Impresje

sobota, 28 sierpnia 2010

MAURYCY

Tytuł: Maurycy (Maurice)
Autor: E.M. Forster
Pierwsze wydanie: 1971
Tłumaczenie: Maria Olejniczak-Skarsgard
Wydawnictwo: ATEXT
ISBN: 83-85156-35-6
Stron: 247

Ocena: 4-/5

Ostatnio czytam kilka książek jednocześnie, co dawniej bardzo rzadko mi się zdarzało. Teraz dopasowuję lektury do swojego nastroju i aktualnej zdolności do koncentracji. Z biblioteki mogę wypożyczyć do sześciu tytułów i chyba właśnie to mnie gubi, zwłaszcza że od tej instytucji dzieli mnie zaledwie kilka minut spaceru, toteż chodzę tam dość często...
Od dawna chciałam przeczytać "Maurycego", a teraz przypadkowo zauważyłam tę powieść na bibliotecznej półce. Najwyraźniej nie jest zbyt popularna wśród czytelników, bo z karteczki, na której bibliotekarz przybił mi datownikiem datę zwrotu, wynika, że ostatnio była wypożyczona w 1998 roku.
Wczoraj popołudniu zajrzałam do tej książki z zamiarem przerzucenia kilku czy kilkunastu pierwszych stron i sprawdzenia, której mnie ta powieść najbardziej się spodoba. Skończyłam czytać wieczorem. No cóż, bardzo lubię Forstera (oprócz "Maurycego" czytałam jeszcze "Pokój z widokiem", "Howards End" i "Drogę do Indii"), a poza tym książka bardzo mnie wciągnęła.


Tytułowy Maurycy Hall pierwsze dwadzieścia lat swojego życia spędził jak przykładny przedstawiciel podlondyńskiego mieszczaństwa: w prywatnej szkole dla chłopców i w gimnazjum, do których uczęszczał też kiedyś jego ojciec, a potem w Cambridge; zdrowy, przeciętnie inteligentny i niezbyt lotny; do bólu konwencjonalny i właśnie z tego powodu lubiany. To, co go odróżniało od większości kolegów, ukrywał głęboko. Właściwie ledwo był świadomy swoich odmiennych preferencji seksualnych. Nie chciał ich sobie uświadamiać. 
To się zmieniło pod wpływem znajomości z Clive'em Durhamem, studentem z tego samego kolegium. Clive wywodził się z rodziny trochę zubożałych posiadaczy ziemskich, był inteligentny, oczytany, elokwentny i rozsądny. Obaj bardzo się od siebie różnili, a jednak dość szybko przyjaźń między nimi przerodziła się w miłość, raczej platoniczną, choć pełną czułości. Clive wytyczał kierunek, w którym podążać miał ich związek, kształtował osobowość i poglądy Maurycego. Razem włóczyli się po Cambridge i okolicach, potem razem podróżowali do Włoch. Kontynuowali znajomość również po zakończeniu nauki. Maurycy pracował z dawnym wspólnikiem swego ojca w branży finansowej, a Clive odbywał aplikację adwokacką.
Trudno przewidzieć, jak dalej rozwijałby się ich związek, gdyby Clive'owi nagle się nie odmieniło. Niemal z dnia na dzień zaczęły go pociągać kobiety, a mężczyźni wydali mu się odrażający. Zaczął rozglądać się za żoną, wkrótce takową znalazł i stał się przykładnym mężem, synem, bratem, pracodawcą. Przeszłość oddzielił grubą kreską - nie czuł się winien, ponieważ do "niczego" nie doszło. Paskudny obłudnik. 
Maurycy miał złamane serce. Nienawidził siebie, swoich myśli i pragnień. Chciał wyleczyć się ze "złych" skłonności, ale ani lekarz, ani hipnotyzer nie umieli mu w tym pomóc. W trakcie wizyty w posiadłości Clive'a, zakochał się z wzajemnością w tamtejszym gajowym, młodym i ładnym mężczyźnie, Alku Scudderze.  A przecież był wyjątkowym snobem!
I tu zaczyna się bajkowy i romantyczny finał. Bajkowy, bo w tamtych czasach i w tamtej rzeczywistości zupełnie nieprawdopodobny. Alek i Maurycy postanawiają być razem, na przekór całemu światu. Oznacza to rozstanie z rodzinami, przyjaciółmi, rzucenie pracy, obniżenie poziomu życia. Ale czego się nie robi dla miłości?:)

