Impresje

środa, 29 maja 2013

JAŚNIEPANICZ

Tytuł: Jaśniepanicz
Pierwsze wydanie: 1987
Autorka: Joanna Siedlecka
Wydawnictwo: WL
ISBN: 83-08-01587-5
Stron: 350 (+ilustracje)
Ocena: 4/5

Co prawda obecnie wypada czytać raczej "Kronosa", który - jak próbują nam wmówić marketingowcy z WL - jest największym wydarzeniem literackim XXI wieku" (!), ja jednak postanowiłam sięgnąć najpierw po "Jaśniepanicza" Joanny Siedleckiej. Przypuszczam, że "tajny" dziennik byłby dla mnie zupełnie niezrozumiały, bo choć swego czasu "Ferdydurke" wywarła na mnie ogromne wrażenie i w dużym stopniu wpłynęła na kształtowanie się mojej osobowości eony temu, czyli w czasach licealnych, to nigdy jakoś nie zainteresowałam się bliżej biografią Gombrowicza. Przeczytałam tylko pierwszy tom "Dziennika", ale słyszałam, że to i owo autor tam przeinaczył i ubarwił. Bynajmniej nie mam mu tego za złe: prawda i szara rzeczywistość często blado wypadają na papierze, zwłaszcza gdy oczekuje się za ten papier pieniędzy. Z czegoś żyć trzeba, a Gombrowicz postanowił żyć z pisania. W rezultacie dużą część życia przebiedował, choć przecież przyszedł na świat w rodzinie bardzo zamożnej.

Siedlecka podkreśla, że "Jaśniepanicz" (stosuję pisownię tytułu z pierwszego wydania w WL w 1987 roku) jest "książką reporterską", a nie biografią. To zbiór bardzo subiektywnych relacji o pisarzu i jego rodzinie, wspomnienia z "drugiego planu": służących, bliższych i dalszych znajomych, krewnych, ludzi, którzy z Gombrowiczem zetknęli się przypadkiem, czasem tylko na kilka godzin czy dni. Szkoda, że nie leżała w możliwościach autorki podróż do Argentyny - zebrałaby tam na pewno ciekawy materiał. "Jaśniepanicz" dotyczy więc, siłą rzeczy, głównie "europejskich" okresów Gombrowicza.

Wspomnienia ułożone są chronologicznie, od tych dotyczących jego dzieciństwa - do śmierci. Nie mają formy wywiadów, Siedlecka oddała narrację swoim rozmówcom, zachowując oryginalny styl ich wypowiedzi. Urozmaiciła je fragmentami listów od i do Gombrowicza, a na końcu książki znajduje się trochę fotografii. Moja ulubiona:

W.G. w 1906 r., źródło: Booklips.pl
Podobno matka Witolda, pani Antonina, chciała - po urodzeniu dwóch synów i nieładnej córki - mieć kolejną dziewczynkę, więc choć jej czwarte dziecko było chłopcem, długo ubierała je w sukieneczki.

"Jaśniepanicza" czytało mi się świetnie, choć na początku nieco się pogubiłam w rodzinnych koligacjach - przydałoby się jakieś drzewo genealogiczne, może jest w nowszych wydaniach? Szczególnie barwnie wypadają fragmenty dotyczące rodziny Kotkowskich z Bodzechowa, z których wywodziła się matka Witolda. Kotkowscy żenili się między sobą i w tym ludzie postronni upatrywali przyczyny ich dziwactw, fanaberii, a niekiedy - szaleństwa. 
  Wójcik Wincenty, który najlepiej pamiętał Kotkowskich oraz Gombrowiczów i najwięcej opowiedział, trochę z niepokojem patrzy na moje notatki.
   - Z jakiej to właściwie okazji wypytuje pani o Kotkowskich? Wskrzesza nieboszczyków? - pyta.
  Niby wprawdzie pod niczym się nie podpisywał, żeby tylko nie miał potem jakichś przykrości.
  - Nie będzie żadnych nieprzyjemności - uspokajam. - Po prostu Witold, syn Gombrowiczowej z domu Kotkowskiej, został pisarzem!
  - Syn mumii, Ignacowej córki - pisarzem? Proszę, w nim też się jednak odezwało! [str. 43]

