Impresje

niedziela, 1 maja 2011

Inny książęcy ślub

Zerkałam, przyznaję, na telewizyjną relację ze ślubu Catherine Middleton z księciem Williamem. Przypomniał mi się wtedy inny ślub w angielskiej rodzinie królewskiej, taki sprzed ponad pięciuset lat. Za księcia Walii wychodziła wówczas również Katarzyna, ale Aragońska. I na imieniu panny młodej podobieństwa się kończą.

* Negocjaje *

Prawdopodobnie obraz przedstawia
jedenastoletnią Katarzynę
Aragońską lub jej siostrę,
autor: Juan de Flandes
To nie było małżeństwo z miłości, przesądziły o nim wyłącznie względy polityczne. Katarzyna przyszła na świat 16 grudnia 1485 roku, Artur 20 września 1486 roku, a dyplomaci zaczęli negocjować warunki ich ślubu już w 1487 lub 1488 roku.

Ona była najmłodszą córką hiszpańskiej pary królewskiej: Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego, on był pierworodnym synem króla Anglii Henryka VII i Elżbiety York. Anglia i Hiszpania miały wspólnego wroga (Francję), mogły również współpracować w dziedzinie handlu. Sojusz opłacał się obu stronom. Ustalono, że Katarzyna otrzyma w dwóch ratach posag w wysokości 200 000 koron (czyli ok. 40 000 funtów, co było wówczas zawrotną sumą), a gdyby została wdową, otrzymywałaby jedną trzecią dochodów z Walii, Kornwalii i Chester. (Można poczytać również o traktacie w Medina del Campo).

Przyszłej młodej pary o zdanie nie pytano; miała się osobiście poznać dopiero bezpośrednio przez ślubem. Naturalnie już na wstępnym etapie negocjacji prezentowano maluchy wysłannikom drugiej strony, aby upewnić ich, że oferuje się zdrowe i pełnowartościowe dziecko. (Artur urodził się jako wcześniak i większość historyków twierdzi, że w związku z tym był słaby i chorowity, natomiast David Starkey, polegając na relacjach naocznych świadków, uważa inaczej).

Oczywiście ślub mógł się odbyć dopiero za kilkanaście lat, a w tym czasie obie strony mogły pod wpływem bieżących wydarzeń zmienić zdanie i chwilami nawet się na to zanosiło.
Układy jednak wznowiono w 1496 roku, a w sierpniu 1497 w pałacu Woodstock w obecności angielskiej pary królewskiej i całego dworu Artur i Katarzyna (którą per procura reprezentował hiszpański ambasador Roderigo Gonsalez de Puebla) zaręczyli się. Od tej pory Katarzyna oficjalnie nosiła tytuł księżnej Walii.

Królowa Izabela i królowa Elżbieta (dołączała też do nich lady Małgorzata Beaufort, matka Henryka VII) rozpoczęły korespondencję, w której wymieniały się informacjami na temat dzieci i dobrymi radami. Zalecano Katarzynie naukę języka francuskiego, dobór ładnych dam dworu i przyzwyczajanie się do picia wina, bo woda w Anglii nie nadawała się do tego celu. W międzyczasie Henryk VII pozbywał się ewentualnych pretendentów do korony, którzy mogliby zagrozić pozycji Tudorów - dynastii wówczas nowej i jeszcze niezbyt stabilnej.

Izabela i Ferdynand nalegali, aby przed podróżą Katarzyny do Anglii odbył się jeszcze ślub per procura. Pierwszy miał miejsce 19 maja 1499 roku w Bewdley. Katarzynę ponownie zastępował ambasador de Puebla, Artur pojawił się osobiście, a
rolę księdza grał jego szambelan, sir Ryszard Pole. Książę i ambasador trzymali się za ręce, a Pole ujął ich dłonie między swoje. Potem Artur oświadczył, że bierze Katarzynę de Pueblę za żonę, Hiszpan zaś wypowiedział odpowiednią formułkę za swoją infantkę. Ta ceremonia w ówczesnym prawie kanonicznym znana była jako umowa per verba de praesenti - "to znaczy, że ma być od tej pory nierozwiązywalna". [David Starkey, "Sześć żon Henryka VIII", str. 52]
Po uroczystości de Puebla siedział na uczcie po prawej stronie króla i "zgodnie ze zwyczajem symbolicznie wsunął nogę w królewskie łoże małżeńskie" [Antonia Fraser, "Sześć żon Henryka VIII", str. 29]. Od tej pory Katarzyna i Artur mogli już pisać do siebie listy; po łacinie, bo oboje dobrze znali ten język.
Kolejne zaślubiny per procura odbyły się w grudniu 1500 roku.

