Impresje

poniedziałek, 23 listopada 2015

Inwentaryzacja

Lubię mieć książki. Nie jestem osobą rozrzutną, ale przecież kupowanie literatury to nie to samo, co wydawanie pieniędzy na kolejną bluzkę. To stwarzanie sobie możliwości przyjemnego spędzenia czasu w mniej lub bardziej odległej przyszłości. Nie zajrzałam jeszcze do nowego tłumaczenia "Geparda" czy "Rękopisu znalezionego w Saragossie", bo czytałam już poprzednie wydania, ale wiem, że kiedy będę miała na to ochotę, będą pod ręką i bardzo cieszy mnie ta świadomość.


Bywa i tak, że zamierzam spędzić wieczór z książką, ale jeszcze nie wiem, z którą. Staję wtedy przed półkami i mogę zdecydować, czy wybiorę się w podróż do epoki Tudorów albo do starożytnej Grecji, do współczesnej mrocznej Skandynawii, do PRL z czasów tworzenia się Solidarności, czy może do Westeros albo Avalonu.
Lubię mieć wybór, więc chociaż nie przeczytałam jeszcze wszystkich książek, które posiadamy, kupuję następne; bynajmniej nie w ilościach hurtowych, ale półki powoli się zapełniają i przepełniają i znowu zachodzi ta przyjemna konieczność przeorganizowania księgozbioru.

Od ostatniej inwentaryzacji minęło kilka lat, więc postanowiłam policzyć nasze zbiory. Dopingowała mnie do tego informacja, którą znalazłam - proszę sobie wyobrazić - w gazetce z Rossmanna: tylko 2 procent Polaków ma w domu ponad pięćset książek. Chciałam sprawdzić, czy zbliżamy się do tego poziomu. Z czystej ciekawości, bo wcale nie uważam, że już samo posiadanie książek jakoś nobilituje (zwłaszcza kiedy nie jest równoznaczne z czytaniem). Nie ilość jest przecież ważna, a przede wszystkim jakość. Szczególnie jeśli ma się - tak jak my - małe mieszkanko, którego powierzchnia potencjalnie biblioteczna jest bardzo ograniczona. Staram się kupować głównie pewniaki, czyli:
- książki, które już przeczytałam (np. dzięki bibliotece), i spodobały mi się tak bardzo, że chcę je mieć stale pod ręką;
- książki o tematyce, która nas szczególnie interesuje;
- książki znane i uznane, czyli takie, które ukazały się rok, dwa czy trzy lata temu (od czasu do czasu nowości) i miały bardzo dobre recenzje;
- książki rekomendowane przez osoby, których gust cenię.

Oprócz tego zdarzają mi się również zakupy zupełnie spontaniczne, np. kiedy cena książki jest na tyle okazyjna, że nie można nie wysupłać tych kilku złotych, bo w przeciwnym razie będzie się tego potem długo żałowało.

Większość książek kupiliśmy, ale mam też kilkanaście tzw. egzemplarzy recenzenckich od wydawnictw, mniej lub bardziej trafione prezenty i parę tytułów wygranych w różnych konkursach. TOK FM czasami rozdaje książki, wystarczy napisać odpowiednio szybko mail - w ten sposób zdobyłam m.in. "Lekką przesadę" Adama Zagajewskiego i jest to jedyna książka z autografem autora, jaką posiadam. P. swego czasu nosił powieści Dukaja na krakowskie targi książki, żeby zdobyć dedykację, na co ja patrzyłam raczej sceptycznie. I o ile właściwie zinterpretowałam minę tego pisarza, kiedy siedział przy stoliczku otoczony i obfotografowywany przez tłum fanów, na kwestię autografów zapatruje się tak jak ja;).

Z kolei P. równie sceptycznie odnosi się do moich metod sprzątania biblioteczki. Jemu się wydaje, że wystarczy zdjąć książki z półek, zetrzeć kurz i ustawić je ponownie, natomiast ja przy każdej takiej okazji lubię coś pozmieniać, nawet jeśli oznacza to, że w pokoju na kilka godzin zapanuje totalny bałagan. Oczywiście przedsięwzięcie to byłoby o wiele prostsze, gdybym dysponowała dowolną liczbą półek o odpowiedniej wysokości, ale tak nie jest, co czyni reorganizację zadaniem bardzo ambitnym:).

