Rusza przedsięwzięcie blogowych aktywistów, czyli Nagroda blogerów książkowych:
O szczegółach można poczytać TUTAJ. Ciekawa inicjatywa, której będę się przyglądać, ale raczej biernie, bo po nowości sięgam rzadko.
***
W "książkowej" części blogosfery modne są ostatnio różne łańcuszki, których uczestnicy ujawniają (bardzo chętnie) swoje mroczne tajemnice. Mnie marzy się pospolite ruszenie na rzecz większej dbałości o poprawność językową blogowych wpisów. W końcu piszemy o literaturze! To zobowiązuje.
Czasami nachodzi mnie przemożna ochota, żeby uświadomić niektórym osobom, że w ich postach wprost roi się od błędów. Powstrzymują mnie przed tym tylko moje wrodzone lenistwo i niechęć do uczestniczenia w awanturach. Ale może kiedyś nie zdzierżę. Np. kiedy po raz kolejny zobaczę słowo "gros" zapisane jako "gro".
Ostatnio nieco mniej czasu mogę poświęcić mojemu blogowi i rzadziej udzielam się na cudzych, co jednak nie oznacza, że na nie nie zaglądam. Śledzę Wasze wpisy, moi ulubieni blogerzy, ale ich nie komentuję - mam nadzieję, że się nie obrazicie:). Ufam, że nie zależy Wam na głupich tekstach w rodzaju "Zachęciłaś mnie", "Dopisuję do mojej listy", "Jednak nie przeczytam", które nic nie wnoszą i chyba mają być tylko (wątpliwą) reklamą swojego blogu.
Nie wiem, jak się przed takimi komentarzami bronić. Moderacja nie wchodzi w grę, kasować ich nie chcę, bo to część historii mojego blogu... Chyba po prostu nie będę na nie reagować.
Być może Warszawa stanęła o godzinie W, ale Kraków z całą pewnością nie, przynajmniej nie w mojej okolicy. Co więcej, dźwięk syren alarmowych został niemal całkowicie zagłuszony przez padający rzęsiście deszcz. No i bardzo dobrze. Trzeba pamiętać, ale bez takiej ostentacji. Pieniądze przeznaczone na obchody tego wydarzenia (i rocznic podobnych "sukcesów") można wydać o wiele rozsądniej.
Co poniektórych oburzyło to, że Radosław Sikorski określił powstanie warszawskie mianem "narodowej katastrofy". Nie przepadam, łagodnie mówiąc, za tym politykiem, ale przecież fakty mówią same za siebie i trudno nie przyznać mu w tej sprawie racji.
***
A skoro już jestem przy polityce. Najnowszy spot wyborczy PiS ("Zasługują na prawdę") to jedna z najbardziej żenujących prób szantażu moralnego, z jaką mieliśmy do czynienia w naszym życiu publicznym. 10 kwietnia ubiegłego roku wydarzyła się tragedia, jej przyczyny wyjaśnił raport komisji Millera, teraz należy wdrożyć jej zalecenia i ukarać winnych zaniedbań i przestępstw. Zastanawiam się, jak ma w tym pomóc pokaz slajdów z towarzyszącym grafomańskim komentarzem.
Mam nadzieję, że ta kampania okaże się nieskuteczna - wyborcy mają swoje własne problemy, których epatowanie ckliwymi zdjęciami na pewno nie rozwiąże.
Andrzej Mleczko (źródło: Polityka) |
cóż ja mogę napisać pod opisem książki, której nie czytałam, wydaje mi się, że może mi się będzie podobać, ale wpis nie zachęca do dyskusji, jest raczej informacyjmy? Tylko 'dopisuję do listy' albo coś w tym stylu. I tak często jest, ja naprawdę dopisuję do listy. Czy to znaczy, że jestem niewarta uwagi i trzeba mnie zignorować? Mam nadzieję, że nie
OdpowiedzUsuńSikorski miał rację mówiąc o Powstaniu jako o narodowej katastrofie. Wystarczy poczytać sobie o liczbie ofiar Powstania, by uświadomić sobie jak wielką stratę demograficzną poniosła Polska. Nie mówiąc o straconych skarbach dziedzictwa kulturowego, których nie odzyskamy nigdy.
