Pierwsze wydanie: 2009
Autorka: Gail Carriger
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7648-656-7
Stron: 320
Ocena: 2+/5
Przeczytałam sporo bardzo pozytywnych, wręcz entuzjastycznych recenzji "Bezdusznej", miałam więc prawo oczekiwać czegoś więcej. Opinia panny K. (nie wiem, czy mogę ujawnić imię) vel porzadek_alfabetyczny, dzięki której uprzejmości przeczytałam tę powieść, nieco ostudziła mój zapał, ale jednak nie całkowicie, ponieważ dopatrzyła się ona podobieństwa między stylem Gail Carriger i Susanny Clarke (autorki "Jonathana Strange'a i pana Norrella"), a ja styl tej ostatniej uwielbiam. Mnie się to porównanie wydaje bardzo na wyrost, ale może to tylko moje wrażenie.
Początek był obiecujący: inteligentna stara (bo już dwudziestopięcioletnia!) panna, o świetnej figurze, ale włoskiej urodzie dotykiem neutralizuje nieludzkie cechy nadprzyrodzonych istot. W dziewiętnastowiecznym Londynie (właśnie tam rozgrywa się akcja powieści) nie ma ich znowu aż tak dużo, ale Alexia Tarabotti zaskakująco często na nie wpada - zwłaszcza na wilkołaka, lorda Macona.
Wampiry i wilkołaki "wyszły z mroku" już w czasach Henryka VIII, od tamtej pory oficjalnie żyją w ściśle zorganizowanych i urzędowo nadzorowanych niewielkich grupach i stanowią integralną część społeczeństwa, a nawet rządu. Pojawienie się nowych wampirów, niebezpiecznych samotników, do stworzenia których nikt się nie przyznawał, wywołało ogromne zdziwienie, niepokój i uruchomiło biurokratyczną machinę. Miss Tarabotti znalazła się w oczywiście w epicentrum wydarzeń.
Niestety w miarę rozwoju fabuły wątek - powiedzmy - detektywistyczny coraz bardziej ustępował miejsca miłosnym perypetiom Alexii i lorda Macona, co moim zdaniem nie wyszło tej powieści na dobre. Spłyciło również postać głównej bohaterki - z interesującej, niezależnej kontestatorki wiktoriańskiej rzeczywistości pod koniec pozostała już tylko zakochana kobieta.
Wydaje mi się też, że autorka mogła nieco lepiej wykorzystać potencjał, który tkwił w scenerii wydarzeń, czyli w ówczesnym Londynie, i pogłębić nieco ledwie zaznaczony motyw steampunkowy (tymczasem maszyna różnicowa po prostu gdzieś tam sobie stoi, jako element wystroju wnętrza).
Nie mogę jednak odmówić tej książce pewnych zalet - dzięki wartkiej akcji i ironicznemu poczuciu humoru Gail Carriger "Bezduszna" dobrze sprawdza się jako czytadło na długi wieczór następujący po długim męczącym dniu.
Niestety, ale przyzwyczaiłam się już, że jeśli chodzi o blogosferę, to ksiązka, któa pojawia się prawie wszędzie i wszyscy są niesamowicie zachwyceni - mi się nie spodoba i będzie po prostu kiepska. Miałam od tej reguły tylko jeden wyjątek. Dlatego "Bezduszną" omijam szerokim łukiem, chociaż leży w nowościach w bibliotece ;)
OdpowiedzUsuńo brrr wilkołaki?? nieeee nie dla mnie :) się boję ;)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa tych wyjątków pamiętam więcej:). Ale masz rację, kiedy się przeczyta kilkanaście entuzjastycznych recenzji jakiejś powieści, to oczekuje się arcydzieła, a kiedy powieść jest słaba lub przeciętna, to rozczarowanie jest tym większe.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko polecam Ci "Bezduszną" jako odstresowywacz po ciężkim dniu.
Jako odstresywacz po cięzkim dniu to ja mam "The Big Bang Theory" i "New Girl" ;)
OdpowiedzUsuńCzasami nie mam nawet siły czytać, tylko oglądam to, co sprawia, że się usmiecham :)
Polecam ;]
Mary, a ja myślałam, że gołymi rękami poradziłabyś sobie nawet z dziesięcioma wilkołakami:).
OdpowiedzUsuńJudyto, poprzedni sezon "The Big Bang Theory" wydał mi się raczej słaby (w każdym razie w porównaniu z poprzednimi) i raczej nie będę oglądała kontynuacji. Czekam raczej na nowe odcinki "The IT Crowd";). O "New Girl" nie słyszałam, ale widzę, że gra tam Zooey Deschanel, którą lubię, więc może kiedyś. Dzięki za polecenie:).
:) oczywiście że bym sobie poradziła, tamto to był żart. Nie z takimi zmorami walczyłam :))
OdpowiedzUsuń