Tytuł: Trafny wybór (The Casual Vacancy)
Pierwsze wydanie: 2012
Autorka: J.K. Rowling
Tłumaczenie: Anna Gralak
Ocena: 3+/5
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83240-2146-8
Stron: 505
Na ogół unikam powieści obyczajowych, bo ich tematem przewodnim są najczęściej rachityczne relacje międzyludzkie, co mnie raczej nudzi, ale ciekawa byłam pierwszej powieści Rowling dla dorosłych. Autorka nie wysiliła się na oryginalność: "Trafny wybór" traktuje o tym, że ludzie to idioci, którzy unieszczęśliwiają siebie i innych, a już zwłaszcza własne dzieci. Z drugiej strony czytało mi się tę książkę bardzo dobrze, szybciutko przewracałam kartki, żeby dowiedzieć się, co dalej, chociaż było jasne, że happy endu nie będzie. Nawet jeśli do jakiejś postaci los się na chwilę uśmiecha, to chyba tylko po to, żeby następnego dnia zrzucić jej na głowę cięższą cegłę. (Wyjątkiem jest Sukhvinder Jawanda, która musiała pociąć się żyletką i prawie utonąć, żeby rodzice przestali uważać ją za leniwe beztalencie i dostrzegli w niej końcu człowieka).
Bohaterowie powieści należą do dwóch społeczności, które dzieli niewielka odległość geograficzna, ale mentalny dystans między nimi jest na tyle duży, że stanowi barierę niemal nie do przebycia. Obywatele niewielkiego (fikcyjnego) miasteczka Pagford z wyższością pomieszaną ze strachem i odrazą patrzą na mieszkańców Fields, pobliskiego osiedla domków komunalnych, które na ich terenie kilkadziesiąt lat wcześniej wybudowała sąsiednia gmina Yarvil.
W końcu pojawia się szansa przekazania Fields na rzecz Yarvil, skąd całe to zło kiedyś przypełzło. Rada Gminy Pagford, która ma wydać w tej sprawie opinię, jest podzielona na dwa zwalczające się obozy. Nieformalnym przywódcą jednego z nich jest zamożny sklepikarz, a drugiego - Barry Fairbrother, powszechnie lubiany dyrektor lokalnego oddziału banku. Barry urodził się w Fields, ale dzięki nauce i ciężkiej pracy udało mu się awansować do klasy średniej i przeprowadzić do Pagford. Nie zapomniał jednak o swoich korzeniach i robił, co mógł, żeby mieszkańcom Fields pomóc. Ostro sprzeciwiał się połączeniu osiedla z Yarvil.
Tego wszystkiego dowiadujemy się z retrospekcji - Barry umiera już na drugiej stronie powieści i w Radzie Gminy powstaje wakat. Oba obozy mają swoich kandydatów na jego miejsce. Przy okazji wyborów wypłynie sporo brudów pranych do tej pory w domowych zaciszach - oprócz oficjalnego konfliktu o Fields, wszyscy toczą podjazdowe wojenki ze swymi najbliższymi, którzy lepiej niż ludzie postronni wiedzą, jak wbić wrogowi nóż w plecy.
Czytelnik już od pierwszych stron znajduje się w centrum wydarzeń, Rowling darowała sobie wstępną prezentację bohaterów. Fabułę poznajemy z perspektywy kilkunastu osób, przy czym najciekawsze są te fragmenty, w których świat dorosłych obserwujemy oczyma ich dzieci. Nie ma w tej powieści typowego głównego bohatera, choć niektórym autorka poświeciła nieco więcej miejsca niż innym. Poszczególne postaci wypadają autentycznie, Rowling musi być niezłą "psycholożką", nie do końca przekonujące jest może tylko nagromadzenie nieszczęść na kilometr kwadratowy. W trakcie lektury zastanawiałam się, CO jeszcze może przytrafić się Krystal Weedon i jej braciszkowi.