OdpowiedzUsuńJa stanąłem w Krakowie, nawet zawyłem syreną spod okien swojej biblioteki, po prostu by okazać pamięć poległym. Ni mniej, ni więcej.
Spot wyborczy PiS jest po prostu żenujący. Najsmutniejsze, w tym wszystkim jest to, że znajdzie się mnóstwo ludzi, którzy łykną to jak młody pelikan.
Co do pisaniny na blogach. Ja osobiście błędy ortograficzne staram się eliminować, jednak wciąż prześladują mnie błędy stylistyczne. Walczę z tym, ale wiem, że nie jest lekko:)
Kasiu, akurat Ciebie nie miałam na myśli, zapewniam Cię:).
OdpowiedzUsuńWidzisz, ja subskrybuję sporo bardzo różnych blogów o książkach (w tym Twój), choć na niewielu się wypowiadam. Subskrybuję również komentarze, jeśli właściciel bloga taką opcję udostępnia. I kiedy danego dnia czytam po raz dziesiąty jednozdaniowy komentarz "Zachęciłaś mnie", to czuję się zniechęcona, zniechęcona do blogosfery i pustosłowia.
Są osoby, które codziennie zostawiają takich wpisów co najmniej kilka. Ile z tych książek, którymi rzekomo tak bardzo się zainteresowali pod wpływem czyjejś recenzji, rzeczywiście czytają? Jeśli się wejdzie na ich blogi, to szybko okaże się, że prawie żadnej!
Dobijają mnie też osoby, które zostawiają komentarz, choć jasno z niego wynika, że nie czytały wpisu, do którego się odnoszą w swojej wypowiedzi! I tak np. recenzja zdecydowanie odradzająca lekturę jakiejś książki "zachęca" takiego kogoś do jej przeczytania.
Napisanie codziennie kilkunastu czy kilkudziesięciu takich "komentarzy" zajmuje tylko chwilę, bo wszystkie one brzmią niemal tak samo, a jest to świetny sposób na zdobycie nowych czytelników dla swojego bloga.
Takie osoby prawdopodobnie liczą na prosty odruch - odruch wzajemności. Mnie też się na początku wydawało, że skoro ktoś zechciał skomentować mój wpis, to powinnam mu się odwdzięczyć tym samym. Że jeśli ktoś został obserwatorem mojego bloga lub poleca go u siebie, to ja powinnam to samo zrobić dla niego. A komentarze i dobre statystyki odwiedzin są, jak wiadomo, w cenie - jeśli zabiega się o współpracę z wydawnictwami zwłaszcza;).
Zauważyłam "dziwną" prawidłowość - takie metody stosują głównie osoby, które piszą po prostu źle i mają naprawdę kiepski gust literacki.
Żeby nie być gołosłownym: sztandarowym przykładem tego nieprzyjemnego zjawiska jest działalność autora blogu Po drugiej stronie szeptu czyli świat widziany inaczej. Mam nadzieję, że przeczyta tę moją wypowiedź - zostawił tu już sporo komentarzy, więc chyba często zagląda... ;)
Charlie, no właśnie o to mi chodziło - o śmierć wielu ludzi, o upadek miasta. No ale zdaniem niektórych polityków PiS katastrofa jest tylko jedna: smoleńska.
O powstańcach pamiętam, choć może tej pamięci nie okazuję. Współczuję im i żałuje, ale nie wiem, czy ich podziwiam - zbyt mało wiem na ten temat.
Zastanawiam się, w której krakowskiej bibliotece pracujesz, ale nie pomyśl sobie, że chcę to od Ciebie wyciągnąć:). W końcu ogromną zaletą sieci jest anonimowość, ja też nie piszę pod nazwiskiem:).
Tobie błędy wspaniałomyślnie wybaczam:). Często piszesz o ciekawych książkach, a w dodatku szczerze, od serca:).