Wydaje mi się, że nie polubiłabym Gombrowicza, gdybym znała go osobiście. Tych jego wystudiowanych póz przybieranych, zwłaszcza w młodości i sile wieku, na użytek otoczenia czy też gry z otoczeniem. Obnoszenia się z intelektualną wyższością. Megalomanii. Skrywanego snobizmu. Umniejszania cudzych zalet i sukcesów, żeby skupić uwagę otoczenia wyłącznie na sobie. Prowokowania, często w niezbyt mądry sposób, dla samej prowokacji (i własnej rozrywki). Okrucieństwa konwersacyjnego. Swoistej mizoginii. Zresztą czy autor "Ferdydurke" mógł mieć kryształowy charakter?
Z drugiej strony nie można nie doceniać jego zainteresowania sprawami rodzinnymi i finansowej pomocy, jakiej udzielał po wojnie swoim krewnym w Polsce, choć przecież nigdy mu się tak naprawdę nie przelewało. Cenię go też za przekorę, oryginalność i barwność, choć składają się też na nie wszystkie wymienione wyżej wady. 
Współczuję mu, bo gdyby nie wojna, komunizm i wynikające z nich problemy finansowe, Gombrowicz mógłby może zostać w Polsce i w większym stopniu poświęcić się literaturze. Ale może, kto wie, polska kultura stłamsiłaby jego niezależność? Rozmawiał o niej w Vence z Jerzym Pomianowskim, który zapamiętał jego wypowiedź w ten sposób:
  - Kultura polska to ziemiaństwo, wieś i kościół. Inteligent siedział na wsi, widział kawałek pola i uważał, że sprawy filozofii załatwia religia i Pan Jezus. Z tego nie mogło powstać nic nowego, własnego, świeżego.
  Sztuka to jest świat stworzony przez artystę, własny, wielki mocny. Sztuka to eliminacja, to pisanie tylko tego, co jest dobre i co jest własne.
  U nas Mickiewicz, a tu we Francji Montaigne, Pascal. To wstyd, ale Polska nie zdobyła się na żadną myśl samodzielną, własną. Ja nikogo nie oskarżam, ja stwierdzam fakt.
  Nie zna się dobrej literatury, traci się całe lata w szkole i w domu na czytanie namiastek; literatury polskiej. Filozofia też nie istnieje. Nie powstała żadna myśl filozoficzna. Zna się wszystko z drugiej, trzeciej ręki, albo się w ogóle nie zna.
  Czyta się za dużo i za prędko, lepiej, żeby się nie znało tego wszystkiego. Lepiej byłoby dla Polaków, żeby nie mieli literatury polskiej. [str. 338]
Na tym tle Gombrowicz jawił się sam sobie jako niewytłumaczalny ewenement. 

Książka Siedleckiej obfituje w ciekawostki, anegdotki. Nie wiedziałam na przykład, że po wojnie matka i siostra Gombrowicza mieszkały w Kielcach. Że Gombrowicz nie lubił teatru. Że uchodził, i to jeszcze przed wojną, za skąpca, choć może nie aż takiego, jak jeden z jego krewnych, który w cukierniczce zamykał muchę, żeby sprawdzić, czy nikt nie podkrada mu cukru (ciekawe, czy go potem używał albo częstował nim gości...) 
Interesująca jest opowieść pani Anieli Brzozowskiej-Łukasiewiczowej, wieloletniej służącej państwa Gombrowiczów, która wspomina m.in., jak podpowiedziała Witoldowi, dla żartu oczywiście, ostatnie zdanie "Ferdydurke". I że "Pamiętnik z okresu dojrzewania", swój literacki debiut, wydał Gombrowicz własnym sumptem, tzn. sumptem swojego ojca, który tym samym, zdaniem pani Anieli, niepotrzebnie zniechęcił syna do kariery sędziego. Co na to zagorzali przeciwnicy self-publishingu? ;)

Siedlecka pisze o Gombrowiczu, ale jej książka wiele mówi też o Polsce - życiu młodych artystów w międzywojniu, o przedwojennym ziemiaństwie, jego trudnych powojennych losach, o życiu literackim w kraju, o argentyńskiej Polonii.


