Impresje

sobota, 11 czerwca 2011

KRÓLOWA CIENI, POCAŁUNEK ŚMIERCI


Tytuł: Królowa Cieni (My Swordhand Is Singing)
Pierwsze wydanie: 2006
Autor: Marcus Sedgwick
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ISBN: 978-83-10-11719-9
Stron: 217
Ocena: 3-/5

Tytuł: Pocałunek śmierci (The Kiss of Death)
Pierwsze wydanie: 2008
ISBN:978-93-10-11720-5
Stron:267
Ocena: 2-/5



Ostatnio jestem nyeco zajęta i nie mam za bardzo czasu ani siły na jakieś ambitniejsze lektury, więc przesyłka od Eruany przyszła w samą porę. Zawierała dwie powieści Marcusa Sedgwicka. Dla młodszej młodzieży, o wampirach:). Krótkie rozdziały, krótkie akapity, duża czcionka, prosta fabuła - nieźle nadaje się na wieczór, który przychodzi po męczącym dniu, kiedy człowiekowi nic się nie chce, tylko by leżał i leżał:).

Oś fabularna obu powieści jest dokładnie taka sama: para nastolatków kontra wampiry. On to w gruncie rzeczy dobry i inteligentny chłopiec, nieco naiwny. Ona jest piękna i rezolutna. Z góry wiadomo, że zaraz po rozprawieniu się z nieumarłymi padną sobie w objęcia. 
Tak, wątek uczuciowy nie zaskakuje, znacznie ciekawiej wypadają fragmenty o wampirach. Przynajmniej w "Królowej Cieni", "Pocałunek śmierci" podobał mi się już znacznie mniej.

Akcja tej pierwszej powieści toczy się na początku XVII wieku gdzieś w Europie Wschodniej, w zagubionej pośród lasów wiosce Chust. Marcus Sedgwick wykorzystał pochodzące z tego regionu podania o podstępnych, krwiożerczych istotach, które nienawidzą żywych i które nie mają nic wspólnego z błyszczącymi Edwardami czy melancholijnymi Louisami. Interesuje mnie folklor, więc ten wątek mi się spodobał. 

O ile klimat obleganej przez wampiry wioski udało się Sedgwickowi oddać dosyć sugestywnie, o tyle Wenecja, która sto lat później jest areną wydarzeń w "Pocałunku śmierci", wypadła raczej blado. Jest dekadencko, jest widowiskowo, ale nie jest strasznie. Fabuła jest zbyt poszatkowana, zbyt przewidywalna i właściwie bez sensu. Szkoda, bo początek nie był zły. Finały nie są mocną stroną tego autora.

Podsumowując: "Królowa Cieni" to niezłe orzeźwienie po meyerowskich dyrdymałach, ale lekturę "Pocałunku śmierci" raczej odradzam. 


Szerzej o obu książkach napisała Eruana na swoim blogu: tutaj i tutaj.

2 komentarze:

  1. Widzę, że mamy podobne odczucia, wreszcie;-) Cieszę się, że książki pozwoliły Ci się trochę oderwać:-) ja obecnie szukam takiej lekturki, ale jakoś trafić nie mogę, bo nie chcę nic fantastycznego...

    OdpowiedzUsuń
  2. No przecież nie zawsze różnimy się co do oceny książek, np. "Mgły Avalonu" podobały się nam obu:).

    A jeśli chodzi o coś lekkiego i krótkiego do czytania... może coś Jane Austen albo np. "Pokój z widokiem" E.M. Forstera?

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.