Impresje

niedziela, 1 stycznia 2012

BOY-ŻELEŃSKI. BŁAZEN - WIELKI MĄŻ

Tytuł: Boy-Żeleński. Błazen - wielki mąż
Pierwsze wydanie: 1998
Autor: Józef Hen

Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Fortuna i fatum
ISBN: 978-83-7414-383-7
Stron: 300

Ocena: 4/5

O Tadeuszu Boyu-Żeleńskim słyszał chyba każdy, choćby przy okazji przerabiania w szkole  wyjątków z jego "Słówek" czy "Wesela" Wyspiańskiego. Mniej osób zna go jako tłumacza literatury francuskiej, może dlatego, że z istnienia i roli tłumacza czytelnik zdaje sobie sprawę zwykle dopiero wtedy, gdy poczuje, że coś w przekładzie szwankuje. Nie pamiętam już teraz, kiedy po raz pierwszy przeczytałam "Niebezpieczne związki" de Laclosa, ale to, że tłumaczył je właśnie Boy, zauważyłam dopiero przy którejś z kolei lekturze. 

Paradoksalnie, na moje zainteresowanie osobą Tadeusza Żeleńskiego duży wpływ mieli jego zaciekli przeciwnicy z kręgów radykalnej prawicy, który domagali się parę lat temu usunięcia jego pomnika z krakowskich Plant i głośno krzyczą zawsze, gdy ktoś zamierza nadać jakiejś instytucji jego imię. Ciekawa byłam, czym im się tak naraził. Sięgnęłam więc po biografię autorstwa Józefa Hena, którą chwalił kiedyś u siebie Bazyl.

Nie mogłam się początkowo przyzwyczaić do stylu autora, nieco gawędziarskiego, pełnego dygresji i przeskoków chronologicznych. Przeszkadzało mi szczególnie to, że pisząc o osobach z rodziny czy kręgu znajomych Żeleńskiego, używał ich pseudonimów albo zdrobniałych imion, jakby sam osobiście znał to towarzystwo, co laikom takim jak ja może sprawić trochę kłopotów. Józef Hen napisał raczej opowieść o Boyu i tamtych czasach, a nie szczegółowe kalendarium jego życia. Szczerze mówiąc, wolę biografie bardziej uporządkowane, ale i ta zaczęła mi się w końcu podobać.

Oczywiście Józef Hen pisze o kolejnych etapach w życiu Tadeusza Żeleńskiego, przy czym stosunkowo dużo miejsca poświęca jego recenzjom teatralnym, a ponieważ dotyczyły one głównie sztuk, o których mało kto dziś pamięta, fragmenty te były dla mnie nieco nużące. Rozumiem częściowo zamysł autora - recenzje te uważa za bardzo ważną część dorobku literackiego Boya, ale ja wolałabym dowiedzieć się czegoś więcej raczej o jego felietonach czy warsztacie tłumacza.

Hen przytacza, rzecz jasna, tylko fragmenty recenzji Boya, więc trudno mi wyrobić sobie własne o nich zdanie, ale zdaniem biografa o ich atrakcyjności dla dzisiejszego czytelnika decyduje to, że nie zawierają one jedynie wrażeń wyniesionych z przedstawienia czy oceny gry aktorskiej, reżyserii itd., ale stanowią również przenikliwy komentarz do ówczesnej codzienności, stosunków społecznych, ścierających się światopoglądów. Chciałabym w tym trochę Żeleńskiego ponaśladować, ale chyba brak mi tego publicystycznego zacięcia (o talencie nawet nie wspominając). 

Boy miał go chyba mnóstwo, bo często zabierał głos w dyskusji o sprawach zupełnie niezwiązanych z literaturą czy teatrem, ale po prostu z życiem. Pisał o sytuacji społecznej kobiet, antykoncepcji, aborcji, roli kościoła, antysemityzmie, przeciwstawiał się obłudzie, fałszywej moralności i bezrefleksyjnemu klękaniu przed narodowymi świętościami. Co ciekawe, to właśnie dzięki niemu wprowadzono wysokie koszty uzyskania przychodu dla twórców, który to przywilej planuje im się obecnie odebrać (słusznie czy nie - nie wiem).

