Impresje

sobota, 19 października 2013

Pięćdziesiąt twarzy Greya

Nie, nie czytałam. Zastanawia mnie jednak fenomen tej książki. Kiedy ostatnio widziałam ludzi czytających coś publicznie, to najczęściej była to powieść E.L. James. W tramwajach. W pracy. W przychodni. Wiem, bo dyskretnie zaglądałam przez cudze ramię. Nawet kiedy minął już największy medialny szum wokół tej pozycji. Kilka dni temu słyszałam w sklepie rozmowę dwóch młodych kasjerek, z których jedna bardzo polecała drugiej ten cykl. Mówiła, że na ogół nie czyta książek, bo "nie ma na to czasu i chęci", ale TA tak ją wciągnęła, że przebrnęła przez całą w dwa dni. Być może te książki są "Harrym Potterem" dla dorosłych w tym sensie, że zachęcą do czytania tych, którzy dotąd tego nie robili.

Przypuszczam, że to, czy ich przygoda z książkami będzie jednorazowa, czy też nie, zależy w dużym stopniu od tego, czy spodoba im się następna pozycja, po którą sięgną. Jeśli ktoś nie czyta, to kolejną lekturę wybierze raczej na chybił trafił. Może trafić na "Miłość na torfowisku" albo na "Mistrza i Małgorzatę" (wszak tytuł ten niesie ze sobą parę znaczeń;)). W pierwszym przypadku może się to skończyć utkwieniem do końca życia w świecie szmirowatych romansów, zwłaszcza że ich autorzy piszą je chyba na kilometry. W drugim - prawdopodobnie - nawrotem awersji do książek. Jeśli dorosły człowiek nie czyta, to trudno mu będzie nagle przebrnąć przez coś znacznie ambitniejszego niż artykuł w "Chwili dla Ciebie" albo "Miesiąc w Truskawce". 


Nowi amatorzy romansów podniosą wprawdzie statystyki dotyczące czytelnictwa w Polsce, ale za sukces uznają to tylko ludzie, którzy uważają, że lepiej czytać cokolwiek niż nic. Kiedyś też tak sądziłam, wydawało mi się nawet, że nie znajdę tematu do rozmowy z kimś, kto książki omija szerokim łukiem. Zmieniłam zdanie. 

Literatura to przecież tylko jeden rodzaj sztuki, ale z jakiegoś powodu awersja właśnie do niej czy też może wobec niej obojętność tak niektórym przeszkadza. Nikt nie twierdzi, że lepiej słuchać disco polo niż nie słuchać niczego. 

Nie podchodzę do książek na klęczkach, traktuję je użytkowo - to mój ulubiony rodzaj rozrywki. Dla poprawienia sobie humoru sięgam czasami po literaturę, hmm, mniej wybitną. Lżejsze książki są potrzebne, ale istnieje poważna różnica między lżejszą książką a gniotem. Dlaczego tak wiele osób tego nie dostrzega? Koleżanka z pracy stwierdziła, że może i nie była "Greyem" jakoś specjalnie zachwycona, ale czytała, żeby się dowiedzieć, co będzie dalej. Być może polskie seriale i co poniektóre rodzime powieści posiały takie spustoszenie w mózgach Polaków, że w porównaniu z tymi produkcjami nawet powieści E.L. James wydają się mieć fabułę. 

A może powód jest inny?

4 komentarze:

  1. Amen! Również uważam, że czytanie chłamu nie jest lepsze od nieczytania w ogóle. Nie widzę też wyższości czytelników gniotów nad miłośnikami telenowel. Jakiś czas temu napisałam o tym na blogu i ku mojemu zdziwieniu wcale nie zostałam zlinczowana. Okazało się, że więcej osób podziela to zdanie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złe książki pisano i wydawano zawsze i miały one swoich odbiorców, ale obecnie marketing wydawnictw działa tak sprawnie, że bardzo dużo osób zdąży kupić "bestseller", zanim się okaże, że to właściwie makulatura. Blogerzy książkowi mają w tym procederze swój udział, niestety.

      Usuń
  2. Nigdzie nie znalazłam adresu mailowego do Ciebie, więc tutaj będzie najłatwiej;)
    Dzisiaj jest dzień dobry na wspomnienia i to właśnie one doprowadziły mnie do Twojego posta z 25 listopada 2011 roku - "Życie jest ograniczone, ale miłość niewyczerpana".
    Krysia nie rzuciła się do rzeki. Siedziała na kolanach Wikta, bo bus był przepełniony. Jedna chwila, zderzenie i wielki pech - nikomu z kilkunastu osób, które siedziały w środku nic się nie stało i tylko Krysia nie wróciła już nigdy do domu.
    Gdy się zna całą historię, cytat wzrusza jeszcze bardziej, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adres mailowy podany jest na podstronie "O blogu", ale może rzeczywiście powinnam go lepiej wyeksponować.

      Co do historii Krystyny - chciałabym zapytać, skąd masz takie informacje? To wszystko wydarzyło się chyba dość dawno, o ile można sądzić na podstawie tablicy i stanu kwiatków.

      Bardziej niż cytat wzruszyła mnie ta doniczka.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.