* Podróż do Anglii *

Wciąż przekładano podróż Katarzyny do Anglii. Miały na to wpływ przedłużające się negocjacje między Henrykiem i Ferdynandem - każdy z nich próbował ugrać dla siebie jak najwięcej. Do tego doszły kłopoty Królów Katolickich: rodzinne (m.in. śmierć następcy tronu) i wewnętrzne (powstanie Maurów).

Wyruszyła wreszcie 21 maja 1501 roku z Grenady w Andaluzji (południe Hiszpanii). Była to podróż długa i męcząca. Dopiero na początku sierpnia dotarła do położonej nad morzem Galicii (północ Hiszpanii), udała się jeszcze na pielgrzymkę do znajdującego się w tej prowincji grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela, a 17 sierpnia z La Coruña popłynęła drogą morską do Anglii. Sztorm zagnał jednak jej flotę z powrotem do Hiszpanii. Rejs wznowiono 27 września. Hiszpańska flota miała dopłynąć do Southampton, ale seria burz sprawiła, że 2 października zawinęła do portu w Plymouth.

* Podróż do Londynu *

Trzeba było zmienić wszystkie plany - wszak na uroczyste przywitanie Katarzyny przygotowywano się w odległym Southampton. Ustalono, że komitet powitalny spotka się z orszakiem Katarzyny w Exeter i razem wyruszą do Londynu. Tam miała po raz pierwszy zobaczyć się ze swym mężem i jego rodziną.

Katarzyna Aragońska ok. 1503 roku,
autor: Michel Sittow
Również ten etap podróży ciągnął się niemiłosiernie (przynajmniej z dzisiejszej perspektywy) - jakość dróg była kiepska, a poza tym okoliczna szlachta chciała powitać przyszłą królową. Na początku listopada Henryk VII nie chciał już dłużej czekać w niepewności i postanowił obejrzeć księżniczkę jak najszybciej - wciąż się obawiał, że Ferdynand w jakiś sposób go oszukał. Po drodze spotkał Artura, który udawał się do Londynu z Ludlow w Walii i razem wyruszyli Katarzynie naprzeciw.

Katarzyna przebywała akurat w Dogmersfield, mniej więcej 40 mil od Londynu. Król przesłał jej informację o swoim przyjeździe, ale księżniczka przez ambasadora odpowiedziała, że spotkanie jest niemożliwe, bo ojciec zakazał jej aż do dnia ślubu wszelkich kontaktów z mężem i jego rodziną. Henryk stwierdził, że w Anglii Katarzyna podlega angielskiemu królowi i angielskim zwyczajom. Musiała skapitulować.

Oględziny wypadły pomyślnie - Katarzyna wyglądała zdrowo i ładnie (choć podobno była niska), nie przypominała wcale typowej Hiszpanki (w końcu płynęła w niej też krew Plantagenetów). Henryk odetchnął z ulgą, Artur był zachwycony. Wyprawiono ucztę, Katarzyna tańczyła ze swymi dwórkami, a Artur z żoną jednego z ministrów. Jeszcze nie wypadało, aby tańczyli ze sobą, choć byli już przecież zaręczeni i dwa razy poślubieni per procura.

Następnie Katarzyna udała się do Lambeth, skąd miała uroczyście wjechać do Londynu i po raz kolejny, ale tym razem osobiście, poślubić księcia.