@Elenoir: Gro to pan pikuś:P Moje ukochane "mimo, że", "jako, że" - nawet u polonistek/-ów! Wbiło się do głowy, że przed "że" zawsze przecinek, i się stosuje:( Uch:(
OdpowiedzUsuńTak, to też:). I jeszcze błędne stosowanie związków frazeologicznych.
OdpowiedzUsuńWe fragmencie mojego komentarza, w którym odpowiadałam kasi.eire, zapomniałam dodać, że wcale nie uważam, że ja - w przeciwieństwie do całej reszty blogerów - piszę dobrze. Wydaje mi się tylko, że robię to w miarę poprawnie pod względem językowym, choć mnie również przydarzają się błędy, zwłaszcza interpunkcyjne.
Mam do Ciebie prośbę, Elenoir. Jeśli kiedykolwiek znajdziesz jakiś błąd językowy w którejś z moich notek (a takowe na pewno się zdarzają), to zwróć mi uwagę w komentarzu. Naprawdę będę wdzięczny. Dzięki!
OdpowiedzUsuńCo do poprawności językowej - dorzucę apropo zamiast "a propos" tudzież nagminne błędne stosowanie apostrofów w odmianie nazwisk obcych. Ale nikt nie jest doskonały, ja też;)
OdpowiedzUsuńRocznica 1 sierpnia 1944 - przyznam, że nie oczekiwałabym po innych miastach (niż z woj. mazowieckiego) wycia syren. Byłam natomiast wczoraj rozczarowana, że w moim podwarszawskim mieście syren nie uruchomiono - w końcu "tędy przeszła Warszawa" po Powstaniu.
Wypowiedź min. Sikorskiego była od początku podawana bez szerszego kontekstu i zapewne z tego powodu przez wiele osób potępiona. Ręce mi opadły na stwierdzenia, że Sikorski powinien przeprosić. Polskie piekiełko chyba nigdy nie wygaśnie.
Ja tam, jak mnie bardzo zaboli, to zwracam uwagę. Najczęściej mailem. Ale że sam, często gęsto, używam stworzonych przez siebie neologizmów, zdań - piętrowców i karkołomnych zestawień wyrazów, a i mistrzem stylistyki czy interpunkcji nie jestem, tom tolerancyjny. A komentarze jak te, o których piszesz? Kiedyś mnie bawiła ta pogoń za lansem, teraz troszkę wkurza, bo i mojego miejsca w Sieci nie ominęła. Ale wszystko jest do przeżycia, tym bardziej, że słońce wyszło :D
OdpowiedzUsuń:) podoba mi się Twój komentarz Elenoir. Popieram w całej rozciągłosci, chociaż mnie również zdarza się mnóstwo błędów zapewne i kolokwializmów, ale nie przejmuję się tym, bo bym oszalała, a już chyba i tak bardziej nie można ;D
OdpowiedzUsuńW kaTak poza tym to chyba fajna akcja z tą złotą zkaładką czy tam nakładką, bo co wejdę na jakiegos bloga to widzę notkę o tym tytule. Z drugiej strony nie bardzo wiem co miałabym nominować jako najbardziej wciągającą książkę, bo jest takich mnóstwo i pojęcia nie mam co miałabym wybrać.. Ech. Ja się nie nadaję do takich akcji :D Pozdrawiam
Oj, tak: błędy wszelakiej maści w notatkach ludzi piszących o książkach i czytaniu są również moją troską i wstydem. Kilka razy zdarzyło mi się zwracać uwagę, ale zauważyłam, że jest to działanie bradzo negatywnie, czy wręcz agresywnie odbierane przez autorów wpisów i przestałam, bo dyskusja na ten temat z osobą, która ma tysiąc wymówek i, zwyczajnie, nie potrafi przyznać się do winy jest dla mnie bezowocnym użeraniem się. Pamiętam doskonale mojego faworyta w katagorii lapsusów blogowych: wiele osób recenzowało "Balzakiana" Dehnela i, na miłość boską!, tylko jedna z recenzji, do których dotarłam wskazywała na to, że dziewczyna zdaje sobie sprawę czym są owe "balzakiana"! Nagminne za to było traktowanie tego rzeczownika jako imienia, pisano więc o niejakiej "Balzakianie", zupełnie wypaczając sens i kontekst książki Dehnela, w ogóle go nie dostrzegając. Dłuższa obserwacja tego zjawiska doprowadziła do tego, że przestałam się irytować, a zaczęłam śmiać, bo osiągnęłam chyba punkt krytyczny w tym obcowaniu z widmem Balzakiany.
