Tytuł: Jądro ciemności (Heart of Darkness)
Autor: Joseph Conrad
Tłumaczenie: Aniela Zagórska
Pierwsze wydanie: 1899
Wydawnictwo Literackie
ISBN: 83-08-02597-8
Stron: 135
Ocena: 5/5
To pierwsza lektura w ramach Klubu czytelniczego (od 25 lutego rozmawiamy o "Malowanym ptaku" Kosińskiego), pisałam już sporo o tym utworze na blogu Anny, ale chcę jeszcze i tu o "Jądrze ciemności" wspomnieć, żeby pod koniec roku mi się statystyki zgadzały;).
Autor: Joseph Conrad
Tłumaczenie: Aniela Zagórska
Pierwsze wydanie: 1899
Wydawnictwo Literackie
ISBN: 83-08-02597-8
Stron: 135
Ocena: 5/5
To pierwsza lektura w ramach Klubu czytelniczego (od 25 lutego rozmawiamy o "Malowanym ptaku" Kosińskiego), pisałam już sporo o tym utworze na blogu Anny, ale chcę jeszcze i tu o "Jądrze ciemności" wspomnieć, żeby pod koniec roku mi się statystyki zgadzały;).
Miałam na to opowiadanie ochotę już od jakiegoś czasu, choć obawiałam się trochę, że okaże się strasznym nudziarstwem. Kilkanaście lat temu siostra narzekała na przerabianego w szkole "Lorda Jima" i zraziła mnie do twórczości Conrada. Może rzeczywiście w wieku nastu lat trudno docenić jego pisarstwo?
W "Jądrze ciemności" najbardziej podobały mi się: nastrój, relacja między Marlowem i Kurtzem, symboliczność i niejednoznaczność.
Marlow snuje opowieść o swojej podróży w głąb Afryki, którą odbył jako kapitan rzecznego parowca należącego do firmy handlującą kością słoniową. Wspomnieniami dzieli się z kilkoma przyjaciółmi (?), z którymi wyruszy następnego dnia na jakąś morską wyprawę niewielkim jachtem. Na jego pokładzie czekają na odpływ gdzieś w pobliżu ujścia Tamizy. Za nimi - Londyn, przed nimi - "przestwór oceanu". Po pogodnym dniu zaszło słońce, wokół ścieliła się mgła, zapalono światła na brzegach i na mijających ich statkach.
Opowieść o afrykańskich tropikach, dzikiej, obezwładniającej dżungli i umierających z wycieńczenia tubylcach musiała się w tych okolicznościach wydać towarzyszom Marlowa nieco egzotyczna. Marlow przypomniał im, że przed wiekami stara, dobrze znana Tamiza musiała się wydawać Rzymianom równie tajemnicza i niepokojąca jak współczesnym Europejczykom rzeka Kongo.
Natomiast Kurtz uchodziłby za osobę niezwykłą w każdych realiach i w każdej epoce. Na blogu Anny napisałam:
"Kurtz był postacią bardzo charyzmatyczną, wszechstronnie uzdolnioną, wywierał na ludziach silne wrażenie nawet na odległość i nawet po śmierci. Do Afryki wybrał się przede wszystkim dla pieniędzy, ale pojechał tam przepełniony szczytnymi ideałami, które zamierzał wcielić w życie.
Marlow uważał, że tylko idea i prawdziwa, “altruistyczna wiara w tę ideę” może odkupić zło wyrządzone przez kolonializm. Sądzę, że zaaplikował sobie taki pogląd, żeby jakoś znosić, jakoś sobie wytłumaczyć codzienność wypełnioną widokiem bezsensownej śmierci, brutalnej przemocy, niekończących się absurdów. Marlow nie mógł się doczekać spotkania z Kurtzem, bo spodziewał się, że na zarządzanej przez niego stacji będzie wreszcie inaczej, będzie normalnie. Nie było, było gorzej niż gdzie indziej.
