Impresje

piątek, 4 maja 2012

ZAMEK

(Ten tekst to nie recenzja, zawiera wiele szczegółów, które co bardziej zajadłych przeciwników spoilerów mogą zniechęcić do lektury. Moim zdaniem nie powinny, bo "Zamek" to tak specyficzna książka, że nawet znajomość całej fabuły nie przygotuje nikogo na to, co jest w środku).

***   ***   ***

Tytuł: Zamek (Das Schloss)
Pierwsze wydanie: 1926
Autor: Franz Kafka
Tłumaczenie: Krzysztof Radziwiłł, Kazimierz Truchanowski

Wydawnictwo: PIW
ISBN: 978-83-06-03135-5
Stron: 380




Bywają takie chwile między jawą i snem, kiedy jeszcze się nie śpi, a już się śni. I w jednej z takich chwil wydawało mi się, że rozumiem tę powieść i motywację jej głównego bohatera, K. Oczywiście złudzenie to pierzchło, gdy rano zadzwonił budzik.

Czytanie tej powieści było niesamowicie wyczerpujące, i to z wielu powodów, o których za chwilę, ale przede wszystkim dlatego, że wciąż się zastanawiałam, zwłaszcza przy powtórnej lekturze, czy w ogóle warto podejmować próby zinterpretowania tej książki, skoro Kafka nigdy jej nie dokończył.
Jednak można przypuszczać, że kłopoty z "Zamkiem" miały raczej źródło literackie niż psychiczne, tkwiące w transcendentalnym zasięgu powieści, która lekceważy akcję i jej rozwój, a w zamian rozchodzi się w koncentrycznych i potencjalnie nieskończonych kręgach paradoksów. Z licznych prób i szkiców późniejszych rozdziałów w notatnikach Kafki jasno wynika, że coraz bardziej złożona materia dzieła wymknęła się autorowi spod kontroli - to równie dobre zakończenie tego niezwykłego utworu jak każde inne. ["Franz Kafka. Koszmar rozumu", Ernst Pawel, str. 525] 
Natomiast Max Brod twierdził, że Kafka podzielił się z nim projektem zakończenia: "geometra miał umrzeć z wyczerpania i dopiero na łożu śmierci dostać z zamku wiadomość, że z uwagi na pewne okoliczności towarzyszące zezwala mu się osiąść we wsi na stałe" ["Franz Kafka", Klaus Wagenbach, Wydawnictwo Nisza 2006].

"Zamek" nie miał się ukazać. Kafka poprosił swojego przyjaciela i wykonawcę testamentu, Maksa Broda, żeby zniszczył wszystko, co Kafka napisał. Potem wyłączył z tego polecenia niektóre utwory, ale nie było wśród nich żadnej z powieści.
Brod, jak wiadomo, nie wypełnił tych poleceń. Czyniąc to, powoływał się nie tylko na niezmierną stratę dla literatury, ale także całkiem przekonywająco argumentował, że Kafka, wyznaczając na wykonawcę swojego testamentu człowieka, o którym wiedział, że jest niezdolny dokonać tak bezsensownego dzieła zniszczenia jego twórczości, w istocie sankcjonował jej wydanie, nie narażając na szwank swojego samokrytycyzmu. ["Franz Kafka. Koszmar rozumu", Ernst Pawel, str. 526] 
I tak niedługo po śmierci Kafki Brod doprowadził do publikacji powieści swojego przyjaciela, z których żadna, nie tylko "Zamek", nie była ukończona. Można się tylko domyślać, jaki kształt ostatecznie by przybrały, gdyby to sam autor przygotował je do druku. Max Brod wniósł do nich pewne zmiany, głównie kosmetyczne, ale w tym przypadku nawet drobne poprawki mogą wpływać na interpretację.

Początkowo "Zamek" wydaje się powieścią o zmaganiach jednostki z wszechwładnym systemem, konkretnie - biurokratycznym. Główny bohater, K., przybywa do wsi położonej nieopodal zamku hrabiego Westwest i podaje się za geometrę zaangażowanego przez tenże zamek. Nie wszyscy są przekonani, że K. rzeczywiście geometrą jest, ale te wątpliwości szybko rozprasza list Klamma, naczelnika X kancelarii, oraz fakt, że zamek przydzielił K. dwóch pomocników.

