Impresje

wtorek, 8 kwietnia 2014

Nadchodzą smoki

Tytuł wpisu może sugerować, że poruszę temat czwartego sezonu "Gry o tron", ale nie zamierzam tego robić. O literackim pierwowzorze pisałam prawie pięć lat temu (jak ten czas leci!), a serial wcale nie wydaje mi się taki świetny, chociaż oczywiście go oglądam. Jedyny wątek, który został w nim pokazany trochę lepiej niż w książkach, to relacja między Varysem i Littlefingerem.

Nie, nie o serialu HBO będzie mowa. Chciałam podzielić się z potencjalnymi czytelnikami cytatem z "Życia codziennego w Anglii elżbietańskiej" autorstwa M. St. Clare Byrne. O książce napiszę może w osobnym tekście, kiedyś, ale ten fragment wydał mi się tak ujmujący i zabawny, że zdobyłam się na skopiowanie go tutaj (interpunkcja itd. - tak jak w wydaniu PIW 1971). 
Cytat pochodzi z rozdziału "Księgi cudów i opowieści starych kobiet", z którego dowiedzieć się można, co kształtowało wyobraźnię ówczesnych dzieci. Przynajmniej tych, które miały dostęp do ksiąg. 
   "Smoki znajdują się w Etiopii długie na dziesięć sążni" - czytało dziecko elżbietańskie - i dorosłe dziecko także - w swym Pliniuszu; jego zaś umysł, szczęśliwiej dostrojony do rzeczy cudownych niż nasz, przyjmował stwierdzenie to bez zastrzeżeń. Wieki średnie przeminęły, ale nie zabrały ze sobą wszystkich przesądów ani też owego charakteru zgodności z prawdą - owego naturalnego przyjmowania rzeczy niemożliwych i niewiarygodnych, które cechowało zarówno literaturę tej epoki, jak i jej postawę wobec życia. Pod wielu względami dziecko elżbietańskie nie miało interesującego dzieciństwa, miało natomiast łatwy dostęp do książek dziwów wszelkiego rodzaju. Nikt się nie fatygował, żeby pisać książki specjalnie dla dzieci, ale jakież dziecko nie wolałoby zdjąć ukradkiem z półki swego ojca prawdziwej książki dla dorosłych, takiej jak Pliniusz - "ów doskonały historiograf", jak nazywa go tłumacz - i jakie dziecko, przewracając strony tej książki i natrafiając na ową magicznie brzmiącą linijkę: "Smoki znajdują się w Etiopii", nie odczułoby pokusy czytania dalej i odkrywania na własną rękę owych dziwów wiedzy o zwierzętach i opowieści podróżników, którymi tak się cieszyli ludzie dorośli?
   Wyruszając wraz z Pliniuszem, aby badać The Secrets and Wonders of the World (Tajemnice i dziwy świata), dziecko elżbietańskie uczyło się wielu rzeczy "prawdziwie rzadkich i dziwnych". Na każdej stronie znajdowało pełną miarkę cudów. Była tam mowa o dzikich psach, co miały "ręce i stopy prawie takie jak ludzie", była zadziwiająca opowieść - sugestywna w swej niezrozumiałości - o jakichś cudownych szybkich zwierzętach z północnych okolic, "które mają tak długą górną wargę, że gdy pasą się, idą do tyłu". Następnie można było przeczytać o lwie, którego charakter, tak jak go nakreślił Pliniusz, jest najbardziej dżentelmeński; jest on "pełen szlachetności i łaskawości i prędzej zaatakuje mężczyzn niż kobiety, nigdy zaś małych dzieci, chyba że cierpi wielki głód". Podobnie wzorowe jest zachowanie pantery, która także jest pełna łaskawości: "Czytamy, że jeśli samica napotka człowieka zabłąkanego czy zagubionego w puszczy, który ucieka ze strachu przed nią, to poruszając ogonem, oplecie go, okazując mu przyjaźń i miłość, następnie zaś, gdy człowiek odzyska spokój i pewność siebie, zaprowadzi go do pieczary lub nory, gdzie jej młode wpadły przez nieszczęśliwy przypadek; człowiek wyciągnie młode z jamy, a wówczas pantera zacznie przewracać się przed nim i bawić, aby mu podziękować." Może jeszcze bardziej zadziwiająca jest jednak część poświęcona zwierzętom morskim. Dziecko elżbietańskie dowiadywało się z niej, że "nocą z morza wychodzi wiele ryb, które zjadają zboże na polach, potem zaś wracają znów do morza". Najlepszy z wszystkich jest jednak opis delfina. Zaczyna się trzeźwo i spokojnie, po czym rozwija się, kończąc się nieporównywalnym spiętrzeniem na końcu: "Delfin jest najszybszą rybą w morzu [...] więcej niż jakiekolwiek inne ryby kochają one małe dzieci oraz dźwięk instrumentów muzycznych, żyją trzysta lat [...] cieszą się, kiedy wołamy na nie Szymon, i lubią słuchać głosów ludzkich". Gdybyż zatrudniono ilustratora, który by uwiecznił w wyrazistym obrazie delfina radującego się w swym wesołym małym serduszku, gdy zwracają się do niego, używając imienia Szymon! Wypowiedzi tej dorównuje jedynie informacja podana ni stąd ni zowąd w środku The Book of the Little Beasts - à propos absolutnie niczego - że "Zoroaster przez wiele lat żył, jedząc ser i nie odczuwając starzenia się".
   Jeśli zaś Pliniusz przynosił nam rozczarowanie, ponieważ nie rozwijał dalej tematu smoków z Etiopii, to na jego miejsce znajdowali się inni, gotowi podać każdą ilość informacji, ponieważ jak zauważył Edward Topsell w Historie of Serpents: "Wśród wszelkich rodzajów węży nie ma drugiego takiego, którego dałoby się porównać do smoka." (Właściwie Topsell zaczął publikować swoje bestiariusze kilka lat po śmierci Elżbiety I - przyp. Elenoir). Długość odmiany etiopskiej smoka ocenia na 20 m 70 cm, a czytelnikom swym daje wyczerpujący opis wszystkich cech dotyczących innych gatunków, począwszy od oswojonego rodzaju z Epidauru z żółtozłotą skórą, skończywszy zaś na niezwykle dzikich smokach górskich, których powieki, grzechocząc, wydają dźwięk podobny do pobrzękiwania mosiądzu. Musiało być rzeczą zachwycającą być dzieckiem elżbietańskim i wiedzieć, że gdyby tylko miało ono szczęście urodzić się w Macedonii, mogłoby mieć na własność oswojonego smoka. Z Topsella dowiedzieliśmy się, że "smoki, które są najłatwiejsze do oswojenia", mają bardzo małe paszcze, w Macedonii zaś dzieci bawią się z nimi, "jeżdżąc na nich bez żadnej dla siebie szkody i szczypiąc je, tak jakby to czyniły z psami, śpią też razem z nimi w łóżku". 
 