* Wjazd do Londynu *
Pod koniec piętnastego wieku większość ważnych imprez królewskich składała się z czterech elementów: entrée, czyli procesji "wejściowej", zasadniczej uroczystości, pasowania na rycerzy Orderu Łaźni i turnieju. Poszczególne części rozkładały się na parę dni i odbywały w różnych miejscach. [D.S., str. 71]
Ceremoniał był ogromnie skomplikowany, posiłkowano się więc "Księgą Królewską" ("The Ryalle Book"), która zawierała zbiór precedensów na tego rodzaju okazje.
Przygotowania do uroczystości rozpoczęły się już w 1499 roku, a Henryk VII - słynący przecież ze swego skąpstwa - tym razem nie żałował pieniędzy.

Książę Artur ok. 1500 roku,
autor: nieznany
Wjazd Katarzyny do Londynu miał miejsce w piątek 12 listopada. Planowano, że uczyni to w stylu angielskim, czyli w lektyce, ona jednak zdecydowała się na styl właściwy dla jej ojczyzny: jechała na mule, osiodłanym i przystrojonym na sposób hiszpański, siedziała na nim po damsku, ale na prawej stronie, podczas gdy w Anglii siadywano na lewej. Również suknię miała hiszpańską, a jej nakrycie głowy przypominało "kardynalski kapelusz przytrzymywany szalem ze złotej koronki", jak zanotował pisarz królewski.

"Pochód podążał na wschód wzdłuż prawego brzegu Tamizy, w pewnym oddaleniu od rzeki" [D.S., str. 75]. Od St George's Fields towarzyszyła mu asysta angielska, na czele której stał młodszy brat księcia Artura - Henryk, wówczas książę Yorku, w przyszłości król Henryk VIII i drugi mąż Katarzyny Aragońskiej, ale w 1501 roku nic nie zapowiadało takiego właśnie rozwoju wydarzeń. Orszak miał przejechać przez City, aby zrobić wrażenie na londyńczykach i zaskarbić trochę sympatii dla dynastii Tudorów.
Na spotkanie księżniczki wyjechali konno miejscy notable: burmistrz, jego miecznik, kronikarz, dwaj szeryfowie i dwudziestu czterech rajców w ceremonialnych szatach. Cała delegacja ruszyła następnie na czele orszaku, prowadząc go na most Londyński. Na jego środku odbyło się pierwsze z serii widowisk, które miasto przygotowało na cześć Katarzyny. [D.S., str. 76]
Takich widowisk było w sumie sześć, a ich motywem przewodnim były Cnota i Honor. Aktorzy deklamowali wiersze pełne pompatycznych odwołań religijnych, astrologicznych i genealogicznych, których Katarzyna zapewne wcale nie rozumiała, bo jeszcze nie znała języka angielskiego. Na koniec swojego entrée otrzymała od burmistrza i rajców pieniądze oraz drogocenną zastawę stołową.
Następnie orszak Katarzyny udał się do katedry św. Pawła, w której dwa dni później miał się odbyć ślub. Tam oczekiwał na nią arcybiskup Canterbury. Złożyła dary, pomodliła się w kaplicy św. Erkenbalda, po czym udała się do pobliskiego pałacu biskupiego, w którym miała potem spędzić miesiąc miodowy.

W sobotę 13 listopada Katarzyna udała się do zamku Baynard, aby odwiedzić swą teściową - Elżbietę York. Obie panie zapewne za wiele nie rozmawiały, ale wieczór umilały im tańce i muzyka.

* Ślub *

Następnego dnia, w niedzielę 14 listopada, odbył się ślub. Wybrano katedrę św. Pawła, ponieważ znajdowała się znacznie bliżej City niż opactwo Westminster i otaczał ją rozległy plac, a Henrykowi VII zależało na jak największej widowni. Uczyniono wszystko, aby uroczystości tej dodać splendoru.
Na środku nawy głównej wybudowano wysokie, wielostopniowe okrągłe podium, na którym miały się odbyć zaślubiny. Aby młoda para mogła do niego dotrzeć - wiadomo: w kościele będzie wielki ścisk - na całej długości nawy głównej zbudowano pomost wznoszący się na wysokość człowieka. Prowadził on od zachodnich wrót do podium, a potem do balustrady oddzielającej prezbiterium od nawy. [David Starkey, "Cnotliwy książę", str. 108]
Długość pomostu wynosiła ponad 150 metrów. Zapewniał młodej parze bezpieczeństwo i gwarantował, że będzie widoczna z każdego miejsca wewnątrz katedry.

