Impresje

czwartek, 5 stycznia 2012

SZPIEG

Tytuł: Szpieg (Tinker, Tailor, Soldier, Spy)
Pierwsze wydanie: 1974
Autor: John le Carré
Tłumaczenie: Jan Rybicki

Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 978-83-7799-568-5
Stron: 398

Ocena: 2+/5


Przeczytałam tę książkę z trzech powodów: miałam ochotę na jakąś lżejszą lekturę, dostałam ją za darmo od Tok Fm (czasami rozdają książki, wystarczy zwykle szybko wysłać mail), no i zamierzam obejrzeć film pt. "Szpieg", który na jej podstawie zrealizowano, a słyszałam (wspominał o tym m.in. snoopy), że fabuła jest dość skomplikowana. 

Właściwie opowiedziana w książce historia jest prosta: podejrzewa się, że w ścisłym dowództwie brytyjskiego wywiadu działa szpieg pracujący na rzecz Rosjan (trwa zimna wojna), a lojalni, obecni i byli, pracownicy tzw. Cyrku (czyli MI6) prowadzą nieformalne śledztwo, aby wyjaśnić, kto jest tym "kretem". Tyle. Początkowo jednak, zanim rozgryzłam, kto jest kim, i zanim zorientowałam się nieco w szpiegowskim slangu, czytanie szło mi jak po grudzie.

Nie ma tu absolutnie żadnej widowiskowości ani gwałtownych zwrotów akcji, tylko żmudne grzebanie w starych aktach, rozmowy i liczne retrospekcje. Napięcie pojawia się od czasu do czasu, ale bohaterowie są tak flegmatyczni, że czytelnik szybko przestaje spodziewać się po nich jakichś spektakularnych działań. Bardziej niż szpiegów przypominają biurokratów i wydaje się, że skupieni są raczej na walce o awans i władzę niż na pracy wywiadowczej. Zresztą kluczowe dla całej sprawy wydarzenia rozegrały się w przeszłości, teraz wydobywa się je tylko na światło dzienne.

Psychologia postaci nie jest zbyt rozbudowana, ale da się odróżnić jedną od drugiej, co w tego rodzaju literaturze zupełnie wystarczy;), a główny bohater (George Smiley) wzbudza nawet sympatię - jako podatnik chciałabym, żeby w państwowych instytucjach pracowali tylko tacy sumienni ludzie.

Podsumowując: czytałam z pewnym zainteresowaniem, chciałam dowiedzieć się, kto jest tym "kretem" i dlaczego nim został, dostarczyła mi ta powieść trochę rozrywki, ale utwierdziła mnie też w przekonaniu, że sensacyjne fabuły wolę oglądać w kinie.

***
Książka została przetłumaczona na nasz język aż dwa razy w stosunkowo krótkim okresie czasu: w 2000 roku wydał ją Amber w przekładzie Ewy Życieńskiej, a dziesięć lat później Świat Książki w przekładzie Jana Rybickiego (wtedy jeszcze pod tytułem "Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg"). Czyżby bardziej opłacało się zlecić nowe tłumaczenie niż kupić prawa do starego?

Zdaje mi się, że nad niektórymi zdaniami korekta czy też redakcja powinna pochylić się nieco dłużej.

11 komentarzy:

  1. Widzę że od tej książki nie można wiele wymagać, ja niestety(no chyba:P) lubię książki w których się coś dzieje, przynajmniej od takiej wymagałbym tego, no cóż w takim razie do widzenia "Szpiegu"

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby bardziej opłacało się zlecić nowe tłumaczenie niż kupić prawa do starego?

    Na podstawie tego faktu można domyślić się ile zarabiają polscy tłumacze.

    Książki nie czytałem, a film mi się spodobał. Dobre aktorstwo, dobre zdjęcia, dobra muzyka. Ale wcale nie uważam go za jakoś wybitnie zagmatwanego. Fakt, że jest w nim dosyć sporo ślepych uliczek, ale sama główna intryga jakoś bardzo wielowymiarowa nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po obejrzeniu filmu (moim zdaniem rewelacyjnego) mam ochotę przeczytać powieść, choć Twoja ocena trochę mnie do tego zniechęciła. Jeszcze nie wiem, czy po nią sięgnę, gdyż nie jestem fanem tego typu literatury. No, zobaczymy... Dzięki za recenzję i podlinkowanie do mnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. film bym obejrzała, widziałam zapowiedź, natomiast w ogóle nie ciagnie mnie do ksiązki, o dziwo :) zresztą nawet nie wiedziałam że jest.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ichigol, właśnie z takim nastawieniem zaczęłam czytać: nie wymagać zbyt wiele, więc się nie rozczarowałam.