Okazuje się jednak, że ich pomoc jest zbędna, bo nikt we wsi nie potrzebuje usług geometry. Owszem, dawno, dawno temu na linii zamek - wieś dyskutowano o zatrudnieniu kogoś na to stanowisko, ale cała sprawa jakoś rozmyła się w morzu drobiazgowej korespondencji.

K. uważa, że należy mu się jakieś zadośćuczynienie za długą i bezsensowną podróż oraz zawiedzione nadzieje. Stara się uzyskać z zamku jednoznaczne potwierdzenie swojej sytuacji, próbuje skontaktować się z Klammem, ale wszelkie te działania rozbijają się o mur niechęci, obojętności, a przede wszystkim niedostępności urzędników.

Mieszkańcy wsi traktują decyzje zamku jak wyroki boskie, a urzędników jak bóstwa, których wolę trzeba bezwzględnie spełniać i którym niebezpiecznie jest się narażać. Mężczyźni schodzą im z drogi, kobiety chętnie im się oddają, są na każde ich skinienie, ten proceder wydaje się im normalny i słuszny, automatycznie bardzo podnosi ich status społeczny, podczas gdy odmowa skutkuje ruiną całej rodziny. Wszyscy oni nie mogą się nadziwić, że K. chce się spotkać z Klammem, choć ten najwyraźniej go unika. K. wydaje im się upartym dzieckiem, które nie rozumie najprostszych rzeczy.
Zasadą pracy urzędu jest, że możliwości omyłek nie bierze się w rachubę. (...) Czy istnieje urząd kontrolny? Nie ma innych urzędów niż kontrolne. Wprawdzie nie są one powołane tylko do tego, by wynajdywać błędy w zwykłym znaczeniu tego słowa, gdyż takie błędy się nie zdarzają, a nawet jeśli jakiś błąd powstanie, jak w pańskim przypadku, to któż może ostatecznie zawyrokować, że jest to błąd. ["Zamek", str. 82] 
K. z góry skazany jest na porażkę. A jednak po uważnym wczytaniu się w tekst trudno go tak jednoznacznie uznać za niewinną ofiarę. Ma mniej więcej trzydzieści lat, kiedyś służył w wojsku, obecnie wędruje od wsi do wsi w poszukiwaniu pracy. Do włości hrabiego Westwest trafia przypadkiem. Taki z niego geometra jak ze mnie krytyk literacki, ale jestem w stanie zrozumieć, że podaje się za niego na początku po to, żeby nie wyrzucono go z oberży w mroźną noc. Nie mam jednak pojęcia, po co kontynuuje tę farsę. Trudno również dociec, dlaczego zamek bierze w niej udział.
A więc zamek mianował go geometrą. Z jednej strony było to dla niego niepomyślne, gdyż świadczyło o tym, że w zamku wszystko potrzebne o nim wiedziano, że rozważono układ sił i beztrosko podjęto walkę. Z drugiej strony jednak było to również pomyślne, gdyż dowodziło, że - jak mniemał - nie doceniono go i że będzie miał więcej swobody, niż mógł to z góry przewidywać. A jeśli uważano, że przez to protekcjonalne uznanie jego zawodu geometry będzie można trzymać go stale w szachu, to zachodziła pomyłka; wstrząsnął nim lekki dreszcz, i to wszystko. ["Zamek", str. 9] 
Nie rozumiem tego fragmentu i bardzo tego żałuję, bo chyba właśnie w nim tkwi klucz (o ile w ogóle taki istnieje) do interpretacji "Zamku". Poszperałam tu i ówdzie (głównie w sieci), ale żadne rozwiązanie (teologiczne, socjologiczne, egzystencjalne itd.) proponowane przez profesjonalistów tak do końca do mnie nie przemówiło. Dałam sobie spokój z tymi poszukiwaniami, kiedy w jednym z opracowań wyczytałam, że położenie zamku na górze, a wsi na dole symbolizuje Bóg wie co. No jasne, bo zamków nie budowano na wzniesieniach ze względów obronnych, skądże.

