Tytuł: Pałac Ostrogskich
Autor: Tomasz Piątek
Pierwsze wydanie: 2008
Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7414-411-7
Stron: 310
Ocena: 2/5
Nie przepadam za alkoholem, piję rzadko i w śladowych ilościach, ale raz - kilkanaście lat temu, na jakichś urodzinach czy może na imprezie sylwestrowej, nie pamiętam - lekko się wstawiłam. Po wypiciu trzech czy czterech kieliszków wina stałam się nagle bardzo, w swoim mniemaniu, elokwentna. Kiedy przy stole zapadała krępująca cisza, wydawało mi się, że właśnie ja muszę tę ciszę koniecznie przerwać i zaskoczonemu nieco towarzystwu opowiadałam o wszystkim, co mi tylko do głowy przychodziło, zahaczając od czasu do czasu o kwestie egzystencjalne. Niemal żałuję, że wtedy jeszcze nie było telefonów komórkowych i nikt tych moich wynurzeń nie nagrał. Niemal;).
Autor: Tomasz Piątek
Pierwsze wydanie: 2008
Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7414-411-7
Stron: 310
Ocena: 2/5
Nie przepadam za alkoholem, piję rzadko i w śladowych ilościach, ale raz - kilkanaście lat temu, na jakichś urodzinach czy może na imprezie sylwestrowej, nie pamiętam - lekko się wstawiłam. Po wypiciu trzech czy czterech kieliszków wina stałam się nagle bardzo, w swoim mniemaniu, elokwentna. Kiedy przy stole zapadała krępująca cisza, wydawało mi się, że właśnie ja muszę tę ciszę koniecznie przerwać i zaskoczonemu nieco towarzystwu opowiadałam o wszystkim, co mi tylko do głowy przychodziło, zahaczając od czasu do czasu o kwestie egzystencjalne. Niemal żałuję, że wtedy jeszcze nie było telefonów komórkowych i nikt tych moich wynurzeń nie nagrał. Niemal;).
Przez ponad dekadę nie pamiętałam o tamtym wieczorze, aż do dziś - przypomniałam sobie (niestety bez szczegółów) w trakcie lektury "Pałacu Ostrogskich". W tej książce Tomasz Piątek również skacze z tematu na temat i z banału na banał - wypisz wymaluj, jak ja wtedy, nastoletnie dziewczę pod wpływem. Tylko że on tak na trzeźwo, tzn. popijając jedynie herbatkę, o czym co jakiś czas informuje czytelnika.
Bohaterem i narratorem jest Tomasz Piątek, absolwent lingwistyki na mediolańskim uniwersytecie, pisarz, copywriter, ewangelik reformowany, uzależniony od heroiny i alkoholu itd. Czyli autor, choć jak to zwykle bywa wątki autobiograficzne wymieszane są z fikcją i nikt poza pisarzem nie zna przebiegu granicy między nimi. W rozmowie z Anną S. Dębowską powiedział: W "Pałacu..." połączyłem ostry realizm z ostrą fantastyką. Ostry realizm najostrzej przejawia się w opisach ostrych reakcji fizjologicznych organizmu Tomasza Piątka na heroinę. Ostra fantastyka... No nie wiem; moim zdaniem pisanie o czymś, co nie istnieje i istnieć nie może, nie musi być od razu fantastyką. Ale mniejsza o definicje.
Zaczyna się dość ciekawie - od opisu pobytu bohatera w ośrodku odwykowym. Zainteresowało mnie to, bo ostatnią książką o narkomanii, którą przeczytałam, była chyba powieść "My dzieci z dworca Zoo". Potem Tomasz Piątek przedstawia genezę swojego nałogu - urodził się uzależniony, tzn. już jako mały chłopiec odczuwał przejmujący ból istnienia, przytłaczały go - wręcz fizycznie - obojętność przedmiotów i powszechny materializm niszczący więzi międzyludzkie. Każdego przytłaczają, ale większość ludzi przytłumia te nieprzyjemne uczucia np. poprzez zjedzenie ciastka czy zakup samochodu terenowego. Jednostkom szczególnie wrażliwym to jednak nie wystarcza, więc sięgają np. po heroinę. W każdym razie narkomanami jesteśmy wszyscy i jego misja polega na tym, żeby nam o tym przypomnieć. Pojawia się zatem potępienie konsumpcyjnego trybu życia; nawiązania do kalwińskiej teorii predestynacji; rozważania o uczuciach, sposobach ich wyrażania i kształtowania - można je przekazywać i zmieniać poprzez słowo, ale nie w sposób gwałtowny, lepiej stopniowo - przez opowieści, np. takie jak ta książka.