Był chyba kontestatorem z natury. Nie ze wszystkimi jego opiniami się zgadzam, ale szanuję jego odwagę ich głoszenia, i to w tamtych czasach. Hen przytacza taką jego wypowiedź:
"Igrać z najbardziej uświęconymi pojęciami, z najbardziej czcigodnymi uczuciami, próbować ich siły i szczerości, rozkładać je odczynnikiem śmiechu, prowokować obłudne oburzenia, demaskujące dyskusje, wpuszczać powietrze, ośmielać do myślenia, iżby pośród walących się bałwanów zostało to, co naprawdę szanowne - oto zadanie, które chciałbym spełnić według moich sił". [str. 193]
Nie musiał tego robić, wręcz mu się to nie opłacało - ostro go atakowano, początkowo głównie z prawej strony, ale wkrótce dołączyła do niej część lewej. Wypowiedzi naszych współczesnych ultraprawicowców to wypisz, wymaluj teksty ówczesnych zagorzałych endeków. Minęło tyle lat, prawie stulecie, ale jeśli o kulturę polityczną chodzi, a raczej o jej brak, to nie zmieniło się u nas nic, może z wyjątkiem tego, że teraz kanałów umożliwiających bezkarne szkalowanie jest o wiele więcej niż wtedy, więc jakakolwiek obrona czy polemika są jeszcze trudniejsze. "Łże się w dwóch słowach, na sprostowanie trzeba stu wierszy - któryż czytelnik by to wytrzymał!" [cytat ze str. 234]. No właśnie. Musiało mu być przykro, kiedy nikt nie stawał publicznie w jego obronie.

Tadeusz Żeleński sam siebie, w pewnym kontekście, nazywał błaznem. Miał chyba na myśli (to moje przypuszczenie) kogoś w typie Stańczyka. 
"Nie jestem ani 'satyrykiem', ani 'humorystą', te etykietki są mi bardzo niemiłe, jestem powtarzam, czystej krwi błaznem i nie widzę innego odcienia na wyrażenie swego temperamentu literackiego. [str. 178]
Czy był "wielkim mężem"? Raczej nie (o ile mogę sądzić). Ale jego zasługi dla naszej literatury i czytelnictwa w naszym kraju są trudne do przecenienia, choć często się o nich nie pamięta lub nie chce pamiętać, bo trudno wyrażać uznanie dla tłumacza i autora szkiców literackich, pomijając zupełnie jego światopogląd, kontrowersyjny - w pewnych kręgach - i dziś. 

Ja zamierzam bliżej zapoznać się z wyborem jego tekstów publicystycznych ze zbioru "Reflektorem w mrok". Tylko jeszcze nie wiem, kiedy:).

***   ***   ***

Nie byłabym sobą, gdybym nie wynotowała paru fragmentów, które z różnych względów mnie zaciekawiły. Fragmenty zwykłą czcionką to tekst Hena, kursywą - cytaty z Boya.

***
W krakowskim domu rodziców Boya bywało wielu artystów.
Wpadał często Aleksander Gierymski, także przyjaciel z lat paryskich. „Wystawił wówczas w Krakowie swój głośny obraz, przedstawiający chłopa i babę siedzących nad trumienką dziecka. Kiedy go ktoś komplementował, że tak przedziwnie oddał wyraz rodzicielskiego bólu, malarz nastroszył się i odparł opryskliwie, że jedyną jego intencją było uchwycić grę fioletowych cieni na parcianych portkach chłopa”. (Taki był styl! Tadeuszek, sądząc z tej opowieści, nie wierzył malarzowi: on sam był skłonny wzruszyć się chłopskim bólem. A może Gierymskiego drażniły komplementy?) [str. 24]

