Impresje

czwartek, 8 marca 2018

Kobieta w literaturze LI

Z okazji Dnia Kobiet dłuższy niż zwykle cytat. Źródło: wspomnienia Nathaniela Williama Wraxalla, fragment z pierwszego tomu "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców", opracowanie i wstęp - Wacław Zawadzki, PIW 1963, str. 537-543.

   Powszechne rozprzężenie obyczajów wśród sfer wyższych jest jedną z nie najmniej dziwnych i charakterystycznych cech kraju i stolicy, o których piszę. Ani Petersburg, ani Neapol nie przewyższa Warszawy pod tym względem. Wszystkie zasady moralne, wiążące, oczyszczające i umacniające społeczeństwo, wydają się być wśród Polaków w zaniku. Armia, dwór, Kościół, każdy odcinek życia prywatnego i publicznego, są tu jednako skażone. [...]
   Jeśli taki jest stan warstw wyższych, trudno się spodziewać, by płeć piękna była wolna od wad cechujących mężczyzn. Tu już nie galanteria, lecz po prostu wyuzdanie rządzi bez żadnych hamulców. Samo słowo dyskrecja jest wyśmiewane jako nonsens; zaryzykuję nawet twierdzenie, że kobiety dobrze urodzone czerpią tu więcej zaszczytów z pozycji swych kochanków niż mężów. Przykład Stanisława w niemałym stopniu wpływa na pogłębienie się deprawacji dworu, która właśnie za czasów jego panowania osiągnęła poziom nie mający precedensu od czasów Augusta II, okresu dobrze znanego z zepsucia obyczajów. Brak królowej, której obecność nałożyłaby niechybnie hamulce dworzanom i damom, sprzyja rozluźnieniu obyczajów wśród kobiet. Jedną z naturalnych konsekwencji tego stanu rzeczy jest łatwość rozwodów i ich powszechność. Wprost boję się mówić o tym, co widziałem i wiem na ten temat, tak nieprawdopodobnie to wygląda. Udowodnienie zdrady małżeńskiej jest uznane za prawną przyczynę rozwodu; ale w zasadzie wystarczy nie więcej niż niezgodność charakterów, niechęć lub znużenie. Kobiety o manierach i prowadzeniu się bez zarzutu są porzucane przez mężów po czterech, trzech latach lub nawet roku małżeństwa, a czasem po kilku miesiącach. Dowodów na poparcie tego stwierdzenia dostarcza aż zbyt wiele każdy tydzień.