"Trafny wybór" może być ciekawym punktem wyjścia do dyskusji o społecznej solidarności (a raczej - o jej braku). Stawia pytania, sugeruje, ale nie daje ostatecznych odpowiedzi. I słusznie. W beletrystyce wolę taką "obiektywną" narrację od zaangażowanej, która kojarzy mi się z miejsca ze "Sprawą dla reportera", w której pani Jaworowicz przekrzykuje wszystkich (chcąc nie chcąc muszę czasami rzucić okiem na ten program, kiedy odwiedzam rodziców).
Może jakimś nadzwyczajnym stylem Rowling nie błysnęła, ale po raz kolejny udowodniła, że potrafi tworzyć interesujące, niebanalne opowieści. Dobra książka obyczajowa nie jest zła:).
Pierwsze wydanie: 2012
Autorka: J.K. Rowling
Tłumaczenie: Anna Gralak
Ocena: 3+/5
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83240-2146-8
Stron: 505
Na ogół unikam powieści obyczajowych, bo ich tematem przewodnim są najczęściej rachityczne relacje międzyludzkie, co mnie raczej nudzi, ale ciekawa byłam pierwszej powieści Rowling dla dorosłych. Autorka nie wysiliła się na oryginalność: "Trafny wybór" traktuje o tym, że ludzie to idioci, którzy unieszczęśliwiają siebie i innych, a już zwłaszcza własne dzieci. Z drugiej strony czytało mi się tę książkę bardzo dobrze, szybciutko przewracałam kartki, żeby dowiedzieć się, co dalej, chociaż było jasne, że happy endu nie będzie. Nawet jeśli do jakiejś postaci los się na chwilę uśmiecha, to chyba tylko po to, żeby następnego dnia zrzucić jej na głowę cięższą cegłę. (Wyjątkiem jest Sukhvinder Jawanda, która musiała pociąć się żyletką i prawie utonąć, żeby rodzice przestali uważać ją za leniwe beztalencie i dostrzegli w niej końcu człowieka).
Bohaterowie powieści należą do dwóch społeczności, które dzieli niewielka odległość geograficzna, ale mentalny dystans między nimi jest na tyle duży, że stanowi barierę niemal nie do przebycia. Obywatele niewielkiego (fikcyjnego) miasteczka Pagford z wyższością pomieszaną ze strachem i odrazą patrzą na mieszkańców Fields, pobliskiego osiedla domków komunalnych, które na ich terenie kilkadziesiąt lat wcześniej wybudowała sąsiednia gmina Yarvil.
W końcu pojawia się szansa przekazania Fields na rzecz Yarvil, skąd całe to zło kiedyś przypełzło. Rada Gminy Pagford, która ma wydać w tej sprawie opinię, jest podzielona na dwa zwalczające się obozy. Nieformalnym przywódcą jednego z nich jest zamożny sklepikarz, a drugiego - Barry Fairbrother, powszechnie lubiany dyrektor lokalnego oddziału banku. Barry urodził się w Fields, ale dzięki nauce i ciężkiej pracy udało mu się awansować do klasy średniej i przeprowadzić do Pagford. Nie zapomniał jednak o swoich korzeniach i robił, co mógł, żeby mieszkańcom Fields pomóc. Ostro sprzeciwiał się połączeniu osiedla z Yarvil.
Tego wszystkiego dowiadujemy się z retrospekcji - Barry umiera już na drugiej stronie powieści i w Radzie Gminy powstaje wakat. Oba obozy mają swoich kandydatów na jego miejsce. Przy okazji wyborów wypłynie sporo brudów pranych do tej pory w domowych zaciszach - oprócz oficjalnego konfliktu o Fields, wszyscy toczą podjazdowe wojenki ze swymi najbliższymi, którzy lepiej niż ludzie postronni wiedzą, jak wbić wrogowi nóż w plecy.