Pewne pocieszenie znalazłam w książce Ernsta Pawela, który uważa, że szukanie jednoznacznej interpretacji "Zamku" nie ma sensu:
Zakres i nasilenie tych reakcji świadczą o fenomenalnie aluzyjnym potencjale bodźca, niezależnie od tego, do jakiego stopnia są pomocne w procesie wyjaśniania czy zaciemniania wielowarstwowych znaczeń powieści, której sam tytuł - Das Schloss, słowo "zamek" ma dwa znaczenia - narzuca niejednoznaczny wybór czy też wybór niejednoznaczności. Niemal wszystkie takie zasadniczo racjonalne poglądy mają jedną wspólną cechę - zakładają istnienie równie racjonalnego planu, teologicznego zamiaru sprytnie, a w najlepszym wypadku nieświadomie ukrytego pod serią mylących symboli, których odcyfrowanie odsłoni jedno ostateczne i definitywne znaczenie. Takiego założenia nie uzasadnia nic, co wiemy o Kafce ani o jego metodach pracy, które stanowiły kwintesencję jego udręczonej osobowości, a których chorobliwa niejednoznaczność sprawiała, że stał się nadwrażliwy na dwuznaczność przypisaną losowi ludzkiemu. Pisał tylko wtedy, gdy miał natchnienie, dokładnie pod jego dyktando, a nie zgodnie z jakimiś z góry opracowanymi ideologicznymi mapami drogowymi, przekładając dylematy własnego życia na paradoksy swojej prozy". ["Franz Kafka. Koszmar rozumu", Ernst Pawel, str. 521-522] 
Podobno mnóstwo jest w "Zamku" odniesień autobiograficznych, co czyni ten utwór jeszcze bardziej hermetycznym. No cóż, lektura biografii Kafki jeszcze przede mną.

To, co napisałam, nie oznacza, że poszukiwania kolejnych den "Zamku" potępiam w czambuł. Przeciwnie, uważam, że takie próby za nieuniknione, bo w warstwie dosłownej powieść nie ma sensu, przynajmniej w stanie, w jakim pozostawił ją Kafka.

Fabuła niemal nie istnieje. Miejsce akcji - wieś i zamek - są odrealnione. Postaci - karykaturalne, nie zawsze dokończone, sztuczne; niektóre pojawiają się, autor poświęca im sporo miejsca, ale potem znikają nam z oczu. System, hierarchia wartości bohaterów "Zamku", ich światopogląd są autorytarne, masochistyczne albo sadystyczne. Wieśniacy wydają się raczej niewolnikami zamku niż jego poddanymi, płaszczą się przed nim nieustannie, ale też nie są jakoś specjalnie nieszczęśliwi, grają narzucone im role bez szemrania, ze stoickim spokojem, nawet nie przychodzi im do głowy, że można żyć inaczej. Tak jakby pokolenia ich przodków wypróbowały już wszystkie możliwe sposoby na poprawę swojego losu, ale wszystkie zawiodły. Z kolei urzędnicy bardziej niż ludzi przypominają androidy, stworzone do produkowania i uzupełniania ton dokumentacji (jedyna scena, która mi się podobała, to ta, w której urzędnikom w oberży dla panów z zamku rozdaje się akta). Jeśli okazują jakieś ludzkie odruchy, to na ogół tylko te niższe (głównie seksualne). Wyjątkiem jest tylko Bürgel, ale i on mówił raczej do siebie niż do K.

Wszyscy bohaterowie "Zamku", bez względu na ich pozycję społeczną i wiek, mówią dokładnie tak samo, a ich wypowiedzi rozciągają się niekiedy na kilka stron.
Styl Kafki jakoś mnie specjalnie nie zachwycił: jest bardzo oszczędny, wyprany z metafor,  ubogi w opisy, co podobno wynika m.in. ze specyfiki ówczesnej praskiej niemczyzny.

