Impresje

niedziela, 30 sierpnia 2015

KACPER RYX

Tytuł: Kacper Ryx
Pierwsze wydanie: 2007
Autor: Mariusz Wollny

Wydawnictwo Otwarte 2007
ISBN: 978-83-7515-014-8
Stron: 580

Wszyscy czytają teraz "Tajemnicę domu Helclów" Maryli Szymiczkowej (a tak naprawdę Sami-Wiecie-Czyją) i ja też mam tę pozycję w planach, głównie ze względu na miejsce akcji: Kraków pod koniec XIX wieku. Dziś jednak napiszę o innym kryminale retro, w którym scenerię wydarzeń również stanowi Kraków, ale młodszy o ponad trzysta lat.

Mariusz Wollny umieścił akcję powieści w 1569 roku, zgrabnie splótł wątki zmyślone z wydarzeniami prawdziwymi, stworzył oryginalnych własnych bohaterów, a postacie historyczne interesująco ożywił. 

Tytułowy Kacper Ryx to podrzutek wychowany przez krakowskich mnichów, od których na kilka lat uciekł. Opowiada o tym okresie oględnie, ale pewne jest, że poznał wtedy miasto i jego mieszkańców od najgorszej strony, a poza tym nabył umiejętności, które przydawały mu się potem w przyszłości. Opiekun, ojciec Roch, wyciągnął chłopca z więzienia i skierował na dobrą drogę. Kacper skończył szkołę i zaczął studiować medycynę na Akademii Krakowskiej.

Poznajemy go, kiedy ma dziewiętnaście lat, jest oczytany, pewny siebie, inteligentny i sprytny. Właśnie jemu Jan Kochanowski (tak, ten) i Łukasz Górnicki (również ten) powierzają odnalezienie skradzionej królewskiej pieczęci. Jeśli mu się powiedzie, zyska protekcję możnych tego świata (nie wspominając już o złotych dukatach) i szansę na kolejne intratne zlecenia. Jednocześnie Kacper prowadzi prywatne śledztwo, żeby wyjaśnić, kto zabił jego mleczną siostrę Dorotę, pannę młodą i piękną, ale wyraźnie skręcającą na złą drogę.

Wątki kryminalne są ciekawe same w sobie, ale sceneria jeszcze podnosi ich atrakcyjność. Mariusz Wollny bardzo plastycznie opisał szesnastowieczny Kraków - nie tylko topografię, ale też stosunki społeczne i obyczajowość. Słyszy się czasami, jak starsi mieszkańcy Nowej Huty, którzy wybierają się do centrum, mówią, że jadą do Krakowa, a dla szesnastowiecznych krakowian Kleparz, Kazimierz czy Zwierzyniec znajdowały się poza obrębem miejskich murów obronnych, czyli były przedmieściem. I Rynek nie był wtedy taki pustawy - stał na nim ratusz, Kramy Bogate, wagi miejskie itd. No i nie było Mitoraja. Nieźle się w tym orientowałam m.in. dlatego, że w ubiegłym roku przebrnęłam (z niemałym trudem) przez książkę Marii Borowiejskiej-Birkenmajerowej pt. "Kształt średniowiecznego Krakowa". Bardzo pomocne okazały się również dwie mapki zamieszczone na początku i na końcu książki. 

Mariusz Wollny ma wyraźne zacięcie do dydaktyki, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało w trakcie lektury i z zainteresowaniem czytałam, jaka inskrypcja widniała nad danymi drzwiami albo jaka legenda wiąże się z tamtym mostem. Tak, powieść dostarcza sporo wiedzy o szesnastowiecznym Krakowie, ale jakby mimochodem, bez szkody dla spójności fabuły. Również język jest współczesny, to w końcu kryminał retro, a nie praca historyczna. Owszem, autor wrzucił trochę starożytnych słówek i parę zwrotów z Sienkiewicza, ale gdyby rzeczywiście napisał dialogi na wzór ówczesnych, to byłyby zupełnie niezrozumiałe, a część bohaterów mówiłaby pewnie po niemiecku. 