Czytelnik już od pierwszych stron znajduje się w centrum wydarzeń, Rowling darowała sobie wstępną prezentację bohaterów. Fabułę poznajemy z perspektywy kilkunastu osób, przy czym najciekawsze są te fragmenty, w których świat dorosłych obserwujemy oczyma ich dzieci. Nie ma w tej powieści typowego głównego bohatera, choć niektórym autorka poświeciła nieco więcej miejsca niż innym. Poszczególne postaci wypadają autentycznie, Rowling musi być niezłą "psycholożką", nie do końca przekonujące jest może tylko nagromadzenie nieszczęść na kilometr kwadratowy. W trakcie lektury zastanawiałam się, CO jeszcze może przytrafić się Krystal Weedon i jej braciszkowi.
"Trafny wybór" może być ciekawym punktem wyjścia do dyskusji o społecznej solidarności (a raczej - o jej braku). Stawia pytania, sugeruje, ale nie daje ostatecznych odpowiedzi. I słusznie. W beletrystyce wolę taką "obiektywną" narrację od zaangażowanej, która kojarzy mi się z miejsca ze "Sprawą dla reportera", w której pani Jaworowicz przekrzykuje wszystkich (chcąc nie chcąc muszę czasami rzucić okiem na ten program, kiedy odwiedzam rodziców).
Może jakimś nadzwyczajnym stylem Rowling nie błysnęła, ale po raz kolejny udowodniła, że potrafi tworzyć interesujące, niebanalne opowieści. Dobra książka obyczajowa nie jest zła:).
Z grubsza mam podobne wrażenia do Twoich - wciągająca i sprawnie napisana książka, razi niestety ilością nieszczęść.
OdpowiedzUsuńW książce zabrakło mi pytań, punktów do dyskusji. Bo że jest w cywilizowanym świecie bywa źle, to wiem i bez Rowling.;(
Nie zgodzę się z Tobą. Moim zdaniem "Trafny wybór" dostarcza sporo tematów do dyskusji, wręcz nimi epatuje. Lektura tej książki to niezły punkt wyjścia do rozmowy o różnicach międzypokoleniowych, o współczesnej młodzieży, o tworzeniu osiedli/bloków socjalnych, o biurokracji, o uzależnieniach itd. Rowling nie odkrywa Ameryki, porusza sprawy, o których każdy słyszał, ale które mało kto sobie dogłębnie przemyślał. Stworzyła bohaterów, których los obchodzi czytelnika i może go skłonić do zadania sobie kilku pytań albo chociaż do odrobiny empatii.
UsuńNiestety te problemy widziałam już w kinie i literaturze zbyt wiele razy, żebym ich sposób przedstawienia u Rowling mogła uznać za oryginalny. To była powtórka znanych problemów w skondensowanej formie. Jedyny moment, kiedy coś mnie pozytywnie zaskoczyło, to atak dr Jawandy na właściciela sklepu, kiedy to wytknęła mu obciążanie państwa kosztami leczenia chorób, do których sam się bezmyślnie przyczynia.
UsuńA które tematy Ty uznałaś za godne głębszego przemyślenia? Nie traktuj, proszę, mojego pytania jako złośliwości, to tylko ciekawość.;)
Nie twierdziłam, że sposób przedstawienia tych problemów jest oryginalny, napisałam tylko, że te problemy zostały w powieści poruszone.
UsuńMnie najbardziej zainteresował zupełny rozdźwięk między dziećmi i rodzicami. Problem stary jak świat, ale chyba nigdy dotąd rodzice nie mieli tak niewielkiego wpływu na życie swoich dzieci, no, przynajmniej na niektóre jego aspekty. Piszę to jako teoretyk, oczywiście:). Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że młodzież w trudnych sprawach zwraca się często w pierwszej kolejności do google'a albo do jakiejś internetowej społeczności, a do rodziców dopiero w ostateczności. Rodzice nie mają pojęcia, co ich potomstwo robi w sieci i kim tam jest.
Swoją drogą dzieci w tej powieści są dość okrutne, prawda?
Druga sprawa: biurokracja. Przepisy i regulacje często są niezbędne, ale co zrobić, kiedy serce i rozsądek dyktują coś zupełnie innego niż suche paragrafy?