Zasadniczo stosuję podział tematyczny, tzn. osobno ustawiam literaturę piękną, SF, fantasy, kryminał i książki popularnonaukowe, ale wewnątrz tych działów stosuję dodatkowe wewnętrzne kryteria: geograficzne i chronologiczne, przy czym biorę pod uwagę rok urodzenia autora (stąd Jane Austen jest przed Elizabeth Gaskell i siostrami Brontë) i datę wydania poszczególnych tytułów (więc "Ivanhoe" stoi przed "Kenilworth").

Oczywiście od każdej reguły są wyjątki i tak "Romeo i Julia", jedyne dzieło Szekspira, które mam (niestety), nie poprzedza wcale powieści Waltera Scotta, tylko tkwi na zupełnie innej półce, gdzieś między scenariuszem do filmu "Zakochany Szekspir" a "Elżbietą i Essexem" Lyttona Strachey'a. "Droga" McCarthy'ego sąsiaduje z "Pamiętnikiem przetrwania" Doris Lessing, a obie te książki ze względu na tematykę stoją blisko SF, a nie w sekcji literatury pięknej. Z kolei "Jonathana Strange'a i pan Norrella" Susanny Clarke umieściłam mimo wszystko obok "Okruchów dnia" Ishiguro (chronologia), choć przez chwilę zastanawiałam się, czy nie postawić tych trzech tomów koło powieści Jane Austen (do których Clarke przecież nawiązuje). Miałam też odwieczny problem z Henrym Jamesem - wetknąć go obok Josepha Conrada (również Brytyjczyka z importu) czy raczej obok Edith Wharton? Zdecydowałam się na ten pierwszy wariant.

Łatwiej poszło mi z książkami historycznymi traktującymi o epoce, którą się interesuję: nie miałam żadnych wątpliwości, jak poustawiać prace i powieści o czasach Tudorów. Inaczej było w przypadku książek należących do P., które dotyczą historii starożytnej, bo nie miałam pojęcia, jak np. ma się biografia Aleksandra Wielkiego do "Greków w Baktrii i Indiach". W tej materii musiałam skorzystać z sugestii P. 

Jako ostatni ulokowałam na półce "Elementarz gotowania" - wetknęłam go w lukę na półce z literaturą popularnonaukową, choć gdybym w tym przypadku kierowała się skalą trudności książki i moim zainteresowaniem jej treścią, to postawiłabym "Elementarz" obok "Nowego umysłu cesarza" Rogera Penrose'a.

Wszystko to zajęło mi mnóstwo czasu, zwłaszcza że jednocześnie wpisywałam do specjalnej tabelki książki, które nabyliśmy w ciągu mniej więcej ostatnich dwóch lat. Zawiera ona tylko dwie kolumny: imię i nazwisko autora oraz tytuł, ale chciałabym ją kiedyś poszerzyć o informację o dacie wydania książki, nazwie wydawnictwa, numerze ISBN itd. Kiedyś, czyli może na emeryturze;).

Nie mam osobnej półki na ulubione książki, nie stosuję kryterium jakościowego, stąd przeokropna "Miłość wyczytana z nut" Aleksandry Tyl stoi obok świetnej biografii Tuwima autorstwa Mariusza Urbanka, a wydane na lichutkim papierze "Niebezpieczne związki" de Laclosa sąsiadują z przepięknym nowym "Rękopisem znalezionym w Saragossie". Tak na marginesie dodam, że nie lubię biblioteczek, w których prężą się same pachnące nowością książki, bo - może niesłusznie - nabieram przekonania, że gusty czytelnicze właściciela takiego księgozbioru są raczej ograniczone. A może to tylko mój czytelniczy snobizm?

Inwentaryzacja własnych zbiorów może sprawiać przyjemność, ale może też wywoływać pewien dyskomfort lub nawet wyrzuty sumienia, bo nagle człowiek sobie uświadamia, że jego biblioteczka ma pewne istotne braki. W przypadku ostatniego remanentu rzuciła mi się w oczy nader skromna reprezentacja polskiej literatury oraz nieobecność Szekspira (poza jedną sztuką) - w tym drugim przypadku po prostu nigdy nie mogłam się zdecydować, który przekład jest najlepszy, więc na wszelki wypadek nie kupowałam żadnego, żeby nie wyrzucić pieniędzy w błoto. 

Z posiadania większości naszych książek jestem zadowolona, choć oczywiście mogłoby ich być więcej - do wspomnianych pięciuset tytułów brakuje nam jeszcze około stu...