   Książę Marcin Lubomirski przeprowadza właśnie rozwód z drugą żoną. Pierwsza, hrabianka Haddick, Austriaczka z pochodzenia, ma dziś zaledwie dwadzieścia osiem lat i jest osobą nadzwyczajnie sympatyczną  i dobrze ułożoną. Książę nie miał na pewno żadnych powodów, by jej nie kochać, ani też nic jej nie mógł zarzucić - po prostu zakochał się w swojej obecnej żonie. Teraz jest nią z kolei znudzony i pragnie poślubić trzecią. Nie mam wątpliwości, że otrzyma drugi rozwód równie łatwo jak pierwszy. Kilka dni temu byłem z wizytą  w towarzystwie pana Wroughtona u księżnej Sanguszkowej [Karolina Gozdzka] - przyp. A.M.], mieszkającej w przyjemnym ustroniu nad brzegiem Wisły, pół mili od miasta. Jest to bardzo elegancka kobieta, blisko dwudziestoczteroletnia. Zastaliśmy ją w ogrodzie, przechadzającą się pod rękę z kanclerzem wielkim, swoim mężem, księciem Sanguszko [Janusz Sanguszko, wg przypisu na końcu książki - strażnik w. koronnego, a nie kanclerz - przyp. A.M.], oraz drugą damą w cieniu wysokich drzew. Dyskutowali właśnie nad prawną stroną rozwodu, który w Polsce można uzyskać z taką samą łatwością, z jaką papież udziela przebaczenia i rozgrzeszenia. Jak zrozumiałem książę zamierza poślubić damę, z którą się właśnie przechadza w towarzystwie żony. Obie kobiety żyją obecnie w wielkiej zażyłości. Nawet młoda hrabianka Po[niatowska]a, bratanica króla, kobieta o wyjątkowo dobrej reputacji, została rozwiedziona niedawno temu po czterech miesiącach małżeństwa. Przykładów tego rodzaju mógłbym wyliczyć nieporównanie więcej. W każdym innym kraju zwyczaje tak odrażające z punktu widzenia naczelnych zasad moralności byłyby niezwłocznie ukrócone. W Polsce jednak zarówno przepisy prawa, jak więzy honoru i przyzwoitości są bez znaczenia.
   Po tak odrażającym obrazie występków warstw wyższych trzeba, gwoli sprawiedliwości, wspomnieć i o ich zaletach, które jeśli nie przewyższają wad, to w każdym razie do pewnego stopnia je równoważą. [...]
   Jeśli mężczyźni przodują pod względem urody fizycznej i towarzyskiej ogłady, to co dopiero mówić o polskich kobietach wyższego stanu. Świat nie zna kobiet równie zniewalających, gładkich, czarujących. Nie mają one nic z wstydliwości i chłodu Angielek, nic z rezerwy i wyższości Austriaczek. Swobodne, pełne wdzięku i chęci podobania się, są nieskończenie ujmujące. Jeśli zaś chodzi o urodę, to śmiało mogą walczyć o palmę pierwszeństwa z każdym krajem europejskim; wdzięki ich są przy tym stokrotnie pomnożone umiejętnie stosowaną kokieterią. Nie mam tu zamiaru bronić ich płochości ani ganić libertynizmu - niedoskonałości te bowiem czy wady są raczej wynikiem warunków niż wrodzonej deprawacji czy wyuzdania. Na dworze i w stolicy takiej jak Warszawa, w powodzi wszelkiej niemoralności, niełatwo oprzeć się bałamutnym przykładom. Ta sama kobieta, która w Polsce jest Mesaliną, przeniesiona do Wiednia czy Londynu mogłaby świecić przykładem wszystkich cnót małżeńskich. Społeczeństwo, moralność i prawa kształtują jednostki i powołują do życia to, co jest w nich najwartościowsze. To, co obserwuję w Polsce, jest w nie mniejszym stopniu wynikiem wewnętrznego rozprzężenia, jak materialnego zniszczenia kraju.
   Nigdzie w Europie nie ma takiej elegancji i takiej różnorodności stroju jak w tym kraju, gdzie kobiety zdają się gardzić formalnymi kanonami mody, przestrzeganymi na innych dworach. Widywałem tu te same damy w strojach różnych narodów i różnych epok i rzecz ta w nikim nie budziła zdziwienia. Jest w ich ubiorze coś azjatyckiego, co przypomina raczej Grecję lub Turcję niż modę francuską czy niemiecką. W kraju, który graniczy z Mołdawią i Ukrainą, takie odejście, a raczej niezależność od mody paryskiej nie dziwi i dziwić nie powinna. Przedwczoraj obiadowałem u księżnej S[anguszkow]ej w jej siedzibie nad Wisłą, w towarzystwie pana Wroughtona. A jako że dzień był wyjątkowo upalny, całe popołudnie spędziliśmy w ogrodzie, w cieniu ogromnych wiązów nie opodal brzegu rzeki. Miałem więc okazję dokładnie przyjrzeć się jej strojowi, który postaram się tu opisać, tusząc, że opis ten - choć niedoskonały - da pewne wyobrażenie o toalecie kobiety polskiej z wyższych sfer, która do przymiotów urodzenia i fortuny dodaje przymioty młodości i urody.
