei sezon (swoją drogą jeszcze parę lat temu nie przyszło by mi do głowy, że to słowo może mieć coś wspólnego z serialami), więc mogłabym się nie zorientować w fabule.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam podobne odczucia w stosunku do Dr Housa - po pierwszych kilku odcinkach dalej jakoś nie oglądam. Nie bardzo rozumiem Twój system oceny 2+/5 = "Sympatyczna książka na jedno lub dwa letnie popołudnia". Niemniej zgadzam się mniej więcej z tym pierwszym zdaniem Twojej oceny, choć co innego bym uznał za zalety, a co innego za wady. Bardzo zgrabna recenzja - gratuluję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój system ocen nie ma nic wspólnego ze szkolnym:). Książkę, której przyznałam tylko 2, uważam za bardzo przeciętną - można ją przeczytać, ale nic się nie straci, jeśli się tego nie zrobi.

      Również pozdrawiam:).

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.