33 komentarze:

  1. Uwielbiam czytać o cudzych systemach układania książek, każdy coś mówi o właścicielu. Odkąd dawno temu ułożyłem raz książki wg kolorów grzbietów i doszedłem do wniosku, że mam głównie czarno-biały księgozbiór, to jedyny system, którego nie uznaję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według k o l o r ó w ?! Widywałam coś takiego na zdjęciach w serwisach dotyczących urządzania wnętrz (trzy książki na krzyż i wszystkie czerwone, pod kolor zasłon), ale uważam, że to najgorszy możliwy system;). Zresztą wydaje mi się, że musiałeś go stosować dawno temu, kiedy okładki książek były niezbyt urozmaicone. Teraz grunt to okładka, niekoniecznie mająca cokolwiek wspólnego z treścią...

      Usuń
    2. Owszem, było to wieki temu. Ale trend wciąż jest aktualny, widuję go w różnych grupach czytelniczych, gdy rozmowa schodzi na układanie książek. O dzisiejszych okładkach nie rozmawiam, bo mam drgawki.

      Usuń
    3. Ciekawe, jak ci "dizajnerzy" ustawiliby na przykład trzy tomy "Jonathana Strange'a i pana Norrella" - pierwszy jest biały, drugi czerwony, a trzeci czarny.

      Wśród współczesnych okładek trafiają się czasami naprawdę piękne, więc nie deprecjonowałabym ich tak hurtowo.

      Usuń
    4. Normalnie, rozdzieliliby je, w końcu liczy się estetyka wnętrza, a nie jakieś czytelnicze fumy :D Ale piękne, czy choćby tylko niesztampowe, to jednak mniejszość.

      Usuń
    5. Ja tam wolę moją książkową pstrokaciznę;).

      Przypuszczam, że wydawcy próbują po prostu za wszelką cenę przykuć wzrok wąskiej grupy czytających Polaków do swoich produktów, więc okładka to jakby odpowiednik przydrożnego billboardu, na którym obrazek musi być duży i kolorowy, a krótki tekstowy komunikat odpowiednio wyeksponowany. Takie czasy. Mnie to nawet jakoś specjalnie nie przeszkadza.

      Usuń
    6. Moim zdaniem wzrok przykuwa się czymś oryginalnym wyróżniającym się, a nie kolejną sztampową okładką ze zdjęciem z darmowej bazy. A zwróciłaś uwagę, ile tekstu poza autorem i tytułem teraz trzeba zmieścić na okładce?

      Usuń
    7. Większość ludzi (m.in. ja) nie jest szczególnie wrażliwa estetycznie - do nas trzeba się zwracać dużymi kolorowymi literami;). A tak bardziej serio: przeważnie kupuję książki przez internet, więc okładka ani mnie nie zachęca, ani nie zniechęca.

      Zwróciłam uwagę na ilość tekstu, oczywiście, zwłaszcza w przypadku nowości, przy których wydawnictwa chyba najwięcej ryzykują. Np. w Znaku uznano, że na okładce "Tajemnicy Domu Helclów" konieczne jest stosunkowo długie zapewnienie ze strony Michała Rusinka, że "to pyszna lektura", i jeszcze informacja, że oto trzymamy w rękach "literacką zagadkę roku". Na okładce nowej/starej powieści Harper Lee czytamy, że to "największy literacki powrót XXI wieku". Itd. Jeśli nie napiszą, że to arcydzieło, to sam na to nie wpadniesz. Takie czasy - nawet na opakowaniu wafli ryżowych producenci uznają za nieodzowną informację, że nie zawierają one glutenu...

      Usuń
    8. Opakowań żywności bym się nie czepiał, w końcu informacje o dokładnym składzie są ważne dla wielu osób. Natomiast co do okładek, to nie znoszę tego sugerowania wszelkimi sposobami, że arcydzieło, bestseller, najlepsza książka od czasów Gilgamesza i w ogóle. No ale ja umiem sam ocenić książkę, może nie wszyscy potrafią :D

      Usuń
    9. Chodziło mi o to, że wafle ryżowe z definicji nie zawierają glutenu:). Równie potrzebna byłaby informacja, że dane masło nie zawiera np. czekolady.

      Usuń
    10. Wafle ryżowe występują teraz w tylu odmianach, że pewnie i jakieś niebezglutenowe by się znalazły. No i to wynika z przepisów o oznakowaniu żywności.

      Usuń
    11. Jako wierna konsumentka takich wafli uważam, że chodzi raczej o modę na dietę bezglutenową, ale mniejsza z tym;).

      Usuń
  2. Oj, i po co mi to było... Przeczytałam twój wpis i spojrzałam krytycznie na nasze zbiory. Czy ja nie mam co robić? A niestety już wiem, że w najbliższym czasie będę przerzucać książki między półkami i wdychać kurz. No, dzięki!

