Impresje

sobota, 14 kwietnia 2012

MILLENNIUM

Zamiast brnąć dalej przez "Zamek" Kafki, podzielę się dziś wrażeniami z trylogii Larssona. Tym razem nie może być mowy o impresjach, bo skończyłam ją czytać w lutym.

Do lektury zachęcił mnie film "Dziewczyna z tatuażem" (muszę kiedyś zobaczyć szwedzką wersję), zwłaszcza jego zakończenie, w którym - moim zdaniem - pewne sprawy wyjaśniono zbyt lakonicznie. A przecież w kryminałach zakończenie jest właściwie najważniejsze.

Pierwszy tom pt. "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" czytałam właśnie dla finału, chciałam go porównać z tym filmowym. Fabułę znałam, więc książka niezbyt mnie wciągnęła - lektura w sam raz do tramwaju. Z rozpędu chyba wzięłam się za "Dziewczynę, która igrała z ogniem", ale początek bardzo mnie rozczarował - przez 1/3 książki prawie nic się nie działo, treść można by równie dobrze zmieścić na kilku stronach. Za to potem akcja ruszyła z miejsca i pędziła tak aż do zakończenia, które było typowym cliffhangerem. Na szczęście miałam pod ręką trzeci tom i mogłam natychmiast zabrać się za czytanie! Praktycznie przez cały Tłusty Czwartek leżałam na łóżku i czytałam "Zamek z piasku, który runął", przerywając tylko na wyprawę do cukierni po osiem pączków (ja zjadłam cztery). Kiedy zrobiło się wpół do pierwszej w nocy, dałam za wygraną i poszłam spać. Dokończyłam następnego dnia w pracy:). Muszę przyznać, że dawno żadna fabuła tak mnie nie wciągnęła.

Mocną stroną tej książki są główni bohaterowie: zdolny dziennikarz i współwłaściciel miesięcznika "Millennium" Mikael Blomkvist i superinteligentna, ale aspołeczna Lisbeth Salander. Nie dlatego, żeby to były jakoś szczególnie dobrze skonstruowane postaci, po prostu zainteresowały mnie ich losy. Inna sprawa, że bohaterowie, pierwszo- i drugoplanowi, mogliby być nieco mniej czarno-biali. U Larssona ludzie są albo obdarzeni jakimiś niesamowitymi umiejętnościami, albo po prostu bardzo mili i wyluzowani, albo wyjątkowo źli i okrutni, ewentualnie bezgranicznie głupi. Same ekstrema. W końcu któż by chciał czytać o przeciętniakach:).

Nie szkodzi, że styl autora jest nijaki - "Millennium" czyta się przecież dla fabuły. Gdybym pisała tę notkę w lutym, to wytknęłabym Larssonowi nałogowe wtrącanie w dialogach angielskich zwrotów lub nawet całych zdań, ale w międzyczasie  przeczytałam "Złą krew" Arne Dahla, który robił to samo, więc dochodzę do wniosku, że w Szwecji tak się rzeczywiście mówi.

Do minusów zaliczyłabym zbyt wolne rozkręcanie się (bardzo zawikłanej) akcji w dwóch pierwszych tomach, a także nadmiar szczęśliwych zbiegów okoliczności oraz drobiazgowych opisów, które dla następnych pokoleń mogą mieć pewien walor poznawczy (dowiedzą się np., z jakich komputerów korzystali hakerzy na początku XXI w., i jaką pizzą zajadali się wtedy Szwedzi), ale mnie trochę nużyły.

Larsson, podobnie jak Blomkvist, był dziennikarzem, więc cykl "Millennium" to po trosze reportaż lub może raczej esej o współczesnej Szwecji, która nam może się jawić jako Eldorado, ale z powieści wynika, że to obraz mocno pochlebiony. Państwo opiekuńcze kuleje, policja i opieka społeczna są nieskuteczne, bankierzy doprowadzają gospodarkę do upadku, służby specjalne się panoszą, przymyka się oczy na handel ludźmi, wciąż nie do końca rozliczono się ze szwedzkim nazizmem z okresu II wojny światowej... Przeciętny Szwed może pokładać pewną nadzieję tylko w pracy nieustraszonych dziennikarzy, którzy te wszystkie brudy wywlekają i piętnują. Larsson sporo miejsca poświęcił etyce i etosowi tego zawodu, przy czym - mam wrażenie - za bardzo go idealizował. Pewnie sam chciał być jak Blomkvist, ale nie miał pod ręką żadnej Salander.

Podsumowując: niezła rozrywka, można przeczytać.