Na takie widowisko stawiły się tłumy. Oczywiście dla krewnych i dostojników przygotowano odpowiednie miejsca: rodzina królewska oglądała uroczystość ze specjalnej loży, a burmistrz i rajcy miejscy z podwyższenia.
Katarzyna opuściła pałac biskupi w asyście księcia Yorku, Henryka. Weszła do katedry drzwiami zachodnimi, wspięła się po stopniach na pomost i dołączyła do narzeczonego i licznie reprezentowanego duchowieństwa na centralnym podwyzszeniu. Trębacze, rozmieszczeni wysoko pod sklepieniem dla maksymalnego wykorzystania akustyki budowli, zadęli w swe intrumenty. (...) Katarzyna ubrana byla w białą suknię z szeroką krynoliną, na głowie zaś miała mantylę, welon z białego jedwabiu obszyty na brzegach kilkucentymetrowym pasem klejnotów. [D.S., str. 81]
Odczytano papieską dyspensę i warunki intercyzy. Henryk VII i Artur zatwierdzili tytuł własności ziem, z których osiągałaby dochody po ewentualnej śmierci męża, natomiast Hiszpanie wpłacili pierwszą ratę posagu, czyli 20 000 funtów w złocie.
Teraz nastąpiła właściwa ceremonia zaślubin, która trwała około trzech godzin. Po jej zakończeniu Katarzyna i Artur oraz cała świta przeszli pomostem do głównego ołtarza. 
Nowożeńcy trzymali się za ręce, jak to było przewidziane w programie. Znów zagrały fanfary, ale tuż przed wkroczeniem do prezbiterium młodzi zatrzymali się i odwrócili do zgromadzonych w kościele, najpierw na północną stronę, potem na południową, aby wszyscy mogli ich widzieć. Wyglądało to na spontaniczny gest i wzbudziło niekłamany zachwyt i aplauz tłumu. [D.S., str. 81]
Równie długo co zaślubiny trwała msza. Organizatorzy uroczystości pamiętali, że nawet koronowane głowy są tylko ludźmi i mają potrzeby fizjologiczne, więc dla Artura i Katarzyny przygotowano osobne kabiny z zasłonami i dachem, na wszelki wypadek.

Po mszy Artur udał się do pałacu biskupa, aby tam przywitać swą żonę, natomiast Katarzyna raz jeszcze przemierzyła cały pomost, przy czym znów towarzyszył jej książę Yorku.

* Uczta weselna i noc poślubna *

Ucztę weselną wyprawiono według Antonii Fraser - w zamku Baynard, według Davida Starkeya - w pałacu biskupa. W każdym razie o godzinie 17 earl Oksfordu, piastujący dziedziczne stanowisko lorda wielkiego szambelana, nakazał przygotować nowożeńcom łoże. Zajęły się tym ich guwernantki oraz inne damy.
Ścielenie królewskiego łoża było skomplikowaną czynnością, szczegółowo opisaną w "Księdze królewskiej". Składało się ono z kilku warstw i jego ułożenie wymagało zaangażowania sporego zespołu. Na samym dnie kładziono podściółkę ze słomy. Jeden z gwardzistów kładł się na nią i przewracał się kilka razy z boku na bok, by wyrównać słomę i sprawdzić, czy nie ma w niej ukrytej broni lub innych przedmiotów, które mogłyby zranić śpiącego. Słomę przykrywano płótnem, na nim kładziono materac z pierza, koc, potem dwa prześcieradła, znowu koc, na nim dwa lub trzy błamy futrzane, w tym jeden gronostajowy. Całość wieńczyło znów prześcieradło, na koniec dodawano poduszki, też przykrywane pasem płótna. Materac i poduszki musiały być silnie strzepinięte i "wzburzone", koce i prześcieradła dokładnie wygładzone, a ich wolne brzegi podwinięte pod spód. Całą procedurę kończył element religijny - skropienie łoża kilkoma kroplami wody święconej dla odegnania złych snów. [D.S., str. 82-83]
Damy dworu Katarzyny rozebrały ją i ułożyły w łożu. Artur miał coś w rodzaju wieczoru kawalerskiego, po którym grupa szlachty i duchowieństwa odprowadziła go do sypialni i do żony. Biskupi pomodlili się za młodą parę, pomachali kropidłami i kadzielnicami. Wreszcie Katarzyna i Artur zostali sami. Szczegóły tej i kolejnych wspólnych nocy tych dwojga będą po trzydziestu latach szczegółowo rozpatrywane i omawiane na forum publicznym, nawet międzynarodowym, ale wtedy, w listopadzie 1501 roku, żadne z nich jeszcze o tym nie wiedziało, zresztą Artur nie dowiedział się nigdy.

