Impresje

czwartek, 29 marca 2018

FINCH

Tytuł: Finch
Pierwsze wydanie: 2009
Autor: Jeff VanderMeer
Tłumaczenie: Robert Waliś

Wydawnictwo MAG 2011
Seria: Uczta wyobraźni
ISBN: 978-83-7480-194-2
Stron: 345


Ostatnio czytałam raczej non-fiction, więc tym razem postanowiłam wypożyczyć z biblioteki coś zupełnie innego. W takiej sytuacji każda pozycja z cyklu "Uczta wyobraźni" wydawnictwa MAG wydawała mi się dobrym wyborem, przygarnęłam więc "Fincha" z półeczki z bibliotecznymi nowościami (nowością wydawniczą bynajmniej nie jest).

Dopiero w trakcie lektury dowiedziałam się, że właśnie czytam trzeci tom "Cyklu o Ambergris". I o tym, że VanderMeer jest również autorem trylogii "Southern Reach", na podstawie której zrealizowano niedawno "Anihilację" - film uznany za zbyt trudny dla masowego odbiorcy (przez ludzi, którzy o masowym odbiorcy mają najwyraźniej bardzo niepochlebną opinię) i dlatego w wielu krajach niedystrybuowany w kinach, dostępny tylko na Netfliksie.

W rzeczywistość Ambergris zanurzałam się powoli, bo w ogóle nie wiedziałam, czego się spodziewać, a więc jak interpretować to, o czym czytałam. Opis na okładce sugerował czarny kryminał: dwa trupy i detektyw, który ma znaleźć sprawcę. Fabuła wydawała się na początku schematyczna, ale oryginalna sceneria działała na wyobraźnię już od pierwszych stron: wraz z głównym bohaterem mijamy ruiny ludzi i ruiny miasta wyniszczonego wojną i od kilku lat rządzonego przez dziwaczne i tajemnicze istoty zwane szarymi kapeluszami, wspomagane przez Stronników. Wszechobecne zarodniki grzybów odmieniają przedmioty i ludzi: niektóre stanowią pokarm, inne narkotyk, jeszcze inne przyspieszają rozkład.

Szare kapelusze opanowały Ambergris sześć lat wcześniej, ale nie wiadomo, skąd przybyły. Całkowicie dominują nad ludźmi - zabijają, zamykają w obozach, karmią jakimiś halucynogenami, terroryzują. Część mieszkańców miasta wierzy jeszcze w powrót armii buntowników pod wodzą Błękitnej Damy, ale ta nadzieja blednie w cieniu budowanych z ogromną determinacją przez szare kapelusze wież, których przeznaczenia nie zna nikt poza najeźdźcami.

Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji dwa martwe ciała nikogo nie powinny specjalnie obchodzić, ponieważ jednak jedno z nich było szarym kapeluszem (oczywiście o ile można nazwać szarego kapelusza osobą), to przełożony (również szary kapelusz) wymaga od detektywa Fincha szybkiego wyjaśnienia tej sprawy.

Taki jest punkt wyjścia, ale nowych wątków i kolejnych niewiadomych ciągle przybywa. Wiele z nich wiąże się z wydarzeniami z przeszłości, dlatego przypuszczam, że znajomość poprzednich tomów cyklu ("Miasto szaleńców i świętych" i "Shriek: Posłowie") sprawiłaby, że szybciej bym się w tym wszystkim zorientowała. Wprawdzie czytałam, że "Fincha" jak najbardziej można potraktować jako osobną powieść, ale może ma to tyle samo sensu, co zaczynanie cyklu o Wiedźminie od "Krwi elfów" (słyszałam o takich pomysłach).

Mimo wszystko książka rzeczywiście mnie wciągnęła. Nawet nie chodzi o fabułę, główny wątek jest dość prosty i dlatego niektóre zwroty akcji wydały mi się trochę zbyt gwałtowne, ale największą zaletą tej powieści jest samo Ambergris - jego duszna, przytłaczająca, dekadencka, ociekająca wilgocią atmosfera upadku w każdym tego słowa znaczeniu (od architektury przez moralność po genom). Z jednej strony VanderMeer kreśli widoki i sylwetki bardzo obrazowo, sugestywnie, ale szczegóły (zwłaszcza kolory) każdy czytelnik musi wyobrazić sobie sam. 

Ja zaludniłabym Ambergris ludźmi w zniszczonych strojach podobnych do tych, jakie się nosiło w latach dwudziestych czy trzydziestych w Stanach (ewentualnie w powojennej Warszawie), natomiast architektura powinna przypominać (zbombardowane) Buenos Aires z czasów, kiedy przebywał tam Gombrowicz (nie mam pojęcia, skąd mi się wzięło to skojarzenie). Wyte powinien wyglądać jak Spencer Tracy w średnim wieku, Finch jak zmęczony życiem Ryan Gosling, a szary kapelusz to Buka w pelerynie:).

Teraz mogę spokojnie wrócić do "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców", ale na pewno jeszcze sięgnę po jakąś powieść VanderMeera - wykreować taki klimat naprawdę nie jest łatwo.


***
A poza tym uważam, że osoby odpowiedzialne za demolowanie polskiego systemu prawnego, politycznego, finansowego i społecznego powinny trafić co najmniej przed Trybunał Stanu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.