Impresje

piątek, 24 kwietnia 2020

Chłopi w literaturze IV

Trafiłam ostatnio w internecie na niezwykle interesującą (dla mnie) książkę "Materyjały do etnografii ludu polskiego z okolic Kielc" zebrane przez księdza Władysława Siarkowskiego (1840-1902), który miał, zdaje się, takie hobby, że spisywał wszystko, co mu okoliczni parafianie naopowiadali:). Poniżej cytuję fragmenty części drugiej wspomnianego dzieła, dotyczące zabobonów związanych z uprawą roli. I szczerze mówiąc, to nie wierzę, że przeciętny chłop stosował czy wierzył w choćby jedną z tych "metod". Chociaż... w różne rzeczy ludzie wierzą i dzisiaj, a co dopiero mówić o niepiśmiennych chłopach sto pięćdziesiąt lat temu... Mocno się uśmiałam, czytając o tych sposobach, czego i Wam życzę:).

Zainteresowałam się tą pozycją, bo moi przodkowie pochodzą ze wsi położonych niedaleko Gór Świętokrzyskich. Autor koncentruje się co prawda na opisie wsi położonych bliżej Kielc i raczej na południe od Gór, podczas gdy moi przodkowie mieszkali na północ od nich, ale myślę, że kilka czy kilkanaście kilometrów dalej życie toczyło się podobnie.


Źródło cytatu: "Materyjały do etnografii ludu polskiego w okolic Kielc" ks. Władysława Siarkowskiego, Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego 1879, część II, str. 53-64


   W okolicach Kielc obfitość zabobonów, mających łączność z uprawą roli, siewem, żniwem, domem i gospodarstwem, nierównie jest większą niż koło Pińczowa. Przyczyna tej nierówności polega: na większej oświacie ludu powiatu pinczowskiego niż kieleckiego, już wreszcie na samej przyrodzie miejscowej tych dwóch okolic. Wogóle uważając, okolice kieleckie, aczkolwiek piękne, są bardziej górzyste, ponure, ztąd i dziksze niż pinczowskie i dlatego na umyśle swego mieszkańca piętnują pewną szorstkość, którą łatwo dopatrzeć w jego mowie, sposobie życia, śpiewie, a nawet w ubraniu. Ziemia jałowa, nieurodzajna, na wielu miejscach pokryta smugami piasków, nierzadko niewynagradzająca trudu około niej podjętego, zmusza poniekąd właściciela do szukania środków nadnaturalnych, leżących w zabobonach, bo sądzi w dobréj wierze, że one przyczynią się do dopełnienia braków, do pomnożenia plonu. Dodając do nadmienionych przyczyn i tę okoliczność, że wsie w kieleckiém zbyt są od siebie porozrzucane, że ich domy niegromadnie, ale w długim szeregu kolonij poumieszczane, że w kieleckiém mniéj jest kapłanów do sprawowania posług religijnych i rozciągnięcia pieczy duchownéj nad owieczkami, niż w innych w ogóle powiatach, a w szczególności w pinczowskiém, mniéj téż stósunkowo szkół elementarnych w ubiegłej przeszłości było w kieleckiém niż pinczowskiém: to nie będziemy się dziwić, że zabobony w wielkiéj swéj rozciągłości i doniosłości istnieją między Kielczanami. A choć i tu znajduje się niemały poczet oświeceńszych włościan, którzy w gruncie rzeczy nie wierzą w zabobony, to mimo tego, idąc za zwyczajem większego ogółu swoich współbraci — nie odrzucają ich wcale. (...)
    Uprawa roli pod siew każdego gatunku zboża, sadzenie i okopywanie jarzyn i t. p. czynności rolnicze, mają szczególniej w kieleckiém odrębne zabobony, przesądy, prognostyki i dnie uprzywilejowane. Najwięcej jadnak zabobonów z rozlicznymi waryjantami praktykuje się przy sianiu: rozsady, lnu i konopi jak również sadzeniu kapusty. (...)

2. Przed nałożeniem nawozu na piérwszą furę w kieleckiém przestrzegają ściśle tego zwyczaju, że biorą trzy razy gnoju na widły wyrzucają na dach domu, lub obory, następnie naładowaną furę żegnają krzyżem św. i kropią święconą wodą.
9. Na wygubienie ostu w polu podają w Rembowie sposób ten: wyjść przed wschodem słońca na to pole, gdzie się oset znajduje, uderzyć go patykiem i mówić to zamawianie: "Oset, żebyś precz z mego pola poszed(ł)", potem odmówić: "Zdrowaś Maryja". 

