Impresje

sobota, 28 października 2017

CÓRKI WAWELU

Tytuł: Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach
Pierwsze wydanie: 2017
Autorka: Anna Brzezińska

Wydawnictwo Literackie 
ISBN: 978-83-08-06393-4
Stron: 835


Nie mogłam pominąć książki, w której o Polsce w czasach Jagiellonów i o renesansowym Krakowie opowiada się z perspektywy kobiet, w dodatku nie tylko tych utytułowanych. Z góry wiedziałam, że tematyka poruszana w "Córkach Wawelu" mnie zainteresuje, natomiast nie byłam do końca przekonana, czy będzie mi odpowiadała forma tej publikacji: po części jest to powieść historyczna, po części esej czy praca popularnonaukowa (ale bez przypisów). Być może fabularyzacja ma ułatwić współczesnemu odbiorcy zrozumienie sposobu myślenia ludzi, którzy żyli pięćset lat temu, i dokonanie bardziej obiektywnej oceny ich decyzji.
 
Akurat mnie nie było to potrzebne. Sporo o tych czasach czytałam już wcześniej (co prawda skupiałam się raczej na dynastii Tudorów, ale między ich dworami i dworami Jagiellonów dostrzegam sporo analogii), a i o historii Krakowa, i o jego dawnej architekturze wiem nieco więcej niż przeciętny krakowianin (nawet ten z dziada pradziada). Informacji o epoce i postaciach, które mnie interesują, szukam przeważnie w pierwszej kolejności w pracach specjalistów, a ewentualnie dopiero potem w powieściach (w trakcie lektury zżymam się na każde dostrzeżone uproszczenie i przeinaczenie). "Córki Wawelu" mają jednak tę zaletę, że ich autorka, Anna Brzezińska, jest z wykształcenia historykiem, można więc czerpać przyjemność z lektury nie obawiając się, że pisarka za bardzo dała się ponieść wyobraźni (z drugiej strony wiem, że nie każdemu by to przeszkadzało). Tu dokładnie wiadomo, co jest faktem, a co zmyśleniem, ale przejścia między tymi warstwami są zaskakująco płynne.

Podobnie jak zmiany czasu akcji. Książka jest podzielona na siedemnaście rozdziałów, w których autorka odnosi się do kolejnych etapów w życiu kobiety; pierwszy rozdział nosi tytuł "Dziedzictwo Ewy. Narodziny", a ostatni - "Najsroższy łowca. Śmierć". Ta tematyczność wymusza niekiedy skoki w czasie. Na początku rozdziału bohaterka, np. jedna z królewien, może być jeszcze dzieckiem i obserwujemy ją oczyma małej Dosi, a kilka akapitów dalej ta sama postać komentuje jakieś wydarzenie z perspektywy kilkudziesięciu przeżytych lat. Jeśli ktoś (tak jak ja) nie przykładał się do nauki historii w szkole, powinien zacząć lekturę od zapoznania się z drzewem genealogicznym Jagiellonów i najważniejszymi datami w dziejach tej dynastii, które zostały zamieszczone na końcu książki. 


Oczywiście warstwa fabularna ma walory nie tylko - powiedzmy - edukacyjne, ale przede wszystkim literackie. Szczególnie polubiłam fragmenty, w których autorka niezwykle subtelnie opisuje momenty ważne, przełomowe dla swoich bohaterek, ale dla osób postronnych prawie niezauważalne, np. rozpacz i rozprzężenie, jakie zapanowały wśród panien z fraucymeru, kiedy umierała królowa Barbara Zápolya, czy upokorzenie i zarazem szlachetność królewny Anny, kiedy ustępowała młodszej siostrze swojego miejsca w kolejce do zamążpójścia. Nie jest to powieść psychologiczna, ale sylwetki wszystkich opisywanych kobiet są wyraziste i wiarygodne, a napisanie ich w ten sposób wymagało pewnego rodzaju wrażliwości i wyobraźni, które bardzo cenię.

