Odnoszę wrażenie, że za mało Polaków interesuje się sprawą Trybunału Konstytucyjnego, a w każdym razie zdecydowanie zbyt mało w stosunku do wagi problemu. Oczywiście działania obecnego rządu i obecnego prezydenta, a przede wszystkim obecnego prezesa nie tylko w tej sprawie są idiotyczne i przerażające, ale ta konkretna kwestia jest bardzo szczególna. Właśnie się rozstrzyga, czy partia, która wygrała wybory parlamentarne, może wszystko, na przykład bezkarnie podeptać konstytucję.
PiS właśnie to robi, na naszych oczach, na oczach świata: fatalnie napisaną ustawą przegłosowaną błyskawicznie przez usłużną część parlamentarzystów, podpisaną przez - najwyraźniej ubezwłasnowolnionego intelektualnie i moralnie - prezydenta, zmienia w sposób bardzo znaczący zasady działania TK opisane właśnie w konstytucji. A w każdym razie próbuje.
W dodatku ustawę pozbawiono vacatio legis, starając się uniemożliwić Trybunałowi zbadanie jej zgodności m.in. z konstytucją właśnie jeszcze przed wejściem zmian w życie. Ten podstępny trik się nie powiódł, TK orzeczenie wydał, opierając się na stanie prawnym sprzed tych zmian. W orzeczeniu zmiany te zmiażdżył. Podobnie oceniła je Komisja Wenecka.
Nie wszystkie dotychczasowe wyroki TK mi się podobały, np. ten w sprawie klauzuli sumienia lekarzy, na pewno można poprawić funkcjonowanie tej instytucji, ale nie można blokować jej działania i jeszcze bardziej niż obecnie uzależniać jej od widzimisię polityków!
Co robi prezes? Gra na czas. Zarządził, że wyrok TK nie zostanie opublikowany, a opinię Komisji premier wyśle się do sejmu, żeby parlamentarzyści miesiącami mieli się o co kłócić przed kamerami. No ale on jest bezpieczny, on oficjalnie rządzi tylko swoją partią. Polską - teoretycznie - rządzą Beata Szydło i Andrzej Duda i to oni - bardzo na to liczę - staną kiedyś przez Trybunałem Stanu za łamanie konstytucji. Oboje przejdą do historii jako pozbawione własnej woli marionetki Jarosława Kaczyńskiego: Beata Broszka i Andrzej Długopis.
Publicyści i politolodzy zachodzą w głowę, co takiego planuje ten wyrachowany obłudnik, że mógłby mu w tym przeszkodzić niezależny TK? Ogłosi
się dożywotnim Imperatorem Polski - oczywiście znowu bez vacatio legis?
Niestety, myślę, że wkrótce się dowiemy.
Jarosław Kaczyński liczy na to, że społeczeństwo omamione programem 500+ i propagandą serwowaną przez zawłaszczone media znudzi się w końcu i przełknie stopniową zmianę ustroju z demokracji na (na razie) autorytaryzm. Nacjonaliści podnoszą głowy, szkaluje się ludzi myślących inaczej niż prezes.
Jesteśmy nazywani Polakami gorszego sortu, drugiej kategorii, esbekami, komunistami, zdrajcami, donosicielami na pasku obcych, wrogich mocarstw. Kto nie zgadza się z Jarosławem Kaczyńskim, ten z definicji nie ma racji.
Nie jestem członkinią Komitetu Obrony Demokracji, ale sympatyzuję z tym ruchem, który obecnie działa znacznie energiczniej niż partie opozycyjne. Przynależność do tego rodzaju organizacji (właściwie do żadnych organizacji) nie jest w moim stylu, ale uczestniczyłam w dwóch protestach zorganizowanych przez KOD w Krakowie. Poszłabym na każdy, gdyby to ode mnie zależało.
W ostatnią niedzielę byłam na Rynku. Organizatorzy (obywatele gorszego sortu) zaprosili prezydenta (obywatela pierwszej kategorii) i krakowianina do rozmowy "o jego roli w państwie prawa". Puszczano fragmenty przemówień Andrzeja Dudy z okresy kampanii wyborczej, w której obiecywał, że będzie aktywnym (!) prezydentem wszystkich (!) Polaków, a nie tylko notariuszem (!), na co zebrani reagowali oczywiście śmiechem.
źródło |
Podpisałam się po tym listem, ale obawiam się, że pozostanie on bez odpowiedzi.
Wśród protestujących rzeczywiście przeważają ludzie starsi i w średnim wieku. I to w Krakowie. Czy młodzieży naprawdę nie obchodzi, w jakim kraju przeżyje swoją dorosłość? To się decyduje właśnie teraz!