    Mój ulubiony dział wypełniaja książki o książkach i języku. Mam też osobne półki na II wojnę i judaika, psychologię, książki przyrodnicze, słowniki i biografie. Zrobię eksperyment, czy fajnie by wyglądały i "dobrze się czuły" razem książki z "Czarnej Owcy". Od nich kupuję najwięcej, reszta się u mnie jakoś tak zjawia.

    Chyba też w końcu policzę księgozbiór - raczej się łapię do Rossmańskich 2 %, ale wciąż jest to liczba do ogranięcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co;). Reorganizacja i sprzątanie rzeczywiście zajmują nieco czasu, ale dają też sporo satysfakcji, więc wybacz, ale Ci nie współczuję;).

      Nasze zbiory nie są aż tak zróżnicowane, półki nie chcą się rozciągnąć, więc u nas książki nie mają wyjścia i muszą tkwić obok siebie, nawet jeśli dzieli je jakościowa przepaść. Szkoda tylko, że u mnie biblioteczka powiększa się jedynie kosztem ciężko zarobionych pieniędzy, a nie jakoś tak:(. A mam kilka pozycji na oku, w dodatku z tych droższych: "Solfatarę" Hena, "Księgi Jakubowe", "Dekameron", chciałabym mieć w domu "Raj utracony" Miltona i może wreszcie coś Dawkinsa, ale muszę sobie powtarzać: nie wszystko naraz.

      Usuń
    2. "Solfatara" wygląda przepysznie! Dziękuję, nawet nie wiedziałam, że taka książka wyszła.

      Dawkins, najlepiej wszystko, też pieściłby moje oczy... Teraz to już porządkowy musik, bo zauważyłam, że "Magią rzeczywistości" leży z albumami przyrodniczymi (why?), "Samolubny gen" wśród książek popularnonaukowych, a "Bóg urojony" na stosie do przeczytania (he, he...) w najbliższym czasie. Misz masz totalny!

      Usuń
    3. Właśnie, bardzo smakowicie. W dodatku do jutra na stronie internetowej Empiku można tę książkę kupić za 34 zł (cena okładkowa to 59,99)...

      Dawkinsa czytałam tylko "Samolubny gen", jego "ateistyczne" książki jeszcze przede mną. W mojej bibliotece oczywiście ich nie ma, zamiast tego prenumerują "W sieci".

      Usuń
    4. Mam taka ulubioną, bardzo tanią księgarnię internetową w Krakowie literacka.pl (darmowy odbiór u nich lub za 1 zł w kilku punktach). "Solfatara" tam wprawdzie za 38 zł, http://www.literacka.pl/product_info.php?products_id=346256 , ale ten piękny "Dekameron" za 33 zł.

      Nie wiem, z której części Krakowa jesteś, ale jeśli z północno-zachodniej, to polecam zmienić bibliotekę na GBP w Wielkiej Wsi (okolice Korzkwi, Ojcowa). Mają Dawkinsa, nie mają "W Sieci" i dziś się chwalili na FB, że zdobyli "Wędrowca" Shauna Tan!

      Usuń
    5. Znam tę księgarnię i już kilka razy robiłam u nich zakupy:). "Dekameron" może sobie kupię pod choinkę...

      Mieszkam w północno-wschodniej części Krakowa (Bieńczyce) i nie jestem jednak tak zdeterminowana, żeby jeździć aż do Wielkiej Wsi. Ostatnio i w nowohuckiej bibliotece jest więcej nowości, zwykle z naklejką "Narodowy Program Czytelnictwa", ale tą prenumeratą "W sieci" w jednej z filii to mnie po prostu zmiażdżyli.

      Usuń
  3. Mam półkę "kryminalną", półkę na serie i cykle, półkę na książki o literaturze + o Jamesie Joycie, a resztę mam ułożoną... KOLORAMI! Hahaha wygląda super, bo mam jedną, bardzo dluga polke pod sufitem i jest teraz tęczowa i jest bardzo praktyczne, bo nie muszę przejmować się chronologią, itd. Me happy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie muszę instalować półki pod sufitem, ale za kilka lat - kto wie? Zresztą to ostateczność, bo jestem raczej niska i już teraz muszę czasami posiłkować się stołeczkiem, żeby zdjąć niektóre książki, co mnie trochę irytuje.

      Ja należę do osób, które czasami same bardzo utrudniają sobie życie - choćby tą troską o chronologię. Rozważam jeszcze ułożenie powieści według daty ich powstania, ale to nie w najbliższej przyszłości. Nigdy się nie przekonam do ustawiania książek kolorami - to by było wbrew mojej względnie uporządkowanej naturze;).

