Tytuł: Doktor Murek zredukowany
Pierwsze wydanie: 1936
Autor: Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Wydawnictwo Łódzkie
ISBN: 83-218-0836-0
Stron: 263
Z twórczością Dołęgi-Mostowicza stykałam się do tej pory tylko pośrednio - poprzez ekranizacje jego powieści. Nie można ich nie kojarzyć: Dyzma to właściwie eponim, a "Znachora" można obejrzeć w telewizji w każde święta. Sięgnęłam najpierw po "Doktora Murka", bo zaciekawiły mnie fragmenty tej książki cytowane w "Wyprawie w Dwudziestolecie".
Nie jest to przyjemna historia, o nie. Jej głównym bohaterem jest doktor Franciszek Murek, "syn prostego chłopa", który dzięki finansowej pomocy zdobył prawnicze wykształcenie i został sprawnym, szanowanym urzędnikiem. Poznajemy go, kiedy ma trzydzieści lat i - zdawałoby się - świetlaną przyszłość przed sobą: awans zawodowy i społeczny, pierwszy dzięki własnym umiejętnościom i pracowitości, drugi - poprzez małżeństwo z piękną panną z ziemiańskiej rodziny. Gdyby do tego wszystkiego doszło, nie byłoby właściwie o czym pisać, więc czytelnik od początku spodziewa się gromu z jasnego nieba, który zniszczy te obiecujące perspektywy. I grom uderza, może nie spektakularnie, ale celnie. Wskutek pomówienia doktor Murek traci pracę, zostaje "zredukowany", ale na początku wcale się nie poddaje, bo wierzy w naturalny porządek świata, w którym o wartości człowieka nie decyduje plotka, ale jego "wartość wewnętrzna i przydatność społeczna, jego zasługi, cnoty obywatelskie i ludzkie, poziom umysłu, ciężar wiedzy a także charakter,
czyli wola i trwałość zasad. Wszelkie zakłócenia w tym uporządkowanym obrazie są
zgubą dla całości, a klątwą dla winowajców" [str. 19]. Naiwniak.
Przygniatają go kolejne nieszczęścia, to taki Hiob międzywojnia, z tym że nie Bóg go tak doświadcza, ale inni ludzie. Najpierw traci wiarę w system, potem w bliźnich, ale w finale wyzbywa się kompleksów i zyskuje pewność siebie, co manifestuje w sposób zgoła nieoczekiwany.
Nie jest to wybitna powieść, ale wypada znacznie lepiej, jeśli potraktuje się ją jako ironiczny, właściwie szyderczy komentarz autora do ówczesnej sytuacji w kraju. Zanim Dołęga-Mostowicz zajął się na serio literaturą, był dziennikarzem i to w niektórych fragmentach widać: np. opisy warszawskich noclegowni albo buntu odśnieżających tory to prawie reportaże, posłuchania u wojewody - polityczny pamflet, scena bitwy u Horzeńskich jest jakby wycięta z taniego brukowca. Urzędnicy są skorumpowani, ziemianie - w gruncie rzeczy prostaccy i amoralni, pracownicy - wyzyskiwani, komuniści, którzy teoretycznie powinni walczyć o poprawę losu robotników - wewnętrznie skłóceni i przekupni, przestępczość kwitnie. Generalnie: ruja i porubstwo. Zresztą, czy dziś jest inaczej?
Niechże sama pani powie, czy pieniądze nie klasyfikują ludzi? Na przykład człowiek zamożny jest na ulicy przechodniem, a obdartus gapiem. Ktoś, kto podróżuje z pełnym portfelem, nazywany jest turystą. Niech jednak nie ma pieniędzy, już staje się włóczęgą. Żyjący w dostatkach ma tytuł „osoby”, a bogacz „osobistości”, lecz nędzarz jest tytko „osobnikiem”. Pieniądze uprawniają do nieprzestrzegania form towarzyskich. Zyskuje się opinię oryginała, biedak za to samo będzie nazwany chamem. Bogaty, gdy bije po pysku, broni swego honoru, hołysz jest po prostu opryszkiem. Nawet w kryminale rozróżnia się takie rzeczy stanowe. Gość, co świśnie milion, jest defraudantem, a żebrak, co wyciągnie bliźniemu z kieszeni złotówkę, to złodziej. [str. 182]
Dołęga-Mostowicz jeszcze w tym samym roku napisał kontynuację tej powieści pt. "Drugie życie doktora Murka". Na jej lekturę raczej nie mam ochoty, ale "Karierę Nikodema Dyzmy", "Znachora" albo "Pamiętnik pani Hanki" chętnie kiedyś przeczytam, licząc na to, że otrzymam kolejną dawkę takiego brutalnego realizmu jak w omawianej tu powieści.
