Impresje

czwartek, 31 maja 2018

Chłopi w literaturze I

Źródło: wspomnienia Huberta Vautrina, fragment z pierwszego tomu "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców", opracowanie i wstęp - Wacław Zawadzki, PIW 1963, str. 707-713.

"Ziemia", Ferdynand Ruszczyc, 1898
   W takim to stanie znajduje się Polska, gdzie zaledwie doszukać się można śladów człowieka. Podróżny, który wziąłby zboże za dziko rosnącą roślinę, mógłby przebyć dziesięć mil nie przypuszczając nawet istnienia mieszkańców. Polacy sami czasem przyznają, że brak im rąk do pracy. Na pytanie, dlaczego to lub owo bagno nie zostało osuszone, odpowiadają, że brak im siły roboczej. Zapytajcie, dlaczego olbrzymie przestrzenie pokrywają ugory, a odpowiedzą wam, że mało w tym kraju rolników. Gdy zapytacie, dlaczego tak dużo spotyka się dzikich zwierząt, które nie ośmieliłyby się pokazać gdzie indziej, otrzymacie odpowiedź, że ludność nie jest tu dość liczna, by je wypłoszyć albo wytępić.
   (...) Chłopstwo, stanowiące osiem dziesiątych ludności, utrzymuje się z pól, których obszar określa dziedzic. Ta właśnie liczna klasa powinna być źródłem wzrostu ludności, ale skrępowana poddaństwem, nie jest w stanie powiększyć swej liczby. Przyrost ludności wśród chłopstwa pańszczyźnianego jest hamowany ograniczonymi środkami utrzymania i brakiem jakiejkolwiek własności, chłop bowiem pracuje od rana do nocy na swego pana, dla niego znosi chłód i znój, dla niego ostrzy swą siekierę, zaprzęga swe woły, dla niego orze glebę i żywi swe dzieci. Jemu samemu zaś przypada w udziale krwawy trud i skąpe zbiory z pola, które może w każdej chwili utracić, a na którego uprawianie pozostaje mu jedynie resztka sił.
   Jeżeli w tym nędznym położeniu zapomni o swym nieszczęsnym losie i osądziwszy, że dobrze jest żyć, wzbudzi nowe życie, poczęta przez niego istota okazuje się wkrótce nadmiernym ciężarem: powołując ją do życia w momencie, gdy czuł się szczęśliwy, nie pomyślał, że powiększy ona brzemię jego nieszczęść, a uszczupli środki utrzymania. Tak więc obawa utraty własnego życia wstrzymuje go przed jego przekazywaniem, natura zduszona zostaje przez naturę, ojciec porzuca syna i powierza dzikim zwierzętom istotę ludzką, która nie ma z czego żyć wśród ludzi.
   O wy, filozofowie-niedowiarki, którzy poszukiwaliście rodzaju ludzkiego w stanie dzikości, aby zbadać jego sposób myślenia i pojęcia moralne, dlaczegoście nie szukali w lasach polskich? Nie tak dawno jeszcze moglibyśmy znaleźć jego przedstawicieli na podwórzu folwarcznym szlachcica, który więcej troszczył się o ich uciemiężenie niż o ich oświecenie. Jedną z takich porzuconych istot, która dożyła wieku dojrzałego w społeczności dzikich zwierząt, znaleziono wśród śniegów, nagą i porosłą włosem, ukrytą jak niedźwiedź w stogu siana, które pozostawia się tu przez całą zimę na łąkach; zaprowadzono ją związaną do dziedzica. Gdy po upływie tygodnia nie wykazała żadnych postępów w opanowaniu języka ludzkiego, pan zmienił ją w zwierzę juczne, które zmarło w dwa tygodnie po swym wstąpieniu do społeczeństwa ludzkiego.
   Nędza panująca w Chinach zmusza mieszkańców tego kraju do porzucania niepożądanych dzieci na pastwę losu. Polacy odkryli tajemnicę, dzięki której dzieci takie, rozmyślnie okaleczane, budzą powszechną litość i korzystają z owoców dobroczynności. Widziałem w pewnych miastach ulice, które noszą nazwę "ulica Niewidomych", "ulica Kulawych", gdyż mieszkańcy tych ulic pozbawiali swe dzieci wzroku albo też przetrącali im nogi, aby uczynić z nich żebraków. "Powinszuj mi - rzekł do sąsiada pewien chłop złamawszy swemu dziecku rękę - zapewniłem chleb memu synowi."
