Impresje

wtorek, 28 stycznia 2014

Krzysztof Varga o grasujących w internecie entuzjastach

Krzysztof Varga musi być masochistą. Podejrzewałam go o to, kiedy w 2012 roku wybrał się do Kałkowa-Godowa, żeby na własne oczy obejrzeć betonowego tupolewa smoleńskiego. Dzisiaj podejrzenia zmieniły się w pewność - jak wieść internetowa niesie (dzięki, Krzysztofie S.!), Varga zaczytywał się ostatnio recenzjami na merlin.pl. 

Absurd czy głupotę trzeba od czasu do czasu wskazać, napiętnować albo wyśmiać, ale doprawdy nie rozumiem, jak można się w tym regularnie babrać. Owszem, łatwo to babranie przekuć potem w błyskotliwy artykuł, ale jeszcze łatwiej stracić przy tym obiektywny ogląd rzeczywistości, co skutkuje wyciąganiem zbyt ogólnych wniosków na podstawie kilku aberracji.

Tekst Vargi odnalazłam na tym blogu. Zaczyna się od ubolewania nad zanikiem znaczenia profesjonalnych krytyków literackich. Uważam, że jeśli kogoś interesuje fachowa opinia o jakiejś książce, to wyszuka ją sobie w specjalistycznych periodykach. Mnie - przyznaję się - wypowiedzi większości krytyków śmiertelnie nudzą. Próbowałam, naprawdę, nie raz i nie dwa obejrzeć do końca jakiś program o książkach, w którym w stylowych wnętrzach wypowiadali się odhumanizowani toną makijażu profesjonalni recenzenci, ale nie zdzierżyłam. 

Potem Varga narzeka, że w prasie nie ma - jak w złotych latach dziewięćdziesiątych - "zasadniczych rozmów o literaturze", wszędzie tylko ta polityka i polityka, po czym wyraża zdziwienie, że "Morfina" Twardocha "nie stała się przyczynkiem do fundamentalnej debaty o polskości". Hm.

No i wreszcie Varga przechodzi do sedna i miażdży "grasujących w internecie" entuzjastów, którzy "z czystej miłości do literatury epatują nas swymi zachwytami", a ciemny lud w ciemno te zachwyty kupuje. I tu obok słusznych zarzutów (które jednak nie są niczym nowym - temat współprac z wydawnictwami został już w blogosferze przemielony milion razy) pojawiają się wspomniane już niepotrzebne uogólnienia. 

Autor felietonu skupił się wyłącznie na tekstach zamieszczanych na merlinie, wyszukał kilka nadzwyczajnie aktywnych recenzentek, entuzjastycznych zwłaszcza wobec tytułów wydawanych przez Znak, i na tej podstawie zmieszał z błotem wszystkich amatorów, którzy ośmielają się zamieszczać w internecie swoje opinie o książkach. 

Szczególnie absurdalny wydał mi się zarzut, że owa "wirtualna" krytyka jest "płodzona pod pseudonimem", przez osoby "nieweryfikowalne", co - ku zdziwieniu Vargi - nikogo nie odstrasza. Być może z powodu, no cóż, wieku i nieobycia w internecie, nie przyszło mu do głowy, że w sieci liczy się przede wszystkim to, co kto pisze, a nie jak się podpisuje. Treść internetowych recenzji jest jak najbardziej weryfikowalna (wystarczy przeczytać zrecenzowaną książkę), a co więcej - z ich autorami można polemizować.

Dziwi mnie zdziwienie pana Vargi - przecież to oczywiste, że przeciętny czytelnik chętniej przeczyta (niekoniecznie na merlinie) opinię innego przeciętnego czytelnika niż - często hermetyczną i/lub zmanierowaną - recenzję autorstwa zawodowego krytyka. 


