Impresje

niedziela, 28 czerwca 2009

NIC NIE MOGŁO BYĆ INACZEJ CZ.1

TYTUŁ: Nic nie mogło być inaczej, Listy Oscara Wilde'a
AUTOR: Oscar Wilde (Koncepcja, wybór, przekład i opracowanie Danuta Piestrzyńska)
WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl
STRON: 248

OCENA: 4/5


Nie przypuszczałam, że tak szybko znów będę pisała o Wildzie. Ale akurat wracałam z dworca przez galerię krakowską i nie mogłam się oprzeć pokusie wstąpienia do księgarni Matras, gdzie w pobliżu wejścia jest strefa przecenionych książek. Można tam czasami znaleźć naprawdę ciekawe pozycje. Listy Wilde'a kupiłam za 9,99 zł (cena z okładki to 33 zł).

Oczywiście lekturę tej książki powinno poprzedzić zapoznanie się, choćby pobieżne, z biografią Wilde'a. Nie będę jej tu przytaczać - od czego mamy google. Jeżeli kogoś zainteresują szczegóły, polecam choćby pozycję, o której pisałam tutaj.
Pierwszy list pochodzi z 1880 r., ostatni z października 1900 (Wilde zmarł w listopadzie). Skierowane są do przyjaciół i znajomych pisarza, redaktorów gazet. Na końcu książki znajduje się spis adresatów, z krótką informacją na ich temat. Przy wielu listach zamieszczono przypisy, które pomagają zrozumieć ich treść.

Tematyka jest bardzo różnorodna, ale oczywiście czego innego dotyczyły listy pisane przed procesami, a o czym innym traktowały te napisane w więzieniu i po odbyciu kary. Od relacji z wykładów w USA, aż po dramatyczne prośby o finansowe wsparcie, kierowane do każdego, kto tylko mógł go udzielić.

Naturalnie nie można traktować ich treści zbyt dosłownie - Wilde często ubarwiał rzeczywistość, sam przyznawał, że wiele jest w stanie uczynić dla epigramatu.

Niektóre z listów można znaleźć tutaj: wyborcza.pl, ale nie ma tam tych, które na mnie zrobiły największe wrażenie.

Przede wszystkim list z 2 lipca 1896 r. (pisany z Reading, po ponad roku spędzonym za kratami) do Jego Ekscelencji Ministra Spraw Wewnętrznych Jej Królewskiej Mości. Zdesperowany Wilde prosi w nim o uwolnienie go od reszty kary, ponieważ obawia się szaleństwa i dalszej utraty zdrowia.

"Uniżenie proszę o nierozpatrywanie podania niżej podpisanego więźnia jako próby usprawiedliwienia przezeń strasznych przestępstw, których słusznie uznano go winnym, lecz jako pragnienie zwrócenia uwagi, że przestępstwa te są formą seksualnego szaleństwa, za które to szaleństwo uważa je nie tylko współczesna nauka patologii, ale również wiele współczesnych kodeksów prawa, w szczególności we Francji, Austrii i we Włoszech, gdzie przepisy prawne tych wykroczeń zostały uchylone z racji tego, że są one raczej chorobami, którymi winien zająć się lekarz, niż zbrodniami, które należy karać sądownie. [...]

Niżej podpisany jest obecnie dotkliwie świadom faktu, że o ile trzy lata poprzedzające jego aresztowanie były z intelektualnego punktu widzenia najwybitniejszymi latami jego życia [...], o tyle w ciągu całego tego czasu cierpiał on na najokropniejszą formę erotomanii, która kazała mu zapomnieć o żonie i dzieciach, o wysokiej pozycji społecznej w Londynie i Paryżu, o wybitnej randze w Europie jako artysty, o honorze nazwiska i rodziny, wreszcie o samym jego człowieczeństwie, i wydała go na pastwę najbardziej odrażających namiętności, jak i zgrai ludzi, którzy dla własnej korzyści dogadzali tym namiętnościom, doprowadzając go do ohydnego upadku. [...]