Strasznie nużące były opowieści w opowieści (historie Olgi, Pepi). Brnęłam przez nie, zastanawiajac się, kiedy wreszcie autor powróci do głównego wątku. Przypuszczam, że gdyby Kafka zdołał dokończyć powieść, wprowadziłby dużo zmiany w jej strukturze i w proporcjach niektórych wątków.

Nie uważam tej książki za arcydzieło i nie rozumiem, dlaczego niektórzy twierdzą, że nim jest, ale na pewno warto ją poznać. Choćby dlatego, że to klasyka, do której odwołują się inni artyści (nie tylko pisarze). Czytanie "Zamku" to żadna przyjemność, niestety, ale jeśli ktoś lubi zagadki, to sporo satysfakcji dadzą mu próby interpretacji tego utworu.

Tak, skłania on do myślenia, ale te myśli trudno potem ubrać w słowa. Wiele razy zabierałam się do tego wpisu, konieczność uporania się z nim w końcu zniechęcała mnie do czytania innych książek, ale wreszcie mam to za sobą:).


***   ***   ***

Dla tych nielicznych, którzy dobrnęli aż tutaj (gratuluję wytrwałości), mały bonus:). Muszę jakoś spożytkować te godziny, w których głowiłam się nad przesłaniem "Zamku". Do żadnych odkrywczych wniosków nie doszłam, oczywiście, ale chciałabym zanotować tu sobie kilka spostrzeżeń.

Może Kafka zawarł w tej powieści metaforę ludzkiego losu. Przychodzimy na świat, którego reguł, a nawet języka nie znamy. Jego porządek jest już ustalony. Poruszamy się po omacku, podtrzymywani i przyuczani przez opiekunów, zwykle rodziców, którzy są o te dwadzieścia czy trzydzieści lat od nas może nie tyle mądrzejsi, co bardziej doświadczeni. Ale na fundamentalne pytania i oni nie znają odpowiedzi, a inne źródła oferują ich zbyt wiele.
Miotamy się, krócej lub dłużej.
Wiecznie dążymy do jakichś abstrakcyjnych, a w gruncie rzeczy nieważnych celów, ale przecież koniec, choć nie chcemy o tym na co dzień pamiętać, jest zawsze ten sam - śmierć i nicość.

K. niby robił wiele, żeby skontaktować się z zamkiem, ale jakoś podejrzanie szybko się przy tym męczył i zniechęcał, zwłaszcza wtedy, gdy sukces był na wyciągnięcie ręki (rozmowa z Bürgelem). Może wolał trwać w zawieszeniu, niż się dowiedzieć, że nikomu nie jest potrzebny. Początkowa, niespodziewana akceptacja ze strony zamku dała mu nadzieję, której uczepił się wbrew zdrowemu rozsądkowi. Złudzenia pociągały go jak światło lampy ćmę, przecież nic poza nimi go w tej wsi nie zatrzymywało. Zgodnie z zamysłem autora miał zginąć w ich płomieniu.
Ale przecież umarłby tak czy owak, może tylko trochę później i gdzie indziej. Czy realiści łatwiej godzą się ze śmiercią?

Dziwnie już ciemny zamek na górze, do którego K. miał nadzieję dojść jeszcze dziś, oddalił się znowu. Nagle - jak gdyby potrzeba było jeszcze szczególnego znaku chwilowego pożegnania - rozległ się tam wesoło rozkołysany dzwon, który na moment przynajmniej, wywołał drżenie serca, jak gdyby mu groziło - bo dźwięk dzwonu był również bolesny - spełnienie tego, za czym nieświadomie tęsknił. Ale wkrótce umilkł wielki dzwon, rozległ się natomiast słaby, monotonny dzwoneczek, może jeszcze tam na górze, może już nawet tu na dole, we wsi. ["Zamek", str. 22]

16 komentarzy:

  1. Bardzo lubię tę biografię KAfki, Koszmar Rozumu Pawela. W swoim czasie całkiem sporo czytałem o Kafce.

    W kwestii interpretacji Zamku. Czy nie jest tak, że interpretacja i analiza w gruncie rzeczy ma być zabawą i grą intelektualną? Chodzi mi o to, że ja nie wierzę już w żadne profesjonalne analizy czegokolwiek. I dla mnie one dzielą się tylko na te, które są ciekawe i nieciekawe, a nie te "słuszne" i "niesłuszne". Ja wręcz reaguję alergicznie na tego typu pobożne życzenie, aby z literatury uczynić prosty i jednoznaczny wykres. Uważam, że to naiwność.