32 komentarze:

  1. Rzuciłam się na ten tekst z ciekawością, a zastałam ogólniki i to, co każdy głupi wie i jak sama zauważyłaś, przemieliliśmy to już między sobą wiele razy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak możesz tak krytykować PROFESJONALNY tekst WYDRUKOWANY w PRAWDZIWEJ gazecie, PODPISANY imieniem i nazwiskiem AUTORA, dodatkowo uwiarygodniony jego ZDJĘCIEM?!! No jak? ;)

      Usuń
  2. Jestem rozdarta wewnętrznie. Wobec Vargi jestem bowiem mało krytyczna, ale nie wiem czy mogę, skoro występuję wyłącznie pod pseudonimem?
    Być może właśnie z uwagi na ową schizofrenię odebrałam ten felieton inaczej. Oczywiście, że żadnej Ameryki nie odkrył, ale uważam, że szpilki wbił celnie, wcale nie w internetowy ogół, a tylko w pewną specyficzną - wcale nie mało liczną - grupę, którą osobiście omijam z daleka. I tyle. I tak jak każdemu z nas trafiają się jałowe posty, tak i jemu trafił się nieco gorszy niż zwykle felieton. Tak myślę ja, anonimowa momarta:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kupuję GW, więc na jego felietony trafiam zwykle przypadkiem i lubię dosyć jego styl, ale regularnie czytać bym go nie mogła, bo absurd toleruję tylko w małych dawkach i w dużych odstępach czasu. A on jak nie o tupolewie, "Kacu Wawa", to o głupich recenzjach na merlinie. Ileż można.

      Zanim opublikowałam ten wpis, uważnie wczytałam się w tekst Vargi. Uważam, że prawie całe dwie pierwsze kolumny to uogólnienie tak wielkie jak wydatki na olimpiadę w Soczi. Zirytowałam się nieco wczoraj wieczorem:).

      Usuń
    2. Może masz pecha do takich a nie innych felietonów Vargi. Czytam go regularnie i wiem, że niedawno chwalił film Smarzowskiego, wcześniej dziennik Pilcha, książkę Świetlickiego.

      Czy ma w sobie coś z masochisty? Kwestia interpretacji. Na spotkaniu z czytelnikami wspominał o tym, że lubi sprawdzić, wokół czego robi się szum w mediach (np. książki Kalicińskiej, wrak tupolewa itp.), a wiec czyta i ogląda. Mówił też o tym, że naturalnie łatwiej coś skrytykować (wręcz zjechać) niż pochwalić.

      Co do samego problemu z ostatniego felietonu - w kraju nieczytających obywateli opisane zjawisko ma doprawdy niewielkie znaczenie. KV notorycznie jednak ubolewa nad zniżkującym czytelnictwem, więc może takie kuriozum jak produkowane taśmowo opinie również go zainteresowało. Bo że ubawiło, nie wątpię.;)

      Usuń
    3. Może rzeczywiście trafiam akurat na specyficzne teksty Vargi. Mnie to jego okazywane - być może tylko od czasu do czasu - zainteresowanie medialnymi szumami odstręcza. Nie byłabym w stanie obejrzeć "Kaca Wawa" ani przejechać prawie dwustu kilometrów, żeby zobaczyć kiczowatą atrapę tupolewa (choć może kiedyś się na to zdecyduję, ale tylko dlatego, że moi rodzice mieszkają o rzut beretem od Kałkowa).

      Mnie też o wiele łatwiej coś zjechać niż pochwalić. Im bardziej jestem złośliwa, tym więcej pochwalnych komentarzy. I dlatego prawie nigdy nie sięgam po książki, o których z góry wiem, że są beznadziejne. W planach mam tylko jakąś książkę Kordel, bo jej to kiedyś obiecałam;), ale jakoś nie widzę żadnej w bibliotece.

      Usuń
    4. Mnie nie odstręcza. Co jest np. odstręczającego w tym, że przy okazji zawieruchy na Węgrzech (Orban itp.) napisał na ten temat duży i poważny W końcu jest jest nie tylko twórcą książek i felietonów, od czasu do czasu pisze w GW na różne tematy.
      Nie twierdzę, że podobają mi się wszystkie jego teksty, ale pióro ma dobre. Rozumiem też, że jego złośliwość może męczyć. Dla mnie idealnym felietonistą był Pilch piszący dla Polityki i Dziennika - złośliwe, ale bez wylewającej się żółci. Ech, co to były za czasy.;)

      Usuń
  3. A mnie jest szkoda, że pan Varga jedynie na Merlinie skupił swoją uwagę i grasujące tam recenzentki awangardą całego recenzenckiego internetu uczynił. Myślę, że po przejrzeniu blogów książkowych wnioski byłyby jednak innej jakości - nie powiem, że merytorycznej w ogóle, ale bardziej pogłębione i szersze spectrum zjawisk odnotowujące, to pewne. Merlin, nawet dzierżący palmę pierwszeństwa w internetowej sprzedaży książek, nie jest, moim zdaniem, najlepszym miejscem dla poszukiwania felietonowych inspiracji. Recenzje są tam nierzadko dziełem raczej przypadkowych osób, często mających sporadyczny kontakt z książką, a ta garstka w sumie bardziej naczytanych (celowo nie piszę "oczytanych") i aktywnych piśmienniczo ludzi, nie jest symbolem żadnej normy. Ot, kilka tendencji recenzenckiego światka, i tyle.

