Tytuł: Na krakowskich Plantach. Historie, obyczaje, anegdoty
Autor: Andrzej Kozioł
Pierwsze wydanie: 2008
Wydawnictwo: WAM
ISBN: 978-83-7505-157-5
Stron: 168
Nie mogę zrelacjonować niedawnych Targów Książki w Krakowie, bo ostatecznie się na nie nie wybrałam (niewielka strata - podobno było tak jak zwykle, czyli duszno i drogo), ale skoro już mam wolny wieczór, to z kilku lektur czekających w kolejce do opisania wybieram dziś tę o mieście, w którym mieszkam już od ponad dekady.
Oczywiście kilkanaście lat to za mało, żeby stać się prawdziwym krakusem, nawet mój starannie pielęgnowany harpagonizm tu nie wystarcza. Zresztą ja właściwie do tego miana nie pretenduję, choćby dlatego, że nigdy nie przejdą mi przez gardło wyrażenia w rodzaju "na polu", "na nogach", a już zwłaszcza "ubierz kurtkę";). Nie zaszkodzi jednak dowiedzieć się nieco więcej o miejscu, w którym płaci się podatki.
Książeczka Adama Kozioła podzielona jest na dziewięć rozdziałów, a w każdym autor opisuje nieco inny aspekt historii Plant. Tych aspektów znalazłoby się pewnie i więcej, bo dawniej Kraków, prawdziwy Kraków, zamknięty był wewnątrz tego zielonego pierścienia. Taki Zwierzyniec czy Grzegórzki, o Kazimierzu nie wspominając, to były już zupełnie inne światy, choć dziś trudno to sobie wyobrazić komuś, kto do centrum musi jechać ponad dwadzieścia minut tramwajem, a jednak zameldowany jest w Krakowie. W każdym razie przypuszczam, że atmosfera miasta, w którym wszyscy się znają i wszystko wiedzą o wszystkich, musiała być nieco duszna, nawet po zburzeniu murów obronnych. Wydaje mi się, że takie zjawiska jak Zielony Balonik czy kawiarnie artystyczne powstawały z potrzeby chwili - po prostu dla zachowania w tamtych warunkach zdrowia psychicznego niektórych mieszkańców.
"Na krakowskich Plantach" to nie naukowe czy nawet popularnonaukowe opracowanie tematu, raczej zbiór anegdot i wspomnień, chwilami nieco chaotyczny (naprawdę nie potrafię zrozumieć, dlaczego o powstaniu Plant pisze się dopiero w szóstym rozdziale). Anegdotyczność oznacza też niestety skrótowość, która mi chwilami bardzo przeszkadzała, bo o niektórych miejscach wolałabym dowiedzieć się czegoś więcej, dlatego książkę Adama Kozioła traktuję jako wstęp do kolejnych lektur.
Mimo wspomnianej skrótowości da się jednak z tej pozycji wyłuskać sporo ciekawych informacji. Najbardziej mnie zdziwiło, że poszczególne fragmenty Plany miały odrębny krąg spacerowiczów. Na przykład na ich najmniej reprezentacyjnej części wzdłuż ulicy św. Gertrudy (ale tylko do Siennej) spotkać można było najczęściej żołnierzy (na Wawelu były wtedy austriackie koszary), którym w niedzielne popołudnia towarzyszyły służące. Z kolei w soboty spacerowali tam również Żydzi (do Dominikańskiej), więc tę część Plant nazywano plantami żydowskimi. Między Barbakanem i Szczepańską dominowały dzieci, a w pobliżu Collegium Novum studenci.
Przy Plantach mieściły się znane restauracje, ale drobny posiłek można też było kupić u ulicznych sprzedawców:
W czasach mojego dzieciństwa i wczesnej młodości wodę sodową proponowali na Plantach właściciele saturatorów - wózków na kółkach. W upalny dzień nie brakowało amatorów tego napoju, powszechnie zwanego "gruźliczanką". Jak na dzisiejsze sanitarne normy, jak na współczesne przyzwyczajenia - saturatory były średniowiecznie niehigieniczne. Klienci pili z jednej szklanki, graniastej, o grubym dnie. Przed każdym napełnieniem szklanka, owszem, była myta, ale nie w bieżącej wodzie, lecz w kilku litrach mocno podejrzanej cieczy, od niewiadomego czasu, może od miesięcy, wypełniającej specjalny pojemnik wózka. Jednym słowem - sanitarny horror, nie do wyobrażenia dzisiaj - w czasach jednorazowych naczyń... [str. 88]
Wielki handel nie znalazł uznania w oczach krakowian, przynajmniej wśród tych sprzed dziewięćdziesięciu laty. Pierwszy w Krakowie dom towarowy z prawdziwego zdarzenia mieszczący się w takim trochę dziwacznym budynku u zbiegu ulic Wielopole i Starowiślnej i należący do spółki Bazar Polski S.A. szybko zbankrutował, budynek został kupiony przez właściciela "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" i do niedawna był siedzibą lokalnej prasy.
Współcześni krakowianie nie wyobrażają sobie życia bez "galerii" handlowych. Przy Plantach nie ma już może na nie miejsca, ale gdyby rzeczywiście dawny hotel Cracovia przerobiono na sklepy, to kupujących by tam na pewno nie zabrakło.
Współcześni krakowianie nie wyobrażają sobie życia bez "galerii" handlowych. Przy Plantach nie ma już może na nie miejsca, ale gdyby rzeczywiście dawny hotel Cracovia przerobiono na sklepy, to kupujących by tam na pewno nie zabrakło.
Zaskoczył mnie swoją ponurością opis więzienia, które mieściło się tam, gdzie dziś znajduje się Muzeum Archeologiczne, natomiast ubawiła anegdota o umieszczeniu na postumencie, na którym zwykle stoi pomnik Dietla, dużej, drewnianej, zielonej żaby (kiedy pomnik wywieziono na jakąś wystawę).
Dawniej nie można było dostać się do Krakowa inaczej niż przez Planty, obecnie miasto bardzo się rozrosło, więc jest to możliwe, ale jednak zachęcam do wieczornego spaceru, zwłaszcza właśnie po dawnych plantach żydowskich i po odcinku między Poselską i Wawelem - tam jest chyba najspokojniej, choć towarzystwo może być - jak i dawniej - bardzo różnorodne.
Panie z wódką, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe |
Panie z jo-jo, źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe |
Właśnie na targach ta pozycja trafiła do naszych rodzinnych zbiorów, a jako rodowita Krakowianka chyba szybko powinnam nadrobić zaległości, tym bardziej że brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie przytargałam z biblioteki "Kopiec wspomnień" - już kilka razy widziałam tę pozycję w bibliografiach, więc liczę na kolejną interesującą lekturę.
Usuń