    To się oczywiście nie odnosi do Twoich poszukiwań ;-) sensu Zmaku, tylko gdzieś na ich marginesie piszę o moim stosunku do "obiektywnych" interpretacji.

    Jeżeli chodzi zaś o sam Zamek, to ja go zapamiętałem jako w pełni pochłaniającą lekturę. O wiele bardziej niż Proces, który mnie męczył. Myślę, że u Kafki fascynujące jest to, że w jego światach nie ma nic poza układami społecznymi. Przez co pokazuje, jak bardzo człowiek jest konstruktem innych. Może to banalne, ale mam wrażenie, że świetnie to pasuje do K. które z tego co pamiętam zawsze jakoś tam zmieniał się w oczach pozostałych bohaterów i świadomie, czy nieświadomie dostosowywał do ich oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka Pawela dopiero przede mną, przejrzałam tylko fragmenty bezpośrednio dotyczące "Zamku". Najpierw dokończę tę o wyprawie Magellana, a potem przeczytam "Czarodziejkę z Florencji", którą mi kiedyś polecałeś (nie zapomniałam;)). Przedawkowanie Kafki poskutkowałoby prawdopodobnie depresją.

      Zerknęłam na analizy "Zamku" w akcie desperacji, mniej więcej w połowie lektury, bo męczyło mnie strasznie takie czytanie bez zrozumienia. Szukałam w nich nie tyle odpowiedzi, co podpowiedzi. Mam problem z wielkimi metaforami i symboliką: jeśli patrzę na czarny kwadrat na białym tle, to widzę czarny kwadrat na białym tle, a nie np. nieuniknioną symbiozę przeciwieństw;).

      Interpretować każdy może, oczywiście, po swojemu, ale jednak niektóre interpretacje są bardziej uzasadnione niż inne, prawda? Poza tym większość książek nadaje się tylko do przeczytania, nie ma w nich niczego, co należałoby zanalizować. I dobrze:).

      K. które z tego co pamiętam zawsze jakoś tam zmieniał się w oczach pozostałych bohaterów i świadomie, czy nieświadomie dostosowywał do ich oczekiwań
      Szczerze mówiąc - nie zauważyłam, ale jeszcze to przemyślę.

      Usuń
    2. "Poza tym większość książek nadaje się tylko do przeczytania, nie ma w nich niczego, co należałoby zanalizować".

      to zależy od tego, co się analizuje. bo każdy tekst jest tekstem kultury i jako taki podlega jej prawą. A to otwiera drzwi do wielu interpretacji. Bet takiego podejścia prawdopodobnie nie byłoby wielu ciekawych interpretacji genderowych, czy queerowych powieści, komiksów bądź filmów, które na pierwszy rzut oka są od tego typu tematyki dalekie. Analizować można wszystko, nawet harlequiny i one oczywiście nie powiedzą nam co autor chciał nam przekazać, ale powiedzą nam wiele o wartościach, modelu miłości i stereotypów płciowych, jakie promuje kultura z jakiej się wywodzi. I mnie osobiście (też jako dawnego blogera zajmującego się horroromi, bo często doszukiwanie sie w nich, co autor miał na myśli byłoby karkołomne. Zresztą kogo to obchodzi, co autor miał na myśli. To jest zawsze i tak tylko spekulacja) takie podejście "kulturowe" zawsze o wiele bardziej ciekawiło. Albo też takie interpretacje bardzo osobiste.

      Co do Czarodziejki... to ciekawy jestem bardzo Twojej opinii. Mam nadzieję, że ci przypadnie do gustu. :-)

      Usuń
    3. Chodziło mi o analizowanie książki jako książki, a nie jako płodu konkretnej epoki czy kultury. Problemy mam już z tym pierwszym, na to drugie w ogóle się nie porywam:).