    Z panem Vargą całkowicie zgodzę się tylko w dwóch sprawach:
    1.ktoś, kto chce się czegoś o książce dowiedzieć, poszuka informacji na jej temat nie u zawodowego krytyka, a w sieci, wśród zwykłych czytających śmiertelników Dla mnie nie stanowi to problemu, ponieważ:
    a) eksploracja internetu w każdej możliwej kwestii to już nie od wczoraj znak czasów,
    b) trzeba naprawdę silnej samodyscypliny, aby umieć zorientować się w majorowych wywodach większości naszych zawodowych recenzentów o faktycznej wartości danej książki - nie z uwagi na wymogi fachowego recenzenckiego dyskursu, ale dla osobistej, prywatnej satysfakcji czytelniczej opisującego delikwenta.
    2. zgadzam się bez zająknięcia z panem Vargą w kwestii recenzentki o nicku "kasandra85".

    Wątek wydawnictwa ZNAK jedynie mnie rozśmieszył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź pod uwagę, że Varga mógłby trafić na blog kasandry85, a potem po linkach z komentarzy przeszedłby do blogów podobnych i następnym razem obsmarowałby blogerów:).

      Wątek Znaku rzeczywiście zabawny - może ten felieton otrzeźwi nieco osoby odpowiedzialne w wydawnictwach za współpracę z internautami.

      Usuń
    2. Myślę, że produkcyjniaki kasandry85 są, nawet na tle innych podobnych blogów, jednak ewenementem niż potwierdzeniem jakiejś reguły. To, co potrafi ta pani jest maestrią obcowania z lekturą. Jestem po prostu szczerze urzeczona możliwościami tej blogerki, umiejętnością czytania na akord i smażenia pseudorecenzji pozbawionych jakichkolwiek wartości a idących w setki, niedługo tysiące. Nie spotkałam w sieci drugiej tak utalentowanej osoby. Tytuł "królowej recenzentek" należy się jej bezdyskusyjnie. Obawiam się, że dopóty podobna działalność na podobnym poziomie będzie w sieci istniała (a będzie!), każdy piszący bloga o ksiażkach i czytaniu będzie również mógł, niestety, skąpać się w jej blasku.
      To jest właśnie problem: że przyglądając się światkowi niezawodowych recenzentów w internecie, widzi się przede wszystkim kurioza i pod nie podciąga się pozostałych. Tak właśnie postąpił pan Varga, niepotrzebnie skupiając się na Merlinie, nie zadając sobie trudu penetrowania innych rejonów sieci. Wnioski mogłyby być inne, bez np. wpadek o zależności pomiędzy nickiem autora recenzji a jej autentyczną wartością czy chęcią dania świadectwa a pazernością piszącego.

      Usuń
    3. Podziękuję za blaski tej dziewczyny, wolę moją ciemną niszę - przynajmniej nikt mnie nie obsmaruje w prasie:).

      Być może pan Varga uznał, że wszędzie w internecie jest tak samo źle (albo gorzej), więc nie ma sensu zagłębiać się w to bagno:). Zresztą w cenie jest teraz wyrazistość, jednoznaczna opinia na każdy temat, czarno-białość, a nie dzielenie włosa na czworo. Płacą za wierszówkę, a nie za skrupulatną analizę problemu.