Czytałam pierwsze wydanie "Jaśniepanicza", które, jak się dowiedziałam, ze względów cenzuralnych nie zawiera rozmowy z Jerzym Giedroyciem. Do tego ukazało się na papierze klasy V, już pożółkłym i tu i ówdzie przybrudzonym - egzemplarz biblioteczny. A jednak wydaje mi się, że więcej z tej lektury wyniosłam niż gdybym przedarła się przez całego "Kronosa" wraz z wszystkimi przypisami. O ile mogę sądzić na podstawie fragmentów znalezionych w sieci, "Kronos" to deser dla zaawansowanych gombrowiczologów, początkującym polecam "Jaśniepanicza". Jako wstęp do "Dziennika".


13 komentarzy:

  1. ,,Kronosa" jeszcze nie przeczytałam, ale kusi mnie żeby ,,zabrać się" za Gombrowicza. Myślę, że książka, którą opisałaś w tym poście nadaje się do tego idealnie. Świetna recenzja;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro spodobał Ci się "Trans-Atlantyk" (co wynika z informacji na Twoim profilu na lubimyczytac.pl), to polecam też "Ferdydurke", o ile nie czytałaś (u mnie była to lektura).

      Usuń
  2. Ja do Siedleckiej jestem uprzedzony, tak jak ona sama bywa uprzedzona do postaci, które opisuje w swoich książkach. Mówię to tylko na podstawie lektury "Czarnego ptasiora". Bierze na warsztat zbyt barwne postaci, dla niej, jako pisarki-reportażystki, są one za duże do ogarnięcia. Poza tym, to już na podstawie jej publicznych wystąpień, Siedlecka wierzy, że dobry reportażysta pisze tylko o prawdziwych rzeczach, nie ucieka się do koloryzowania i ta wiara, obecna w jej książkach - według mnie - negatywnie rzutuje na jej podejście do omawianych postaci.

    A cała sprawa z Kronosem to niepotrzebne nadymanie się. W Polskim Radiu Rita Gombrowicz wprost mówiła, że to (przede wszystkim) książka dla Gombrofilów i Gombrologów, i że należy ją czytać przynajmniej po zapoznaniu się z dziennikiem, a pojawiające się pretensje do wydawnictwa, że stosuje marketing jest, mówiąc delikatnie, nieporozumieniem.

    Elenoir, uruchom anonimowe komentarze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jaśniepanicz" to pierwsza książka Siedleckiej, jaką przeczytałam, więc nie miałam okazji uprzedzić się do tej autorki:). To, co o niej piszesz, usposabia mnie do niej jeszcze przychylniej. Podzielam jej pogląd: reportaż ma traktować o faktach, bez ubarwień, choć nie widzę nic złego w tym, że jego autor zawrze w tekście swoje subiektywne oceny czy wysnuje jakieś wnioski.

      W "Jaśniepaniczu" Siedlecka podkreśla, że chciała po prostu zebrać wspomnienia ludzi, którzy z Gombrowiczem się zetknęli, a których wspomnienia z racji bardzo podeszłego wieku tych osób lub też z braku u nich inklinacji do parania się piórem bezpowrotnie by przepadły.

      Nie mam pretensji do wydawnictwa, że chce sprzedać książkę. Mam po prostu alergię na głupi marketing. Reklamowanie tej czy jakiejkolwiek innej książki hasłem "Największe wydarzenie literackie XXI wieku" (ledwo minęła pierwsza dekada) wymaga naprawdę dużego tupetu. Sam Gombrowicz umarłby ze śmiechu.


      Wyłączyłam anonimowe komentarze, bo na moim blogu pojawiało się dużo spamerskich komentarzy z linkami do jakichś ordynarnych stron. Blogspot tego nie wychwytywał, a ja nie mogłam usuwać ich na bieżąco. W ogóle odnoszę wrażenie, że Google niedługo rozstanie się z blogspotem - tak jak już wkrótce z czytnikiem RSS-ów.
      Umówmy się tak: włączę anonimy na kilka dni - jeśli problem powróci, zablokuję je.