Od razu się przyznam, że pozostałam obojętna na przesłanie kryjące się, podobno, w "Pałacu Ostrogskich". Myślę, że autor tego niezrozumienia i nieczułości się spodziewał, ba!, może wręcz oczekiwał, bo przecież tyle wysiłku włożył w uczynienie tej prozy głęboką i niejasną. Profani (tzn. przeciętni czytelnicy) spodziewają się gotowych, ładnie opakowanych myśli przewodnich dzieła, ale srodze się zawiodą - po zetknięciu się z tą książką raz na zawsze sobie zapamiętają, że Tomasz Piątek pisze oryginalnie, niszowo, offowo i następnym razem kupią w księgarni "Miłość nad rozlewiskiem", bo już będą znali swoje miejsce.
Filozoficzne, psychologiczne i religijne dywagacje okraszone są różnymi anegdotami i historyjkami; przeskoki między tym wszystkim są płynne, więc książkę czytało mi się łatwo. Nie przekonałam się jednak do wybranej przez autora formy wypowiedzi - wydaje mi się, że takie rozważania lepiej by wypadły w felietonie czy eseju. Zwłaszcza że im dalej, tym mniej rozważań, a więcej pouczeń i prawd objawionych, które może nie raziłyby tak w powieści Coelho na przykład, ale w każdym innym miejscu wypadają co najmniej głupio.
Dawno już nie spotkałam się z przypadkiem, w którym opis na okładce i na stronie wydawnictwa miałby tak mało wspólnego z treścią książki. (Najwyraźniej w W.A.B. sądzili, że jeśli napiszą, o czym ona tak naprawdę jest, to się gorzej sprzeda, i może rzeczywiście mieli rację).
Przykro mi, ale ten utwór wcale nie wydał mi się mroczny i niepokojący, a już na pewno nie ma on nic wspólnego z sensacją i nie znajdziemy w nim odpowiedzi na "epokowe pytania". "Niesamowitego poczucia humoru" też nie zauważyłam, chyba że wydawca miał na myśli np. to:
Książka ma niezłe momenty, ale generalnie to raczej przerost formy nad treścią. Wydaje mi się, że Tomasz Piątek to taki pisarz, którego po prostu jedni lubią, a inni nie. Ja zaliczam się do tych innych. Wreszcie się wydało, że nie znam się na literaturze - czytałam w sieci kilka recenzji profesjonalnych krytyków i wszystkie były bardzo pozytywne, niektóre wręcz entuzjastyczne. Naprawdę nie wiem, dlaczego.
A kompromisy - jak wiadomo - są fatalne. Jak ktoś mi powiedział, dobrze jest szukać drogi pośredniej, drogi umiaru pomiędzy skrajnościami, drogi cierpliwej i stopniowej. Ale kompromis nie jest drogą cierpliwą i stopniową, przeciwnie, kompromis jest niecierpliwy i niestopniowy. Bo kompromis to próba łączenia na siłę dwóch zupełnie różnych rzeczy. Kompromis jest wtedy, kiedy próbujemy łączyć rzeczy duchowo sprzeczne w sposób nieduchowy i nienaturalny, nieorganiczny, a więc mechaniczny, jakbyśmy chcieli po prostu połączyć dwa przedmioty: weź kaloryfer i rower i zrób kaloryferower. Czymś takim właśnie jest kompromis i jego skutki zwykle są tak fatalne jak kaloryferower. To, co z tego wychodzi, nie jest naturalne, jest tylko potworne i jako takie jest absolutnym przeciwieństwem umiaru. [str. 47]Moim zdaniem książka zawierająca taki fragment nie może się podobać, ale jestem w mniejszości. Straciłam właśnie prawie cały szacunek, jakim do tej pory darzyłam Nagrodę Nike, bo ta właśnie powieść była do niej w ubiegłym roku nominowana. Z kolei w tym Piątek ma szansę na Paszport Polityki, choć za inny utwór, może jakiś lepszy.
Dawno już nie spotkałam się z przypadkiem, w którym opis na okładce i na stronie wydawnictwa miałby tak mało wspólnego z treścią książki. (Najwyraźniej w W.A.B. sądzili, że jeśli napiszą, o czym ona tak naprawdę jest, to się gorzej sprzeda, i może rzeczywiście mieli rację).