      Usuń
    4. Być może tak właśnie jest. Szczerze mówiąc, drażni mnie już od dość dawna to demonizowanie internetu, podszyte mieszanką oburzenia i politowania biadanie na tragiczny poziom wszelkiego dostępnego za jego pośrednictwem materiału. Załamywanie rąk nad poczesnym miejscem internetu (czy komputera w ogóle) w życiu ludzi.
      Pora już chyba pogodzić się wszelkim malkontentom z tym, że mamy XXI wiek, a przynajmniej czas ekspansywnego rozwoju wszelkich technologii, które coraz śmielej wkraczają w nasz świat, także codzienny. Nie ma dla mnie sensu pomstowanie nad faktem, że przeciętny człowiek poszukuje informacji przede wszystkim w sieci, a nie znajdując jej tam (czy to jest jeszcze w ogóle możliwe? - nie potrafię odpowiedzieć), kieruje się dopiero ku innym źródłom. Referaty można pisać o przyczynach tegoż, co nie zmieni faktu, że tak jest i będzie. Czasami, napotykając na te wszystkie żale i egzorcyzmy odprawiane nad internetem, odnoszę wrażenie, że niektórzy zatrzymali się w swoich oczekiwaniach gdzieś w epoce kamienia łupanego i najlepiej czuliby się, gdyby i inni podzielali ich entuzjazm dla uroków życia w jaskini czy ekscytację wspólnych łowów na mamuty.
      To prawda, że internet pełen jest wszystkiego i spora część społeczeństwa ma duży problem z weryfikacją dostępnych wraz z siecią dobrodziejstw, jednak to nieustanne pokrzykiwanie na
      i postponowanie wszelkiej działalności użytkowników tegoż medium, staje się powoli nieznośne. Chyba pora już przyjąć do wiadomości, że sieć to nie tylko Doktor Samo Zło, siedlisko występku, bylejakości, kłębowisko demonów. W przeciwnym razie wciąż będziemy obcowali z tekstami krytycznymi, które jakąkolwiek negatywną tezę obiorą za swój motyw przewodni, zawsze znajdą argumenty na jej potwierdzenie w samym tylko wskazaniu palcem na Internetową Demonię.

      Usuń
    5. Oj Jabłuszko, marnujesz się. Myślę, że śmiało mogłabyś rozświetlić Internetową Demonię, a i nie odmówiłabyś jakbym zaprosił Cię na wspólne polowanie na mamuty :D Jeśli masz już odpowiadać, to proszę bez malkontenctwa i umiłowania ciemności ;)

      Usuń
    6. I jeszcze jedno. Jak Pan Varga dojdzie do tego tekstu (co nie jest wykluczone), to i może blogom się dostać. Nic straconego dziewczyny. Jeszcze możecie mieć swoje pięć minut ;)

      Usuń
    7. Jeżeli blogom dostanie się nie wedle zasady "bo w internecie, a nie w gazecie, najlepiej w książce choćby w klozecie" i ewentualna krytyka poparta zostanie solidnym argumentem, to nie poczuję się zmuszona do wyrażenia o tekście takim zdania ;) Jeżeli natomiast ponownie mielibyśmy mieć do czynienia z pokutującą wciąż sugestią, że oto człowiekowi myślącemu (tudzież inteligentowi) dyshonor przynoszą i ujmują inteligencji jego poszukiwania w sieci treści dla niego interesujących, bo internet już z zasady takie szperanie wyklucza jako miejsce nieskomplikowanej zabawie i prymitywnemu ćwierkaniu przede wszystkim służące, to nie wytrzymam :)

      Udział w jakimkolwiek polowaniu, poza, oczywiście, polowaniem na czarownice, z góry wykluczam, bo serce me na los żywego stworzenia okrutnie wrażliwe jest i prędzej myśliwego maczugą po rozczochranej popieszczę niźli słonika ukrzywdzę. W ramach rekompensaty, zastrzegam od razu, wspólnego w jaskini siedzenia i strawy strudzonym łowcom warzenia raczej mi nie proponuj, przez wzgląd na żywą czasu swego powiastkę Sokratesie i jego cykucie :)

      Usuń
    8. Może, tak na wszelki wypadek, powinnam przeprowadzić jakiś lifting blogu? Jak uważacie? ;)

      Ja też zawsze jestem po stronie słoników:).

      Usuń
    9. Proponuję ewentualny lifting dwojakiego rodzaju: poprzez dodanie rubryczki "o mnie", co powinno skutecznie uwiarygodnić Twoje teksty w oczach najbardziej wybrednych oraz, na litość boską!, ożywienie strony jakimś kolorowym obrazkiem, akwarelkową impresją, przez co zyska niewątpliwie na wymiarze duchowym. Same posty mogą być, aczkolwiek przydałoby się od czasu do czasu powściągnąć wrodzoną kąśliwość - wszak nigdy nie wiadomo, czy nie trafi się czytelnik uczulony, o delikatniejszej konstrukcji psychicznej. Piszę to w swoim własnym interesie - kiedy mi nie tak dawno wyłączono tu możliwość komentowania dla niezrzeszonych, aż mną zatelepało ;)

