Impresje

piątek, 23 sierpnia 2013

DZIEWCZYNY ATOMOWE

Tytuł: Dziewczyny atomowe. Nieznana historia kobiet, które pomogły wygrać II wojnę światową (Girls of Atomic City. The Untold Story of the Women Who Helped Win World War II)
Pierwsze wydanie: 2013
Autorka: Denise Kiernan
Tłumaczenie: Mariusz Gądek

Wydawnictwo Otwarte
ISBN: 978-83-7515-158-9
Stron: 420


"The Girls of Atomic City". Oryginalny tytuł znacznie lepiej oddaje treść książki niż wariacja na ten temat w wykonaniu tłumacza czy wydawcy. Denise Kiernan przytacza historie jednostek, ale składają się one na opowieść o pewnej specyficznej społeczności, która podczas II wojny światowej uczestniczyła w tworzeniu i pracy Zakładów Technicznych Clinton w stanie Tennessee, gdzie wzbogacano uran potrzebny do produkcji bomb atomowych. W szczytowym momencie było tam zatrudnionych osiemdziesiąt dwa tysiące osób, z czego siedemdziesiąt pięć tysięcy mieszkało w pobliskim, wybudowanym specjalnie dla nich, kompleksie mieszkalnym Oak Ridge. Co ciekawe, tylko bardzo, bardzo nieliczni zdawali sobie sprawę z tego, nad czym konkretnie pracują. Proces produkcyjny był podzielony na wiele etapów, do którego przydzielano poszczególnych pracowników. Nie wolno im było wchodzić do pozostałych budynków ani nawet rozmawiać o tym, czym się zajmują, z nikim, nawet ze współpracownikami czy z rodziną.

What you see here
What you do here
What you hear here
When you leave here
Let it stay here

Jeśli ktoś nie przestrzegał tych zasad - nagle znikał. Atmosfera w Oak Ridge, z tymi wszystkimi zakazami, strażnikami, tajemnicami i przepustkami, była zatem szczególna i bardzo rzutowała również na życie prywatne pracowników Zakładów. A ponieważ tak wielu mężczyzn wysłano na front, wśród tych pracowników było stosunkowo dużo kobiet, przeważnie bardzo młodych.

źródło: Polityka.pl
Oczywiście nie zajmowały kluczowych stanowisk, Boże uchowaj, a jeśli były czarnoskóre, to mogły tam co najwyżej posprzątać. Dyskryminacja rasowa dotyczyła zresztą również czarnoskórych mężczyzn, którzy zatrudniani byli wyłącznie do prac fizycznych. Czarnoskórzy małżonkowie nie mogli razem mieszkać, nie przewidziano też szkół dla ich dzieci. Opowiada o tym Kattie Strickland, czarnoskóra pracownica firmy sprzątającej, i chyba właśnie jej wątek zainteresował mnie najbardziej. Zdecydowała się na rozłąkę z dziećmi i przyjazd do Oak Ridge, bo nigdzie indziej nie płacili wtedy tak dobrze za machanie ścierką. 

źródło: Polityka.pl
Tak na marginesie, to dziwne, że jakoś rzadko zestawia się szalejące wtedy w Europie antysemityzm i nacjonalizm z występującym (m.in.) w Stanach rasizmem, skoro u źródeł obu zjawisk leży to samo: pogarda dla inności. Niepokojące jest to, że i obecnie, jak to zwykle bywa w czasach kryzysu, nacjonalizm nie tyle może przybiera na sile, ile raczej bardziej rzuca się w oczy. A jednocześnie nie jest wystarczająco mocno potępiany, bo zakłada maskę patriotyzmu. Zdaje się jednak, że jest to temat na osobny wpis.

Przy podejmowaniu pracy w Zakładach Technicznych Clinton kierowano się jednak nie tylko względami finansowymi. Nie wiedziano, co tam jest wytwarzane, miało to być coś, co przyspieszy zakończenie wojny i powrót żołnierzy do domu. 

Z kolei austriacka fizyczka Lise Meitner doskonale zdawała sobie sprawę z tego, nad czym pracują Amerykanie, bo proponowano jej pracę przy tym projekcie, ale odmówiła. Pośrednio przyczyniła się jednak do stworzenia bomby atomowej jako autorka (wraz ze swym siostrzeńcem Otto Frischem) "pierwszej teoretycznej interpretacji procesu rozszczepienia" jądra atomu. Denise Kiernan przypomina tę postać, pominiętą w 1944 roku przez Komitet Noblowski. Wspomina również niemiecką geochemiczkę Idę Noddack, która "zasugerowała możliwość rozszczepienia jądra atomu" kilka lat przed odkryciem tego zjawiska, za co została początkowo wyśmiana, oraz kilka amerykańskich fizyczek, które również pracowały przy Projekcie Manhattan.

Ta książka to nie tylko opowieść o "atomowych dziewczynach". Autorka sporo pisze również o samym procesie produkcyjnym i związanymi z tym zagadnieniami naukowymi i logistycznymi. I muszę przyznać, że choć od czasów liceum fizyka jawi mi się jako czarna magia, to jednak większość tych fragmentów była dla mnie w miarę zrozumiała. Dowiedziałam się na przykład, co to jest izotop:).

Relacje mieszkanek Oak Ridge i, że tak to ujmę, część teoretyczna i historyczna wciąż się przeplatają, co jest oczywiste, ale jednak mniejsze poszatkowanie narracji byłoby z korzyścią dla czytelnika. 

Można by się też spodziewać, że skoro przygotowaniom do produkcji bomby atomowej Denise Kiernan poświęciła tak dużo miejsca, to nieco szerzej napisze również o skutkach jej użycia. Panie, z którymi rozmawiała, były dumne ze swojej pracy i jej efektu. Nie można ich oczywiście winić za Hiroszimę i Nagasaki, bo przecież nie wiedziały, nad czym pracują, ale zabrakło mi w ich wypowiedziach, a może nawet bardziej w narracji autorki jakiejś myśli propacyfistycznej, która chyba musi nasunąć się każdemu, kto obejrzy zdjęcia ofiar (po którejkolwiek ze stron konfliktu). Projekt Manhattan był przedsięwzięciem imponującym, ale trzeba pamiętać i o jego negatywnych skutkach. Obiektywizm autorki jest bardzo amerykański. 

Z drugiej strony docenić trzeba ogrom pracy, jaki Kiernan włożyła w przygotowanie się do napisania tej książki. Poświęciła jej siedem lat i to widać - informacje pochodzą z przeróżnych źródeł: wspomnień, dokumentów, raportów.

Mimo wszystko książkę przeczytałam z zainteresowaniem i nie żałuję, że w drodze wyjątku zgodziłam się przyjąć ją (pośrednio) od wydawnictwa. Ważne wydarzenia widziane oczyma kobiet - to mnie zawsze intrygowało. Zachęciło mnie też to, że książka miała niezłe recenzje na Amazonie i goodreads.com. Szkoda tylko, że otrzymałam egzemplarz przed korektą, o czym mnie nie uprzedzono i co mnie nieco zirytowało, choć przyznaję, że nie było tak źle - widywałam książki z gorszymi błędami, nad których korektą pracowały dwie osoby. 

3 komentarze:

  1. Czytałam tę książkę. Kiernan wykonała kawał dobrej roboty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o zebranie informacji i przekazanie ich czytelnikowi - jest dobrze. Ale literacko - gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, ale to nie beletrystyka, więc trudno się spodziewać czegoś innego.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.