Przykro mi, ale ten utwór wcale nie wydał mi się mroczny i niepokojący, a już na pewno nie ma on nic wspólnego z sensacją i nie znajdziemy w nim odpowiedzi na "epokowe pytania". "Niesamowitego poczucia humoru" też nie zauważyłam, chyba że wydawca miał na myśli np. to:
... napisałem nawet kiedyś wiersz na ten temat w siedemnastowiecznej włoszczyźnie, to znaczy nie w trzystuletnich warzywach, ale w siedemnastowiecznym języku włoskim... [str. 57]Dobra, autor studiował lingwistykę, lubi bawić się słowami, ale można to chyba robić trochę subtelniej. Spodobał mi się natomiast wyraz "zmarmoladyzować", choć ja go trochę inaczej interpretuję.
Książka ma niezłe momenty, ale generalnie to raczej przerost formy nad treścią. Wydaje mi się, że Tomasz Piątek to taki pisarz, którego po prostu jedni lubią, a inni nie. Ja zaliczam się do tych innych. Wreszcie się wydało, że nie znam się na literaturze - czytałam w sieci kilka recenzji profesjonalnych krytyków i wszystkie były bardzo pozytywne, niektóre wręcz entuzjastyczne. Naprawdę nie wiem, dlaczego.
Zaciekawiła mnie twoja recenzja, dopisuję do listy a jak mi się lekturka napatoczy- kupię i przeczytam.
OdpowiedzUsuńMoniko, naprawdę nie wiem, jak Ci się udało w ciągu dwóch zaledwie minut przeczytać powyższy tekst oraz napisać i wysłać ten komentarz. Nie pojmuję również, w którym akapicie dopatrzyłaś się zachęty do sięgnięcia po tę książkę.
OdpowiedzUsuńhehe, dobre. Aż przeczytam, ale nie kupię. Spróbuję wypożyczyć w bibliotece. A wiesz dlaczego brzmi to tak zachęcająco? Bo każdą antyreklamę chce się samemu spróbować, tak jak rodzic, który mówi do dziecka, TAM nie idź, to dziecko właśnie TAM pójdzie. Bo ciekawe jest, czym to 'TAM' jest naprawdę.
OdpowiedzUsuńMną w dużym stopniu rządzi przekora i jeśli ktoś mówi, że coś jest dziwne, inne, nie takie jak się spodziewał, to właśnie tego chcę spróbować/dotknąć/zobaczyć na własne oczy.
Wszystkie zachęty są i oczywiste i straszliwie - w gruncie rzeczy - nudne.
Pozdrawiam.:)
A recenzja świetna!
Powinnaś sie raczej cieszyć, że 10 lat temu nie było jeszcze komórek z dyktafonami, aparatami i całą resztą technicznych udogodnień:).
OdpowiedzUsuńCo do Piątka- nie ciągnęło mnie w jego stron i po twojej recenzji nic się nie zmieniło. Nominacja do Nike, zwłaszcza w ostatnich latac, to raczej antyrekomendacja.
BTW- czy teoria predystynacji ma niby tłumaczyć jego podatnośc na uzależnienia?
akemi, też bywam przekorna, ale u mnie objawia się to trochę inaczej: Ty lubisz pójść tam, gdzie Ci nie pozwalają, a ja nie lubię chodzić tam, gdzie mi każą:). I tak np. miałam ochotę przeczytać "Good night, Dżerzi" Janusza Głowackiego, ale odechciało mi się, kiedy poczytałam o tej książce na wielu blogach, zobaczyłam ją na półce z bestsellerami w empiku, wciąż słyszałam o niej w radiu, a koło najbliższego skrzyżowania wisiał wielki billboard reklamujący tę powieść.
OdpowiedzUsuńMoże Tobie powieść Tomasz Piątka się spodoba, tak jak chyba wszystkim krytykom.
Również pozdrawiam:)
Izo, nie, z tą predestynacją chodziło o to, żeby brać życie takim, jakie jest; żeby nie pragnąć zmian; żeby niczego nie zazdrościć innym ludziom - czyli żeby przestrzegać końcówki Dekalogu. Natomiast podatność na uzależnienia ma być uwarunkowana genetycznie; czy tak jest rzeczywiście - nie wiem.
Elenoir,
OdpowiedzUsuńPrzeczytam, choćby z ciekawości, tak mnie zafrapowałaś swoją recenzją. Co do Głowackiego - masz rację. Jestem w połowie wspomnianej książki i doprawdy nie wiem, skąd ten powszechny medialny zachwyt. To kpina jakaś jest i nieuzasadniona czołobitność przed zamerykanizowanym pisarzem...