A jednak nawet po latach uważał go za człowieka wybitnego, choć z obłąkaną duszą. Ostatnie słowa Kurtza zinterpretował w sposób dla umierającego najpochlebniejszy, najlitościwszy, choć było tyle innych możliwości".
Oczywiście możliwe jest, że ja niewłaściwie zinterpretowałam interpretację Marlowa:).
Mnie się ta wyprawa wydała podróżą w głąb ludzkiej natury. Autochtoni przypominali Marlowowi prehistorycznych przodków współczesnych białych ludzi. Gardził ich prymitywizmem. Pociągały go ich rytuały. Czy jednak kolonizatorzy okazali się bardziej cywilizowani? No właśnie że nie. Wieki postępu we wszystkich dziedzinach nauki i kultury nie zdołały przezwyciężyć "dzikiej" natury człowieka. Używanie strzelb i karabinów jest przecież tak samo okrutne jak wypuszczanie z gąszczów zatrutych strzał. Chyba to właśnie przestraszyło Marlowa (a wcześniej może też Kurtza): zło czające się gdzieś w nim samym, ciemność skupiona w zakamarku jego serca.
Poznałam "Jądro ciemności" w tłumaczeniu Anieli Zagórskiej, spokrewnionej z Conradem. Podobało mi się, choć czytałam, że zawiera "nalot młodopolski". Zamierzam jednak sięgnąć kiedyś w przyszłości po inne przekłady, ciekawa jestem zwłaszcza nowego tłumaczenia Jędrzeja Polaka.
Zacytowałabym tu najchętniej z jedną czwartą utworu, ale ograniczę się z konieczności do jednego zdania:
"Kurtz był postacią bardzo charyzmatyczną, wszechstronnie uzdolnioną, wywierał na ludziach silne wrażenie nawet na odległość i nawet po śmierci. Do Afryki wybrał się przede wszystkim dla pieniędzy, ale pojechał tam przepełniony szczytnymi ideałami, które zamierzał wcielić w życie.
Marlow uważał, że tylko idea i prawdziwa, “altruistyczna wiara w tę ideę” może odkupić zło wyrządzone przez kolonializm. Sądzę, że zaaplikował sobie taki pogląd, żeby jakoś znosić, jakoś sobie wytłumaczyć codzienność wypełnioną widokiem bezsensownej śmierci, brutalnej przemocy, niekończących się absurdów. Marlow nie mógł się doczekać spotkania z Kurtzem, bo spodziewał się, że na zarządzanej przez niego stacji będzie wreszcie inaczej, będzie normalnie. Nie było, było gorzej niż gdzie indziej.
A jednak nawet po latach uważał go za człowieka wybitnego, choć z obłąkaną duszą. Ostatnie słowa Kurtza zinterpretował w sposób dla umierającego najpochlebniejszy, najlitościwszy, choć było tyle innych możliwości".
Oczywiście możliwe jest, że ja niewłaściwie zinterpretowałam interpretację Marlowa:).
Mnie się ta wyprawa wydała podróżą w głąb ludzkiej natury. Autochtoni przypominali Marlowowi prehistorycznych przodków współczesnych białych ludzi. Gardził ich prymitywizmem. Pociągały go ich rytuały. Czy jednak kolonizatorzy okazali się bardziej cywilizowani? No właśnie że nie. Wieki postępu we wszystkich dziedzinach nauki i kultury nie zdołały przezwyciężyć "dzikiej" natury człowieka. Używanie strzelb i karabinów jest przecież tak samo okrutne jak wypuszczanie z gąszczów zatrutych strzał. Chyba to właśnie przestraszyło Marlowa (a wcześniej może też Kurtza): zło czające się gdzieś w nim samym, ciemność skupiona w zakamarku jego serca.
Poznałam "Jądro ciemności" w tłumaczeniu Anieli Zagórskiej, spokrewnionej z Conradem. Podobało mi się, choć czytałam, że zawiera "nalot młodopolski". Zamierzam jednak sięgnąć kiedyś w przyszłości po inne przekłady, ciekawa jestem zwłaszcza nowego tłumaczenia Jędrzeja Polaka.
