Impresje

sobota, 7 grudnia 2013

Marian Turski o Adamie Asnyku

Źródło cytatu: Kopiec wspomnień 
Wydawnictwo Literackie 1964 (wydanie drugie rozszerzone)
Fragment wspomnień Mariana Turskiego

   Szereg ciekawych postaci przyczynił się do rozkwitu tego krakowskiego złotego wieku. Nie będę ich tu wymieniać, ani nie kuszę się, by kwalifikować ich indywidualne znaczenie. Gdybym to nawet najlepiej uczynił, zniekształciłbym tym samym szczerość i prawdę pamiętnika, zaciemniając ją późniejszymi rozważaniami. Ograniczam się do osób, które bywały w domu moich rodziców, względnie stykały się z nimi bliżej, podziałały na moją wyobraźnię i pozostały mi w pamięci.
   Pierwszym był Asnyk. Znał rodzinę ojca w Królestwie i niebawem po naszym przyjeździe odwiedził rodziców. Potem przychodził często na popołudniową białą kawę, którą lubił bardzo. Często towarzyszył mu blisko z nim zaprzyjaźniony Sewer (Maciejowski). Asnyk chętniej z nami rozmawiał i czytywał nam niekiedy swoje wiersze, których piękno za najmłodszych lat musieliśmy uznawać na kredyt opinii starszych, nie doceniając jeszcze romantycznej ich treści i formy, po snycersku cyzelowanej. Minę miał na pozór ponurą - mogłaby doń łacno zniechęcić, gdyby nie dobre i pogodne oczy wyzierające spod ogromnych brwi. Sewer był przeciwieństwem przyjaciela. Zawsze wesół, gotów do żartów, facecji i gadacz niezrównany. Mojej babce, wielce świątobliwej niewieście, opowiadał niestworzone historie, w których bywali bohaterami uwiedziona zakonnica i opat nie istniejącego klasztoru. Babka miała jednak w ścisłej ewidencji wszystkie klasztory i święte zgromadzenia, i niełatwo było jej wmówić, że takie herezje mogły się zdarzyć. Natomiast przerażało ją, iż opowieści Sewera znajdują chętnych słuchaczów we mnie i moim bracie, upominała więc Sewera po francusku: Prenez garde, les enfants entendent. Powiedzenie to, odpowiednio podbarwione, Sewer puścił w kurs, tak że stało się na jakiś czas w Krakowie przysłowiowe i słyszano je potem nieraz, ilekroć jakaś drażliwa kwestia była na porządku dziennym. Główną jednak persona dramatis w fantastycznych baśniach Sewera bywał Asnyk. Nie było zbrodni, łotrostwa, cudzołóstwa, których by wedle nich nie był przyczyną - z zimną krwią, bez wstydu. Powoływał się przy tym na świadectwo samego Asnyka. Wyglądało to tak: "Pamiętasz, Adam, tego jegomościa - mówił - któremuś w Tarnowie wyciągnął portfel..." I tu następowała historia, pełna dramatycznych powikłań, psychologicznych konfliktów, awantur i humorystycznych nieporozumień. Nikt, nawet my dzieci, nie wierzył temu ani słowa, jednak słuchaliśmy ciekawie, gdyż Sewer opowiadał znakomicie. Jeden tylko słuchacz nie miał wątpliwości co do autentyczności bezeceństw Asnyka, a mianowicie nasza "do wszystkiego" - Marianna. Powiedziała kiedyś do mojej matki: "Że też państwo wpuszczają do domu tego Snyka (uważała, że "A" jest początkową literą jego imienia i nie dała sobie tego wytłumaczyć) - zawsze sobie myślałam, że takie brodate dziady, to najgorsze". Kiedy się Sewer o tej enuncjacji dowiedział, poleciał do kuchni i uściskał ją. Sewer był faworytem Marianny, ostrzegła więc go po macierzyńsku: "Po co się pan Serwer z takim zadaje?" Chyba największe powodzenie książki nie mogło sprawić Sewerowi większej radości.
   Asnyk miał nerwowy tik w twarzy - przymrużał prawe oko i ruszał jednocześnie brwiami. Dla kogoś, kto go nie znał, wyglądało to podejrzanie, ale było na rękę Sewerowi, miał bowiem realną okazję do konceptów, jakie na tej kanwie haftował. Kiedyś wracałem z nimi dwoma od rodziny Sewera osiadłej w Tarnowskiem. Mieliśmy wsiąść  do pociągu na małej stacyjce w Bogumiłowicach. Było to w okresie świątecznym, pociąg do Krakowa przepełniony i trudno było dostać siedzące miejsce. Sewer podszedł do konduktora i zawiadomił go z poważną miną, że wiezie do Krakowa wariata, który w tłumie wpada w niebezpieczną furię. Prosi go więc, aby z góry ostrzegł towarzyszów podróży przed następstwami. Asnyk, który o intrydze nie wiedział, zdenerwowany ściskiem, ruszał istotnie brwiami w zastraszający sposób, a wielka jego postać na korytarzu wagonu przyczyniała się do spotęgowania wrażenia. W rezultacie opróżniono w popłochu cały przedział i pod opieką zdenerwowanego konduktora dojechaliśmy wygodnie do Krakowa.
 Kiedyś znowu, na towarzyskim zebraniu, wmówił Sewer niejakiej p. Dobrzańskiej, która gdzieś z dalekich kresów przyjechała do Krakowa, że jest nielitościwa dla Asnyka, nie zwracając uwagi na jego tak znaczące spojrzenia zwrócone w jej stronę. Istotnie, Asnyk siedział naprzeciw i mrugał sobie, nieboże, bez żadnych romansowych intencji. I byłaby się pokusiła jejmość oczarowana rzekomymi względami sławnego poety o rolę drugiej pani Hańskiej, gdyby nie to, że przyjechał mąż-tyran, zgwałcił Apolla i zabrał rozmarzoną nimfę do domu. [str. 96-97]
Asnyk na obrazie Malczewskiego, źrodło: Kulturalna Polska

4 komentarze:

  1. Anegdota pociągowa - przednia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Kopcu wspomnień " jest więcej takich smaczków, zwłaszcza jeśli ktoś interesuje się historią Krakowa, ale sporo tu też niestety ideologii jedynie słusznej - ta książka ukazała się po raz pierwszy w 1959 roku, więc wiesz.

      Na Asnyka patrzy się zwykle przez pryzmat przerabianych w szkole wierszy albo grobowca na Skałce. A tu proszę:).

      Usuń
  2. Elenoir: ja z Asnykiem mam podobnie. Istnieje tylko jako element programu nauczania. A przecież nawet z przytoczonych tutaj anegdot widać, że to musiał być swój chłop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nauczyciele nie mają zwykle czasu czy ochoty, żeby tego rodzaju anegdotami ubarwić nieco przerabianie kolejnych lektur. Z pisarzy robią spiżowe autorytety, co automatycznie zniechęca młodych ludzi do zainteresowania się ich twórczością. Chyba tylko na biologii i fizyce nudziłam się tak jak na języku polskim.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.