      Usuń
    10. Komisja rewizyjna? Może Jabłuszko kąśliwie ci coś wynajdzie ;) Dla mnie jest w porządku, nie trzymasz się standardów wizualnych w tej części blogosfery, to jest już duży plus. Grunt to tekst... ale a propos strony "O mnie" potrzebne jest też duże, artystyczne i aktualne Twoje zdjęcie. Akwareli nie musi być, Claude Monet mnie wystarczy ;)

      Ale z Was stworzenia kąśliwe, a KV tejże odmawiacie ;)

      Usuń
    11. Wskutek wrodzonego egocentryzmu piszę o sobie w każdym niemal tekście, więc dodatkowa zakładka "O mnie" świadczyłaby już o megalomanii;). Kiedyś zresztą taka podstrona tu była, ale dążę do minimalizmu, przynajmniej estetycznego, więc ją usunęłam.

      Umieszczenie aktualnego zdjęcia też odpada, chyba że byłoby poprawione przez mistrza photoshopa. Nawet mój tata uważa, że głupio wychodzę na zdjęciach, zwłaszcza kiedy się uśmiecham, co - podobno - po nim odziedziczyłam. Jestem wredna, ale nie aż tak, żeby ludzi straszyć moją facjatą;). Zresztą lubię być anonimowa, bo to mi daje dużo luzu.

      Zamieszanie z komentowaniem było spowodowane tym, że blogger nie radził sobie wtedy ze spamem i mnóstwo ordynarnych linków pojawiało się w komentarzach. Nie wynikało to z mojej kąśliwości - przecież cały czas skutecznie ją powściągam;).

      O tym, że nie jestem tylko humanoidalnym trollem, świadczy niewątpliwie podstrona z muzyką - to Wam musi wystarczyć:).

      Usuń
    12. Najgorsze są dynamiczne szablony z Bloggera, do tego stopnia, że aż mną trzęsie. Nawet Clearly wtedy nie pomaga. Z całą resztą żartujemy sobie, no ale jak mówisz minimalizm - to zastosuje się i ja, czyli postaram się go zachować w komentarzach (a za aktualne rozpisanie winna jest J. - jak zawsze) :)

      Usuń
    13. Skoro mnie Krzyś tak prokuratorsko palcem wskazuje to się tylko krótko zdeklaruję, że skoro zdjęcia jednak nie będzie to do kolejnych tutejszych postów mam szczery zamiar podchodzić ze skwapliwą podejrzliwością ;)
      Ty zaś, Elenoir, pisz, proszę, dalej tak jak piszesz, bo wstydliwie muszę przyznać, że prawdziwą przyjemność sprawia mi czytanie tekstów z pazurem :) A już w blogosferze, gdzie większość autorów skrupulatnie stara się zadowalać wszystkich swoich czytelników z żarliwą serdecznością, nieskrępowanie grasująca (auto-) ironia, cięty humor, drwina z konwenansu robią imponujące wrażenie :)

      Usuń
    14. Krzysztofie, chodziło mi o minimalizm estetyczny, komentarzy to przecież nie dotyczy:). Co do szablonów, to ja większości wcale nie oglądam, bo wpisy czytam zwykle w czytniku RSS-ów (niestety feedly jest dużo gorsze niż google reader). Na cudze blogi wchodzę, kiedy wpis może - moim zdaniem - sprowokować ciekawą dyskusję lub kiedy w czytniku wyświetla się tylko część wpisu.
      Twoja ostatnia uwaga świadczy, niestety, o zupełnej degrengoladzie - Twojej i dużej części społeczeństwa, które na podobne zachowanie obecnie przyzwala. Czytam właśnie, proszę sobie wyobrazić, "Emancypantki" Prusa. W latach siedemdziesiątych XIX wieku w doborowym towarzystwie obowiązywała uprzedzająca uprzejmość, szczególnie wobec dam. Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi?

      Jabłuszko, swoich najzłośliwszych pomysłów jeszcze nie wprowadziłam w życie, ale może zrobię sobie kiedyś tydzień hejtowania i np. twórczo rozwinę ideę publikowania stosów na blogach;).

      Usuń
  4. Temat wałkowany wiele razy, ale niech będzie :)

    Mnie się podobał cały ten felieton. Sprawnie napisany, z typowo "Vargową swadą".