13. Dobrze jest siać żyto przed Matką Boską Siewną i uważać, czy za pługiem kurz wzbija się w górę. Jeżeli się za pługiem kurzy, to się żyto burzy, a jeżeli jest mokro, to się żyto zmietli, t. j. że się w niem trawa rozrośnie (Rembów).

16. Najlepiéj siać pod pełnią księżyca i z téj płachty, która leżała pod święconem na Wielkanoc, albo z takiej płachty, która leżała na stole w tej chacie, gdzie ksiądz z Panem Jezusem był u chorego (kieleckie).

17. Zboże do siewu, aby wydało plon, powinno się pokropić wodą tą, która była oświęconą na Trzech Króli, albo w Wielką sobotę (koło Pińczowa utrzymują, że woda święcona wzięta pokryjomu z obcej chałupy jest najskuteczniejsza). Starają się także zarówno w kieleckiém jak w pinczowskiém do pierwszego siewu domieszać:
a) piasku, lub prochu przyniesionego z Częstochowy szczególniej z za ołtarza Matki Boskiej.
b) kotkę, czyli bazię z palmy oświęconej w Kwietnia niedzielę
c) ziarna z tych kłosków, które w Matkę Boską Zielną oświęcone były. 

18. Koło gór Świętokrzyskich przy siewie zboża zatykają w polu starą miotłę, mówiąc zamawianie: „Miotła — będziesz kluski gniotła". Czynią ten zabobon w tym celu, aby nikt z przechodzących nie urzekł zasiewu. 

22. J ę c z m i e n i a  przeznaczonego do siewu, po oczyszczeniu nie dotykać rękami, dopóki się ich nie wysmaruje  g i ż ą (tłuszcz ze szumowin z szynki gotującéj się w Wielką sobotę), bo to ochrania od szkody ptaków (Beisce).

24. T a t a r k ę  siać najlepiéj, kiedy niebo pokryte smugami białych chmur (kieleckie i pinczowskie).

25. P r o s o  najlepiéj siać w dni Krzyżowe (kieleckie). W pinczowskiém utrzymują, że proso uda się, gdy będzie zasiane wtedy, gdy blade są smugi na obłokach i wiatr południowy, albo jeżeli leszczyna zakwitnie czerwonawo, lub wreszcie, gdy dużo jest chrabąszczy.

28. M a r c h e w  siać w butach, to urośnie duża i gruba (kieleckie).

29. P i e t r u s z k a  zasiana długo spoczywa w ziemi, zanim wyrośnie, bo wpierw odbywa podróż do Rzymu, zkąd po odbytej podróży zaczyna latorośl puszczać w górę (Suchedniów). 

Najpomyślniejszy czas do siewu lnu jest ten, kiedy żaby zaczynają rechtać (kieleckie). Uważają przytem na ile dni przed świętym Wojciechem rozpoczną rechtanie, to tyle dni po tym świętym będzie zimno dokuczliwe.

35. W Kostomłotach istnieje ciekawy zwyczaj, przestrzegany przez gospodynie rzeczonéj wsi przed rozpoczęciem siewu lnu, to jest na piérwszy głos  r o p u c h y. Gospodyni, mająca siać, gdy z nadejściem wiosny po raz pierwszy usłyszy rechczenie żaby, bieży czemprędzej do domu najbliższej kumoski, lub przyjaciołki, staje przed oknem, puka w szybę i wymawia donośnym głosem słowa: "K u m o s i'u  b ę d z i e m y  s i a ć  l e n  w  b ł o c i e." Jeżeli na rzeczone zagadnięcie stojąca usłyszy z wnętrza domu odpowiedż: "B ę d z i e m y  c h o d z i ć  w  z ł o c i e" — dobry to prognostyk. Zła zaś wróżba, gdy biegnąca nie zastanie w domu swej kumy, lub przyjaciołki — próżna f o r s a (fatyga), bo len zasiany  d o c a ł a (zupełnie) przepadnie.

45. W środku zasianej  r o z s a d y  dobrze jest wbić pieniek, na jego wiérzchu położyć łajno końskie, aby nikt z przechodzących nie urzekł (pinczowskie).

50. Koło Pińczowa przestrzegają, aby taka kobiéta nie sadziła kapusty, co jest w regularności, bo liście z takiej kapusty opadać będą.