      Oczywiście, każdy utwór można odczytać na nowo, ale reinterpretacje chyba więcej mówią o reinterpretatorach niż samym tekście i jego twórcy. Co nie znaczy, że są niepotrzebne, nieuprawnione albo nieciekawe.

      Autor nie ma prawa wymagać od czytelników jedynie słusznego sposobu odczytania utworu, ale nie można też twierdzić, że to, co ma na jego temat do powiedzenia, nie jest ważne i nikogo nie obchodzi. Warto go wysłuchać, w końcu książki nie biorą się znikąd, czytamy je, bo spędził godziny przy niewygodnym biurku, rwąc włosy z głowy i regularnie popadając w depresję. Coś mu się należy za te poświęcenia, choćby chwila uwagi.

      Oczywiście nie odnosi się to do wszystkich książek i ich autorów, nie obchodzi mnie na przykład, dlaczego ktoś pisze harlequiny, dla kasy czy z braku miłości w swoim życiu, bo tak czy owak to są złe powieści (czytałam kiedyś jedną tego rodzaju, żeby nie być tak całkiem gołosłowną). Jasne, coś tam z nich można wyczytać, ale czy nie lepiej wyciągać wnioski z badań statystycznych?

      A tak na marginesie: może mi polecisz genderową lub queerową interpretację jakiejś klasycznej powieści? Ciekawa jestem:).

      Usuń
    4. W tej chwili przychodzą mi na myśl tylko queerowe omówienia horroru przez Benshoffa, które kiedyś omówiłem na moim starym blogu o horrorach.

      http://horrorstory.blox.pl/tagi_b/6079/queer.html

      "Chodziło mi o analizowanie książki jako książki, a nie jako płodu konkretnej epoki czy kultury. Problemy mam już z tym pierwszym, na to drugie w ogóle się nie porywam:)".

      A ja myślę, że jednego od drugiego tak naprawdę nie da się oddzielić. Mamy chyba zupełnie inne podejście do kwestii analizowania literatury.

      Statystyki? Ze statystyk da się odczytać cokolwiek prawdziwego? Ja myślę, że już z harlequienów prędzej da się coś wyczytać. Poza tym ja bym tak nie przekreślał wagi harlequinów, bo trudno chyba o bardziej wpływowy segment literatury na świadomość itp. odbiorców. "Dobrych książek" nie sprzedają w kioskach, więc skąd pomysł, że nie warto ich analizować. Ja myślę, że to właśnie je warto analizować przede wszystkim, bo harlequiny więcej nam powiedzą o czytelnikach literatury, niż powiedzmy Witkowski, czy powiedzmy Tokarczuk. Przy czym ja Tokarczuk akurat uważam za wybitnie złą pisarkę.

      Usuń
    5. Przeczytałam i lepiej teraz rozumiem, co miałeś na myśli. Nigdy nie myślałam o horrorach w ten sposób i mimo wszystko nadal nie będę, ale OK, można i takie teorie głosić:).
      Tak na marginesie przyznam się, że ja w ogóle nie lubię horrorów (z nielicznymi wyjątkami), a przede wszystkim estetyki większości z nich. Benshoff i Freud wysnuliby na tej podstawie kilka ciekawych teorii na mój temat;).

      Mamy chyba zupełnie inne podejście do kwestii analizowania literatury.
      Chyba tak. Nie analizuję, piszę o wrażeniach. Z lenistwa, z ignorancji i (zwłaszcza) egotyzmu. I dlatego, że - jak wspomniałam w odpowiedzi na komentarz Matyldy - czytam dla rozrywki, nie odczuwam potrzeby zagłębiania się w każdy aspekt utworu, a już tym bardziej analizowania go w kontekście gatunku, epoki itd. Skupiam się na tekście, który mam przed sobą i tylko jeśli on mnie szczególnie zainteresuje, szukam głębiej.

      OK, przesadziłam trochę z tymi statystykami:). Ale nie dezawuowałabym ich tak zupełnie. Obecnie bada się wszystkie aspekty życia społeczeństwa, również wartości itd., choćby na użytek firm i producentów reklam.