Myślę, że wywody tego pana przygniotłyby mnie swoim ciężarem. Jakieś takie pseudofilozofowanie, wydumanie i przesada ujawniają się tu. Nawet dla przekory bym tego nie przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńZa to okładka warta uwagi - prosta i ładna.
A co do tego wstawiania się i nagrywania... Chyba byś jednak nie wolała ;) Chociaż - kto wie - czasem lubię śmiać się z siebie po latach.
akemi, czyta się szybko, więc nawet jeśli Ci się nie spodoba, to wiele czasu nie stracisz. Ja się nie zraziłam do Głowackiego jako pisarza, bo żadnej jego książki dotąd nie czytałam, natomiast reklama "Good night, Dżerzi" wydała mi się trochę zbyt nachalna. Nie to, żebym była przeciwna reklamowaniu literatury w różnych mediach, ale wszystko ma swoje granice.
OdpowiedzUsuńKlaudyno, nawet te fragmenty "filozofujące" czyta się łatwo (ale nie mogę powiedzieć, że dobrze), bo autor posługuje się w nich językiem bardzo prostym, jakby zwracał się do dzieci - to widać w cytowanym przeze mnie fragmencie o kompromisie. Wydaje mi się, że dorosłych czytelników takie uogólnienia i uproszczenia powinny razić. Odniosłam jednak wrażenie, któremu dałam wyraz w powyższym wpisie, że Tomasz Piątek nie ma zbyt dobrego wyobrażenia o swoich czytelnikach - z góry zakłada, że nie zrozumieją jego książek. Może stąd taki styl?
Książka jest rzeczywiście ładnie wydana, twarda oprawa itd., ale ten opis na stronie wydawnictwa... Wcale się nie dziwię, że pod takimi zajawkami i blurbami nikt się nie podpisuje:).
Dobrze jest się pośmiać z siebie od czasu do czasu, natomiast nie jest zbyt miło, gdy robią to inni, toteż gdybym miała takie nagranie, zabezpieczyłabym plik na wszelkie możliwe sposoby tak, abym tylko ja miała do niego dostęp;).
Przyrównać treść książki do poczynań własnych na rauszu - cudo ;)) Po powieść pewnie nie sięgnę, zadowolę się znanymi mi osobiście przypadkami elokwencji ujawnianej "pod wpływem". Tak będzie taniej i zabawniej :P
OdpowiedzUsuńChyba rzeczywiście wyszło mi porównanie, a chodziło mi raczej o skojarzenie:). Książka to jednak książka - autor się nad nią napracował, chciał coś ludziom przekazać, przed czymś przestrzec. Efekty jego starań można oceniać różnie.
OdpowiedzUsuńZ tego miejsca chciałabym Was zapewnić, że wszystkie opublikowane tutaj teksty, nawet najdłuższe, pisałam na trzeźwo. Nieprawdopodobne, owszem, ale prawdziwe;).
Nieprawdopodobne... :D :D
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam takiej dobrej recenzji ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o alkohol, to ja po trzeżwemu jestem straszna gaduła a po procentach nie dam nikomu dojść do słowa :P
maiooffko, ;))
OdpowiedzUsuńJudyto, dzięki;). Ja czytałam lepsze, ale niestety nie na moim blogu;).
Od tamtego wieczoru nie sprawdzałam, jak reaguję na większą ilość alkoholu, może teraz objawiałoby to się jakoś inaczej. Kiedy mówię ludziom, że nigdy nie byłam pijana, to zawsze patrzą na mnie jakoś dziwnie;). Zwykle kładą to na karb mojej domniemanej dewocji. Dopóki się nie dowiedzą, że jestem ateistką;).
czytałam nową książkę Piątka ('Wąż w kaplicy'), którą znowu zachwycają się krytycy:) i jest słaba...chciałam dać mu jeszcze szanse właśnie czytając 'Pałac..' ale teraz już nie jestem pewna. Co do 'Good night Dżerzi' to zaczęłam, jest bardziej efektowna niż sensowna ale czyta się dobrze. u nas na wsi (=w Bydgoszczy) billboardów z książkami nie ma, więc nie mam poczucia,że mi Dżerziego ktoś wcisnął, i po prostu sobie czytam:)
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam sobie o Twoich wrażeniach z tej lektury. Widziałam sporo recenzji "Good night, Dżerzi", z tym że przeważnie były one dość enigmatyczne.
OdpowiedzUsuńNatomiast co do Piątka - ja być może dam mu kiedyś jeszcze jedną szansę. Sięgnę wtedy prawdopodobnie po jego trylogię fantasy, która przez koneserów tego gatunku została podobno całkowicie zjechana, natomiast krytycy pisali o niej dobrze.