To właśnie lektura kolejnego tomu "Pieśni lodu i ognia" przyczyniła się do mojej blogowej absencji. Czytałam w oryginale, a że angielskim nie władam biegle, zajęło mi to znacznie więcej czasu niż zwykle. Z tego samego powodu jeszcze nie oceniam tej powieści - zrobię to dopiero po przeczytaniu wydania polskiego, które - przypominam - ukaże się prawdopodobnie już w listopadzie.
Poza tym obiecuję, że od przyszłego tygodnia będę na bieżąco komentować Wasze blogi i odpowiadać na maile w rozsądnym terminie:).
(Reszta wpisu przeznaczona jest dla osób, które mają już za sobą wszystkie części wydane do tej pory w naszym kraju. Oraz tych, którzy przeczytali w najnowszym magazynie "Książki" artykuł Zbigniewa Mikołejki - autor streścił cały cykl).
Oczywiście Martin kontynuuje wątki z poprzednich tomów, choć nie wszystkim poświęca tyle samo miejsca. W trakcie lektury "Uczty dla wron" zastanawialiśmy się, co dzieje się z Tyrionem, Jonem czy Daenerys, i "Taniec ze smokami" odpowiada na to pytanie. Co najmniej połowa akcji tego tomu rozgrywa się równolegle do wydarzeń opisanych w poprzednim. Nadchodzi zima. Zamarza świat i zamarzają serca. Klimat powieści jest wyraźnie minorowy, mnóstwo w niej okrucieństwa.
Tyrion opuścił Westeros przy pomocy Varysa, by rozpocząć tułaczkę po Wolnych Miastach - nie podróżuje jednak samotnie, bo wiele osób chce go wykorzystać jako swoją kartę przetargową. Szczerze mówiąc wydaje mi się, że autor nie bardzo wiedział, co z tą postacią zrobić.
Jon stoi przed trudnym wyborem - musi zdecydować, czy pozwolić Dzikim przekroczyć Mur, czy zgodnie z pradawną tradycją Nocnej Straży zrobić wszystko, żeby za nim pozostali. W pierwszym przypadku tysiące ludzi zginą i powiększą jeszcze zastępy Innych, w drugim - zagrożone będzie bezpieczeństwo klanów z Północy i sama Nocna Straż.
Również Daenerys musi zadecydować, czy poświęcić swoje osobiste szczęście (i wolność smoków) dla dobra poddanych, czy zapomnieć o Meereen i powalczyć o Westeros.
Pojawiają się też Jamie (na krótko), Bran, Cersei, Arya, Stannis, jego żona i Melissandre oraz kilka osób uznawanych do niedawna za zmarłe. Nie, nie chodzi o Neda Starka:).
Najbardziej spodobał mi się wątek Reeka, człowieka doprowadzonego torturami na skraj szaleństwa, wypranego z poczucia własnej godności, z człowieczeństwa, szczęśliwego, gdy jego oprawca zaliczy go w poczet swoich czworonogów. Mocna rzecz.
***
Pierwszą połowę czytało mi się powoli, trochę mi się ta lektura dłużyła, potem było już o wiele lepiej, w dodatku część rozdziałów kończy się klasycznym cliffhangerem, więc człowiek nie ma wyjścia - musi kontynuować.
Styl jest dokładnie taki, jak w poprzednich tomach, tym razem przeszkadzały mi trochę zbyt dokładne opisy wszystkich posiłków i strojów poszczególnych postaci.
***
Być może w listopadzie napiszę o "Tańcu ze smokami" coś więcej. I oczywiście czekam na kontynuację cyklu - po prostu muszę się dowiedzieć, czy jeden z moich ulubionych bohaterów naprawdę...
Tak, czytałem artykuł z "Książek" i mocno się wkurzyłem na te spoilery. Nie wolno tak bez ostrzeżenia robić tego ludziom!
OdpowiedzUsuńPrawda? Nie mam nic przeciwko spoilerom, o ile odpowiednio wcześnie informuje się o nich czytelnika. W ogóle cały ten artykuł jakiś taki nieznośnie pompatyczny i wydumany.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że lektura spowodowała Twoje zniknięcie. I dzięki za ostrzeżenie, przeczytałam tylko pierwszy akapit, do reszty wrócę jak już zatańczę ze smokami osobiście :)
OdpowiedzUsuńZniknęłam, ale wróciłam;). Do Westeros powrócę na pewno w listopadzie.
OdpowiedzUsuń