Źródło cytatu: "Córki Wawelu" Anny Brzezińskiej, Wydawnictwo Literackie 2017, str. 388-390.
Fragment epitafium Petera Haunolda, 1588, malarz wrocławski (Muzeum Narodowe we Wrocławiu) |
Zwyczajnymi kobietami rządzili jednak ojcowie, i to rządzili surowo, acz Kościół oraz świeckie autorytety, w tym nieomal wszystkie traktaty o małżeństwie, potępiali nadmiernie brutalne i niesprawiedliwe traktowanie słabszych i zależnych - czyli żon, dzieci, służby oraz poddanych. Kwestią wysoce dyskusyjną pozostawało wszakże, gdzie przebiega granica między dopuszczalnym a nadmiernym. Bo ojciec jako głowa rodziny miał obowiązek dbać o moralność domowników i korygować ich zaniedbania, błędy oraz przewiny. Jeśli nie udało mu się tego osiągnąć łagodną perswazją, z aprobatą świata mógł sięgnąć po środki surowsze i bardziej drastyczne, łącznie z zastraszaniem, głodzeniem i biciem, gdyż - jak z prostotą wyjaśnił pewien piętnastowieczny mnich, ojciec Cherubin ze Sieny - lepiej ukarać ciało i naprawić duszę, niż oszczędzić ciało i zaszkodzić duszy. Zresztą nie zawsze szło o zbawienie duszy. Christine de Pisan, późnośredniowieczna francuska autorka dająca nam jedną z nielicznych okazji na poznanie kobiecej perspektywy tamtych czasów, skonstatowała, że najbardziej narażone na bicie były te małżonki, które nieroztropnie okazały się bardziej kompetentne od mężów, choćby w prowadzeniu gospodarstwa domowego.
Ludzie renesansu mieli wobec bicia żon postawę mocno ambiwalentną, co w dużym stopniu odzwierciedla niejednoznaczną pozycję kobiety w małżeństwie: była, jak dziecko, poddana władzy męża, ale zarazem zarządzała domostwem i musiała się cieszyć autorytetem, żeby nadzorować służbę. Stąd też w uczonych traktatach odradzano nadmierne bicie żon nie tylko ze względów - jakbyśmy współcześnie nazwali - humanitarnych, ale również ukazując społeczną szkodliwość tego procederu, gdyż maltretowana żona nie zdoła sprawnie wypełniać funkcji gospodyni. Poza tym bicie żon po prostu nie działa, tłumaczyli teoretycy. Chłosta nie dodaje mężowi godności i jest raczej oznaką niedostatku autorytetu niż jego nadmiaru. Żony wcale się nie poprawiają po uderzeniu kija, tylko użalają się nad sobą, plotkują i skarżą kumoszkom oraz uczą się pałać do małżonka nienawiścią.
Niemniej wedle ówczesnego powiedzenia dobry koń i zły koń potrzebował bata, dobra i zła żona potrzebowała kija. Pozwalano na bicie, póki nie powodowało trwałych uszkodzeń ciała, choć niektórzy mężowie i ojcowie uważali, że mają prawo stosować przemoc bez ograniczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.