51. Główki żeby u  k a p u s t y  duże były, potrzeba po jej zasadzeniu usiąść na zagonie częścią tylnią (Suków).

58. Przed rozpoczęciem  ż n i w a  powinno się udłubać ziemi sierpem z tego pola, na którém się żąć ma, i tą ziemią posypać ręce, aby w czasie żniw nie bolały, albo lewą rękę sznurkiem w stawach związać (kieleckie).

59. Aby krzyż nie bolał od nachylania się przy żniwie, należy plecami trzeć o ścianę kiedy się usłyszy pierwszy grzmot na wiosnę.

60. W Beiscach (pow. pinczowski) tarzają się po ziemi kiedy len zaczyna kwitnąć, aby krzyże nie bolały przy żniwie.

63. Zboże i siano nakładając na wóz do stodoły uważać, ażeby z nićm żaby nie włożyć, bo w takim razie wóz w drodze obali się (kieleckie).

72. Jeżeli ustawicznie pada deszcz, to złapanego niedźwiadka (owad) wieszają na gałęzi; ma to sprowadzić pogodę (od Łysicy).

73. W czasie suszy, aby sprowadzić deszcz, zabić potrzeba  j a s k ó ł k ę, lub wóz włożyć do wody (Suchedniów).

74. Wisielca nie powinno się chować w pobliżu wsi, tylko w lesie, albo w nieużytkach, bo on  g r a d  sprowadza (kieleckie i pinczowskie).

75. Żeby pola zabezpieczyć od ulew, grzmotu i gradu, kobiety w kieleckiém nie pierą bielizny: w Wielką sobotę, dopóki kapłan nie oświęci święconego ; przez cały tydzień po Wielkanocy ; przez całą oktawę Bożego Ciała.

76. W kieleckiém, na to, żeby grzmoty ustały wynoszą z domu p r z e ś c i r a d ł o, które leżało pod święconém na Wielkanoc; palą na kominie gałązki, zerwane z drzewiny, którą na Boże Ciało ołtarze ustrojone, były; lub pod strzechę wtykają  w i e s ł o (sic) na którem wsadza się chléb do pieca. W pinczowskiém palą w tym celu na kominie święcone wianki, lub przez okno wyrzucają na świat w i e s ł o  i  m i e t ł ę  albo korale i  s r e b n e  pieniądze.



6 komentarzy:

  1. Nieźle. Ja teraz od tak nie przypomnę sobie babcinych i dziadkowych przesądów związanych z pracami gospodarskimi, ale wiem, że było ich sporo. Tylko jak to dzieciak i nastolatek człowiek nie zwracał uwagi na to co babcia robi przed wyjściem w pole. Ech... Tyle wiedzy i ciekawostek przepadło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytałam taty, który pochodzi właśnie z okolic Bodzentyna, czy zetknął się z tego rodzaju przesądami/zabobonami, ale powiedział, że raczej nie. Może poza tym, że mieli takiego jednego sąsiada, którego ludzie raczej nie wpuszczali do obory np., bo podobno miał jakiś zły wpływ na zwierzęta.
      A jak raz zachorowała krowa, to dziadek wysłał mojego tatę (który wtedy, czyli pod koniec lat sześćdziesiątych, był jeszcze dzieckiem) do sąsiedniej wsi do pewnej kobiety, "która się tymi rzeczami zajmowała". Owa kobieta pomamrotała coś nad węglami wyjętymi spod kuchni (może się modliła, może nie) i wrzuciła te węgle do naczynia z wodą. Tata tę wodę zaniósł do domu, dziadek oblał nią krowę i krowa wstała. Także tego...:)

      Usuń
  2. Co tam 150 lat temu... Niedawno oglądałam czeski film, gdzie lekarz jedzie z odczytem oświatowym na zabitą wieś, bo przyjechała stamtąd matka z dzieckiem, które miało w nosie to takie - kotka? - z bazi, że to jakiś środek leczniczy dobry. I lekarz jedzie uświadamiać ludzi. A film był z 1992 roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż:). Moja mama wcale nie tak dawno temu nosiła w torebce kasztany, bo dzięki temu podobno miała się wzbogacić. No cóż - nie udało się:(.
      A ja do dzisiaj czuję się jakoś niepewnie, kiedy czegoś zapomnę i muszę wrócić do domu, bo tyle lat mi wkładano do głowy, że wracanie się przynosi pecha:(.

      Usuń
    2. O, a moja mama z kolei wkładała łuskę z karpia do portmonetki, w tym samym celu. Ale nazwijmy to litościwie tradycją bożonarodzeniową :)

      Usuń
  3. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.