   Jej fryzura nie przypomina żadnej z tych, jakie oglądałem w innych częściach Europy - nie pudruje bowiem włosów ani ich nie fryzuje. lecz przeciwnie, sczesuje je z czoła, ujmując końce w muślinową siatkę. Powyżej dwóch loków spływających po lewej stronie twarzy miała upięty z niedbałą elegancją okalający głowę turban, również muślinowy. Jej suknia barwy bladoróżowej, suto przystrojona haftami, sięga stóp, nie przykrywając ich jednak. Powyżej stanu przewiązana jest jedwabną szarfą, około dziewięciu cali szeroką - na modłę stosowaną w Grecji czasów Homera i do dziś praktykowaną na Wołoszczyźnie. Szeroka koronka drezdeńska otacza wycięcie piersi i ramion, częściowo odkrytych, częściowo zaś przesłoniętych turecką gazą, obliczoną raczej na ukazanie ich niż ukrycie. Wokół całej postaci księżnej unosi się przepyszny zapach, potęgujący jeszcze jej naturalne wdzięki. Pokazała nam swe dwórki, które właśnie wracały z kąpieli - młode polskie dziewczęta, przypominające nimfy, w luźno udrapowanych sukniach i z mokrymi włosami spadającymi na plecy. Sama księżna, jak Fatima lady Wortley Montagu, jest rodem z Kamieńca, na granicy Mołdawii. Mówiła mi, że jako dziecko często jeździła z matką do haremu baszy w Chocimiu, stolicy prowincji tureckiej. Przy okazji przekonałem się, iż rozmowa z nią jest równie interesująca jak jej osoba, i żałuję, że zbliżający się wyjazd z Warszawy przerwie już niebawem naszą znajomość.
   Sposób bycia, maniery czy uroki pielęgnowanej kobiecości nie są jedynymi cechami dającymi kobietom polskim przewagę nad ich cudzoziemskimi siostrami. W licznych i różnych okazjach wykazały one hart ducha i odwagę ponad swą płeć, szczególnie zaś w okresach, gdy kraj był pogrążony w wojnie domowej lub najeźdźczej. Jako dowód mogę przytoczyć kilka przykładów, które w niczym nie ustępują przykładom heroizmu sławionym w starożytności. W czasie potyczki, którą stoczył książę Radziwiłł z siłami Katarzyny II pod Słonimem na Litwie jesienią 1764 roku, na polu walki ukazały się nagle dwie wysoko urodzone kobiety. Jedną z nich była siostra księcia Radziwiłła, drugą jego świeżo poślubiona żona, zaledwie siedemnastoletnia. Z bronią w ręku przejeżdżała konno wśród pierwszych linii, walcząc sama i zagrzewając do walki oddziały, a po zwycięstwie Rosjan ratowała się, przepływając konno Niemen. Tej polskiej Kamilli brakowało tylko Wergiliusza, by rozsławił jej męstwo. Z domu księżniczka Rzewuska, żyje do dziś w ustronnym zamku na Litwie, podobno na wpół obłąkana. Żyje również i przebywa w Polsce jej szwagierka. Fakt ten, o którego prawdziwości jestem w pełni przekonany, wskazuje - obok wielu innych - jak krańcowo różnią się duch i obyczaje tego kraju od naszych.²⁷

²⁷ Wraxall mówi o bitwie milicji ks. Karola Radzwiłła Panie Kochanku z wojskami rosyjskimi, którą stoczyła nad rzeką Szczarą, niedaleko Słonimia. Bitwa trwała osiem godzin, aż do późnej nocy, i była bardzo zaciekła. Brała w niej udział słynna z odwagi i męskiego usposobienia najstarsza siostra Panie Kochanku, Teofila, późniejsza Morawska (1738-1818). Wzmianka o drugiej żonie Radziwiłła polega zapewne na błędnym zrozumieniu - nie potwierdzonej zresztą przez historyków - tradycji o udziale w bitwie drugiej siostry księcia, Katarzyny, która w r. 1758 poślubiła rodzonego brata swej przyszłej bratowej - Stanisława Ferdynanda Rzewuskiego, chorążego w. litewskiego.

Teofila Konstancja Radziwiłłówna [źródło]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.