Co do "Znachora" to na brutalny realizm nie ma co liczyć, moim zdaniem, książka wypada bardzo blado w stosunku do filmu.
OdpowiedzUsuńSzkoda. Liczyłam na wiarygodne, naturalistyczne opisy stosunków społecznych na wsi i w prowinacjonalnym miasteczku - coś podobnego do opisów noclegowni w "Doktorze Murku". Czytałam, że Dołęga-Mostowicz pisał "Znachora" jako podstawę scenariusza, a film wszedł do kin w 1937 roku. Oczywiście go nie oglądałam, ale ekranizację z 1981 uważam za bardzo dobrą, zwłaszcza aktorsko.
UsuńZgadza się, Znachor to raczej w kategorii baśniowej się obraca. Pamiętnik pani Hanki pamiętam jako kompletną ramotę, ale Dyzma się broni. Doktor Murek mnie denerwował :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie "Dyzmy" w bibliotece ostatnio nie było - w tym roku są wybory do parlamentu, więc może spin doktorzy wypożyczyli.
UsuńOni to prędzej DVD z serialem szukają :)
UsuńJeśli śledzi się tylko wyniki sondaży i ogląda słupki, to może rzeczywiście trudno przestawić się potem na czytanie literatury, bo trzeba wtedy próbować zrozumieć, co inni (w tym przypadku - pisarze) mają do powiedzenia, a dla ludzi związanych z polityką może się to okazać zbyt trudne.
UsuńTak mnie naszła później myśl, że i serial może się okazać zbyt trudny (a na pewno zbyt długi) i będą się dokształcać z wersji z Cezarym Pazurą :P
UsuńAlbo przejrzą streszczenie:).
Usuń"Doktor Murek zredukowany", to najlepsza książka Dołęgi-Mostowicza, jaką do tej pory przeczytałam. Polecam 2 część "Drugie życie doktora Murka". Dla mnie to świetne studium psychologiczne człowieka. Myślę, że problematyka poruszona w powieści ma wymiar ponadczasowy. Dołęga trafnie sportretował różne grupy społeczne, które żyjąc obok siebie nie mają pojęcia o swoim istnieniu. Zresztą tak jest i dziś, czy osoba, która ma pracę i niezachwianą pozycję, zrozumie zwolnionego z pracy, który pozostaje bez możliwości zarobkowania? Jak w przysłowiu: syty głodnego nie zrozumie :)
OdpowiedzUsuńTo jedyna książka tego autora, którą do tej pory przeczytałam, i nie spodobała mi się na tyle, żebym zaraz się rwała do szukania jego następnej powieści. Może i trafnie portretował to i owo, ale żaden z niego Rembrandt albo Caravaggio...
UsuńBardzo fajnie, że mogę zaczerpnąć z Twojego bloga inspiracji i materiałów do czytania. Sam amatorsko piszę, chciałbym wydać nawet własną książkę. Sam zająłem się sprawą prawie od A do Z... aż do druku, bo tym zajmie się akurat drukarnia internetowa.
OdpowiedzUsuńPowodzenia Ci życzę w dalszym prowadzeniu bloga. :)
Pozdrawiam!
Spróbujcie przeżyć jak doktor murek , Nikodem Dyzma lub Znachor to zrozumiecie ponadczasowość utworów.
OdpowiedzUsuńO jakości książki nie decyduje tylko temat poruszony przez autora.
UsuńPróbowałem "zmęczyć" "Doktora Murka zredukowanego", ale to taki gniot, że można się załamać! Bohaterem jest męczący przygłup, który we mnie wzbudził tylko niesmak. Cała książka robi wrażenie przypadkowej. Akcja nigdzie nie prowadzi, postacie pojawiają się i znikają bez korelacji z fabułą. Im dalej w tekst, tym więcej durnych opisów i chaosu. Odnosząc do "Kariery Nikodema Dyzmy", to straszne rozczarowanie. Przebrnąłem jeszcze "Znachora", ale tu już był problem dłużyzn i kretyńskiej ckliwości. Niestety Murek, to jeszcze kilka poziomów niżej. Wcześniej miałem podejście do "Prokurator Alicji Horn", ale to było zbyt wiele na moje nerwy. Okazuje się, że Mostowicz powinien dać sobie spokój z pisaniem po "Dyzmie", bo każda następna powieść okazywała się "dramatem".
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę ponad dwa lata temu, ale nie przypominam sobie "wrażenia przypadkowości", o którym piszesz. Na pewno nie jest to dobra powieść, ale moim zdaniem jakieś walory poznawcze ma. "Dyzma" wciąż jeszcze przede mną.
Usuń