      Usuń
  4. Ja mam system na "Seksmisję" :P I nie łapię się do elity wskazanej przez Rossmana :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się nie łapię, może kiedyś, z czasem:).

      A mógłbyś zdradzić, na czym on polega Twój system? Bo nazwa jakoś mi się z książkami nie kojarzy;).

      Usuń
    2. Też jestem ciekawa: książki napisane przez kobiety + "O obrotach ciał niebieskich" razem? A książki napisane przez mężczyzn dla ciebie nie istnieją?

      Usuń
    3. https://www.youtube.com/watch?v=adO1MFr4-7A

      Usuń
    4. Cytat bardzo uniwersalny:).

      Usuń
    5. I, uwierz mi, nie odnosi się tylko do mojego, pożal się Boże, księgozbioru :P

      Usuń
    6. Wiem, wystarczy włączyć telewizor albo otworzyć gazetę czy jakiś serwis informacyjny. Nie wiem, czy to miałeś na myśli, ale mnie się ostatnio wszystko kojarzy z polityką:(.

      Usuń
    7. Nie komentuję polityki, bo i cóż tu było i jest komentować :P. Chodziło mi raczej o ogólną sytuację moich zasobów domowych :D
      PS. Nie wiem o co biega z tymi podwójnymi komentarzami. To chyba fiksacja przeglądarki tabletowej :(

      Usuń
    8. A ja mam wielką ochotę wrócić do jej komentowania, bo to, co się teraz dzieje, jeszcze parę tygodni temu wydawałoby mi się zupełnie nieprawdopodobne.

      PS. Skasowałam te podwójne:),

      Usuń
    9. Ale to nie jest teraz. To jest od kiedy sięgam pamięcią. Szkoda zdrowia. To już lepiej pozostańmy przy meritum. Marzy mi się ładna i uporządkowana biblioteczka domowa, ale jeszcze bardziej, ładny kawał wolnego czasu na jej spokojne i sensowne zgłębianie. W tej chwili żyję w takim pędzie, że zapominam treść książki w 3 dni po jej przeczytaniu. I to jest bardziej przerażające niż bałagan na półkach :P I w przeciwieństwie do Marlowa uważam, że raczej po czynach niż po księgozbiorach ich poznacie :P

      Usuń
    10. A ja właśnie miałam kilka dni wolnych (zaległy urlop), więc mogłam sobie na te porządki pozwolić. Normalnie to pewnie też by mi się nie chciało:).

      Usuń
  5. Wydaje mi się, że problem nie w ilości a w jakości książek. Pewuenowski kanon literatury światowej chyba nie przekracza 500 książek więc ktoś go sobie skompletował i na nim poprzestał nie należałby do elity z gazetki Rossmana :-). Dla mnie książki w domu były oznaką nobilitacji ale myślę, że to kwestia zmiany pokoleniowej i takie podejście trafiło już do lamusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie też kiedyś cudzy bogaty księgozbiór wywoływał podziw i zazdrość (zwłaszcza wielotomowe encyklopedie PWN), dopóki się nie przekonałam, że posiadanie niekoniecznie przekłada się na czytanie, a czytanie - na zrozumienie i jakąś głębszą refleksję.

      W moim rodzinnym domu książki były, ale niewiele, góra kilkadziesiąt. Tata nie czytał ich nigdy (jego przygoda z literaturą skończyła się - jak podejrzewam - na lekturach z podstawówki), a mama rzadko. Za to mama i babcia czytały nam bajki, póki same się nie nauczyłyśmy. Rodzice kupowali książki raczej dla nas, na przyszłość, więc były to głównie lektury. Pamiętam do dziś swoje rozczarowanie, kiedy na Gwiazdkę dostałyśmy z siostrą atlas geograficzny; miałyśmy wtedy po jakieś siedem, osiem lat. Okazało się jednak, że ten atlas przydał mi się jeszcze potem w liceum - mapy polityczne się w międzyczasie zmieniły, ale fizyczne i gospodarcze nadal był aktualne;).

      Oczywiście, kiedy kogoś pierwszy raz odwiedzam, zwracam uwagę na obecność lub nieobecność książek w jego domu, ale staram się nie wyciągać pochopnych wniosków. Są ludzie, którzy lubią czytać i czytają, ale nie mają pieniędzy na kupowanie książek na własność. Podobno są też tacy, którzy korzystają wyłącznie z ebooków, więc mogą mieć setki książek, tylko że goście ich nie zobaczą.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.