Tytuł: Solfatara
Autor: Maciej Hen
Pierwsze wydanie: 2015
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Archipelagi
ISBN: 978-83-280-2081-8
Stron: 917
Na obrazach François de Nomé, jednego z bohaterów powieści, monumentalne, bogato rzeźbione budowle zdecydowanie dominują nad drobnymi sylwetkami ludzkimi; jakby malarz dodawał scenki rodzajowe tylko po to, żeby obraz był o czymś i się sprzedał. Podczas konstruowania tej powieści pan Hen
nie wzorował się na tym artyście i opowiadanym historiom i swoim bohaterom poświęcił równie
dużo miejsca co tłu "Solfatary", czyli powstaniu, które wybuchło w
Neapolu w 1647 roku, kiedy ludność gwałtownie i krwawo sprzeciwiła się wysokim podatkom.
Fantastyczne ruiny ze św. Augustynem i dzieckiem (źródło) |
(To właśnie François miał być początkowo głównym bohaterem "Solfatary", więc przypuszczam, że jego twórczość musiała na Macieju Henie wywrzeć pewne wrażenie. Na mnie wywarła - zdawać by się mogło, że artysta malował głównie nocą, a włoskie panoramy wyglądają na tych płótnach jak Gotham City).
Najważniejszą postacią i kluczowym narratorem książki został jednak pięćdziesięciojednoletni Fortunato Petrelli, założyciel i redaktor (fikcyjnych) "Wiadomości Neapolitańskich". Postanowił spisać swoje wspomnienia o mieście, które już wkrótce może wskutek zamieszek zniknąć z powierzchni ziemi, przynajmniej w swoim dotychczasowym kształcie, i o - właściwie przede wszystkim - ludziach, którzy współtworzyli jego towarzyską i intelektualną atmosferę. Petrelli miał to szczęście, że przez całe życie obracał się wśród osób niebanalnych, więc miał o czym opowiadać. Jednocześnie jako dziennikarz wprawiony w obserwowaniu i analizowaniu bieżących wydarzeń w sposób wyważony relacjonuje przebieg pierwszych dziesięciu dni powstania - bynajmniej nie na łamach swojej gazety, tę samowolnie przejął Venanzio, chrześniak i współpracownik Fortunata.
Każdy z nich reprezentuje zupełnie inne podejście do zawodu dziennikarza. Petrelli to z naszego punktu widzenia tradycjonalista (z siedemnastowiecznego - nowator): w swoich "Wiadomościach" zamieszczał sprawdzone informacje i rzetelne analizy, starał się zawsze poznać opinię wszystkich stron konfliktu czy sporu, choć liczyć się też musiał ze stanowiskiem władz, które udzieliły mu pozwolenia na założenie gazety. Znacznie młodszy Venanzio za cel istnienia prasy uważał dostarczanie newsów i to newsów zgodnych z linią aktualnie rządzących w Neapolu przywódców powstania. To trochę
tak jakby "Polityka" zmieniła się w skrzyżowanie "Faktu" i "wSieci".
Ten
pokoleniowy konflikt to oczywiście tylko jeden z wielu pobocznych wątków
"Solfatary", ale bardzo aktualny również dzisiaj, kiedy prawie wszystkie media się tabloidyzują, a od dziennikarza wymaga się, żeby w króciutkim wejściu albo artykuliku zawarł informacje o genezie jakiegoś problemu, aktualnej sytuacji i jeszcze zakończył wypowiedź "efektowną" pointą, która rozbawi "ciemny lud".
Cóż, ponarzekałam sobie. Wracam do powieści.
Fortunato nie próbuje odzyskać swojej gazety, zresztą pisanie prawdy mogłoby się dla niego skończyć bardzo drastycznie.Nie ma na to wszystko czasu, bo pochłaniają go kobiety. Próbuje w rewolucyjnym chaosie odszukać swą
kochankę Fiammettę, co jest o tyle trudne, że nie zna jej prawdziwego
imienia i nigdy nie widział jej twarzy; stara się jednocześnie pomóc
tajemniczej księżniczce Donnie Svevie opuścić miasto, w którym
arystokracja, a nawet ludzie choćby nieco porządniej ubrani narażeni są
na atak ze strony oszalałego tłumu.