Poważną zaletą "Kacpra Ryksa" jest poczucie humoru. Naprawdę, dawno się tak dobrze nie bawiłam, czytając książkę. Oczywiście, nie wszystkie żarty są może najwyższych lotów, ale to nie szkodzi. Narracja jest na ogół prowadzona w pierwszej osobie przez tytułowego bohatera, a to naprawdę sympatyczna postać i zamierzam sięgnąć po kolejne tomy jej przygód. Mam tylko nadzieję, że będzie w nich mniej cytatów z wierszy Sępa Szarzyńskiego (tu - przyjaciela Kacpra), bo mnie ta poezja jakoś nie zachwyca. 

10 komentarzy:

  1. No proszę, wygląda na to, że ten gatunek zawsze miał się całkiem nieźle, a obecny urodzaj kryminałów retro to chyba literacka moda. I dobrze, niech trwa, to lubię!
    U mnie świeże wrażenia po lekturze "Jaśnie pana" - kryminału retro, który okazał się czymś więcej niż (tylko) kryminałem.
    http://lezeiczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jaśnie pana" nie czytałam, ale z Twojego wpisu wnioskuję, że w porównaniu z powieścią Cabré "Kacper Ryx" to jednak książka nieco lżejsza: świetna zabawa i szczypta historii, bez pretensji do bycia czymś więcej. Mam od dawna "Wyznaję", ale u mnie nowości muszą zwykle podojrzewać sobie na półce kilka lat:).

      Usuń
    2. "Jaśnie pan" z kolei to pozycja najlżejsza z wydanego u nas dotąd repertuaru Cabré :-) Ciekawa jestem, czy spodoba Ci się "Wyznaję" (jak już będzie gotowe do "zerwania" z półki, rzecz jasna).

      Usuń
    3. Najbardziej chcę zawsze przeczytać te książki, których jeszcze nie mam:). Z chwilą, kiedy nowy nabytek stoi już na półce, zyskuję miłe przekonanie, że jeśli kiedykolwiek będę miała ochotę na lekturę, to będzie ona pod ręką i dochodzę do wniosku, że najpierw należy wziąć się za książkę z biblioteki, bo może wkrótce będę musiała ją zwrócić;). Nie robię planów czytelniczych, kieruję się impulsem, a właściwie kaprysem:).

      Usuń
  2. "Tajemnicę domu Helclów" już przeczytałam, bardzo mi się zresztą podobała. Najciekawsza jest w niej właśnie barwnie odmalowana rzeczywistość dziewiętnastowiecznego Krakowa. A "Kacpra Ryksa" mam na czytniku i może powinnam się za niego zabrać szybciej, niż zamierzałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że się nie zawiedziesz:). W każdym razie ja byłam bardzo przyjemnie zaskoczona, że to jest takie dobre i zabawne. Miałam ochotę na coś polskiego i wzięłam pierwszy tom z biblioteki, tak na spróbowanie. Były na półce, o dziwo, również kolejne części, ale nie wypożyczyłam, bo nie chciałam ryzykować dźwigania do domu tych opasłych tomiszczy, do których nie sięgnę, jeśli nie spodoba mi się początek serii. Teraz pluję sobie w brodę:(.

      Ciekawa jestem "Tajemnicy domu Helclów" - generalnie ludzie chwalą, o ile nie byli wcześniej nastawieni na lekturę epokowego dzieła:).

      Usuń
  3. Kacpra miałam w rękach i zaczęłam, ale odłożyłam. Niestety. Miałam w wersji audio i lektor zupełnie mi nie odpowiadał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie między innymi dlatego jakoś nie mogę przekonać się do audiobooków - bo zawierają interpretację utworu. Zachęcam do sięgnięcia po wersję papierową "Kacpra";).

      Usuń
    2. Niektórzy lektorzy są genialni i ich interpretacja jeszcze, mam wrażenie, podnosi wartość książki. Ale tu tak się nie stało (co ciekawe, ten sam lektor w innym audiobooku spisał się naprawdę świetnie). Jeśli tylko będę miała w zasięgu papierową książkę, na pewno zajrzę i zobaczę, czy mnie przyciąga, czy odpycha.

      Usuń
    3. Jutro wybieram się do biblioteki po kolejne tomy. Mam nadzieję, że nikt nie sprzątnie mi ich sprzed nosa:). Może też uda Ci się wypożyczyć?

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.