Impresje

środa, 20 kwietnia 2011

EX LIBRIS. WYZNANIA CZYTELNIKA

Tytuł: Ex libris. Wyznania czytelnika (Ex Libris. Confession of a Common Reader)
Autorka: Anne Fadiman
Pierwsze wydanie: 1998
Tłumaczenie: Hanna Pustuła, Paweł Piasecki
Opracowanie i noty: Jan Gondowicz

Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-1307-4
Stron: 185

Ocena: 4/5



Zaczęłam pisać Ex libris, gdy zdałam sobie sprawę, jakie to dziwne, że o książkach często pisze się tak jak o tosterach. Czy ta marka tostera jest lepsza niż tamta? Czy ten toster za 24,95 dolara to właściwy zakup? Ani słowa o tym, co mogę pomyśleć o moim tosterze dziesięć lat później i nic o czułości, jaką mogę wciąż darzyć stary egzemplarz. Ów model czytelnika jako konsumenta - do utrwalenia którego sama przyczyniłam się wieloma recenzjami - niemal zupełnie pomija coś, co uważam za istotę czytania: nie chęć nabycia nowej książki, ale to, jak podtrzymujemy związki ze starymi, tymi, które przebywają z nami od lat, z tymi których faktura, barwa czy zapach stały się nam tak bliskie, jak skóra naszych dzieci. [str. 8]
Podejrzewałam to od jakiegoś czasu, a po przeczytaniu zbioru esejów Anne Fadiman jestem już całkowicie pewna - żadna ze mnie bibliofilka czy mól książkowy. Lubię czytać, wrażenia z lektur publikuję na blogu, między półkami w bibliotece czy księgarni  mogę chodzić godzinami, ale nie traktuję konkretnych egzemplarzy książek tak osobiście. Wyjątek robię tylko dla mojej "Ani z Zielonego Wzgórza", moich "Dumy i uprzedzenia", moich "Mistrza i Małgorzaty" oraz mojego "Imienia róży". Tę ostatnią książkę mam w dwóch wydaniach: kieszonkowym PIW-u oraz zwykłym z Kolekcji Gazety Wyborczej. Egzemplarz kieszonkowy czytałam wiele razy, drugi przeleżał kilka lat u mojej siostry, która w międzyczasie zdążyła czymś go oblać. I choć ten drugi jest wygodniejszy, choćby dlatego, że przypisy znajdują się na dole strony, a nie na końcu książki, to jednak wolę ten pierwszy. Zaczęłam przeglądać kiedyś wersję z GW i jestem niemal pewna, że w kilku miejscach odrobinę (na niekorzyść) różni się od wydania PIW-u. Muszę to dokładniej sprawdzić. (Ależ ja jestem egocentryczna - miałam pisać o "Ex libris", a piszę o sobie...)

Anne Fadiman kieruje swoje eseje do osób, dla których czytanie to religia, styl życia i styl bycia. Ja się do takich ludzi nie zaliczam, nie potrafiłam zatem w stosownych momentach podzielać uczuć i entuzjazmu autorki. Przytacza ona historię znajomych swoich znajomych, którzy na kilka miesięcy wynajęli dom dekoratorowi wnętrz. Poustawiał on ich książki według koloru i formatu. "Wkrótce potem ów dekorator zginął w wypadku samochodowym. Muszę wyznać, że zebrani przy stole jednomyślnie orzekli, iż sprawiedliwości stało się zadosć". [str. 13] No cóż, ja jednak wyżej niż przedmioty cenię ludzi.

Coś mnie jednak z autorką łączy: zapędy korektorskie. Oczywiście nie mogę się równać z rodziną Fadimanów ani pod względem determinacji (nie wycinam z gazet artykułów, w których popełniono błędy, i nie szukam literówek w instrukcjach obsługi różnych urządzeń), ani niezbędnej po temu wiedzy. W dodatku czasami dość dowolnie stosuję zasady interpunkcji, ale tylko na blogu:). Natomiast kiedy zauważę błąd w słowie drukowanym albo usłyszę w telewizji lub radiu, to nie posiadam się z oburzenia.