***
O sztuce Jerzego Żuławskiego pt. "Eros i Psyche":
"Eros i Psyche zawsze mnie interesował jako ciekawy materiał do ogólnej psychologii sukcesu, który od kilkunastu lat święci na scenie ta sztuka.." Ten sukces, "sądząc po wczorajszym przyjęciu - trwać będzie długo, jako ulubione jasełka filozoficzne dla dużych dzieci"
Nareszcie może sobie ulżyć. "Na czym polega ten szeroki sukces? Zgryźliwi twierdzą, że tajemnica jego to banalność, przeciętność, to umiejętność wzniesienia się na cal ponad głowy mas, ale broń Boże nie wyżej. Ale nie; to nie jest takie proste; to dopiero coś, ale nie wszystko; nie ma recepty na sukces, jak nie ma jej na podobanie się dla kobiety". Cios za ciosem. "Zdaje mi się, że sekret tkwi tutaj w tym: przemawiać do niższych potrzeb widza, głaszcząc równocześnie jego wyższe ambicje; pozwolić mu się przez cztery godziny gapić, dając mu złudzenie, że myśli i to filozoficznie! Sztuka panowania nad ludźmi to zawsze sztuka stwarzania pewnych złudzeń". Recenzent ciągnie swoją refleksję: "Utwór Żuławskiego doskonale zachował tę miarę. Jest w nim trochę poezji, ale szybującej utartymi szlakami, przysiadającej się do wszystkich nadobłocznych tramwajów; jest głębia... dostępna dla wszystkich; jest Myśl... wytarta jak szeląg i nie niepokojąca żadną niespodzianką". [str. 98, podkreślenia - E.]
***
"Swojego czasu prześladowała mnie myśl, aby rozwinąć agitację dla założenia wielkiej Ligi Odełgania Polski. Ale obejrzałem się nago w lustrze, zmierzyłem wzrokiem me wątłe ramiona i opuściłem je smutno z westchnieniem. - Nie dasz rady..." [str. 192]

***
Z felietonu pt. "Rozmyślania nad popielcem":
"To  pewna, że religii nie dała szkoła nikomu, odebrała ją niejednemu". [str. 202]
***
Uzasadnienie polemiki z Jerzym Braunem (który chwalił Żeleńskiego do czasu, gdy ten zjechał jego sztukę pt. "Europa", potem już tylko Boya opluwał):
"I mikrob jest mały, a jednak nauka się nim zajmuje, a poznanie jego zwyczajów i obyczajów może być kwestią zdrowia publicznego". [str. 229]

11 komentarzy:

  1. No wręcz wyborne fragmenty! Talent i upartość - bez wątpienia godne podziwu, paradoksalnie dlatego też chyba sam Boy odszedł w niepamięć - i niech ja posłużę jako niechlubny przykład :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiałem się i nadal się zastanawiam czy przeczytać tę książkę. Boy-Żeleński bardzo mnie interesuje, był ciekawym człowiekiem, o wielu talentach, lekarzem z wykształcenia, "Krakusem", jest wiele na jego temat anegdot:) Ale właśnie chyba to nie jest TA książka. Pozdrawiam noworocznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzje Boya są znakomite, bardzo często są to minimonografie poszczególnych dramatów. Zachęcam, choć trzeba je sobie dawkować:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boya cenię za barwność jego postaci, mam sporo tłumaczeń, ale Hen mi podpadł za ukochanie "króla Stasia", stąd z dystansem podchodzę do tej pozycji.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać, że zdziwiłam się że seria Fortuna i Fatum wydała tak ciekawą pozycję.
    Przeczytałam ostatnio ich ,,Rafał Wojaczek. Prawdziwe życie bohatera,, Kierca i muszę powiedzieć, że to najgorsza książka, którą przeczytałam w tamtym roku;/
    Nadinterpretacja, snucie przedziwnych filozofii nie związanych z opisywaną postacią.
    Cieszę się,więc, że w tych pozycjach biograficznych można znaleźć coś godnego uwagi i dam im jeszcze jedną szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Krzysztofie, nie wydaje mi się, żeby Boy tak całkiem odszedł w niepamięć. Powiedziałabym raczej, że jest niedoceniany.