* Świętowania ciąg dalszy *

W poniedziałek pozwolono Katarzynie samotnie kontemplować ostatnie wydarzenia, odwiedził ją tylko earl Oksfordu, który przyniósł pozdrowienia od króla. We wtorek mogła ze wspomnianej już specjalnej loży w katedrze obserwować, jak Henryk VII wraz z synami dziękuje Bogu za jej małżeństwo z Arturem.

Następnie rodzina królewska udała się Tamizą do Westminsteru. Tam pasowano aż 76 rycerzy Orderu Łaźni. 18 listopada rozpoczęły się trwające tydzień zabawy: turnieje, maskarady, uczty, tańce. 26 listopada dwór udał się rzeką do Richmond, gdzie polowano i podziwiano przebudowany niedawno pałac. Trzy dni później hiszpańscy ambasadorowie, którzy eskortowali Katarzynę podczas podróży do Anglii, wyruszyli w drogę powrotną do domu zaopatrzeni w listy od Henryka VII, Elżbiety York i Artura, którzy prześcigali się w wychwalaniu synowej i żony.
***

Katarzyna Aragońska,
autor nieznany
Po latach sztormy i burze, które tak utrudniały Katarzynie podróż do nowej ojczyzny, uznano za złowróżbne. Po opisanych wyżej uroczystościach nastąpiła proza życia w obcym kraju, śmierć męża, upokorzenia ze strony Henryka VII, początkowo szczęśliwe małżeństwo z Henrykiem VIII, które zakończyło się tak spektakularnie i tak dla niej boleśnie.

***   ***   ***

Powyższy tekst to jakby streszczenie odpowiednich rozdziałów dwóch książek: "Sześciu żon Henryka VIII" Davida Starkeya oraz "Sześciu żon Henryka VIII" Antonii Fraser. Zaglądałam także do "Cnotliwego księcia" również autorstwa Davida Starkeya. Fraser i Starkey różnią się nieco, jeśli chodzi o szczegóły niektórych wydarzeń, więc siłą rzeczy w mojej kompilacji mogłam popełnić jakieś błędy (będę wdzięczna za poinformowanie mnie o nich). Odsyłam oczywiście do ich publikacji.
Wszystkie obrazki pochodzą z Wikipedii.

24 komentarze:

  1. Starkeya nie czytałam, za to miałam przyjemność zapoznać się z książką Antonii Fraser. Czytało się ją znakomicie. Katarzynie współczułam ogromnie, po ślubie niezbyt długo cieszyła się małżeńskim szczęściem, na dodatek wspomniane przez ciebie dyskuje dotyczące skonsumowania bądź nie małżeństwa... Artur miał podobno chwalić się, że "w nocy był w środku Hiszpanii", ale Fraser słusznie zastanawiała się, czy to nie przechwałki ;) W każdym razie, Katarzyna szczęściarą w żadnym z małżeństw nie była... Oby Kate Middleton wyszła na tym ślubie lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy gdzieś jest wyjaśnione dlaczego ślub per procura odbył się dwukrotnie?

    Swoją drogą, muszę wreszcie przeczytać albo książkę Starkeya albo Fraser. Czytałam kiedyś "Monarchię" Starkeya, bardzo ciekawa książka, ładnie podsumowująca losy brytyjaskiej monarchii...