   Bardzo szczegółowo omówiony także został problem odżywiania się smoków. Tuczą się, jedząc jajka, zaś ich sposób spożywania jaj jest wysoce zajmujący. Dorosły smok zjada zazwyczaj jajko w całości, a potem turla się po ziemi tak długo, póki jajko nie pokruszy się w kawałki w jego wnętrzu; "jeśli jednak jest smokiem młodym, jak gdyby szczenięciem smoka, wówczas bierze jajko w splot (tj. w spiralny zwój) swego ogona i ściska je mocno, i trzyma mocno, póki łuski ogona nie otworzą skorupki jak nóż, a potem przez otwór skorupki wysysa całą zawartość jajka". A może, tu nasuwa się pytanie, raczej młody smok, a nie młode stworzenie ludzkie dało początek popularnemu powiedzeniu? Jeśli jajka są dobre dla organizmu smoków, to jabłka, odwrotnie, są dla nich trucizną, zapewnia nad Topsell. Nic tak gwałtownie nie zakłóca trawienia smoka jak jabłko i jeśli smok zdecyduje się spożyć jabłka, mimo iż wie, że są dla niego szkodliwe, zawsze "jak zapewnia nad o tym Arystoteles" - podejmuje przedtem środki ostrożności, polegające na tym, że przed jedzeniem jabłek najada się dzikiej sałaty, która działa jak lekarstwo i "w wielkim stopniu przyczynia się do zachowania zdrowia smoka".
   "Moralna wartość" smoka należy, jak się zdaje, do dawnych morałów całej baśniowej wiedzy o zwierzętach - dobry uczynek zawsze ułagodzi dobrego smoka. Topsell ma pod ręką wiele anegdot o smokach, aby wpoić w nas to przekonanie, ma także w zapasie inne opowiastki, ilustrujące dobroduszność smoków. Po przeczytaniu historyjki o uroczym smoku, który kochał pasterza z Tesalii, ponieważ ten miał takie piękne złote włosy, i który uporczywie przynosił każdego dnia swojemu przyjacielowi jakiś podarunek, "taki jaki mogło zdobyć stworzenie z jego gatunku i mające jego naturę" - żadne elżbietańskie dziecko nie musiało już odczuwać strachu przed tą wielce oczernioną bestią. Jeszcze bardziej zachwycająca jest historia o smoku, który kochał Pindusa. Kiedy Pindus został zabity, smok czuwał nad ciałem przyjaciela, póki wreszcie nie uświadomił sobie z wyrazu twarzy ludzi patrzących na niego, że bali się podejść bliżej. Gdy tylko sobie to uprzytomnił, natychmiast odsunął się na bok i "z zachwycającą dwornością swej natury [...] pozwolił im dzięki swej nieobecności" poczynić wszystkie przygotowania do pogrzebu. W istocie jedyną rzeczą, która zdaje się rzucać poważniejszy cień na charakter smoków, jest stosowana przez nie metoda chwytania słonia. W takich okolicznościach idą na polowanie stadami, a gdy przychodzą na miejsce, w którym prawdopodobne jest, że pojawi się słoń, wiążą swe ogony i przeciągają je w poprzek ścieżki, tak że gdy biedny słoń nadchodzi, potyka się o nie i chwieje - i natychmiast całe stado smoków rzuca się na niego.
   Nadaremnie usiłujemy się dopatrzyć ze strony autora jakiegoś przymrużenia oka. Topsell jest skończenie poważny we wszystkim, co pisze. Książki swe pisał dla pożytku i przyjemności szlachetnie urodzonego czytelnika. Były to książki, do których można było "zajrzeć w najbardziej święte dni (nie opuszczając modlitwy i nabożeństwa w kościele) i spędzić dnie Pańskie na niebiańskich rozważaniach o ziemskich stworzeniach". Autor dedykował swe dzieła pewnemu dziekanowi, sam zaś podpisywał się "Twój kapelan w kościele św. Botolfa w Aldersgate". Była to lektura niedzielna dla zacnych obywateli i grzecznych dzieci, Topsell zaś nigdy nie przymknąłby oczy na nabieranie kogokolwiek z tych czytelników lub dziekana. [...]