Postacią, która spina obie warstwy, jest Dosia, karlica, córka prostej służącej zgwałconej przez pracodawcę. Dziewczynka trochę przypadkowo trafia na Wawel, gdzie zostaje ulubienicą trzech młodych królewien: Zofii, Anny i Katarzyny, córek Zygmunta I Starego i królowej Bony. Dosia jest bohaterką niejednoznaczną - "swoje" królewny bardzo kocha, ale wobec postronnych osób potrafi być złośliwa i okrutna, jakby dla wszystkich nie wystarczało jej empatii. W tamtych czasach karły traktowano nie jak ludzi, ale jak monstra, i wydaje mi się, że w Dosi jest coś nieludzkiego, choć oczywiście nie ma to nic wspólnego z jej wzrostem.
Co ciekawe jakaś karlica Dosia rzeczywiście istniała - w dokumentach pojawia się jako dwórka Katarzyny Jagiellonki i ochmistrzyni jej dzieci.


Anna Brzezińska uchwyciła Jagiellonów "u szczytu potęgi i zarazem na skraju przepaści" (trafna uwaga z blurba). Król rozbudowuje wawelski zamek, ale nie może zaradzić temu, że sam się starzeje i że znaczenie jego rodu stopniowo maleje. Zygmunt I Stary miał tylko jednego syna z legalnego związku, który przeżył, a poza tym sześć córek, które należało albo wydać za mąż, albo wysłać do klasztoru. Dziewczęta kształcono, uczono pobożności, pokory i manier, ale kiedy zostawały żonami wymagano od nich tylko jednego - urodzenia następcy tronu. Jeśli nie wywiązały się z tego zadania, ich los bywał nie do pozazdroszczenia, o czym przekonywały się choćby kolejne żony Henryka VIII.

Jeden z ciekawszych wątków w "Córkach Wawelu" to losy królewny Katarzyny, która poślubiła finlandzkiego księcia, późniejszego króla Szwecji Jana III Wazę. Ówczesny król Eryk XIV (starszy, przyrodni brat Jana) cofnął jednak zgodę na ten związek, o czym książę Jan nie poinformował strony polskiej. Niedługo po ślubie Katarzyna i Jan byli przez kilka lat uwięzieni na zamku Gripsholm, a król Eryk - podobno - popadał w coraz większe szaleństwo. Nietuzinkowa postać, o której chciałoby się przeczytać coś jeszcze. Takich w powieści Brzezińskiej jest zresztą więcej, na przykład Caterina Sforza czy Anna Wazówna. Wątków pobocznych, postaci trzecioplanowych i czwartoplanowych  oraz dygresji w "Córkach Wawelu" nie brakuje, co nie każdemu może odpowiadać.


Część - powiedzmy - popularnonaukową również przeczytałam z przyjemnością. Anna Brzezińska bardzo dobrze zna tę epokę i interesująco ją przybliża. Pokazuje, jak myślano w szesnastym wieku, jak postrzegano świat i dlaczego właśnie w ten sposób. Pisze o turniejach rycerskich, o sposobie, w jaki zorganizowane były dwory monarchy i jego żony, o tym, że dawniej ludziom łatwiej przychodziło odczytywanie pewnych symboli umieszczanych przez artystów na obrazach czy rzeźbach, o popularności tzw. sekretów natury - ksiąg zawierających różnego rodzaju porady, receptury, przepisy jak sporządzać lekarstwa czy kosmetyki albo atrament.

Czas na podsumowanie. "Córki Wawelu" podobały mi się bardzo, w trakcie lektury przełknęłam jakoś hybrydową strukturę tej książki, choć wydaje mi się, że osobiście wolałabym przeczytać dwie osobne.


Ja też pozwolę sobie na dygresję. Zastanawiam się, dlaczego na okładce nie widnieje żadna z córek Zygmunta Starego, tylko święta Katarzyna (prawdopodobnie Aleksandryjska) Lucasa Cranacha Starszego, a przecież Cranach Młodszy stworzył portrety wszystkich trzech królewien? Biedaczki, nadal doznają upokorzeń...


***
A poza tym uważam, że osoby odpowiedzialne za demolowanie polskiego systemu prawnego, politycznego, finansowego i społecznego powinny trafić co najmniej przed Trybunał Stanu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.