Impresje

piątek, 29 kwietnia 2011

DOPÓKI MAMY TWARZE

Tytuł: Dopóki mamy twarze (Till We Have Faces)
Autor: Clive Staples Lewis
Pierwsze wydanie: 1956
Tłumaczenie: Albert Gorzkowski

Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 978-83-60040-92-8
Stron: 359

Ocena: 3-/5


Ten utwór C.S. Lewisa nie spodobał mi się jako powieść: fabuła jest schematyczna i przewidywalna, wymyślona kraina ledwo zarysowana, postaci czarno-białe, dialogi przeważnie strasznie sztywne, a przez to niezbyt wiarygodne; styl też mnie nie urzekł. Książka nosi jednak podtytuł "Mit opowiedziany na nowo" i jako nowa wersja historii Erosa i Psyche może się wydać dosyć interesująca, zwłaszcza gdy jednocześnie skonfrontujemy ją z biografią i poglądami autora. 

Fabuła jest, jak wspomniałam, bardzo prosta. Król barbarzyńskiej krainy Glome miał trzy córki: Orual - mądrą, ale brzydką, Rediwal - ładną, ale głupią oraz  Istrę (nazywaną również Psyche) - przepiękną i dobrą. Bogowie nie obdarzyli go męskim potomkiem, choć nie żałował im ofiar. Na Glome spadały kolejne klęski, a kapłani orzekli, że jest to zemsta bogini Ungit, którą rozgniewały hołdy oddawane Psyche z powodu jej urody. Boginię mogła przebłagać tylko ofiara złożona z Istry. Orual bardzo kochałą swą przyrodnią siostrę i próbowała temu przeciwdziałać, ale czy śmiertelniczka może sprzeciwić się wyrokom bogów?

Nie jest to jednak opowieść o siostrzanej miłości (w każdym razie nie stanowi ona głównego wątku), ale raczej o relacjach między ludźmi i bogami. W porównaniu do boskich istot człowiek jest nikim, jest głupcem, istniejącym chyba tylko po to, żeby robić z siebie idiotę, zbyt ograniczonym, by móc przeniknąć przemądre zamysły potężnych bogów. Oczywiście zdarzają się wyjątki: śmiertelnicy, których wiara i posłuszeństwo są bezwarunkowe i bezgraniczne. Takim wyjątkiem była Psyche i za to została obdarzona boskością (skojarzyło mi się to z mitem chrześcijańskim o wniebowzięciu Maryi).
Wydaje mi się, że na przykładzie Orual i Psyche Lewis chciał pokazać, jak odmienny może być los człowieka bogobojnego i niewiernego Tomasza wsłuchującego się w podszepty racjonalnej filozofii. Oczywiście ten drugi źle skończy i okryje się wstydem. Zastanawiam się, czym Orual bardziej zawiniła w oczach bogów: zdrowym rozsądkiem czy egoizmem? Przypuszczam, że bardziej potępiali to pierwsze. A przecież dawała im szansę, chciała w nich uwierzyć. Dlaczego jej tego nie ułatwili?
- (...) Gdybym zamknęła oczy, uwierzyłabym, że ten jej pałac istnieje naprawdę.
- Lecz twoje oczy były otwarte i nie widziałaś go.
- Ale czy nie myślisz, że istnieje prawdopodobieństwo - dajmy na to, jak jeden do stu - że są rzeczy, których zobaczyć nie możemy?
- Z pewnością. Sprawiedliwość, Równość, Dusza, a także dźwięki muzyki.
 - Dziadku, nie o tym myślałam. Jeśli są dusze, dlaczego nia miałyby mieć swego domu?
Lis przeczesał palcami włosy w starym, znajomym geście nauczycielskiego niepokoju.
- Dziecko - rzekł stanowczo - trudno mi uwierzyć, że po tylu latach nie masz nawet bladego pojęcia o tym, co znaczy słowo dusza.
- Wystarczająco dobrze wiem, co ty przez nie rozumiesz, dziadku. Ale czy ty, nawet ty, wiesz wszystko? Czy istnieją rzeczy - chodzi mi o to, co realne - których nie możemy zobaczyć?
- Mnóstwo. Za naszymi plecami. To, co zbyt dalekie. I wszystko, gdy jest dość ciemno. [str. 168-169, fragment rozmowy Orual i Lisa]
Oczywiście Lis, grecki niewolnik, nauczyciel córek króla, musiał to wszystko potem odszczekać. Zastanawiam się, czy nie był aby alter ego autora, który przez pewien czas był ateistą, by potem wrócić na łono kościoła.

***

Chciałabym podkreślić, że to moja subiektywna interpretacja utworu, przefiltrowana przez pryzmat mojego światopoglądu. Czytałam wypowiedzi osób, które odebrały tę historię zupełnie inaczej.
Może łatwiej przełknęłabym te wszystkie morały, gdyby zakończenie było trochę bardziej wieloznaczne. Niemal do samego końca wszystko było jeszcze możliwe - nie byłam pewna, czy w świecie wykreowanym przez Lewisa bogowie to wymysł kapłanów, czy prawdziwe byty, ale finał nie pozostawia, niestety, wątpliwości. Szkoda.

Nie zachęcam do sięgania po "Dopóki mamy twarze", ale i stanowczo tego nie odradzam. Książka należy do tych łatwo przyswajalnych.


Na stronie wydawnictwa można zapoznać się z fragmentem książki (po kliknięciu w niebieski przycisk "Przeglądaj Książkę").

***

Dzień później. Zapomniałam wczoraj napisać, że na stronie 319 znalazłam zwrot "ubrałam ciemny płaszcz". Cóż to za plaga jakaś? Co na to korektor?

4 komentarze:

  1. Ja zakończyłem wczoraj czytać "Radość" Levisa i jestem pod dużym wrażeniem

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcześniej czytałam tylko kilka tomów o Narnii, do których mam stosunek ambiwalentny - bardzo mi się spodobały niektóre pomysły, mniej nawiązania do religii. Być może kiedyś sięgnę też po "Zaskoczonego radością", bo interesują mnie motywy, które skłoniły Lewisa do porzucenia ateizmu. Nie stanie się to jednak prędko - styl tego autora jakoś mi nie leży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobała, jedna z moich ulubionych :) To, co Lewis zrobił z dawnym mitem jest moim zdaniem zdumiewające :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, jako reinterpretacja mitu książka nie wypada źle. Z pewnością nie zaliczę jej jednak do moich ulubionych ani nawet do lubianych.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.