   Jednym z najbardziej "cudownych" aspektów życia w tych dniach musiały być niewątpliwie "lecznicze walory", które jak się zdaje, przypisywano wszystkiemu, co nie było pożyteczne ani cenne w jakiś oczywisty sposób. Można by sądzić, że głowa smoka nie mogła nikomu przynieść większego pożytku, całkiem niezależnie od trudności schwytania najpierw samego smoka; ale Topsell zapewnia nas, że "głowa smoka chroni od zeza, jeśli zaś umieszczona została nad bramą lub nad drzwiami, to w czasach starożytnych uważano, że przynosiła szczęście tym, co szczerze czcili Boga". Nawet oczy wyjęte z głowy smoka i "przetrzymane, aż spleśniały, potem zaś ubite z oliwą i miodem i spreparowane w postaci maści, chroniły każdego, kto ją stosował, od strachów nocnych, spowodowanych duchami i zjawami"; sadło smoka z kolei, ususzone na słońcu, jest ogromnie skuteczne jako środek przeciwko jątrzącym się wrzodom lub jeśli zmieszać je z miodem i oliwą, leczy zaćmę wzroku. [str. 281-286]
Dalej jest też mowa m.in. o leczniczych walorach myszy "odartej ze skóry i utuczonej na miazgę".


Dziś wiara w cudowną moc niekonwencjonalnych medykamentów jest równie silna, z tą tylko różnicą, że martwe krety czy popioły z łasicy zastąpione zostały przez tzw. suplementy diety - łatwiejsze do zdobycia i estetycznie zapakowane, skuteczne tak samo jak lewa stopa hieny czy pazur rysia. W aptekach eksponowane są przede wszystkim właśnie suplementy - kiedy poprosimy farmaceutę o jakiś prawdziwy lek, musi on udać się na zaplecze albo do magazynu i przerzucić kilka kartonów z najlepiej wchłaniającym się żelazem albo olejem z wątroby rekina grenlandzkiego, żeby znaleźć dla nas to, co przepisał nam doktor.

Zakup suplementu to kwestia pieniędzy, wizyta u lekarza - kwestia czasu; obie metody leczenia dostępne są właściwie dla każdego. Celebryci mogą dodatkowo liczyć na medykamenty z kategorii premium deluxe haute couture, np. relikwiarz z kawałkiem sutanny Papieża i kroplą jego krwi. Relikwie katolickich świętych świetnie też zastępują infrastrukturę przeciwpowodziową.

Wróćmy jednak do smoków. Ziemska fauna nie ma już przed naukowcami prawie żadnych tajemnic, parę zagadek kryje się może tylko w oceanicznych głębinach, ale wciąż możemy zabawiać się wyobrażaniem sobie, co też żyje na niezbadanych planetach odległych galaktyk.

Wersja optymistyczna


Pesymistyczna

Tym właśnie skutkują braki w erudycji: gdyby Ripley przeczytała Pliniusza i wołała na Obcego "Szymon", uradowałoby się jego serduszko i można by było uniknąć poważnych strat ludzkich i materialnych. W każdym razie mogłaby spróbować.

2 komentarze:

  1. Oj El, no to żeś fragment znalazła! Fajne książki czytali (i pisali!) kiedyś dorośli :)
    "Dorosły smok zjada zazwyczaj jajko w całości, a potem turla się po ziemi tak długo, póki jajko nie pokruszy się w kawałki w jego wnętrzu" - mój ulubiony kawałek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne:). Autor mógł napisać cokolwiek, bo prawdopodobieństwo, że któryś z jego czytelników wybierze się do Etiopii albo nawet do Macedonii, żeby obejrzeć te cuda, było właściwie żadne. Zresztą czytelnicy byli przygotowani na podobne bzdury, bo wspomnienia ówczesnych i dawniejszych podróżników obfitowały w takie rewelacje.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.