Forster dedykował tę powieść "Szczęśliwszym Czasom". Napisał ją w latach 1913-1914, ale za swego życia nie zdecydował się na publikację. Wcale mu się nie dziwię. Homoseksualny romans z happy-endem wywołałby skandal, a może i reperkusje prawne. Przecież całkiem niedawno, w 1895 roku, Oscar Wilde został skazany na dwa lata ciężkich robót właśnie za homoseksualizm, który w Wielkiej Brytanii uznawano za przestępstwo seksualne aż do 1967 roku [źródło]. Być może doszukiwano by się w "Maurycym" wątków autobiograficznych i prawdopodobnie by je znaleziono. Forster był homoseksualistą, co w środowisku, w którym się obracał (m.in. Grupa Bloomsbury), nie było czymś rzadkim albo potępianym, ale Społeczeństwo niewątpliwie zapłonęłoby "świętym oburzeniem". Nie byłoby problemu, gdyby zakończenie książki było bardziej konwencjonalne, o czym Forster wspomina w Posłowiu z 1960 roku, zamieszczonym na końcu książki:
Gdyby skończyła się nieszczęśliwie: samobójstwem albo stryczkiem dla młodzieńca, wszystko byłoby dobrze, albowiem wówczas nie wypłynęłaby kwestia pornografii czy deprawowania nieletnich. Ale kara nie dosięga kochanków, tym samym przestępstwo jest pochwalane. [str. 243]
Uważał szczęśliwe zakończenie za konieczne, chciał; żeby miłość między dwoma mężczyznami mogła trwać wiecznie, choćby tylko na papierze. 

Szczęśliwsze Czasy w końcu nadeszły. Dziś w krajach naszego kręgu kulturowego za homoseksualizm nie trafia się do więzienia ani na oddział psychiatryczny. Nawet w Polsce, choć głównie w większych miastach i wśród młodych ludzi, traktowany jest obojętnie, jak coś normalnego. Gwiazdy i "gwiazdy" coraz częściej przyznają się do bycia gejem czy lesbijką. Z drugiej strony wiele osób homoseksualizm nadal oburza i brzydzi. Aktor, piosenkarz czy pisarz o innych preferencjach jeszcze ujdzie, ale już lekarz czy nauczyciel - Boże broń! Tak jakby homoseksualizm przenosił się telepatycznie, drogą kropelkową albo przez podanie ręki. Strasznie obłudne to nasze społeczeństwo, ale dostrzegam maleńkie światełko w tunelu (oby to nie był pędzący z naprzeciwka pociąg) i liczę, że w ciągu najbliższych 10 lat będzie można i u nas zawierać związki między osobami tej samej płci, które miałyby te same przywileje i obowiązki co małżeństwa (zastanawiam się nad prawem do adopcji dzieci, ale tylko dlatego, że mogłyby być od małego regularnie piętnowane z powodu "niemoralności" przybranych mam czy tatów).

Jak zwykle w prozie Forstera mamy bardzo dobrze zarysowane od strony psychologicznej postaci, zwłaszcza Maurycego - obserwujemy jego przemianę z przeciętnego, przestraszonego samym sobą studenta Cambridge w świadomego siebie mężczyznę, który jest w stanie poświęcić wszystko dla miłości. Wszystko dzieje się na styku kilku klas społecznych, co też jest charakterystyczne dla tego autora. Oczywiście dziś "Maurycy" jest już trochę inaczej odbierany, może trochę się zdezaktualizował, ale powieść jest dobrze napisana i bardzo wciągająca, więc warto po nią sięgnąć. Nie ma tu żadnych obsceniczności. Klasyka literatury LGBT.

***   ***   ***
Otworzył okno i spojrzał na ociekający deszczem park. Co za bezsens, żeby było tyle deszczu! I po co mu to padanie? Ta obojętność wszechświata wobec człowieka! [str. 175]

4 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że znajdę czas i też przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż dziw, że taka pozycja nie zainteresowała nikogo w Twej bibliotece przez tyle długich lat! Dobrze, że na nią trafiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. sheila, na pewno warto, choć najlepszą książką tego autora jest chyba "Droga do Indii", a najbardziej, jakby to powiedzieć, ujmującą - "Pokój z widokiem".

    Futbolowa, no cóż, obecnie nie jest to pisarz jakoś specjalnie u nas popularny. Wznawia się od czasu do czasu "Pokój z widokiem", ale akurat "Maurycy" miał chyba tylko to jedno wydanie. Może dlatego, że spośród filmów, które James Ivory wyreżyserował na podstawie prozy Forstera, ekranizacja "Maurycego" jest u nas najmniej znana. Ja również jej nie oglądałam, ale mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile uroku ma lit. angielska sprzed wieku;) Nic, tylko czytać i czytać;)

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.