OdpowiedzUsuń@ Jabłuszko
OdpowiedzUsuńMasz rację - "Balzakiana" traktowane jako kobiety też zwróciły moją uwagę. Podejrzewam, że pisały tak osoby młode, z brakami w wykształceniu. Niektórzy mieli też problemy z odmianą tytułu "Chmurdalia", ale to mniej oczywiste słowo;)
Chciałam się odnieść do punktu Twojego wpisu dotyczącego błędów językowych na blogach o literaturze i na blogach w ogólności. Choć sama nie jestem od nich wolna, chciałam trochę usprawiedliwić blogowiczów robiących błędy.Taki jest dzisiejszy świat, że szybko i pobieżnie czytamy oraz szybko i skrótowo piszemy. Niektóre fatalne nawyki wynosimy niestety także ze szkoły oraz z domów w których się wychowaliśmy. Mam jednak wrażenie, że regularne pisanie bloga bardzo poprawia styl blogowiczów. Często widać, przeglądając archiwalne wpisy, że stare notki napisane są średnio, natomiast im dłużej piszemy i czytamy, tym błędów mniej a i styl się poprawia. Dlatego nie widzę powodu do piętnowania blogera, który pisze czasem z błędami. Ja bym go raczej zachęcała do dalszego czytania i pisania, co wprost prowadzi do językowej edukacji. Bloger zastanawia się jak coś ująć w słowa, a to już pobudza szare komórki do myślenia. Błędy językowe wskazywałabym raczej w prywatnej korespondencji niż na blogu, nikt nie lubi, jak się go krytykuje, taka ludzka natura, to zniechęca.
OdpowiedzUsuńAnno, niestety! Balzakiana-kobieta z powodzeniem funkcjonowała również w recenzjach osób, co do których powzięłam już wcześniej pewność, że luk w wykształceniu nie mają i do nastolatków nie należą. Pamiętam na przykład swój szok, kiedy przeczytałam o niej we wpisie jednej z blogerek, po której nigdy nie spodziewałabym się tego rodzaju niewiedzy. Jakiś taki niesmak został mi do dzisiaj, chociaż tłumaczę sobie, że każdemu może się zdarzyć...
OdpowiedzUsuńsnoopy, nie jestem specjalistką w tej dziedzinie i nie mam zamiaru (choćby z powodu wspomnianego już lenistwa oraz niechęci do awantur) kreować się na naczelną arbiterkę językowej poprawności. Po prostu lubię sobie od czasu do czasu powylewać na blogu własne frustracje:).
OdpowiedzUsuńAnno, z odmianą obcych nazwisk ja też mam niekiedy problem. W ogóle deklinacja, również słów rodzimych, bywa stosunkowo trudna. No ale w tym przecież tkwi urok naszego języka:).
W Krakowie 1 sierpnia o godz. 17 wyją syreny, ale nigdy nie rzuciło mi się w oczy, żeby zwykli krakowianie (oraz napływowi prowincjusze) jakoś specjalnie czcili tę rocznicę. Charlie jest raczej wyjątkiem:).
To, co teraz dzieje się w mediach, to dopiero przedsmak tego, co się będzie działo jesienią, przed wyborami. Oby nadszedł kiedyś dzień, w którym chociaż połowa naszych parlamentarzystów okaże się ludźmi zdrowymi na umyśle...
Bazylu, mnie się maili w takich sprawach pisać nie chce, bo w moim odczuciu to już taka bardziej osobista forma kontaktu niż komentarz na blogu i wymaga więcej zachodu:).
Neologizm to neologizm, a nie błąd. Mnie też moja "inteligentna" przeglądarka podkreśla niektóre słowa, np. arbiterka, blogerka, ale zupełnie się tym nie przejmuję:).