Cykl Millennium
Autor: Stieg Larsson
Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria: Czarna seria
Ocena: 3-/5

Tom 1: Mężczyżni, którzy nienawidzą kobiet (Män som hatar kvinnor)
Pierwsze wydanie: 2005
Tłumaczenie: Beata Walczak-Larsson
Stron: 640
ISBN: 978-83-7554-059-8

Tom 2: Dziewczyna, która igrała z ogniem (Flickan Som Lekte Med Elden)
Pierwsze wydanie: 2006
Tłumaczenie: Paulina Rosińska
Stron: 704
ISBN: 978-83-7554-090-1





Tom 3: Zamek z piasku, który runął (Luftslottet som sprängdes)
Pierwsze wydanie: 2007
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Stron: 784
ISBN: 978-83-7554-127-4

16 komentarzy:

  1. W Polsce boom na skandynawskie kryminały zaczął się chyba własnie z Larssonem, chociaż wczesniej wydaje mi się był Mankell (z tych promowanych autorów). Niemniej jednak, nie zachwycił mnie. 1 i 2 tom owszem przeczytałam, dosć szybko, bo faktycznie akcja się rozkręca i wciąga, wycięłabym jakies 200 stron z 2 tomu i z pierwszego jakies 150 ;))) przynajmniej książka poręczniejsza w czytaniu. Trzeciego tomu nie przeczytałam. Stąd też niespecjalnie mam ochotę na film. 20 stron czy 30 tego 3go tomu masakrycznie mne wymęczyło. Nie byłam w stanie tej cegły (najgrubszej) przetrawić do końca. A Lisbeth to taki babski Terminator, co mnie nieco irytowało.
    Ostatni akapit : "arrson sporo miejsca poświęcił etyce i etosowi tego zawodu, przy czym - mam wrażenie - za bardzo go idealizował. Pewnie sam chciał być jak Blomkvist, ale nie miał pod ręką żadnej Salander." - genialny, cos w tym jest faktycznie. Stąd Craig w amerykanskiej wersji (taki wczesniejszy James Bond) chyba nieźle pasuje ;))) ale nie wiem, nie oglądałam filmu.

    Zdecydowanie wolę kryminały innych skandynawskich autorów przy których Larsson się chowa, chociaż umiejetnosci stworzenia takiej akcji powiązania tylu wątków nie można mu odmówić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się wciąż zastanawiam, skąd ta popularność skandynawskich kryminałów i dlaczego wszystkie wrzuca się do jednego worka. Czytałam dwie powieści Mankella, jedną Dahla i właśnie trylogię Larssona - więc nie za dużo, ale wystarczyło, żeby stwierdzić, że książki tych autorów bardzo się od siebie różnią, mimo tej wspólnej etykietki. W każdym razie wciąż o tych "skandynawskich kryminałach" słyszę i czytam, jakby to był jakiś odrębny gatunek literacki.

      Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie nie sięgnięcia po trzeci tom "Millennium", kiedy już przeczytało się drugi:). Ja po prostu musiałam się dowiedzieć, co było dalej.
      Owszem, Lisbeth to postać przerysowana, ale feministyczna część mojej natury czytała o niej z dużą satysfakcją:). O Blomkviście zresztą też, choć jego egoizm działał mi trochę na nerwy.

      Usuń
    2. Czy się wrzuca do jednego worka? pewnie masz rację, mimo że każdy autor pisze inaczej, to wielu łączy fakt, że bardziej ukazują tło społeczne, aniżeli intrygę kryminalną, klimat jest dosć mroczny, główny bohater zwykle ma problemy osobiste. Nie wiem, nigdy nie wnikam aż tak bardzo w szczegóły danego gatunku. Nie jestem literaturoznawcą. Są więksi specjalisci od tego. To że posłuzyłam się etykietką być może swiadczy o mojej powierzchownosci (?). Poprawię się zatem i powiem że generalnie lubię kryminały :)
      To jak w muzyce, nazwiesz cos rockiem a pod tym słowem masz milion odmian i .. co z tego? Ważna jest szeroko pojęta muzyka i emocje jakich dostarcza, a że ktos woli post-rocka od hard-rocka, to już kwestia "delikatnych" szczegółów.
      W każdym razie znam sporo osób, których zupełnie nie interesuje kryminał, skandynawski czy angielski czy jakikolwiek inny, używając etykietek. Ta popularnosć jest spora, mnie to akurat cieszy, że wydaje się książki z tych rejonów. Tu jest dosc fajny artykuł :
      http://wyborcza.pl/1,110916,8754017,Syndrom_sztokholmski.html

      A wracając do Larssona, mnie kompletnie nie ciągnęło do 3go tomu. Być może trafiłam w nieodpowiedni czas, albo ta historia nie zainteresowała mnie na tyle mocno.
      sorry, rozpisalam sie :)

      Usuń
    3. To nie był przytyk pod Twoim adresem, ale taka sobie ogólna uwaga:). Wydaje mi się, że te cechy, które wymieniłaś jako charakterystyczne dla skandynawskich kryminałów, występują - z mniejszym lub większym natężeniem - również w kryminałach pisanych przez autorów z innych rejonów świata. Znawczynią gatunku nie jestem, ale weźmy choćby powieści A. Christie: może nie były mroczne, ale angielski snobizm widać w każdej z nich jak na dłoni (np. służący, ogrodnicy itd., generalnie - klasa niższa to prawie zawsze ludzie głupawi albo naiwni, co na jedno zresztą wychodzi).
      No ale ja się akurat na kryminałach nie znam; z artykułu, do którego linkujesz, wynika, że te skandynawskie są jednak jakieś szczególne. Może po prostu przeczytałam ich zbyt mało.

