Pierwsze wydanie: 2006
Autorka: Vanora Bennett
Tłumaczenie: Joanna Puchalska
Wydawnictwo Świat Książki
ISBN: 978-83-247-0965-6
Stron:593
Kolejna powieść o tym, jak inteligentna i świetnie wykształcona kobieta przepoczwarza się w desperate housewife, która po ślubie skupia się tylko i wyłącznie na swoich relacjach z mężem i resztą rodziny. Całe szczęście, że rzecz dzieje się w epoce Tudorów, a tło historyczne Vanora Bennett odmalowała bardzo sprawnie. Powieść jest kameralna, ale ważne wydarzenia polityczno-religijne tamtych czasów (królewski "rozwód", reformacja, prześladowania protestantów) są obecne i wpływają na głównych bohaterów. Autorka wplotła też w akcję jedną z licznych hipotez na temat tego, co się stało z książętami z Tower.
Tytułowa dama to Meg Giggs, przybrana córka Tomasza More'a, i duża część książki poświęcona jest jej perypetiom uczuciowym, które jednak mało mnie obeszły. Bardziej interesujące wydały mi się fragmenty dotyczące ówczesnej obyczajowości, stosunków rodzinnych i majątkowych, a najbardziej - dwóch postaci historycznych: Tomasza More'a i Hansa Holbeina (młodszego).
More został tu pokazany jako humanista, którego zgubił pęd do kariery politycznej i fanatyzm religijny, zawężający szerokie kiedyś horyzonty myślowe tej postaci do jednego punktu - bezwzględnej walki z herezją. Święty kościoła katolickiego, ogłoszony przez Jana Pawła II "patronem mężów stanu i polityków", tu przedstawiony został może nie w najciemniejszych, ale jednak w ponurych barwach.
Z większą przyjemnością czytałam o Holbeinie, właściwie nie tyle o nim samym, co o szczegółach malowanych przez niego obrazów, których znaczenia laik, taki jak ja, nie dostrzeże, jeśli ktoś nie zwróci mu na nie uwagi. Warto poszukać w sieci licznych interpretacji np. jego "Ambasadorów"; autorka dodała tutaj kolejną.
Miło ze strony wydawnictwa, że zamieściło w książce reprodukcję szkicu Holbeina do portretu rodziny More'a. Oryginał spłonął, zachowało się kilka kopii, m.in. ta autorstwa Rowlanda Lockeya, której reprodukcja znajduje się na końcu powieści oraz na okładce.
Polska okładka nawiązuje do oryginalnej, niestety autor tej modyfikacji rozdzielił obie panie, przy czym (chyba nieumyślnie) główną bohaterkę przesunął na grzbiet książki, na stronie tytułowej pozostawiając postać drugoplanową. Cóż.
Na szczęście nie ma tego złego, co by na dobre czasami nie wyszło, bo właśnie dzięki tej domniemanej pomyłce zauważyłam tę powieść na bibliotecznej półce (te okropne nakrycia głowy z epoki Tudorów zwracają uwagę). W Polsce książka ukazała się kilka lat temu i zebrała bardzo pozytywne recenzje w blogosferze, ale jakoś nie miałam wcześniej okazji, żeby się z nią zapoznać. Czytało mi się szybko, bez zachwytów, ale też bezboleśnie.
Na koniec jeszcze uwaga à propos desperate housewives. Obejrzałam niedawno taki miniserial "Death Comes to Pemberley", który nie podobał mi się z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, że Elizabeth Darcy, pani Pemberley, wygląda, jak to ktoś trafnie ujął w recenzji na IMDB, jakby stale martwiła się rachunkiem za gaz, a poza tym komuś (reżyserowi albo scenarzyście) wydaje się, że kiedy kobieta cierpi, to zaraz siada na ziemi.
Interesująca książka. Bardzo chętnie ją przeczytam między innymi dlatego, że jej fabuła została osadzona w arcyciekawych czasach, a okładka, pomimo oczywistej wpadki, jest całkiem ładna - przyciąga wzrok.
OdpowiedzUsuńTak, okładka nie jest zła, choć może trochę przeładowana. W każdym każe zadumać się nad ówczesną modą, zgodnie z którą rozpuszczone włosy były niezbyt przyzwoite, ale ogromny dekolt nie wzbudzał zastrzeżeń, nawet w domu arcypobożnego Tomasza More'a;).
Usuń