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Sześć żon Henryka VIII" Davida Starkeya czytałam i polecam, a "Cnotliwego..." mam i czeka na kolej:)
    Dziękuję za ten post:)
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech, no jednak monarchia ma w sobie jakąś magnetyczną siłę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. niedopisanie, chyba nigdy nie będziemy wiedzieli na pewno, jak to naprawdę było z Katarzyną i Arturem, możemy tylko domniemywać.
    Sytuacja Kate Middleton jest jednak zupełnie inna:). Mamy XXI wiek, jest Brytyjką, ma za sobą rodzinę, która będzie ją wspierać, a pewnie i opinię publiczną.

    Dabarai, Starkey pisze o przyczynach drugiego ślubu per procura lakonicznie: "dla pewności", natomiast Antonia Fraser wyjaśnia, że król Ferdynand domagał się powtórzenia ceremonii, bo za pierwszym razem Artur był niepełnoletni. To by chyba oznaczało, że jeśli o śluby chodzi, dorosłość osiągało się w wieku 14 lat.

    Starkey rzeczywiście pisze zajmująco, choć czasami zbyt definitywnie, jak na mój gust, rozstrzyga o pewnych sprawach, np. poglądach czy uczuciach osób żyjących setki lat temu.

    montgomerry, ja chciałabym przeczytać jeszcze "The Six Wives of Henry VIII" Alison Weir. Niby wszystkie te książki są o tym samym, ale każdy autor zwraca uwagę na inne szczegóły, inaczej interpretuje niektóre fakty, więc zawsze można się z nich dowiedzieć czegoś nowego albo spojrzeć na niektóre wydarzenia z innej perspektywy.

    zacofany.w.lekturze, prawda?:)
    Ale mnie ta współczesna monarchia brytyjska jakoś specjalnie nie interesuje: Elżbieta II nie każe nikogo ścinać, ma tylko jednego męża i żadnego przystojnego faworyta, nie słyszy się o żadnych spiskach, które miałyby na celu obalenie tej władczyni... Nuda:).

    OdpowiedzUsuń
  6. @Elenoir: ma być nudno, nobliwie i niewinnie, w końcu monarchia gwarantem stabilności kursów na giełdzie i stóp procentowych:D A jeśli chodzi o spisek w celu obalenia monarchii, to polecam "Królowa i ja" Sue Townsend - upiorna wizja Brytanii bez Elżbiety na tronie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. W swoim czasie pasjonowałam się historią Anglii, zwłaszcza w wiekach średnich.
    Życie Elżbiety York - teściowej Katarzyny Aragońskiej - również było pełne wzlotów i upadków. W pewnym momencie uznano ją za nieślubne dziecko Edwarda IV, a gdy władzę objął Henryk VII poślubił ją, aby wzmocnić swoją pozycję jako króla, gdyż jego prawa do tronu były dość iluzoryczne.
    Trochę nie na temat się wypowiedziałam, ale pod wpływem Twojego postu przypomniała mi się ta historia, która jest jednym z wątków "śledztwa" poświęconego osobie Ryszarda III w "Córce czasu" Josephine Tey.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie napisane:) Czytałam Starkey a Freser jeszcze przede mną, chociaz po takim poście apetyt mi się zaostrzył i właśnie szukałam an allegro:) Żadna z żon krolewskich rodzin w tamtych czasach nie miała raczej szczęśliwego życia, w końcu służyła jako karta przetargowa i inkubator przyszłych królów, więc nikt nie dbał o taki banał jak szczęście. Jednakże jest coś w tym fascynującego, dlatego tak lubię książki i filmy na ten temat. Ślub Kate i William jest przełomowy w wielu aspektach i brytyjczycy to rozumieją i chyba są dumni. W końcu idą naprzód.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo, ale to bardzo ciekawy wpis, poproszę o więcej! Przyjemna i interesująca lektura o wiele lepsza od tego całego szumu wokół Kate i Williama, który dla mnie jest co najmniej kiczowaty.

    OdpowiedzUsuń
  10. zacofany.w.lekturze, nie czytałam żadnej książki Sue Townsend, ale skądś to nazwisko kojarzę. Nie wykluczam, że kiedyś się za tym tytułem rozejrzę. Nie wyobrażam sobie Wielkiej Brytanii jako republiki. Większość Brytyjczyków też chyba nie - może przypominają im się "osiągnięcia" Olivera Cromwella?