Gdyby nie one, Kay mogłaby pozostać opiekunką Weedonów i może w końcu wyprowadzić tę rodzinę na prostą, a Parminder mogłaby przynajmniej spróbować pomóc Howardowi Mollisonowi. Szczególnie ciekawy jest przypadek doktor Jawandy - o jej decyzji, żeby pozostać bierną, można długo dyskutować.
Trzecia: model samorządności lokalnej, społeczeństwo obywatelskie - w Wielkiej Brytanii i u nas.
Moim zdaniem dzieci są z natury okrutne, bo najczęściej są szczere i nie zawsze mają wyczucie taktu.;( Co do kontaktu z rodzicami, ten chyba osłabia się z chwilą pójścia dziecka do szkoły. Mam wrażenie, że autorytet rodzica traci wtedy na wartości, a zyskują np. koledzy.
UsuńW kwestii samorządności - ciekawi mnie, czy faktycznie brytyjscy obywatele są tak mocno zaangażowani w życie swojej gminy itp. Jeśli tak, czy w dużych miastach jest podobnie?
Nie mam bliższych informacji o samorządzie lokalnym w WB, słuchałam natomiast niedawno jakiejś audycji w radiu, w której ktoś mówił, jak to wygląda w jednym ze stanów w USA - duża część płaconych przez obywateli podatków trafia do lokalnej kasy, a nie do czarnej dziury budżetu krajowego, mieszkańcy w głosowaniach decydują, na co je przeznaczyć, więc bardziej się angażują w sprawy lokalne.
UsuńDruga sprawa. Widocznie ja byłam dziwnym dzieckiem:). Płaczliwym trochę, przed obcymi chowałam się pod stołem i tylko zerkałam spod obrusa:)). Okrucieństwo ze strony innych dzieci było mi zupełnie obce, może dlatego takim zaskoczeniem był dla mnie swego czasu "Władca much".
Chociaż może powinna mnie na to przygotować pewna sytuacja, której doświadczyłam jako siedmio- czy ośmioletnie dziecko. (Pozwolę sobie na sentymentalną opowiastkę. Czy skłonność do nich nie jest aby oznaką starzenia?)
Odwiedziły mnie trzy koleżanki, ale w trakcie wizyty - już nie pamiętam z jakiego powodu - poszły na chwilę do domu jednej z nich. Miały zaraz wrócić, czekałam na nie, wyszłam nawet na ich spotkanie za bramę podwórka, na róg ulicy, ale ich nie było i nie było. Smutne popołudnie. Następnego dnia w szkole powiedziały, że się zasiedziały, bo zaczęły oglądać na wideo "Dirty Dancing";))). Ja nie miałam wtedy magnetowidu. Potem nigdy jakoś nie mogłam się przekonać do Patricka Swayze:).
Ja bym się raczej zniechęciła do niesłownych koleżanek.;)
UsuńPisząc o okrucieństwie miałam na myśli raczej to słowne. Dzieci potrafią bez zahamowań powiedzieć: ale brzydki ten miś (którego dostałaś w prezencie mikołajkowym), jesteś taki i owaki. Dopiero z wiekiem poznają, co to eufemizmy.;) Poza tym chyba częściej przejawiają chęć dokuczenia innym, zrobienia przykrości, byle poczuć się lepiej. Nie jest to oskarżenie, widzę to raczej jako przejawy braku dojrzałości (co w podstawówce nie dziwi). Z drugiej strony - czy nie świadczy to o pewnych zaniedbaniach ze strony rodziców?