    Ja akurat cenie sobie niektórych krytyków literackich, ale większość z nich znam (ale nie tylko) z anteny Polskiego Radia. Dotyczy to także wymienionego w felietonie Przemysława Czaplińskiego. Dodam jeszcze pana Gondowicza (świeży wywiad, ku mojemu zaskoczeniu, w TVN-owskiej "Xiegarnia", Zbigniewa Mikołejko. To są naprawdę osoby z wyczuciem literackim. Posiadają dobry warsztat i obce jest im przytaczane tu stereotypowe zacięcie krytyczno-literackie, choć niewątpliwie nie wszystkie ich teksty są wolne od nich, bo - jakby nie patrzeć - są pracownikami Uniwersytetów.

    Teza o konkurencji między krytykami a blogerami jest tezą blogerów, którzy nie mając talentu, chcieliby dowartościować swoje teksty. Bloger nigdy nie będzie konkurencją dla krytyka, choćby z tego względu, że recenzje, szkice, teksty o literaturze nie są rozchwytywane przez media (nie mają przełożenia wymiernego).

    Felieton składa się z klisz, ale na niektórych można dostrzec ciekawe szczegóły i tu trafnie Varga punktuje. Za masywną produkcją Znaku idzie też masa recenzji, opinii, których cześć jest w jakiś sposób opłacana. Jedni ubolewają (jak Varga), drudzy korzystają (jak wymienione recenzentki). I myślę sobie, że ta weryfikowalność ma ujęcie bardziej szersze niż takie proste spojrzenie, kto za tym stoi z nazwiska, zawodu i wyglądu. Bo jaką wartość ma 1500 notek wyprodukowanych przez 5 lat i powielanych na 5-10 stronach? Tu już nawet nie chodzi o to, że te recenzentki mają radość z tego (bo mają), są opłacane, tylko jasno dał do zrozumienia (ap przynajmniej starał się), że to może być równie miałkie jak pseudo inteligenckie eseje co poniektórych krytyków. Chyba o to pyta Varga? Skupił się na Merlinie, bo też nie pisał artykułu, opracowania, eseju tylko felieton. Siłą rzeczy musiał upraszczać.

    Ja nie jestem za oddzielaniem zawodowych krytyków od czytających śmiertelników. Każdy z nich jest innym typem czytelnika. I po jednej i po drugiej stronie jest mnóstwo grafomanii. A blogi? Dzisiaj już nikt ich nie ogarnie, są lepsze, są gorsze, ale wcale nie takie rozłączne od opinii na stronach księgarni. Wspomniana "Kasandra" jest jej częścią, która samą ilością publikowanych tekstów wypływa na powierzchnie.

    Jedno jest pewne. Varga nie do końca rozumie medium internetowe. I tu Elenoir celnie zwróciłaś uwagę, choć sama też nie uniknęłaś klisz. Możesz śmiało spróbować napisać polemikę do internetowego wydania GW. Jeśli będzie dobra, to masz duże szanse na publikacje. Mówię całkiem serio :)

    Tak to już jest. Z przyjemność przeczytam tekst u Ciebie Elenoir, ale też niekłamaną ciekawością posłucham wywodu pana Czaplińskiego ;) A nawet chętnie czytam komentarze pani Jabłuszko licząc, że kiedyś zdobędzie się na odwagę i napisze jakiś ciekawe sprawozdanie z lektury :) dysponując potencjalnie dobrym warsztatem, który iskrzy się w niektórych komentarzach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy chociaż jedna audycja o książkach pojawia się w Jedynce o jakiejś ludzkiej porze?

      Nie wydaje mi się, żeby blogerzy w ogóle stawali w szranki z zawodowymi krytykami. Każda grupa pisze o książkach z innych powodów i dla innych odbiorców.

      Nie wiem, czy Varga musiał upraszczać, czy też nie - skomentowałam ten tekst, pod którym się podpisał.

      Chyba nie ma sensu wysyłać jakichś polemik. Felieton ma już kilka dni i zainteresowanie tematem, jeśli poza naszym kręgiem jakieś było, dawno już opadło.

      Zgadzamy się co do pani Jabłuszko:). Gdyby wzięła się za blogowanie, to z dużym prawdopodobieństwem trafiłaby do modnych ostatnio najtopów:).

      Usuń
    2. Dzięki za życzliwe prorokowanie mi jakże świetlanych możliwości :P. Wieszczbę zneutralizuję słowami klasyka: "wolę moją ciemną niszę - przynajmniej nikt mnie nie obsmaruje w prasie" ;)

      Usuń
    3. Przy Waszej skromności i specyfice retoryki prasa, media i cały ten "fejm" wam nie grożą.