      Usuń
  3. I jeszcze jedno, duży plus za wygląd strony. Czytelny font i jednolite tło to dla mnie miód na serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W oryginale to ten szablon wyglądał "trochę" inaczej, nieco go pozmienialiśmy, ale rezultat nie do końca mi odpowiada. Może coś z tym jeszcze zrobię w wolnej chwili.

      Usuń
  4. Może źle się wyraziłem :) Nie mówię, że Siedlecka źle pisze. Nie podoba mi się, że ona, czasami aż za bardzo upraszcza pewne wydarzenia, wnioski, a w konsekwencji samych bohaterów. Innymi słowy, czasami za dużo jest jej w swoim reportażu, a za mało bohatera.

    Piszę to na podstawie "Czarnego ptasiora". Akurat Kosińskiego książki znam, czytałem nieliczne biografie i wydźwięk jej książki nie podoba mi się. Niektóre jej tezy były po prostu ewidentnym brakiem zapoznania się z różnymi stronami problemu i co najgorsze sprawia wrażenie, że nie wynikało to z jej niewiedzy, ale było zamiarem.

    Jedno muszę jej przyznać, jej książki są idealnym preludium do dyskusji, a w przypadku ambitnego czytelnika, do głębszego zainteresowania się danym pisarzem lub osobą którą opisuje.

    Elenoir, współcześnie wiele produktów ma podobną jakość, więc marketing jest jedynym narzędziem, dzięki któremu można się przedostać z szerszym przekazem. Z natury rzeczy musi być wielki, intensywny, zmasowany - często do granic absurdu... Właściwie to zawsze.

    Gombrowicza sportretować nie można, w takich próbach zawsze wisi na portretującym forma ;) Jakby go nie oceniać, był facetem o inteligencji nieprawdopodobnej. Ja go podziwiam za tytaniczną pracę, za żywotność intelektualną, tym bardziej, że trafił swoim życiem w ciężkie czasy. I być może fakt ten, że wywodząc się z bardzo dobrze usytuowanej rodziny, a większość życia przeżył skromnie, był przyczynkiem do tematyki, którą podjął w swoich dziełach.

    Spam w Google? :) Pewnie masz rację, za jakiś czas odpuszczą sobie blogspota. Ale to bardzo dobrze. Będzie mogła w końcu powstać prawdziwa konkurencja. Z RSSów śmiało możesz wejść w Feedly (niedługo będzie wersja "łebowa") lub poczekać na i obadać Subreader.com. A mnie chodzi tylko o to, żebym się nie musiał logować, bo nie ogarniam już dziesiątek kont. Tym bardziej teraz, kiedy specjalnie już w blogosferze nie ma za bardzo gdzie komentować, tylko pod nielicznymi wpisami/blogami można coś powiedzieć, bo pod resztą nie ma po co, samo przyklejanie blurbów, notek bio, do tego specyficzna "społeczność" nastawiona bardziej na opisującego niż opisywaną książkę.

    A tak w ogóle, ułożyłaś się już w swoim "gniazdku"? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O innych książkach Siedleckiej się nie wypowiadam, bo ich nie czytałam, natomiast w "Jaśniepaniczu" praktycznie jej nie ma. Może potem jej się odmieniło:).

      Nie powiedziałabym, że "tajny" dziennik Gombrowicza to tylko jeszcze jedna z tysiąca nowości wydawniczych. Specyficzna książka dla specyficznego odbiorcy, który ceni twórczość Gombrowicza i interesuje się jego biografią. Wielu takich nie ma, więc nie rozumiem, po co taka rozbuchana kampania reklamowa. "Kronosa" kupią zainteresowani i biblioteki, jeśli będą miały za co.

      Z tego wszystkiego to mi się Gombrowicz dzisiaj śnił. Wyglądał jak na jednym ze zdjęć zamieszczonych w książce. Zapisał mi w testamencie nogę od stołu. Czy jest tu może jakiś specjalista od tłumaczenia snów?:))

      Mam już konto w/na Feedly, ale póki mogę korzystam jeszcze z Google Readera - siła przyzwyczajeń.