    Kaye, ciekawa jestem, czy czytałaś "Ryszarda III" Kendalla. Ja przez długie lata wyobrażałam sobie tę postać tak, jak ją przedstawił Laurence Olivier w swoim filmie, więc ta książka była dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

    Bigosowa, rzeczywiście, królowe i księżniczki nie miały wtedy łatwego życia, dlatego wcale się nie dziwię, że Elżbieta I zdecydowała się nie wychodzić za mąż. Nie tęsknię za monarchią w Polsce, ale świat dworu, spisków, dziwacznych tytułów i tradycji uważam za frapująco egzotyczny:).
    A co do rzekomej świetności wpisu - nie przesadzajmy, ja tylko streściłam cudze teksty:).
    Również pozdrawiam:).

    Eruano, gdyby ten szum do mnie docierał, to pewnie nie oglądałabym transmisji:). Ominęło mnie to jednak, mogłam więc w spokoju podziwiać naturalność (może tylko pozorną) panny młodej, a przede wszystkim jej suknię, która była naprawdę piękna.
    Nie jest to pierwszy ani ostatni post o Tudorach, na pewno coś tu jeszcze o nich albo o ich epoce napiszę. Może coś na temat Henry'ego Howarda? Musiałabym mieć jednak więcej materiałów na jego temat.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Elenoir: naprawdę nie kojarzysz? A dzienniki Adriana Mole'a nic Ci nie mówią?

    OdpowiedzUsuń
  12. Kojarzę tylko nazwisko autorki i tę postać, ale nie mam zielonego pojęcia, jakiego rodzaju są to książki i o czym. Przykro mi, że Cię rozczarowałam;).

    OdpowiedzUsuń
  13. Elenoir, czytałam książkę Kendalla, ale pierwszą książką, którą przeczytałam i która pokazywała, jak narodziła się "czarna legenda" Ryszarda III była książka Josephine Tey:) Tak więc, czytając Kendalla, wiedziałam, że Tudorowie wykonali kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o czarny PR w odniesieniu do osoby Ryszarda III.
    Jeśli szukasz ciekawych historii z czasów Tudorów (a jest ich sporo), to proponuję postać Jane Grey - dziewięciodniowej królowej Anglii. Obejrzałam kiedyś film z Heleną Bonham Carter w roli głównej i tak mnie zafrapowała ta historia, że przekopałam sporo książek, żeby dowiedzieć się czegoś bliższego o tej postaci (a było to w czasach B.G. - before google :)). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. @Elenoir: ale dlaczego rozczarowałaś? Ja ostatnio jakoś tak misyjnie występuję, tu rzucę nazwiskiem autora, tam tytułem, tu podsunę, tam podszepnę:D Sue Townsend pisuje powieści obyczajowe, niekiedy wręcz satyryczne. A "Królowa i ja" to dość bolesny, choć może skrzywiony obraz angielskiego społeczeństwa, a przede wszystkim funkcjonowania państwa (to tak górnolotnie, bo do tego całkiem niezła zabawa).

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobrze streścić, tez trzeba umieć:)) Nie negujmy komplementów, bo po co?:)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Kaye, często bywa tak, że hobby zaczyna się od jakiegoś drobiazgu, np. przeczytanej książki. Ja zaczęłam interesować się Tudorami pod wpływem filmu, choć nie była to akurat "Lady Jane":). Oglądałam, ale nie spodobało mi się ukazanie Edwarda VI jako wrażliwego chłopca - moim zdaniem to był bardzo nieprzyjemny typek. Czytałam trochę o Jane Grey - masz rację, to też bardzo ciekawa postać.

    Bardzo mi przypadł do gustu skrót B.G.:). Po naszemu zapisywalibyśmy to chyba p.e.g. - przed erą google'a?

    zacofany.w.lekturze, lubię zabawne książki o skrzywionych ludziach;).
    Natomiast zapędów misjonarskich w ogóle nie odczuwam. Ledwo mi się chce pisać na swoim blogu i czytać niektóre cudze posty. Zostawienie sensownego komentarza gdzie indziej przekracza ostatnio moje możliwości:).