      O ile mi wiadomo w jedynce nie ma audycji stricte książkowych. W Trójce w godzinach przedpołudniowych Nogaś zajmuje się książkami. W Czwartym programie często pojawiają się autorzy, ale to są rozmowy w bardzo luźnym stylu. Właściwie tylko Dwójka świetnie sobie radzi z literaturą. I tu masz racje. Pory nadawania są dla sów nocnych, no ale można się tego było spodziewać. Polska to nie Szwecja czy Anglia. "Rozmowy po zmroku" "Życie na miarę literatury" są audycjami na poziomie. Problemu nie ma, można pobrać je jako podcast ze strony skryptem albo dodatkiem np. do Firefoxa (https://addons.mozilla.org/pl/firefox/addon/podcast-polskieradio/) więc argument z porą nadawania odpada :)

      Usuń
    4. Dobrze, więc zobowiązuję się publicznie, że posłucham tych audycji w tym miesiącu, raczej w formie podcastu. Może trafię na coś ciekawego.

      Usuń
  5. Choć fakt, muszę przyznać, że Varga nie do końca dobrze rozłożył akcenty w tym felietonie. On sam korzysta ze statusu recenzenta podparty zapleczem finansowym dużego koncernu. Mnie zawsze mówiono, że przykład idzie z góry ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiu, ja też cenię kilku zawodowych recenzentów i na pewno w swoim komentarzu nie miałam na myśli wszystkich, kiedy pisałam o hermetyczności używanego przez nich języka i rozłożeniu treści pisanych przez nich recenzji na inne niż interesujące zwyczajnego czytelnika akcenty. Nie akceptuję po prostu tezy pana Vargi (którego, nota bene, sama bardzo lubię jako felietonistę), że oto mamy do czynienia ze śmiercią zawodowej krytyki na rzecz niedouczonych, infantylnych, groteskowych pseudorecenzentów internetowych. Po pierwsze, uogólnienie i to bardzo krzywdzące, zarówno dla jednych, jak i dla drugich. Po drugie, mam wrażenie że wytypowanie i eksploracja Merlina jako siedliska tych drugich właśnie i rozciągnięcie obszaru ich tam działalności na całą sieć to nie jest dobre założenie. Nawet biorąc pod uwagę wymogi felietonu. Po trzecie wreszcie, felieton ów samorzutnie przyczynia się do utrwalenia stereotypu wojny pomiędzy fachową i niefachową robotą recenzencką, co ma prowadzić w konsekwencji do zaniku i uwiądu krytyki zawodowej, miałkości lub całkowitego braku jakiejkolwiek dyskusji o literaturze. Mam wrażenie, że winą za to obarczani są jedynie recenzenci internetowi niezawodowi. Sama mam pod adresem tego grona garść zarzutów, ale myślę, że pan Varga przesadza w piętnowaniu go za całe zło, które w polskim dyskursie literackim się wzięło i nie chce przeminąć. Więcej szkody, moim zdaniem, wyrządzają tu krytycy zawodowi, nie umiejąc pogodzić się z utratą części swoich wpływów na preferencje czytelników, odstraszając ich środowiskową nowomową, zagmatwaniem merytorycznym swoich tekstów, podczas tworzenia których niejako a priori zakładany jest inny obszar funkcjonowania umysłu recenzującego a umysłu czytającego jego prace poszukiwacza dobrej książki. W pewnej mierze jest to zjawisko naturalne, ale robienie zarzutów z tego, że czytelnik (w tym recenzent fachowcem nie będący) intelektualnie nie nadąża za recenzentem zawodowym i jako taki, i tylko on, jest odpowiedzialny
      za dysproporcje na rynku krytyki literackiej - to nieporozumienie.

      Usuń
    2. Mogę się pod tym tylko podpisać:).

      Usuń
  6. Pewnie :) W wielu punktach jesteśmy zgodni, różni nas tylko ocena felietonu. Ale jak widać powyżej Krzysztof Varga ma swoich fanów, a właściwie fanki :) A czy KV można zaliczyć w poczet krytyków literackich?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odbieram raczej pana Vargę jako osobę odnotowującą pewne książki. Tak jak i pewne zjawiska w polskiej rzeczywistości. Odnotowującą i komentującą. Stricte krytykiem literackim nie nazwałabym go.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.