Bardzo mi się spodobały niektóre metafory Anne Fadiman. Np. swój uporządkowany księgozbiór porównywała do ogrodu francuskiego, bałagan na półkach męża - do angielskiego, natomiast stosunek do książek - do miłości dworskiej i zmysłowej.
Brat autorki został upomniany przez hotelową pokojówkę, ponieważ odłożył książkę grzbietem do góry.
Przez następnych trzydzieści lat dojrzewała we mnie świadomość, że tak jak człowieka można kochać na więcej niż jeden sposobów, tak istnieje więcej niż jeden sposób kochania książek. Pokojówka wierzyła w miłość dworską. Fizyczna istota książki była dla niej święta, jej forma nierozdzielna z treścią; kochanek winien jej platoniczne uwielbienie i szlachetne, acz z góry skazane na niepowodzenie wysiłki zachowania po wieczne czasy stanu nieskazitelnej czystości, w jakim książka opuściła księgarnię. Rodzina Fadimanów wierzyła w miłość zmysłową. Dla nas święte były słowa książki - ale służące im papier, tkanina, karton, klej, nici i farba drukarska stanowiły zaledwie naczynie, i wolno było obchodzić się z nimi tak rozpustnie, jak dyktowała żądza lub pragmatyzm, bez obawy popełnienia świętokradztwa. Bezlitosne używanie nie świadczyło o braku szacunku, lecz o zażyłości. [str. 50]
Ja preferuję jednak miłość dworską. W dzieciństwie tyle razy słyszałam, że o książki trzeba dbać, że dziś po prostu nie jestem w stanie zaginać rogów czy bazgrać po nich długopisem. Ołówkiem - owszem, ale tylko w egzemplarzach własnych lub bibliotecznych. (Muszę się do czegoś przyznać: w wypożyczonej z biblioteki powieści "To nie jest kraj dla starych ludzi" dopisałam na marginesie, że pewien akapit został bardzo źle przetłumaczony;)). W Polsce książki są relatywnie drogie, więc może dlatego traktuje się je u nas nieco inaczej. Z drugiej strony nie stronię od podjadania w trakcie lektury, ale na szczęście nie ma to na ogół wpływu na stan książki:).

Anne Fadiman upakowała w swoich esejach mnóstwo ciekawostek, związanych nie tylko z książkami. Ma bardzo dobry styl, jej teksty są błyskotliwe i świadczą o dużej erudycji. Oczywiście autorka nawiązuje przede wszystkim do literatury amerykańskiej i angielskiej, ale pod każdym esejem znajdują się Dopowiedzenia Jana Gondowicza, które umożliwiają połapanie się w aluzjach.
Niektóre teksty czytałam z większym zainteresowaniem, inne z mniejszym, a najbardziej spodobały mi się: "Zaślubiny księgozbiorów", "Moja Specjalna Półka", "Być Tam"  oraz "Imperatyw katalogiczny".

"Ex libris" nie jest arcydziełem, pozostaje jednak książką bardzo dobrą i na pewno zachwyci każdego prawdziwego bibliofila. Mnie trochę zmęczyła, chyba za dużo w niej, jak na mój gust, różowości, której autoironia Anne Fadiman nie zdołała zrównoważyć. Radzę podzielić lekturę tej książki na kilka etapów.
Poza tym przeżyłam małe rozczarowanie, a może raczej zadziwienie, kiedy przeczytałam w Podziękowaniach, że niektóre z przytoczonych przez autorkę ciekawostek "odgrzebywali i sprawdzali" dla niej inni ludzie; byłam przekonana, że zaczerpnęła je sama ze swojego pokaźnego ksęgozbioru.

Zwykle o tym nie piszę, ale w przypadku tej książki nie mogę o tym nie wspomnieć - jest ślicznie wydana (choć szlaczek wokół tekstu na każdej stronie można było sobie darować). Nad bijący po oczach zimno-biały papier przedkładam kremowy, a w "Ex libris" uzewnętrzniają się wszystkie jego zalety.

9 komentarzy:

  1. Faktycznie, Fadiman cechuje się dużym entuzjazmem czytelniczym, wręcz fanatyzmem. Ale i tak zachwyca stylem i erudycją. Miałam bardzo podobne odczucia jak ty w stosunku do tego tekstu. Jednak człowiek ważniejszy... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i się doczekałem. Wrażenia widzę mamy podobne choć Tobie chyba książka bardziej się podobała niż mnie.
    Mnie nawiązania do literatury amerykańskiej drażniły - nawet dopowiedzenia nie mogły zatrzeć tego wrażenia. Być może z tego powodu, że uświadomiły jak człowiek mało wie i zna :)
    Zgodzę się, że książka warta polecenia ale tylko prawdziwi bibliofile ją zrozumieją do ostatniej ślicznie wydanej karteczki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za taki dopisek, jaki zrobiłaś w McCarthym, byłabym na pewno wdzięczna;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eseje poufałe Fadiman ("W ogóle i w szczególe") powinny Ci zatem bardziej przypaść do gustu, bo tamten tom juz nie jest dla bibliofilów. :)

    Mnie "Ex libris" ucieszył tym, że nie jest ze mną jeszcze tak źle jak z niektórymi. Aż tak porąbana jak Fadimanowie jeszcze nie jestem, ale w niektórych aspektach niewiele mi brakuje (zwłaszcza jeśli chodzi o korektę...