Zacytowałabym tu najchętniej z jedną czwartą utworu, ale ograniczę się z konieczności do jednego zdania:
Żyjemy tak, jak śnimy - samotni... [str. 48]
Muszę to kiedyś przeczytać. Ostatnio nawet rozmawiałam ze znajomą, która w swoim DKK ma omawiać Jądro Ciemności, że to jedna z pozycji którą należy w swoim życiu przeczytać. Co do treści książki się nie wypowiem, bo jej jeszcze nie poznałam, ale recenzja skutecznie mnie zachęciła (i nie jest to słodzenie blogowe ;)))
OdpowiedzUsuńMam ochotę sięgnąć po Jądro ciemności, głównie ze względu na cytat jaki zamieściłaś, a który jest przecież tak prawdziwy.
Poszukam jej w bibliotece, będzie to dobra odskocznia od tych "moich" kryminałów.
:) Pozdrawiam
Ja mam z Conradem jak do tej pory bardzo kiepskie doświadczenia. "Jądro ciemności" przeczytałam w bólach jako lekturę w liceum i tak, jak większość lektur szkolnych z tego okresu bardzo mi się podobało i pojmowałam w lot, o co chodzi, tak ta była jedyną, która jakoś nie chciała mi się poddać, nie potrafiłam jej ogarnąć. Kiedyś zaczęłam czytać też "Nostromo" i ta książka również stała się u mnie niechlubnym wyjątkiem - porzuciłam ją po kilkudziesięciu stronach (a zdarza mi się to bardzo rzadko). Teoria jednak, że to wiek nastoletni nie sprzyja zrozumieniu twórczości Conrada ma w moim przypadku sens, więc może nie powinnam go spisywać na straty, zwłaszcza, że tylko wkoło pochlebnych recenzji, jak i Twoja.
OdpowiedzUsuńmyślę że książka świetna nie tylko sama w sobie,czytana osobno;) ale także jako źródło inspiracji...nie mogę się dziś wysłowić..mam na myśli to, że klasa filmów/książek (Czas apokalipsy / Wytępić całe to bydło) powstałych po jej przeczytaniu też świadczy o jej wyjątkowości
OdpowiedzUsuńMary, Ciebie nie podejrzewam o słodzenie:).
OdpowiedzUsuńKsiążek, które trzeba przeczytać, jest mnóstwo, natomiast "Jądro ciemności" uwiarygadnia trochę takie kanony (w przeciwieństwie do "Kodu Leonarda da Vinci", który jednak na wielu takich listach widnieje).
W mojej bibliotece widziałam sporo egzemplarzy, bo to chyba lektura, więc na pewno uda Ci się wypożyczyć.
Również pozdrawiam:).
naia, mnie też się kiedyś wydawało, że lektury pojmowałam w lot. Owszem, pojmowałam, ale jakoś tak po dziecinnemu i naiwnemu. Kiedy dziś wracam do niektórych z tych książek, odbieram je już trochę inaczej.
Odkąd zaczęłam prowadzić tego bloga rzadziej porzucam książki przed dokończeniem lektury - może dlatego, że uważniej je sobie dobieram:). Mój niechlubny rekord sprzed lat to "Alchemik" Coelho - udało mi się przeczytać tylko dwie czy trzy strony;).
porzadek_alfabetyczny, jedno z opowiadań Dukaja w zbiorze "Król bólu" również nawiązuje do "Jądra ciemności". Niestety, dotychczas nie czytałam, nawet nie oglądałam jeszcze tych filmów:(.
Dorzucę kolejną inspirację "Jądrem..." - "Dżozef" Małeckiego, świeżo wydany przez WAB. Główni bohaterowie to Kurz, Maruda i wielbiciel Conrada.
OdpowiedzUsuń