Pogoda rzeczywiście nieco się ostatnio poprawiła, ale nie miałam jeszcze okazji, żeby jakoś z tego skorzystać, a na weekend zapowiadane są opady:(. Znowu.
Mary, kolokwializmów się nie czepiam, przeciwnie - bardzo je (niektóre) lubię i sama używam:). Mnie denerwują raczej takie "okrągłe" zdania, w których autorzy starają się naśladować styl gazetowych recenzji, ale rzadko to im się udaje, bo albo źle użyją jakiegoś zwrotu, albo wstawią przecinek w przedziwnym miejscu.
Jabłuszko, rzeczywiście, nikt nie lubi, kiedy wytyka mu się jego błędy, ale kiedy już ktoś uświadomi nam ich istnienie, to naprawdę nie rozumiem, dlaczego mu za to nie podziękować i nie posypać sobie głowy popiołem.
"Balzakianów" nie czytałam, znam tylko "Lalę" Dehnela, ale może na mojej prywatnej fali sięgania po bardziej współczesną polską prozę natknę się i na tę pozycję.
Aniu, a moim zdaniem to żadne usprawiedliwienia, nie w przypadku blogów książkowych. Jeśli ktoś czyta pobieżnie, szybko i skrótowo, to nie powinien w ogóle brać się za pisanie o książkach. Jestem jeszcze w stanie przymknąć oko na ortografię i interpunkcję tekstu (podobno istnieje coś takiego jak dysleksja), ale nie potrafię pojąć, jak ktoś, kto podobno bardzo dużo czyta itd., może popełniać rażące błędy stylistyczne.
Nie dziwą mnie one u osób młodszych, bo rozumiem, że mogły jeszcze nie zdążyć otrząsnąć się z nawyków wyniesionych z domu lub, jak mówisz, ze szkoły, ale kiedy popełnia je osoba starsza (30, 30+), no to ręce opadają.
To, co piszę, upewnia mnie, a pewnie i Was, że jestem wyjątkowo niemiłą malkontentką. No cóż, chyba rzeczywiście;).
Zaraz malkontentka;) Właśnie słusznie piszesz, że skoro pisze się o książkach, to warto zadbać o stylistykę itp. Ja mimo wszystko nie rozumiem błędów ortograficznych, ale dlatego, że np. blogspot je podkreśla. Może inne platformy blogerskie nie mają tej opcji.
OdpowiedzUsuńZ odmianą nazwisk obcych też mam kłopoty, ale dlatego sprawdzam w słowniku;) Choć do tej pory nie mam pewności co do odmiany nazwiska Coetzee;) A np. odmiana nazwiska Capote daje w jęz. polskim dwie możliwości, co akurat mnie dziwi, bo wymowa dopuszcza tylko jedną możliwość (z "i" na końcu) i to dla mnie jest wskazówką.
A ja jakiś czas temu trafiłem na tak niesamowicie ZŁEGO bloga o książkach, że automatycznie stał się jednym z moich ulubionych. Tu chodzi o to: tak zły, że aż dobry. I cały fun zapewniają masakryczne kalki stylistyczny i błędy też stylistyczne. Plus niesamowita egzaltacja przy okazji kiepskiego pisania i chyba raczej kiepskich książkach. (Głównie romanse i powieści "psychologiczne"). Nawet miałem go zlinkować przy okazji mojego ostatniego karnawału blogowego, ale stwierdziłem, że to by było bez klasy. Chociaż miałem potworną ochotę to zrobić. Co ciekawe w komentarzach wszystkie te "dopisuję do listy" i inne tego typu idiotyczne komentarze, które produkuje większość popularnych polskich blogerek książkowych na cudzych blogach. więc chyba tylko ja ten blog odbierałem jako camp i kompletną żenadę. Reszta uznała za normę.