      A tak swoją drogą, to najwięcej o współczesnych Polakach powiedzą nam telenowele albo komentarze na Onecie, a nie jakiekolwiek książki. Niestety. Poza tym harlequiny czytają właściwie tylko kobiety, dla nich są one pisane, więc z opartych na tych powieściach analizach trudno byłoby wysnuć wnioski dotyczące całego społeczeństwa:).

      Trudno mi się zbyt kategorycznie wypowiadać na temat Witkowskiego czy Tokarczuk, bo czytałam po jednej ich książce ("Barbarę Radziwiłłównę" i "Prawiek"), przy czym obie wspominam całkiem miło.

      Usuń
  2. Nie jestem znawczynią Kafki. Trudno mi odnosić się do lektury, którą - aż wstyd - znam tylko z opracowań. Ale mogę odnieść się do Twoich wrażeń. Sądzę, że właśnie o to chodzi, aby lektura zmuszała do zastanowienia, aby zmuszała do poszukiwań. Zgadzam się z przedmówcą, że nie ma jednej właściwej interpretacji dzieła literackiego, czy jakiegokolwiek innego. Każda interpretacja jest indywidualna i zgodna z potrzebą osoby interpretującej. Twoje przemyślenia są jak najbardziej ciekawe i słuszne. Myślę, że jeśli książka nie powoduje potoku pytań, to jest mało ciekawa i nie warta uwagi. Takie książki, choćby miałby być trudne w czytaniu i odbiorze, zostają w pamięci na dłużej.
    No i zastanawiam się, dlaczego wątpisz w jakość swojego pisania!? ;) Przeczytałam cały tekst, łącznie z prztyczkiem o dobrnięciu do pewnego miejsca! Twoje pisanie jest jednym z ciekawszych w książkowej blogosferze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero trzeci utwór Kafki, jaki przeczytałam (po "Procesie" i "Przemianie"), ale wcale się nie wstydzę opieszałości, z jaką sięgam po klasykę. Rzucałam się na nią nastolatką będąc, czytałam, ale co z tego, skoro niewiele rozumiałam.

      Wydaje mi się, że teraz rozumiem trochę więcej, ale z drugiej strony kierunek moich interpretacji silnie teraz spacza (dlaczego w słownikach nie ma tego słowa?!) moje czarnowidztwo oraz nieprzyjemny charakter.

      Piszesz, Matyldo, że warte uwagi są tylko te książki, które powodują potok pytań itd. No nie wiem. Ja czytam przede wszystkim dla przyjemności i rozrywki, nie jestem typem intelektualistki. Jeśli przy okazji lektury dowiem się czegoś ciekawego, to świetnie, ale zajmująca fabuła na ogół mi wystarcza. Kiedy zbiera mi się na myślenie (czyli rzadko), to sięgam po książki popularnonaukowe.

      Dzięki za komplement, ale pozwól, że się z nim nie zgodzę:).

      Usuń
  3. Ja też przeczytałam do końca :)
    "Zamek" czytałam wiele lat temu - w liceum - i też nie dostrzegłam w nim arcydzieła. Myślałam, że po prostu jeszcze nie dorosłam do tej książki, ale widzę, że bardziej doświadczeni czytelnicy też niekoniecznie mdleją z zachwytu nad tą powieścią. Co nie zmienia faktu, że pewnie nie doceniłam jej wtedy tak, jak by należało. Niestety w liceum chciałam być bardzo dojrzała i brałam się za lektury, które znacznie lepiej byłoby czytać teraz (albo jeszcze później), żeby je odebrać na właściwym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety w liceum chciałam być bardzo dojrzała i brałam się za lektury, które znacznie lepiej byłoby czytać teraz (albo jeszcze później), żeby je odebrać na właściwym poziomie.

      Ja też:). Ale nie ma tego złego, nawet jeśli nie rozumiałyśmy wtedy tych książek, to jednak jakoś na naszą czytelniczą wrażliwość wpłynęły.

      Można tylko gdybać, czym byłby "Zamek", gdyby Kafka go dokończył. Może nawet arcydziełem. Potencjał ma.