    Zbyszekspirze, można przeczytać tę, a potem sięgnąć po inne, a najlepiej pewnie zapoznać się z twórczością Tadeusza Żeleńskiego. Ja mam to w planach, choć nie wiem jeszcze, jak bardzo odległych.

    zacofany.w.lekturze, obawiam się tylko, że nieznajomość owych dramatów uniemożliwiłaby mi czerpanie z lektury przyjemności.

    ksiazkowcu, wydaje mi się, że Hen starał się być względem Boya obiektywny, ale widać, że bardzo mu ta postać imponuje. Niektóre zachowania Żeleńskiego skomentowałabym inaczej niż on.

    biedronko, właściwie to nic o tej serii nie wiem i nie orientuję się, co jeszcze ukazało się w jej ramach. Chyba żadna biografia nie jest wolna od nadinterpretacji - pisanie o drugim człowieku zawsze jest w mniejszym lub większym stopniu nadinterpretacją.

    OdpowiedzUsuń
  7. Elenoir: w większości wypadku zupełnie nie ma czego żałować:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach, Boy! Obok Chądzyńskiej ulubiony z moich tłumaczy, szczególnie że poza połacią pracy jego życie również godne jest podziwu, a przynajmniej - zachwytu. Witkacy to wiedział, ot i co!

    OdpowiedzUsuń
  9. zacofany.w.lekturze, też mi się tak wydaje:).

    makiwaro, kiedy piszesz o godnym podziwu czy zachwytu życiu Boya, nie masz chyba na myśli jego romansów z młodszymi kobietami?:) Owszem, Tadeusz Żeleński był lekarzem (ale przestał nim być, gdy tylko pojawiła się możliwość zarabiania w inny sposób), interesował się obniżeniem śmiertelności niemowląt i współorganizował Kroplę Mleka. Zabierał też głos w sprawach obyczajowych i światopoglądowych. I za to należy mu się szacunek. Ale w tym uganianiu się za aktoreczkami popadał często po prostu w śmieszność.

    Witkacy sporo Boyowi zawdzięczał, a jeszcze więcej jego żonie, z którą miał romans. Co ciekawe, włączył się potem w kampanię przeciwko Żeleńskiemu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Samego faktu upodobań seksualnych nie podziwiam, przyjmuję go raczej neutralnie - niezmiernie jednak podoba mi się, że w tej koncepcji związku (?) nie był hipokrytą, podobnoż wobec romansu żony z Witkacym nie miał zarzutów (na ten temat niekoniecznie powinnam się jednak wypowiadać, życiorys obojga dopiero poznaję).
    Chyba jeszcze Irzykowski, z którym Boy był w krytykanckiej komitywie, wraz z Witkacym włączył się w tę akcję.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie tam romanse obcych ludzi nie przeszkadzają, chodzi mi o to, że po kimś tego pokroju spodziewałabym się, że w tych związkach zachowa trochę więcej godności:).

    Światek literatów i innych artystów był w tamtych czasach chyba dość hermetyczny, a w swoich recenzjach Żeleński raz po raz nadeptywał komuś na odcisk, toteż wrogów przybywało. Ciekawe, jak współcześnie wyglądają stosunki na linii krytyka-twórcy.

    ***

    À propos serii Fortuna i Fatum: w jej ramach wydana została w ubiegłym roku powszechnie chwalona biografia Janusza Korczaka autorstwa Joanny Olczak-Ronikier.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.