Właśnie. Mnie się ostatnio wszystko kojarzy, więc bunt neapolitańczyków skojarzył mi się oczywiście ze strajkami i "wydarzeniami" w PRL, które również wybuchały przede wszystkim z przyczyn ekonomicznych, a nie politycznych. I tak jak w siedemnastowiecznym Neapolu, tak i u nas na czele stanął prosty człowiek - tam rybak Masaniello, u nas pewien elektryk, i obaj otoczeni byli przez ludzi lepiej wykształconych, oddanych sprawie. Na tym analogie się kończą - u nas wszystko rozegrało się znacznie mniej krwawo (może wskutek rozłożenia w czasie).
Masaniello |
Konstrukcja powieści pozwoliła Maciejowi Henowi wyeksponować przeróżne aspekty i etapy rewolucji, więc jej obraz jest pełny i na pewno nie czarno-biały, nie odnosi się wrażenia, że oto prosty, ciemiężony, ale w całości szlachetny lud Neapolu powstał przeciwko okrutnym rządom barbarzyńskich Hiszpanów. Dobrze, że autor wybrał na miejsce akcji włoskie królestwo; gdyby z takim samym obiektywizmem opisał jakiś epizod z historii Polski, mógłby mieć już wkrótce poważne kłopoty.
Zresztą Królestwo Neapolu było miejscem zdecydowanie ciekawszym niż siedemnastowieczna Rzeczpospolita. Przypuszczam, że w tym jednym mieście mieszkało wtedy więcej malarzy, muzyków i innych artystów niż w całej ówczesnej Polsce. W dodatku lepszych, bardziej innowacyjnych i bardziej docenianych. Myślę, że możliwość oglądania dzieł Caravaggia nie mogła nie mieć wpływu na stan umysłu i poczucie estetyki neapolitańczyków, przynajmniej tych, którzy mieli czas i siłę, żeby zwiedzać kościoły, w których te obrazy były prezentowane. Wątpię, by u nas istniały wówczas salony intelektualne w rodzaju Akademii pani Sarocchi, gdzie dyskutowano o literaturze czy teoriach Kopernika i Galileusza. U niej bywali członkowie rodziny Basile, m.in. Giambattista Basile, autor zbioru baśni, na podstawie których powstał przepiękny film "Pentameron" (bardzo polecam, jeśli jeszcze ktoś nie obejrzał). Panie z tej familii odegrały ważną rolę w życiu Fortunata Petrellego i jego przyjaciół. To one jako pierwsze oczarowały go wykonaniem kompozycji Carla Gesualdo, księcia Venosy, który nie tylko tworzył piękną muzykę, ale i miał ciekawe życie osobiste, które poznajemy w dalszej części książki.
Nasz bohater nie spędził całego życia w Neapolu: wychował się w Rzymie, odbył podróż do Paryża, zawodu drukarza uczył się w Metzu. Miał wiele przygód i sporo romansów, i to już jako nastolatek. Stąd w "Solfatarze" melanż powieści historycznej, przygodowej, obyczajowej i jeszcze w dodatku odrobina detektywistycznej. Mimo wszystko książka jest bardzo spójna, dobrze przemyślana, dopracowana, również stylistycznie. Owoc ośmioletniej pracy autora nad tą książką. Powstała prawie tysiącstronicowa powieść, która nie nuży i która emanuje bogactwem ciekawych bohaterów, intensywnością życia,
nawet kiedy mowa w niej o przykrych doprawdy wydarzeniach.