    No i całkowicie uwiodły mnie "Dopowiedzenia". Tak właśnie powinno się wydawać książki... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. źle znoszę fanatyzm w każdym wydaniu, więc 'ex libris' podobało mi się, ale nie całkiem. muszę spróbować 'w ogóle i w szczególe' zgodnie z pomysłem Ysabell

    btw dopisków, ostatnio wypożyczyłam z biblioteki 'wszystko płynie' z dopiskami poprzedniego czytelnika. bardzo porywczy człowiek:) uniemożliwił mi czytanie Grossmana swoimi wykrzyknikami i dopiskami...oddałam do biblioteki, muszę kupić niewinny egzemplarz w księgarni

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy wcześniej o tej książce nie słyszałam, ale chętnie przeczytam. Wydaje mi się, że to coś dla mnie:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam Fadiman jakiś czas temu i nawet mam na półce - też mnie urzekło wyjątkowo estetyczne wydanie ;) Co do treści... Hm, mam podobne problemy z katalogowaniem (i ogółem pomieszczeniem) wszystkich swoich książek, jak te opisywane przez autorkę. Część rozdziałów czytało mi się dość lekko, przez niektóre brnęłam z poczucia obowiązku - jakoś wydawała mi się nierówna, a może to po prostu moje zainteresowania książkowe są nierówne... Ogólna myśl raczej na nie, tzn. jestem raczej fanatykiem treści niż formy. Zdarza mi się więc jak najbardziej jeść przy czytaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem fanatykiem książek jak przedmówcy

    OdpowiedzUsuń
  9. Moniko, no cóż, Anne Fadiman właściwie nie mogła nie stać się erudytką. Z drugiej strony dziwi mnie nieco, że ogranicza się do czytania głównie literatury angielskiej, amerykańskiej i klasyki (w każdym razie tak wynika z "Ex libris").
    Ja tam nie mam żadnych kompleksów: też czytam dużo, tylko że innych autorów;).

    Charlie, podobała mi się ta książka, ale chwilami nużyła.
    Nawiązania do literatury amerykańskiej? No wiesz, trudno żeby nawiązywała do polskiej;).

    Anno, nie odczuwałam zbyt wielu skrupułów robiąc ten dopisek ołówkiem. Już dwa razy widziałam, jak pani bibliotekarka z biblioteki wojewódzkiej stawia na właśnie oddanych przeze mnie książkach kubek z kawą czy herbatą. Dodam, że książki nie są tam obkładane w folię czy papier.

    Ysabell, może kiedys wypożyczę tę drugą książkę, ale raczej nie stanie się to prędko. Nie przepadam za książkami, które są męcząco urocze. W "Ex libris" brakowało mi trochę przysłowiowej łyżki dziegciu.

    Co do Fadimanów - to chyba ciekawi ludzie, ale ja nie lubię perfekcjonistów. Coś chyba jest ze mną nie tak - kiedy o kimś mówi się w samych superlatywach, odczuwam do tego kogoś, nawet jeśli go na oczy nie widziałam, odruchową niechęć.

    To rzeczywiście miło ze strony wydawnictwa, że w czasach, w których często oszczędza się nawet na korekcie, zechciało zainwestować w te Dopowiedzenia. Z drugiej strony nie miało chyba innego wyjścia, bo bez nich spore partie książki byłyby po prostu niezrozumiałe.

    porzadku_alfabetyczny, ja lubię cudze dopiski, nawet te bezsensowne, o ile nie uniemożliwiają mi czytania. Np. teraz brnę przez "Raj utracony" i zauważyłam, że ktoś pozaznaczał sobie dokładnie te same fragmenty, które ileś lat temu na mnie wywarły duże wrażenie. Miło "spotkać" kogoś o podobnym guście.

    MirandoKorner, przeczytać można. Nie gwarantuję, że Ci się spodoba, skoro - zdaje się - gustujesz w pewnym odłamie fantasy:). No ale ja nastolatką będąc też czytałam jakieś dziwne książki;)).

    niedopisanie, też chciałabym mieć takie problemy:).
    Mnie też niektóre rozdziały nieco nudziły, nie dlatego, że wydały mi się źle napisane, a po prostu dlatego, że ich tematyka mniej mnie interesowała.

    Nie nazwałabym siebie fanatyczką treści, ale rzeczywiście to ona najbardziej mnie w książkach pociąga. Z drugiej strony straszliwie się złoszczę kiedy ktoś (moja siostra) niszczy moją własność wylewając na nią herbatę albo (o zgrozo!) nosząc moje książki w torebce razem z całym śmietnikiem, który tam ma, przy czym nie chce jej się nawet obłożyć ich w reklamówkę czy papier. Zauważyłam to w święta i właśnie obmyślam zemstę;).

    Piotrze, czy ja wiem? Mnie się wydaje, że wśród przedmówców wcale nie ma aż tak wielu fanatyków książek.
    Nie lubię fanatyków ani fanatyzmu w żadnym wydaniu, nawet książkowym.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.