OdpowiedzUsuńElenoir - Dam Ci kilka wskazówek gdzie moja biblioteka się mieści:) "Gmach" znajduje się przy błoniach, ale nie jest to Jagielonka:)I nie należy ona do miejskich bibliotek publicznych, raczej biblioteka specjalistyczna:). Jeśli się domyślasz, zapraszam w odwiedziny:)
OdpowiedzUsuńZ prywatnością jest tak, że mamy jej coraz mniej, a jeśli ktoś decyduje się upubliczniać swoje przemyślenia powinien się liczyć z tym, że jego oblicze zostanie ujawnione:)
Anno, mnie to podkreślanie bardzo się przydaje, bo często robię literówki. Wydaje mi się również, że odkąd przestałam właściwie pisać ręcznie, moja ortografia znacznie się pogorszyła (nie mówiąc już nawet o charakterze pisma, który i tak nigdy nie był za ładny ani za porządny).
OdpowiedzUsuńcedro, też się czasem pośmieję z kiepskich blogów, ale potem zaglądam na te dobre i samoocena znowu mi się obniża;).
Moim zdaniem nazywanie rzeczy po imieniu wcale nie świadczy o braku klasy. Przyjęło się, że o gustach i upodobaniach czytelniczych się nie dyskutuje, a osobiste wycieczki są bardzo źle widziane. Ma być miło i bezkonfliktowo. Jak już kiedyś wspomniałam, lukier lubię, ale tylko na pączkach.
Charlie, w takim razie chyba wiem, o które miejsce chodzi:). W tamtej okolicy odwiedzam tylko filię mojej biblioteki dzielnicowej. Byłam przekonana, że z tej "Twojej" mogą korzystać wyłącznie "specjaliści", ale przejrzałam teraz regulamin i wiem, że się myliłam:).
Dzięki za zaproszenie:). Może i tam kiedyś zajrzę, zwłaszcza że zbiory WBP przy Rajskiej bardzo mnie rozczarowały - naiwnie myślałam, że gdzie jak gdzie, ale w bibliotece wojewódzkiej mają wszystkie nowości:).
Wielu blogerów i blogerek podpisuje się imieniem i nazwiskiem, ale ja wolę tego nie robić, bo cenię sobie swoją anonimowość, jest mi z nią wygodnie. Niektóre osoby z mojej rodziny i znajomych wiedzą, że prowadzę blog, nawet znają adres, ale i tak tu nie zaglądają, bo jego tematyka kompletnie ich nie interesuje:).
Mnie także pogorszył się charakter pisma. Obawiam się zresztą, że za jakieś 20 lat prawie cały świat będzie skomputeryzowany, więc wszyscy będą tylko uczyli się czytać i ewentualnie wciskać klawisze w celu napisania tekstu.
OdpowiedzUsuńCo do wycieczek osobistych - jak dla mnie są nieeleganckie i w życiu, i w sieci. Pisanie złośliwości (podkreślam - złośliwości;) pod czyimś adresem na własnym blogu budzi we mnie niesmak. To jak obrabiać komuś tyłek za plecami, że się wyrażę kolokwialnie. Można dyskutować kulturalnie, ja w to wierzę.
Elenoir, rozumiem, że Twoim zdaniem można dyskutować o gustach. Zapytam naiwnie: w jakim stopniu? Bo ja np. nie wiem, dlaczego ktoś ma mieć lepszy gust, bo woli np. malarstwo Miro, a ktoś gorszy bo lubi Matejkę (albo odwrotnie). I co upoważnia do wyrokowania w tej sprawie?
Nie powiem, wiele rzeczy kłóci się z moim gustem, ale jak ktoś lubi słuchać muzyki X, czytać pisarza Y, to jej/jego sprawa;)
Oj mam tak samo, gdy widzę "gro" lub "apropo" słabo mi się robi. Mam nadzieję, że u mnie błędy ortograficzne się nie zdarzają, zazwyczaj ich nie robię, ale sprawdzam podwójnie. Za to na pewno literówki:(
OdpowiedzUsuńAnno (czytanki.anki), niewykluczone, ale chyba nie ma czego żałować. Choć dedykacje w książkach zamierzam zawsze pisać odręcznie, oczywiście o ile papierowe książki przetrwają.