Skojarzenie z "Ogniem i mieczem" samo się nasuwa, wszak w Rzeczpospolitej rok 1647 to też był "dziwny rok". Postaci Sienkiewicza myślą wyłącznie o ojczyźnie, Bogu i pięknych pannach, biją się, chlają, zalewają łzami i modlą. W całych Rozłogach, nie takim biednym przecież majątku, nie było ani piór, ani atramentu, a Skrzetuski nawet nie był pewny, czy Helena potrafi pisać. Wyobraźmy sobie księcia Jaremę, który zamiast myśleć o dobru Polski komponuje madrygały... Kiedy porównuję te dwa powieściowe światy, dochodzę do wniosku, że ówczesne włoskie królestwa i księstwa cywilizacyjnie znacznie wyprzedzały Rzeczpospolitą, a Polacy w porównaniu do Włochów byli strasznymi ponurakami i nudziarzami. Jeden pan Zagłoba wiosny nie czyni. Tam Caravaggio, u nas ryngrafy i Dzikie Pola.
Skojarzenie z "Ogniem i mieczem" samo się nasuwa, wszak w Rzeczpospolitej rok 1647 to też był "dziwny rok". Postaci Sienkiewicza myślą wyłącznie o ojczyźnie, Bogu i pięknych pannach, biją się, chlają, zalewają łzami i modlą. W całych Rozłogach, nie takim biednym przecież majątku, nie było ani piór, ani atramentu, a Skrzetuski nawet nie był pewny, czy Helena potrafi pisać. Wyobraźmy sobie księcia Jaremę, który zamiast myśleć o dobru Polski komponuje madrygały... Kiedy porównuję te dwa powieściowe światy, dochodzę do wniosku, że ówczesne włoskie królestwa i księstwa cywilizacyjnie znacznie wyprzedzały Rzeczpospolitą, a Polacy w porównaniu do Włochów byli strasznymi ponurakami i nudziarzami. Jeden pan Zagłoba wiosny nie czyni. Tam Caravaggio, u nas ryngrafy i Dzikie Pola.
Nie mogę nie wspomnieć o szkatułkowej konstrukcji fabuły "Solfatary", która wymaga od odbiorcy pewnego skupienia: raz
znajdujemy się na neapolitańskim targowisku w 1647 roku i obserwujemy
moment wybuchu powstania, by za chwilę przenieść się kilkadziesiąt lat
wstecz i zagłębić w historię dzieciństwa Petrellego, który w swoją
autobiografię wplata autobiografię przyjaciela, wspomnianego już
François. I tak dalej. Bieżące wydarzenia relacjonowane są w miarę linearnie, ale we
wspomnieniach poszczególnych postaci można się troszkę pogubić,
zwłaszcza jeśli czyta się tę powieść z przerwami. Nie jest łatwo, ale cóż to szkodzi, skoro jest bardzo przyjemnie?
Fantastyczny jest ten obraz de Nome!
OdpowiedzUsuńCiekawe, że miałaś skojarzenia współczesne, bo ja czytałem Solfatarę szczęśliwy, że autor nie załatwia pod płaszczykiem powieści historycznej żadnych współczesnych porachunków, nie czyni aluzji do dzisiejszej sytuacji itepe. Czysta radość opowiadania.
Warto przejrzeć jeszcze inne obrazy tego malarza, prawie wszystkie jakieś takie mroczne, choć może to częściowo skutek upływu czasu i blaknięcia kolorów...
UsuńNie wiem, czy Hen świadomie umieścił w tej książce jakieś aluzje. Za moje skojarzenia odpowiadam tylko ja sama:). W każdym razie autor sam był dziennikarzem i - jak mówi w rozmowie w Trójce - z racji zawodu obserwuje pracę dziennikarzy, więc nie może nie mieć na ten temat jakichś refleksji. Czy umieścił je w "Solfatarze"? Trudno powiedzieć.
Czytając tę powieść, również odnosiłam wrażenie, że autor po prostu świetnie się bawił, kiedy tę książkę wymyślał i tworzył, nie oglądając się na mody i listy bestsellerów. Mam nadzieję, że "Solfatara" stopniowo będzie zdobywała kolejnych czytelników.
Poszukam tych obrazów, bo fascynujące.
UsuńA myśli czytelników biegną swoimi torami, wiadomo.
Nawet jeśli autor nie bawił się dobrze przy pisaniu, to starannie to ukrył. Ale głowę dam, że się bawił i tę cudowną lekkość się odczuwa.