Trzeba pozbawić rządzących argumentu, którym stale szermują, jakoby naród w jesiennych wyborach powierzył całą władzę w ręce PiS, legitymując w ten sposób każde działanie tej partii. Argument jest bezpodstawny, bo:
1. Bynajmniej nie cały naród głosował na to ugrupowanie. W wyborach parlamentarnych frekwencja wyniosła marne 50,92%, a tylko 37,58% głosujących głosowało na PiS. Zdecydowana większość uprawnionych do głosowania została w domu albo głosowała na inną partię.
2. W trakcie kampanii wyborczej PiS dużo obiecywało, ale nie przypominam sobie, że wspominało o zaoraniu TK, więc ludzie głosujący na tę partię zakładali, że będzie ona rządzić przy niezmienionym stanie prawnym, z bezpiecznikiem w postaci niezależnych instytucji w rodzaju TK czy samej konstytucji - i w takich okolicznościach powierzyli jej władzę.
3. Demokracja to rządy większości, która szanuje prawa mniejszości, więc nawet gdyby na PiS zagłosowało 90% Polaków, to nie oznaczałoby to wcale, że partia ta mogłaby przestać liczyć się ze zdaniem opozycji.
Niech nas zobaczą! My też jesteśmy narodem i musimy udowodnić Jarosławowi Kaczyńskiemu, że nie ma prawa nas ignorować. Nie wszędzie są organizowane uliczne protesty, ale każdy może upubliczniać swoje stanowisko w mediach społecznościowych i wśród znajomych i rodziny. Trzeba zdobyć się na pewien wysiłek, wniknąć w istotę sporu prawnego, który próbuje przedstawiać się jako polityczny. Większość ludzi właściwie nie wie, o co chodzi, więc można im wytłumaczyć i pokazać wagę problemu. W tym przypadku bierność oznacza akceptację tego, co się dzieje, a dziać się może jeszcze gorzej.
Sytuacja, zresztą nie tylko w Polsce, jest bardzo napięta. Jak to się stało, że nagle znaleźliśmy się w takim momencie historii, w którym - jeszcze z pewną taką nieśmiałością i lękiem - zaczyna się mówić o możliwych zamieszkach i rozlewie krwi? PiS te nastroje dodatkowo podgrzewa - obiecali chleb, ale póki co dają tylko igrzyska, i to w stylu dawno w Polsce niewidzianym. Kończę właśnie czytać "Czas KOR-u" Andrzeja Friszke i wiele wypowiedzi pisowskich polityków brzmi dziwnie podobnie do komentarzy peerelowskich władz na temat opozycji, wrogów ustroju i zdrajców ojczyzny, których tropić trzeba wszędzie (tylko nie we własnych szeregach). Może stąd dominacja starszych ludzi na protestach KOD-u - oni odczuwają déjà vu, oni już takie frazy słyszeli, oni już to wszystko raz przeżyli i nie chcą powtórki. Ja również.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMłodzi ludzie niestety nie tyle mają to gdzieś, co się z tym zgadzają, młodzież w ostatnich latach bardzo poszła w prawo.
OdpowiedzUsuńZaskakujące, prawda? Może to zgubne skutki wieloletniej indoktrynacji na szkolnych katechezach? Z drugiej strony ja też swego czasu w nich uczestniczyłam (działałam zresztą w Oazie), ale jakoś z czasem potrafiłam zdobyć się na samodzielne myślenie w sprawach światopoglądowych. Tymczasem kiedy rozmawiam niekiedy z ludźmi młodszymi ode mnie o dziesięć czy kilkanaście lat, ze zdumieniem odkrywam, że np. na ogół nie tolerują osób o innej orientacji (łagodnie mówiąc), są wierzący, mimo że do kościoła chodzą rzadko, o polityce nie mają pojęcia, najnowszą historię Polski poznają chyba zbyt wybiórczo i jednostronnie... Dorastają w stosunkowo zamożnym kraju europejskim, wyjeżdżają za granicę, dzięki internetowi mają dostęp do wszystkich możliwych poglądów i postaw, ale na ich światopogląd chyba wcale to nie wpływa. Myślą, jakby się urodzili pół wieku temu w zabitej dechami wsi, w której największym autorytetem jest proboszcz, a największym wrogiem ludzie z sąsiedniej wioski, z którymi walczy się na sztachety na każdym weselisku, no bo to nie swoi, a obcy i jakoś tak źle im z oczu patrzy.
UsuńOczywiście uogólniam, ale chyba coś jest na rzeczy.