Źródło cytatu: "Madame, wkładamy dziecko z powrotem! Subiektywny przyczynek do dziejów kolebki polskiej medycyny", Katarzyna Siwiec, Mieczysław Czuma, Leszek Mazan, Oficyna Wydawnicza Anabasis 2009
Około 1525
Doktor Paracelsus pomaga położnicy. W kamienicy Pipanów w Rynku wynajmuje mieszkanie Theophrastus Bombastus von Hohenheim, znany powszechnie jako Paracelsus (1493-1541), jedna z najwybitniejszych postaci medycyny europejskiej, lekarz, przyrodnik, filozof, podobnie jak Kopernik absolwent uniwersytetu w Ferrarze. Paracelsus krąży po Europie podejrzany o czary - a to na skutek niespotykanej u innych lekarzy liczby wyleczeń. W Krakowie szybko zdobywa szeroki krąg pacjentów. Bierze od nich honorarium dopiero w wypadku pomyślnego zakończenia terapii. Oszczędza również na balwierzach, chirurgach i felczerach, wykonując samemu puszczanie krwi, opatrywanie ran, przecinanie wrzodów czy robienie lewatywy. Czynności te uważane są nadal za absolutnie niegodne lekarza. Sam również przyrządza leki (m.in. z badanych przez siebie minerałów z Wieliczki). Studentów uczy zaś nie w ciszy uniwersyteckiej biblioteki czy sali wykładowej, ale - podobnie jak Avicenna - przy łóżku chorego.
Po kilkunastu miesiącach znakomity medyk opuści Kraków w trybie nagłym, nocą, przez małą furtkę w murach obronnych, jako człowiek, który naruszył jedną z zasad Starego Testamentu, podając rodzącej kobiecie środek znieczulający: destylat winny zmieszany z wywarem z konopi indyjskich (opium). Środek, którego autorem był sam Paracelsus, był wówczas jedynym skutecznym lekiem przeciwbólowym w Europie.
Lekarz nie może włączyć się w akcję porodową, może jedynie wydawać polecenia "babie" lub cyrulikowi. Tę zasadę Paracelsus lekceważy, narażając się nawet na śmierć (w roku 1521 w Hamburgu spalono publicznie na stosie lekarza Veita (Vaytesa), który przebrany za kobietę zajmował się położnictwem.
***
Średniowieczni i renesansowi lekarze zajmują się położnictwem i ginekologią rzadko i niechętnie. Pomocy białogłowy szukają prawie wyłącznie u "bab" - jak twierdzą lekarze - głupich, bo utrzymujących, iż dziecko żyje już w łonie matki. Krakowski uniwersytet uczy doktryn opartych na XV-wiecznym komentarzu Jakuba de Forli do traktatu Avicenny "De generatione". Mistrz Jakub twierdzi, iż płód ożywa dopiero po skończeniu ósmego miesiąca. "Bo choć zrazu płód powstaje pod opieką Jowisza, dawcy życia, a w siódmym Księżyca, który swoim światłem i swoją wilgotnością płód wspiera, to w ósmym jest pod szkodliwym wpływem Saturna, pożerającego przecież własne dziatki. Dopiero w dziewiątym znów Jowisz wchodzi w grę i sprawia, że w tym właśnie czasie płód się rodzi".
Wykształcone akuszerki prawie nie istnieją, zaś krzesła porodowe, tak popularne w niemieckiej strefie językowej, w Polsce można spotkać - praktycznie rzecz biorąc - jedynie w Krakowie. Lekarza wzywa się do rodzącej tylko w krytycznych sytuacjach. Pierwszym pytaniem lekarza jest, czy jejmość jadła łuczek (pory)? bo:
Która z pań, ba i z panien
łuczek jada rada
W rodzeniu każdorocznem
nie będzie jej wada.
A jeżelić idzie krew
nosem dostateczna
Pójdzie jeno nasmaruj nozdrza
nazad wsteczna.
Studenci Wydziału Lekarskiego uczą się również, iż znakomicie ułatwia poród wsunięty do łóżka położnicy lub podłożony pod krzesło do rodzenia kawałek "orlego kamienia" (żelazistej geody) przyniesiony tam przez orła z góry Magnes w "Indyjej". [str. 63-64]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.