      Ja też rzadko zabieram głos na cudzych blogach i nawet zastanawiałam się, czy to ja się zmieniłam, czy może jakieś zmiany zaszły w blogosferze? Parę ciekawych osób się wykruszyło, niektórzy piszą rzadziej. Na ich miejsce zjawiają się jednak nowi, ale albo brak wśród nich oryginałów, albo trudniej się im obecnie przebić. Sama nie wiem. Jak uważasz?

      Co do gniazdka - co za okropne określenie, kojarzy mi się z wnętrzem w stylu lat pięćdziesiątych albo sześćdziesiątych, z wyretuszowanym zdjęciem ślubnym na ścianie i makatką z ludowym porzekadłem. Mieszkanie urządziliśmy po swojemu - skromnie i bez gustu:). Szerzej napiszę o tym w mailu, jak znajdę chwilkę:).

      Usuń
  5. Na pewno Siedlecką warto czytać, bo piszę o postaciach barwnych, często zapomnianych.

    Elenoir! :) Dzięki takiej rozdmuchanej promocji, Kronosa mają kupić też ludzie mało znający Gombrowicza. Ja tam podziwiam wydawnictwo, że przeznacza takie środki i czas na książkę, która ze swojej natury jest mocno hermetyczna i ma ograniczony zasięg w sensie czytelniczym. Nie sztuka rozreklamować coś, co już jest mocno rozreklamowane na świecie. A poza tym lepszy Gombrowicz niż sellery zza granicy. Tych drugich i tak jest w nadmiarze. Jestem ciekawy ile uda im się sprzedać tego Kronosa i mówię całkiem poważnie :)

    Szkoda tylko, że nie wydali Kronosa we wznowionej przez nich serii z dziełami Gombrowicza, nawiasem mówiąc, bardzo ładnie zaprojektowanej.

    No, no!, sny z Gombrowiczem, odzywa się Twoja perwersyjna część natury ;)

    Feedly działa całkiem sprawnie, trochę inna obsługa, ale poza szybkością niczym nie ustępuje GR. Zresztą i to mają podobno poprawić. Poza tym jedyną rzeczą, która nie trawię, jest nadmiar przycisków do "social media", ale może i to będzie można wyłączyć. Podoba mi się opcja przeglądania w ramce, świetna sprawa, choć nie działa dla każdego strumienia.

    No pewnie, blogosfera się zmienia. A może to my się starzejemy? ;) A tak poważnie, cóż mogę dodać? Sam mam mniej czasu, coraz bardziej pragmatyczny stosunek do internetu, poza tym tak jak napisałem, dużo treści się zrobiło, a czytać nie ma co ;) Ja osobiście ograniczyłem się do stron gdzie więcej jest "treści" o książce niż elementów kurtuazyjno-socjalizujących. Wolę jednak jak się pisze rzadziej, bo to przeważnie przekłada się na lepiej. Poza tym, sama wiesz, trzeba trafić w książkę, którą się czytało, bo wyrażać chęci o przeczytaniu to można łatwo, jak widać w komentarzach wszelakich. Jak uważam? Uważam, że niektórzy świetnie piszą o książkach, jeszcze inni (i jeszcze mniej liczni :) świetnie je wydają, i te kilka dosłownie blogów, które śledzę, są dla mnie udanym filtrem pozwalającym na lepszy dobór lektur :) No chyba że szukasz osobowości pokroju celebrites, w części książkowej raczej ich nie znajdziesz ;)

    Hehe, gniazdko. Wybacz, ale dzisiaj zostałem zmuszony zerknąć w TV i tak akurat trafiłem w rewelacyjny film przyrodniczy o sowach (i innych ptakach). Stąd może te skojarzenia, które dla mnie nie mają jakiś strasznie negatywnych konotacji, wręcz przeciwnie. A program nazywał się "Sowa płomykówka i jej długi lot" (reż. Istvan Nadaskay) - bardzo polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ja na to poradzę, że jestem zrzędliwą malkontentką?:) Wszystko mi przeszkadza, nawet głupie reklamy:). Rozumiem, że trudno sensownie przekonywać do zakupu środka wspomagającego odchudzanie czy kosiarki do trawy, ale jeśli poważne wydawnictwo takim hasłem zachęca do kupna "Kronosa", to - moim zdaniem - obraża inteligencję potencjalnych, świadomych czytelników.