OdpowiedzUsuńW takim razie nie jestem elegancka, ale też nigdy do tego nie pretendowałam:). Wskazałam osobę, której działalność mi się nie podoba, ale nie uważam, że zrobiłam to za jej plecami - często komentuje moje posty, więc chyba tu zagląda. A jeśli robi to tylko po to, żeby zostawić jednozdaniowy komentarz i podnieść sobie statystyki, no to cóż - udowadnia tylko, że moja krytyka jest zasadna.
Co do gustów - na malarstwie się nie znam, więc może pozostańmy przy książkach (na których nie znam się nieco mniej). Nie trzeba być jednak nie wiadomo jakim specjalistą, żeby stwierdzić, że ktoś, kto wychwala pod niebiosa kiepską literaturę, gust ma raczej marny. Chodzi mi o sytuacje ewidentne dla każdego, kto w swoim życiu przeczytał parę dobrych książek, obdarzonego przeciętną inteligencją.
Mnie nie przeszkadza (za bardzo) to, że ktoś czyta i chwali złe książki, ale z drugiej strony skoro już o tym pisze i publikuje swoje teksty, to musi się liczyć z krytyką. Przecież tak było zawsze.
Anno, no właśnie, niektórzy próbują na siłę błysnąć znajomością słownika wyrazów obcych, a kończy się to blamażem.
Wiem, czyj blog miałaś na myśli;) Twoje uwagi odebrałam jako napiętnowanie pewnego zjawiska, nie złośliwość. A jest co piętnować;) Ale też z ciekawością śledzę takie "meteory" i zastanawiam się, jak długo wytrwają w powielaniu komentarzy.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - kiepska literatura, świetna literatura. Sztuka, kicz. Czyj gust "lepsiejszy". To są trudne sprawy. Jasne, że można krytykować. Ważne jest, JAK to robić. Osobiście mam dosyć agresji i nieżyczliwości w życiu codziennym;( Nie traktuj proszę tych uwag jako zarzutów czy aluzji pod swoim adresem;)
Witaj!
OdpowiedzUsuńMiód na moje serce, te dywagacje na temat komentarzy, też na to zwróciłam uwagę i mnie irytuje, ale słowem się nie odzywałam, bo myślę sobie, może ja przewrażliwiona jestem albo co.
Dość rzec, że zainspirowałaś mnie do popełnienia własnej notki, gdzie wywaliłam z duszy, co mi nie gra i lżej troszkę. Dzięki.
"Ufam, że nie zależy Wam na głupich tekstach w rodzaju "Zachęciłaś mnie", "Dopisuję do mojej listy", "Jednak nie przeczytam", które nic nie wnoszą i chyba mają być tylko (wątpliwą) reklamą swojego blogu."
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem na blogspocie wytworzyło się kółko wzajemnej adoracji, które musi sobie wzajemnie przesyłać komplementy i gwarancje zainteresowania recenzjowanym tekstem kultury. Ja oczekuję natomiast merytorycznych komentarzy czy to odnośnie tekstu czy jego stylu. Nierelewantne komentarze są okropne i w moim odczuciu infantylne, dlatego w zupełności się z Tobą zgadzam. Z drugiej strony na blogach, które specjalizaują się w recenzowaniu ciężko jakąkolwiek dyskusję w komentarzach wywołać.
Anno, szkopuł w tym, że to, co dla jednym jest drobną uwagą czy radą, inni odbiorą jako brutalny atak na swoją osobę. Krytyki nikt nie lubi, zwłaszcza tej niebezpodstawnej.
OdpowiedzUsuńAgnes, kiedy coś mi leży na wątrobie (lubię frazeologizmy), to walę prosto z mostu, przynajmniej w blogosferze, bo w realu za niektóre moje uwagi mogłabym oberwać.
Louisie, wydaje mi się, że nie dotyczy to jedynie blogspotu, a raczej całej "książkowej" (i nie tylko) blogosfery: ma być miło.
Od komentarzy na moim blogu nie oczekuję zbyt wiele, bo wydaje mi się, że moje teksty i opinie nie za bardzo zasługują na merytoryczną dyskusję, a i nie piszę ich po to, żeby je komentowano. Ale wyobrażam sobie, że co bardziej ambitnych blogerów i blogerki infantylizm i pustosłowie wielu wypowiedzi musi dobijać.