      Usuń
  4. Ciekawa notka. Ja bardzo lubię twórczość Kafki, tę jego niepowtarzalną posępność. Wydaje mi się, że niedokończenie "Zamku" przez autora – niezależnie od powodów, z jakich nastąpiło – wzmacnia poczucie bezowocności starań K. Tak jak jego próby dostania się do Zamku, tak i książka nie skończy się nigdy.

    Dzięki za zwrócenie uwagi na Pawela, przytoczone przez Ciebie cytaty wydają się nader zachęcające.

    Swoją drogą, nie tak dawno dyskutowałem u siebie na blogu z kolegą o "Zamku" właśnie. Widzę, że i Ty, i my pochyliliśmy się nad mniej więcej tymi samymi zagadnieniami. Może więc zainteresuje Cię nasz punkt widzenia, choć ostrzegam, jest jeszcze dłużej niż u Ciebie. :)
    http://my.opera.com/Borys/blog/2012/01/29/dyskusja-literacka-zamek-franz-kafka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim stwierdzę, czy Kafka to "mój" autor, muszę przeczytać jego dzienniki, co z kolei powinnam poprzedzić zapoznaniem się z jego biografią. Może jesienią? Posępność, o której piszesz, jest obiecująca;).

      Z dużym zainteresowaniem przeczytałam Waszą dyskusję. Rzeczywiście, poruszyliśmy te same zagadnienia, choć Wy zrobiliście to szerzej i z użyciem profesjonalnej terminologii:).

      Chyba w większości rozmów o "Zamku" porusza się kwestię - jak to za Eco ujął Twój kolega - intencji autora, intencji dzieła, intencji czytelnika. W powyższych komentarzach ja i Cedro też skręciliśmy w tym kierunku.

      Nie wiedziałam, że "Zamek" został przeniesiony na ekran. Już w trakcie czytania zastanawiałam się jednak, jak by taka adaptacja wyglądała. Wyobrażałam sobie pomocników parodiujących każdy gest K., urzędników granych przez tego samego aktora (Klamm różniłby się od Sortiniego jakimś szczegółem stroju)... To byłby klimatyczny film.
      Podoba mi się Twój pomysł zakończenia filmu sceną telefonowania do zamku.

      Ze swej strony polecam Wam dyskusje Klubu Czytelniczego na blogu Anny. Z różnych przyczyn nie we wszystkich biorę udział, ale wszystkie śledzę.

      Usuń
  5. Zgadzam się z Matyldą :)
    Kafki nie czytałam, nic a nic. Pamiętam tylko "Proces" z opracowania literackiego i jakiegos filmu bodajże, zawsze to było dla mnie zbyt trudne do ogarnięcia. Kojarzę krytykę biurokracji jako takiej, kojarzę tę posepnosć, manipulowanie jednostką. Ale boję się, że "Zamek" ogromnie by mnie wymęczył (chociaż kto wie). Po Twojej notce i wnioskach stwierdzam, że Kafka był chyba ogromnie tajemniczym twórcą i pewnie wielu głowi się nad symboliką "Zamku".
    Być może kiedys sięgnę... być może.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Proces" przerabialiśmy w szkole, "Przemianę" przeczytałam pod wpływem serialu "Battlestar Galactica" (w jednym z odcinków użyto muzyki Philipa Glassa, którą skomponował do teatralnej adaptacji tego opowiadania), a po "Zamek" sięgnęłam, bo rzucił mi się w oczy w bibliotece - pozostawał tylko kwadrans do jej zamknięcia, więc nie było czasu na wybór czegoś innego:). Może kiedyś podobny przypadek sprawi, że jednak jakiś utwór Kafki przeczytasz:). W każdym razie "Przemianę" Ci polecam - jeśli będziesz miała ochotę, to można ją znaleźć w PBI (jest krótka).

      Usuń
  6. Są dwa ciekawe teksty o Kafce autorstwa Milana Kundery: w książce "Zdradzone testamenty" - część 2: "Kastrujący cień świętego Garty" i w książce "Sztuka powieści" - rozdział 5 "Gdzieś tam w głębi". Tatiana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A te teksty dotyczą bardziej samego Kafki czy może w większym stopniu jego twórczości?

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.