   Małżeństwa pomiędzy pańszczyźnianymi chłopami nie są faworyzowane ani ułatwiane. Mogą oni wstąpić w związek małżeński li tylko za zgodą swego panam który ogranicza ją według swego widzimisię, a już nigdy nie udziela zezwolenia, jeżeli narzeczony nie jest jego poddanym.
   Takie utrudnianie zawarcie legalnego związku małżeńskiego nie mnoży bynajmniej związków nielegalnych. W państwie, gdzie chłop jest niczym i nie przekazuje potomstwu żadnego spadku, w państwie, które spycha go do rzędu zwierząt domowych, należałoby oczekiwać tolerancyjnego stosunku do nieślubnego macierzyństwa. Nigdzie jednak nie karze się tak surowo utraty cnoty przez dziewczynę wiejską jak w Polsce. Kara, która ją spotyka, i hańba, którą się okrywa wchodząc w nie pobłogosławiony przez Kościół związek, nie pozwala jej zostać matką lub czyni z niej matkę wyrodną. Lęk przed karą kościelną lub publiczną chłostą doprowadza ją do czynów bardziej godnych potępienia aniżeli utrata dziewictwa, zmusza ją do pozbycia się dziecka albo do jego podrzucenia.
   Gdyby prawo w sposób skuteczny zapewniało chłopom możność posiadania własnych oszczędności i zachowania owoców własnej pracy, postaraliby się może o pewien zapas, z którego mogliby bez nieustannego nakładu sił wyżywić powiększającą się rodzinę. Pozwalając na osiągnięcie pewnego dobrobytu, to źródło dochodów zrodziłoby w nim przywiązanie do życia, podtrzymywałoby jego siły i zdrowie. Nieprawda, mylę się! Nic by mu to nie dało, gdyż nie rozporządza własną osobą. Nie odebrano by mu może tego, co zebrał, lecz oderwano by jego samego od zgromadzonych plonów i od rodziny. Pan jego uczyniłby go, być może, błazeńskim stróżem swej własnej jaśnie wielmożności, swym palaczem, posłańcem, lokajem, podnóżkiem. Czy ja wiem, czym wreszcie? Chłop byłby w jego rękach niczym glina w rękach garncarza, który ugniata ją i ubija nie szczędząc uderzeń, aby uczynić ją bardziej podatną i przysposobić ją na przyjęcie kształtu, który zamierza jej nadać.
   Nie rozporządzając własną osobą, chłop nie ma prawa rozporządzać owocami swej pracy ani czasem przeznaczonym na wypoczynek. Nawet gdy śpi, pan jego czuwa i w każdej chwili może go wyrwać z krzepiącego snu. Czyż człowiek, który nie ma pewności, że pozostanie na stałe tam, gdzie się znajduje, któremu uniemożliwia się urzeczywistnienie jakichkolwiek zamierzeń, któremu odejmuje się od ust pożywienie, zabiera drób, ziarno i warzywa, wyhodowane w pocie czoła, może cenić swe życie? Oczywiście, że nie dba on ani o zachowanie życia, ani o powołanie nowego.

3 komentarze:

  1. Rewelacja!
    Bardzo dziękuję za ujawnienie tej perły, a może raczej powodu do wstydu :(
    Trudno mi było znaleźć informację o autorze książki.
    Znanazłem wzmianke o Hubercie Vautrin w google books, w notce o książce Jesuit Survival and Restoration. H.V.- jezuita uciekinier, przebywał w Polsce od roku 1770 a w 1807 wydał książkę L'Observateur en Pologne. Ta książka jest dostępna w amazonie, niestety po francusku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wacław Zawadzki we wstępie do cytowanej książki podaje całkiem sporo informacji o Vautrinie. Najciekawsze dotyczą chyba tego, jak Vautrin znalazł się w Polsce: księżna wojewodzicowa mścisławska Elżbieta z Branickich Sapieżyna zaproponowała mu posadę mentora jej dwudziestosiedmioletniego syna. Syn miał robić karierę i dokształcenie się miało mu w tym pomóc. No cóż, Vautrin nie najlepiej wspominał potem tę rodzinę (łagodnie mówiąc), co mogło też nieco rzutować na jego opinię o całym kraju.

      Usuń
  2. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.