Może taka sytuacja jest możliwa tylko wtedy albo zwłaszcza wtedy, kiedy autor nie utrzymuje się z pisania? Jak rozumiem pan Hen wykonuje inny zawód, więc nikt go nie popędzał, mógł sobie pisać, kiedy chciał, na luzie i to właśnie widać w powieści.
UsuńMożliwe, że chodzi o ten brak ciśnienia. Liczę, że doczekamy się kolejnej powieści, mogę nawet poczekać parę lat :)
UsuńJa też, bo wbrew pozorom ciekawe, inteligentne i spójne powieści nie trafiają się wcale aż tak często. Z tego właśnie powodu czytam ostatnio mniej literatury pięknej, a więcej książek popularnonaukowych.
UsuńJa nieustająco próbuję znaleźć kolejne dobre powieści i nawet czasem się udaje :)
Usuńbardzo mnie cieszy kolejny zadowolony czytelnik 'Solfatary'! objętościowo książka jest nieco przerażająca, ale jak już się ją zacznie czytać, pochłania niesamowicie. ja się nie gubiłam we wspomnieniach poszczególnych postaci, ale może dzięki temu że czytałam książkę bez większych przerw?
OdpowiedzUsuńciekawe spostrzeżenie odnośnie przedstawienia powstania, ja miałam wrażenie, że te racje ludu nie były wystarczająco dobrze pokazane, ale być może dlatego że do tej pory historię rewolucji Masaniella znałam z opowieści Włochów, w której to wersji właśnie "prosty, ciemiężony, ale w całości szlachetny lud Neapolu powstał przeciwko okrutnym rządom barbarzyńskich Hiszpanów" :)
Obawiałam się, że w "Solfatarze" będą jakieś mielizny, właściwie należało się ich spodziewać w powieści tych rozmiarów, ale jakimś cudem autor zdołał uniknąć zbędnych dłużyzn. Nieco trudniejsze w odbiorze wydały mi się tylko fragmenty dotyczące muzyki, bo znam się na niej mniej więcej tak samo jak na fizyce kwantowej;).
UsuńOdnośnie do naszej historii też pokutują różne mity. Np. o tym, jakim to wspaniałym krajem była podobno dawna Rzeczpospolita - tylko jakoś rzadko wspomina się o bezwzględnym wyzyskiwaniu chłopów, którzy przez wielki byli niewolnikami szlachty.
Właśnie wczoraj skończyłam czytać inną książkę, odczarowującą nieco parę znanych i wybitnych niemieckich naukowców, mianowicie "Rachubę świata". Świetna rzecz.
mnie się bardzo te fragmenty o muzyce podobały, chyba właśnie dlatego, że jest to coś mi totalnie niedostępnego, i że sama nigdy nie potrafiłabym tak o niczym napisać. już prędzej opanuję fizykę kwantową ;)
Usuńsprawdziłam tę książkę "Rachuba świata" i teraz ją kojarzę, ale nie zdawałam sobie sprawy, że to powieść!
Nieznane i niepoznawalne fascynuje. Ja z podobnymi wrażeniami oglądałam w ubiegłym roku Konkurs Chopinowski;).
Usuń"Rachuba świata" to dość krótka powieść, ale zanim o niej napiszę, muszę przeczytać ją raz jeszcze. Za pierwszym razem sporo mogło mi umknąć ze względu na okoliczności. Bardzo odpowiada mi poczucie humoru autora wymieszane z pewną dozą melancholii.
podoba mi się to, że znajdujesz czas na lekturę 'raz jeszcze'. coraz częściej też stwierdzam, że przydałaby mi się ponowan lektura dopiero co przeczytanej książki, ale prawie nigdy nie potrafię się na to zdobyć. teraz co prawda powtarzam niedawno przeczytaną książkę, ale to jest wyjątek.
UsuńZwykle nie znajduję nie tyle nawet czasu, co chęci:). Czytam dwa razy pod rząd książki, które mi się bardzo podobają, albo takie, których za pierwszym razem nie zrozumiałam, a czuję, że powinnam. I raczej nie te najgrubsze:).
UsuńPierwszy raz czytam dla fabuły, drugi - dla całej reszty:).