    Bigosowo, sęk w tym, że ja nie wierzę w zasadność żadnych komplementów odnoszących się do mojej pisaniny (choć wierzę w szczerość intencji;)). Widzisz, przykładam ogromną wagę do stylu autorów książek, które czytam, więc nie mogę być tak do końca zadowolona z własnych tekstów (nawet streszczeń), które - owszem - są dość konkretne, ale jednocześnie pozbawione zupełnie polotu i oryginalności. Pod pewnymi względami zakompleksiona ze mnie osoba:).

    OdpowiedzUsuń
  17. @Elenoir: Townsend polecam; albo pokochasz, albo rzucisz we mnie czymś ciężkim:) Masz objawy przesilenia wiosennego, które Ci płynie przejdą w przesilenie letnie, a potem jesienne:) Ale nie poddawaj się. A nawiązując do odpowiedzi dla Bigosowej, to jesteś dla siebie zdecydowanie zbyt surowa:D Jeśli potrzebujesz przykładów prawdziwego braku polotu i oryginalności, to daj znać:P

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja cię również skomplementuję ;) Bardzo ciekawy wpis, napisany lekko i przystępnie. Przeczytałam go z dużym zainteresowaniem. Świetny ten fragment o ścieleniu łóżka :)

    OdpowiedzUsuń
  19. zacofany.w.lekturze, ok, jeśli przyuważę jej powieści w bibliotece, to nie omieszkam wypożyczyć:).
    A kompleksy to ja mam niestety przez cały rok i wcale nie pociesza mnie to, że ktoś inny pisze gorzej;).

    grendello, no popatrz, a mój P. twierdził, że ten post zaciekawi tylko tych, którzy podzielają moje zainteresowanie historią Tudorów:). Jego zdaniem pozostali zagubią się w gąszczu faktów, dat i nazwisk:).

    ambitiouslycrazy, jeśli zostałaś obserwatorką mojego bloga tylko po to, żebym ja zaczęła obserwować Twój, to srodze się zawiedziesz. Obserwuję te blogi, których autorzy piszą w interesujący sposób o rzeczach i sprawach, które mnie interesują. Tę listę aktualizuję raz na jakiś czas. Twój blog na pewno się na niej nie znajdzie z kilku powodów:

    1. Twoja polszczyzna jest tragiczna pod każdym względem: stylu, ortografii i interpunkcji.
    2. Mam zupełnie inny gust czytelniczy i w przeciwieństwie do Ciebie uważam, że książki Stephanie Meyer są okropnie napisane.
    3. Jestem zdecydowaną przeciwniczką "konkursów", o których piszesz. Dałam temu wyraz w moim styczniowym poście.

    Twoja proŚba wydaje mi się wysoce niestosowna.

    PS. Skoro podobała Ci się sztuka "Romeo i Julia", to polecam Ci również sonety tego samego autora. Uważam jednak, że w pierwszej kolejności powinnaś zaznajomić się bliżej ze słownikiem ortograficznym i jakimś poradnikiem dotyczącym interpunkcji.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Elenoir: nie chciałem Ci dać do zrozumienia, że piszesz bardzo dobrze na tle:D Piszesz bdb i bez tła:P A za Townsend się rozejrzyj, tylko ona dość nierówna jest więc na pierwszy ogień najlepszy jest "Sekretny dziennik Adriana Mole'a".

    OdpowiedzUsuń
  21. @zacofany.w.lekturze: dzięki za pomysł - 'królowa i ja' jest świetna, śmiałam się w poduszkę, żeby dziecięcia nie obudzić:)

    OdpowiedzUsuń
  22. @Porządek_alfabetyczny: ależ niech Ci idzie na zdrowie:) Mnie tu jeszcze "Queen Camilla" kusi od jakiegoś czasu:D

    OdpowiedzUsuń
  23. Zarezerowałam sobie w bibliotece "Królowa i ja", więc pewnie przeczytam w ciągu najbliższego miesiąca. Mam nadzieję, że spodoba mi się tak samo jak wam:).

    OdpowiedzUsuń
  24. @Elenoir; mam nadzieję, że się zbytnio nie rozczarujesz, ale jakby, to śmiało składaj reklamację:D

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.