dziewczęta, ja co prawda nie czytałam książki Rowling, ale jako mieszkanka wysp dodam swoje trzy grosze odnośnie samorządów w WB :) z moich obserwacji wynika, że są one dosyć mocno rozwinięte. po części przyczyną tego są same przepisy. na przykład, żeby rozpocząć przeróbkę domu lub jakąkolwiek budowę, trzeba otrzymać pozwolenie od gminy, a gmina takowego nie wyda, bez otrzymania zgody okolicznych mieszkańców. poza tym zauważyłam, że anglicy korzystają z możliwości spotkania się ze swoimi posłami, w Polsce też jest chyba możliwość spotkania się z posłem, ale na ile posłowie są dostępni w swoich biurach i na ile ludzie to wykorzystują, to ciężko mi powiedzieć. angielski poseł natomiast musi być dostępny dla swoich wyborców, a i obywatele naprawdę się do nich zgłaszają ze swoimi problemami. ja osobiście jakoś bardzo się nie angażuję, ale zdarza mi się podpisać jakąś petycję, czy wysłać list do posła. przy czym dostaję na takie listy odpowiedzi, mimo że oczywiste jest, że list, który wysłałam jest kopią szablonu znalezionego na necie. zdaję sobie sprawę, że ta odpowiedź jest wysłana raczej przez administrację niż samego posła, i pewnie też wynika z przestrzegania przepisów, to mnie to jednak bardzo miło zaskoczyło (ja osobiście bardzo lubię to trzymanie się litery prawa).
Usuńz pewnością w mniejszych miastach samorządność jest jeszcze większa, jako że poczucie wspólnoty jest silniejsze, londyn natomiast jest bardzo anonimowym miastem.
Aniu, do koleżanek też się nieco zniechęciłam, ale je wtedy nieco usprawiedliwiałam - na ich miejscu też wolałabym obejrzeć film na wideo:).
Usuńbezszmerze, u nas też są biura poselskie, jedno nawet kilkadziesiąt metrów od mojego bloku, ale należy do posła reprezentującego zupełnie inny światopogląd niż ja, więc... Czy ów poseł tam bywa, nie wiem, nie orientuję się też, czy wyborcy często takie miejsca odwiedzają i czy to przynosi jakiś skutek. Natomiast samorząd lokalny mało może, niewiele osób uczestniczy w wyborach do rad dzielnic, przynajmniej w Krakowie. Rada Miasta wydaje się kompletnie oderwana od problemów zwykłych mieszkańców. Ludzie się organizują chyba tylko po to, żeby przeciwko czemuś zaprotestować.
UsuńElenoir, właśnie wiem, że w Polsce też są biura poselskie, tylko pytanie ile osób z nich korzysta? tutaj to jest bardzow powszechna praktyka. bardzo często w rozmowie dotyczącej problemów okolicy, w której się mieszka, można usłyszeć: "a byłeś/byłaś z tym u swojego posła?". to jest bardzo powszechna praktyka, i bez względu na to, z jakiej partii się mój przedstawiciel w parlamencie wywodzi, ma obowiązek zająć się moim problemem. bardzo mi się to podoba.
UsuńNie znam nikogo, kto kiedykolwiek odwiedziłby biuro poselskie. Podejrzewam, że to raczej miejsce, w którym politycy zatrudniają swoją rodzinę, znajomych i partyjną młodzieżówkę.
UsuńAle może to nasza wina, że nie korzystamy z możliwości kontaktu z posłem? Wydaje mi się, że wciąż mamy małą świadomość obywatelską, a z drugiej przekonanie, że jeden głos w sprawie czy pojedyncza interwencja nic nie da. Na dodatek często liczymy na to, że ktoś inny zgłosił już problem (w mojej okolicy tak jest, niestety).
UsuńAniu, dokładnie to miałam na myśli :)
UsuńJa się niedawno przeprowadziłam, więc nie orientuję się jeszcze w lokalnych problemach czy inicjatywach. Gdyby jednak jakieś się pojawiły, to rozważę skorzystanie z pomocy jakiegoś posła, ale raczej nie z tego najbliższego biura:).
Usuń@ bezszmer
UsuńWiem.;)
@ Elenoir
Czyżby opcja polityczna Ci nie odpowiadała?;)
Ten poseł reprezentuje PO, czyli jedną z partii, na które ostatnio głosowałam (obecnie wątpię, żeby to się powtórzyło), ale należy do jej najbardziej konserwatywnego skrzydła, z którym mi zdecydowanie nie po drodze.
Usuńbardzo życiowa pozycja... podobał mi się realizm w opisie odczuć, zachowań, danych wniosków bohaterów...
OdpowiedzUsuńwww.kreatywneteksty.blogspot.com