Jest rzeczą naturalną, że żyjąc w takim milczeniu, w takim odosobnieniu, w takiej izolacji od wszystkiego, co ludzkie i co przepojone humanizmem, w tym grobie dla tych, którzy jeszcze nie umarli, niżej podpisany był poddawany, dzień w dzień, i o każdej porze nocy, kiedy nie mógł spać, torturze strachu przed absolutnym i całkowitym szaleństwem. Jest on świadom, że umysł jego, sztucznie odizolowany od wszystkich racjonalnych i intelektualnych zainteresowań, nie robi nic i nic nie może robić, jak tylko przemyśliwać o tych formach seksualnej perwersji, o tych ohydnych praktykach erotomanii, które przywiodły go z wysokiej pozycji i literackiej sławy do celi skazańca i zwykłego więźnia. [...]

Przez ponad rok umysł niżej podpisanego to znosił. Dłużej tego znosić już nie może. Jest on całkiem świadomy zbliżającego się szaleństwa, które nie ograniczy się wyłącznie do jednej strony natury, ale ogarnie całą jego istotę, toteż jego pragnieniem, jego modlitwą jest, żeby mu darowano resztę kary, aby jego przyjaciele mogli go zabrać za granicę, gdzie oddałby się w ręce lekarzy, którzy wyleczyliby go z seksualnego szaleństwa, na jakie cierpi. Wie on aż nadto dobrze, że jego kariera jako dramaturga i pisarza skończyła się, a jego nazwisko zostało wymazane z kart literatury angielskiej na zawsze: że jego dzieci nie będą mogły ponownie nosić tego nazwiska, i że czeka go życie incognito w jakimś odległym kraju: zdaje on sobie sprawę, że ponieważ zbankrutował, czeka go tylko ubóstwo najdotkliwszego rodzaju, i że cała radość i uroda życia zostały mu na zawsze odebrane: ale przynajmniej w tej całej swojej beznadziejności żywi on nadal nadzieję, że nie będzie musiał przejść ze zwykłego więzienia prosto do zwykłego szpitala dla wariatów. [...]"

[Podkreślenia - moje]

Szkoda, że jedną z najbardziej błyskotliwych osobowości tamtych czasów okoliczności zmusiły do takich wynurzeń. Szkoda, że preferencje seksualne były i często nadal są jednym z wyznaczników moralności.

Nie wiem, czy sam Wilde rzeczywiście uznawał homoseksualizm za chorobę, czy też tak to określił tylko w liście do ministra. Chyba jednak nie, bo aby być konsekwentnym, musiałby wtedy również utrzymywać, że w starożytnej Grecji, której ideały były mu tak bliskie (był filologiem klasycznym) miała miejsce dziwna epidemia tego schorzenia - zapadali na nią parami tylko młodzi chłopcy z dojrzałymi mężczyznami. Poza tym po wyjściu na wolność nigdy nie poddał się leczeniu tej "formy erotomanii".

Gdyby Wilde urodził się 100 czy 120 lat później jego związki nie robiłyby na nikim wrażenia. Z drugiej strony chyba równie mało entuzjazmu i kontrowersji wzbudzałaby jego twórczość czy elokwencja - prawdziwą popularność zdobywa się obecnie występem w bzdurnych programach telewizyjnych. A może wręcz przeciwnie - Wilde świetnie dostosowałby się do obecnych warunków?

W następnym poście zamieszczę jeszcze parę cytatów z tego zbioru listów - nie chcę wstawiać ich tutaj, bo po pierwsze: ten wpis i tak już jest za długi, po drugie: tematyka będzie zupełnie inna.

2 komentarze:

  1. Ostrożnie - gdyby żył w Norwegii w latach 50 i 60tych byłby przymusowo wykastrowany. Normalność to dynamiczna rownowaga między społecznymi poglądami w danej epoce na terenie konkretnego kraju a naturalnym dążeniem jednostek do realizowania swoich marzeń jakie one by nie były.
    Niezależnie od źródła przekonanie o "racji" zawsze prowokowało gawiedź do okrucieństwa.

    Gratuluję sympatycznego eseju o Wilde!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zamierzałam pisać eseju, nie sądzę żeby ten wpis na to miano zasługiwał. Ja jestem bardzo dosłowna, niestety, i mam niemiły zwyczaj łapania siebie i innych za słówka.

    Poza tym uważam, że niemal wszystko jest względne, dlatego "normalny" dla mnie (tak, mam swoją prywatną definicję) oznacza "niesprzeczny z zasadami tzw. zdrowego rozsądku", szeroko rozumianymi oczywiście:)

    Mój wpis może i jest sympatyczny, ale sam Wilde chyba taki nie był. Błyskotliwość, erudycja i nadmierna wylewność u drugiej osoby są na dłuższą metę trochę męczące:)

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.