      Usuń
    4. :-)
      ja też się niespecjalnie znam :-)
      ale fajnie jest podyskutować czy chocby wymienić pewne luźne uwagi, cos się dzieje, bo normalnie nudno się na tych blogach zaczyna robić. U mnie to już w ogóle cisza i martwota ;-)))

      Usuń
    5. Nie martw się: obecnie nie trzeba się na czymś znać, żeby uchodzić za eksperta; przeciwnie, ignorancja zdecydowanie ułatwia formułowanie stanowczych opinii i sądów, które co prawda są zupełnie błędne, ale za to bardzo mediogeniczne;).

      Muszę usprawiedliwić część blogerów: nie dyskutujemy o literaturze, bo zajmujemy się najeżdżaniem na co poniektórych polskich autorów, m.in. na forum. A ja ponadto czytam po raz drugi "Zamek" Kafki i nadal nie wiem, o co w ogóle w tej książce chodzi...

      Usuń
    6. :-) no przyznaję rację - w dzisiejszych czasach każdy ma rację,swoją,nieugiętą, nawet jesli słoma z butów...

      a co do forum - mnie byłoby szkoda czasu na takie dyskusje, dlatego kompeltnie nie rozumiem tych całych bojów, podobnie było ostatnio na FB. Nie wiem, czemu ludzie się zajmują takimi pierdami.... ważne że mówią i żeby forum miało ;sens; hehe

      Usuń
    7. A ja uważam, że taki dyskusje są potrzebne. Niektórym "autorkom bestsellerów" wydaje się, że są pisarkami - trzeba je wyprowadzić z błędu. Ponadto sądzą, że skoro książka ukazała się w druku, to jest dobra, a jeśli w dodatku nieźle się sprzedała i zaprzyjaźnione blogerki oceniły ją wysoko, to powinno to raz na zawsze zamknąć usta zawistnym krytykom i "ręcęzętom".
      Zamówiłam sobie w bibliotece jedno z tego rodzaju arcydzieł, bo poczułam się wywołana do tablicy przez te panie (po przeczytaniu jednego z moich komentarzy stwierdziły, że powinnam mieć zakaz czytania i w dodatku powołały się na Boya!!!), więc czeka mnie już wkrótce kupa śmiechu;).

      Usuń
  2. Czasami się zastanawiam, co czyni książkę bestsellerem, skoro fakt, że nim jest nie gwarantuje jakości. Przykładem są gnioty takie jak "Zmierzch", czy "Miłość nad rozlewiskiem". W przypadku Millenium nie mam jednak takich wątpliwości - to świetna książka i - z całym szacunkiem dla Twojej opinii - uważam, że jej nie doceniłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem powieściom Larssona do świetności sporo brakuje - trochę za dużo w nich wodolejstwa, postaci są nakreślone nieco za grubą kreską, a styl autora nie zachwyca. Zresztą z Twoich recenzji wynika, że częściowo podzielasz moje zdanie.

      Świetne książki rzadko stają się bestsellerami, zwłaszcza u nas, w kraju, w którym większość społeczeństwa nie czyta.

      Usuń
  3. joly_fh
    ale docenienie książki zależy też od gustu czytelnika. Są tacy którzy doceniają "Miłosć nad rozlewiskiem" albo "Zmierzch"...i też mogą powiedzieć, że to swietne książki. Ja nie powiem bo nie czytałam ale tematyka mnie kompletnie nie zachęca. Ile ludzi tyle opinii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale jeśli ktoś mi powie, że "Zmierzch" to świetna książka, to w moich oczach wszelkie jego opinie o literaturze stają się bezwartościowe;).

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Pod pewnymi względami - rzeczywiście, nie wypieram się:).

      Usuń
  5. Dziwna ocena 3- , po tym co pisałaś wyżej raczej niadekwatna do wrażeń jakie dostarczyła Ci trylogia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo rzadko oceniam literaturę czysto rozrywkową na wyżej niż 3, robię to tylko wtedy, gdy wciągającej fabule towarzyszy bardzo dobry styl albo np. gdy autor przełamuje jakąś konwencję. W twórczości Larssona niczego wyjątkowego nie zauważyłam.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.