      Dyskusji jest mało nawet pod wpisami o książkach w danym momencie bardzo popularnych, również wśród blogerów. Może dlatego, że o literaturze rzadko pisze się kontrowersyjnie, a rozmowa o niej jest trudniejsza niż konwersacja o gadżetach czy kosmetykach. A może powodem jest właśnie wspomniany przez Ciebie brak celebrytów, których można by nienawidzić albo uwielbiać, co podniosłoby znacznie temperaturę dyskusji:).

      Ostatnio zastanawiałam się, czy pisanie głównie o książkach mi wystarczy, czy nie zamieszczać tu również wpisów na inne tematy. Obawiam się jednak, że blog zmieniłby się w spis rzeczy, których nienawidzę:). Na przykład już mnie parę razy palce świerzbiły, żeby napisać o tym, jak bezsensowne jest umieszczanie linku pod słowem "klik" zamiast pod słowami, do których treść linku bezpośrednio się odnosi, zwłaszcza gdy linki na stronie wyróżnione są jakimś kolorem.

      PS. Telewizja to ZUO, a sowy nie są tym, czym się wydają;).

      Usuń
  6. Ech! ;) No pewnie, chcesz sobie przyprawiać gębę malkontentki, przeszkadzać Ci nie będę ;) Mnie tam cieszy, że książkę można jeszcze głośno reklamować. I to jeszcze Gombrowiczowską.

    Dyskusji jest mało, bo nawet kiedy książka jest popularna, to przecież wszyscy dokładnie w jednym czasie jej nie czytają. Poza tym, jedyna opcja, aby względnie dobrze "wymienić zdanie", to klub czytelniczy.
    Mówisz, że rozmowa jest trudniejsza? Szczerze to nie wiem, w praktyce mało mam okazji rozmowy o książce.
    No bo albo się jest celebrytą albo pisarzem :)
    Podnoszenie temperatury dyskusji to nie dla mnie, w codziennym życiu mam tego podnoszenia temperatury za dużo, ale ja widzę Elenoir, że masz w sobie żar dyskusji ;) Choćby po tym co napisałaś, że chciałabyś wyjść poza książki. Pewnie możesz pisać, ja Ci zabronić nie mogę, zresztą, kilka razy już napisałaś jak prowadzić/nie prowadzić blog i wtedy komentarzy pojawiło się mnóstwo, ale czy nazwać je można "dyskusją"? Oczywiście, ale pewne rzeczy, o których wspomniałaś, są kwestią estetyki, a podejście do niej różne bywa. Nie powinno się justować tekstów, korzystać nadmiernie z kursywy, nie stosować ciemnych tonacji i wzorów kolorystycznych dla tła. Mnóstwo rzeczy mogłabyś napisać, tylko czy to coś zmieni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle "żar dyskusji", co potrzebę wymiany poglądów. Lubię konfrontować swoje opinie z cudzymi i ewentualnie te swoje modyfikować. Dotyczy to też moich sądów o literaturze, ale w znacznie większym stopniu spraw światopoglądowych. O estetyce też można dyskutować - ja np. lubię wyjustowany tekst, bo wygląda to porządniej:).

      Chyba nic, co ja tu wypisuję, niczego nie zmienia, ale co z tego - ja lubię pisać:).

      Usuń
    2. Stonowana potrzeba ekspresji dodaje smaku życiu. W pełni rozumiem i popieram :)

      A estetyka? Tu po prostu prezentuje drugi punkt widzenia Twoich "ulubionych klików", justowanie, owszem, pięknie wygląda, ale pod warunkiem, że zastosujesz dzielenie wyrazów (spójrz w książkę) i dobierzesz odpowiedniej szerokości szpaltę. Wtedy to porządniej wygląda, nie mniej punkt dla Ciebie za poczucie estetyki, wcale nie tak powszechne, zważywszy choćby na duże miasta ;)

      Lubisz pisać, bardzo mnie to cieszy, co wzmacniam swoimi skromnymi komentarzami :)

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.