    Cedro, może były problemy z prawami autorskimi do poprzedniego tłumaczenia? Któż to wie. Pan Jan Rybicki (pracownik UJ) taki pierwszy z brzegu chyba nie jest i pewnie się ceni.

    Film obejrzę na pewno, przede wszystkim ze względu na Gary'ego Oldmana - bardzo lubię tego aktora i mam nadzieję, że w tej roli miał wreszcie co zagrać.

    snoopy, no właśnie, ja też fanką tego rodzaju książek nie jestem (może nie trafiłam jeszcze na arcydzieła gatunku?:), więc nie wiem, jak wypada na tle innych powieści szpiegowskich. Przyłożyłam do niej moją zwykłą miarę. Może Tobie akurat się spodoba?

    Mary, ja przeczytałam tylko dlatego, że za darmo:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się z Wami nie zgodzę - Le Carre to kawał porządnej prozy. Miano "literatury sensacyjnej" czy "szpiegowskiej" w przypadku jego książek jest mocno krzywdzące. To bardziej psychologiczne analizy ciemnej strony osobowości ludzi "ze służb" niż typowe thrillery

    OdpowiedzUsuń
  7. Innych książek tego autora nie czytałam, ale w każdym razie ta jako powieść psychologiczna wypada - moim zdaniem - słabo. Sęk w tym, że tu nie ma "psychologicznej analizy ciemnej strony osobowości" szpiegów, uzasadnienie przejścia "kreta" na rosyjską stronę (główny wątek fabuły) znajduje się na samiutkim końcu i zajmuje ledwo parę akapitów - to trochę za mało. Nie wiem, może le Carré nie potrafi opisywać niuansów.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Pan Jan Rybicki (pracownik UJ) taki pierwszy z brzegu chyba nie jest i pewnie się ceni" - miło, gdy młodzież ma takie idealistyczne spojrzenie na realia pracy naukowej. Adiunkt na UJ to underdog, z całym szacunkiem do ciężkiej pracy wszystkich osób na takim stanowisku, z dr. Rybickim na czele...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie to, co piszę czy jak piszę, musi być trochę infantylne. Młodzieżą przestałam być jakiś czas temu;).

      Nie chodziło mi o zarobki związane z pracą na UJ, raczej o pewien prestiż. Powiada pan/pani, że to ułuda? Może.

      Usuń
  9. No proszę! Półtora roku chodziłem z nożem wbitym w plecy i nie zauważyłem! Nie dość, że łupię Czytelników moich przekładów, to jeszcze ten underdog!
    Już wyjaśniam. Wydawnictwom w Polsce między innymi dlatego bardziej opłaca się zamawiać nowy przekład, że przekłady literackie są NAJGORZEJ opłacanym rodzajem tłumaczenia. Choć umowa z wydawnictwem zabrania mi ujawniania wysokości honorarium, proszę mi wierzyć, samochodu sobie bym za to nie kupił (chyba że gorszy od tego, który teraz mam). Równocześnie ta sama umowa umożliwiła Wydawnictwu wykastrowanie tytułu przez skrócenie go do "Szpiega" (już nawet nie chce mi się wyliczać wszystkich powodów, dla których to był głupi pomysł) mimo moich rozpaczliwych protestów.
    Oczywiście, że adiunkt w Polsce to underdog. Ale w moim przypadku - ten piesek jest wesoły (pewnie dlatego, że za to doceniany za granicą).
    Z psim pozdrowieniem,
    Jan Rybicki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadnego noża tu nie widzę. Ani oskarżenia o łupiestwo:). Ot, dywagacje osób spoza branży, które zastanawiają się nad źródłami dziwacznych niekiedy poczynań wydawców.
      tak na marginesie, nie rozumiem, jak tak można oszczędzać na tłumaczeniu. Przecież od jego jakości zależy recepcja twórczości danego zagranicznego autora, a tym samym zyski wydawnictwa. Przynajmniej w przypadku literatury pięknej.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.