Impresje

środa, 28 grudnia 2011

Poświątecznie

W sobotę lub niedzielę pojawi się wpis o biografii Tadeusza Żeleńskiego, a dziś jeszcze kilka luźnych uwag na różne tematy.

***
Należę do osób niezmotoryzowanych, więc do domu pojechałam busem, w którym miejsce trzeba było rezerwować dwa tygodnie wcześniej, ale nie o tym chciałam napisać. Kierowca chciał umilić pasażerom podróż i włączył nam film pt. "Między piekłem a niebem". Słyszałam o nim już dawniej, ale nigdy nie miałam okazji obejrzeć.

Już pierwsze ociekające lukrem sceny wskazywały, że to nie jest film dla mnie. A potem było jeszcze gorzej, coraz gorzej i jeszcze gorzej. 

Fabuła wyglądała mniej więcej tak: pewnemu małżeństwu umiera dwoje kilkunastoletnich dzieci (giną w wypadku samochodowym), matka próbuje popełnić samobójstwo i trafia do szpitala psychiatrycznego, z którego wychodzi dzięki pomocy i miłości swego męża, który po kilku latach również umiera wskutek wypadku samochodowego i trafia do nieba; wówczas żona popełnia samobójstwo i trafia do piekła, a on, choć wydaje się to niemożliwe, postanawia ją tam odnaleźć. Zgadnijcie, czy mu się uda.

O rany, co za szmira i kicz!!! Tani i głupi sentymentalizm w ładnym chwilami, kolorowym opakowaniu. Lubię bajki, ale nie znoszę, gdy udają to, czym nie są. Ten film udziela zbyt prostych, prostackich wręcz odpowiedzi na fundamentalne pytania. Rozumiem, że to tylko wizja stworzona na potrzeby pewnego typu publiczności, stworzona na sprzedaż, ale głupoty, zwłaszcza tak chwalone, trzeba krytykować, co niniejszym czynię. 

Scenariusz jest po prostu straszny. Główny bohater trafia po śmierci jakby do obrazu namalowanego przez swoją żonę, po nowej rzeczywistości oprowadza go ktoś w rodzaju misjonarza, który najpierw wydaje mu się dawnym znajomym, a potem okazuje się synem tego bohatera. Niby może sobie kształtować swój kawałek nieba po swojemu, po czym okazuje się, że są jednak pewne ograniczenia. Następnie nasz protagonista trafia do miejsca, w którym w powietrzu unosi się sporo osób, nie wiadomo właściwie, po co. A potem ów misjonarz/przyjaciel/syn oraz jeszcze jakiś pozujący na intelektualistę Tropiciel przejęci miłością i tęsknotą bohatera postanawiają mu pomóc w odnalezieniu żony. 
Dialogi są śmieszne, a gra aktorska zbyt drewniana (no ale w końcu za wiele do zagrania to tu nie było). I jeszcze ta nachalna muzyka, podpowiadająca widzowi, w którym momencie powinien się wzruszać... 

Najgłupszy film jaki widziałam od czasu "Obcy kontra Predator". Niestety nie mogłam go nie obejrzeć, choć szczęśliwie udało mi się usnąć na jakieś dziesięć minut.

***
W pierwszy dzień świąt wybraliśmy się z P. na spacerek po moim rodzinnym mieście - Starachowicach. Miasto jest brzydkie, ale położone w ładnej okolicy:).

Tak oto wygląda nasz Rynek:). Podobno mają go przebudowywać w przyszłym roku, ale mówi się o tym od lat i, jak dotąd, nic  z tego nie wynikało.


A oto kilka zdjęć jednej z głównych ulic miasta - Marszałka Piłsudskiego (zwana Marszałkowską). Przez lata ludzie budowali tu i gdzie indziej jak chcieli i co chcieli... Oto efekty.




Ale naprawdę dobiło mnie przerobienie budynku przy ul. Spółdzielczej, w którym przed laty była poczta (to zdjęcie pochodzi z 2009 roku):


na coś takiego:


Nie twierdzę, że w poprzedniej formie budynek ten był jakoś specjalnie ładny, ale uważam, że nie powinno się tak ingerować w co starsze miejsca użyteczności publicznej, bo jest ich u nas naprawdę mało. 

Powstają za to kolejne "galerie" - handlowe, nie sztuki. Najnowsza tuż przy kościele św. Trójcy.



Przy odpowiednim oświetleniu, jeśli przymrużyć oczy, nawet Starachowice wyglądają niekiedy ładnie:

Schody przy ul. Wojska Polskiego
Odsłonięcie geologiczne przy dawnym Manhattanie

8 komentarzy:

  1. Błogosławię los za to, że nie postawił na mojej drodze tego filmu.
    Po Twoim opisie mam wrażenie jakby jego twórcy byli albo na haju albo jakby mieli ludzi za głupków. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, te zdjęcia potrafią przygnębić. Niestety taki bałagan przestrzenny i koszmarne budownictwo mamy w zasadzie w całej Polsce. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnie 3 zdjęcia jak z innego miasta - tak różne od poprzednich. Lata temu bywałam w okolicy Końskich i widywałam sporo miejsc podobnych do tych z Twojego centrum. Domy odgrodzone od jezdni jedynie chodnikiem i rynek w stylu tego w Nowym Mieście n. Pilicą mają dla mnie wiele uroku. No, ale gdybym miała to na co dzień, pewnie by mi się przejadło;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W każdym miescie można chyba znaleźć takie wstrętne miejsca, a to pod względem architektonicznym, a to innym - brudne, zaniedbane, z jakimis ruderami. Nie znam Starachowic, ale na pewno macie jakies ładne chociażby skrawki miasta... Sam widok z innym swiatłem już mocno magiczny.
    W mojej Częstochowie też sporo miejsc które męczą oko, ale cóż.

    Te wszystkie sklepy, galerie do szału doprowadzają, ale co poradzić. Taki urok. I tak cieszę się, że mieszkam w miarę niewielkim miescie, a nie w jakims molochu...
    A chyba tylko w co poniektórych książkach albo sielankowych filmach są zadbane, czyste, piękne kolorowe miasteczka z usmiechniętymi ludzikami.
    Wszytskiego dobrego na Nowy Rok :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A co do filmu - widzialam go kiedys i chyba mi się podobały te kolorowe obrazy - niezły pomysł. Ale to wszystko.. Czy to było z Robinem Williamsem?
    Jesli tak, to fakt, że ckliwy i tandetny, pełen tzw psychologicznego bełkotu i prawd objawionych ;) a pewno troche lepszy niż te wszystkie gnioty ze sw. Mikołajami w roli głownej ;) W każdym razie obraz piekła tam mi się podobał, taki mocno klaustrofobiczny.
    Poza tym, faktycznie kicz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Maju, wielu osobom film się spodobał. Wydaje mi się, że jego odbiór w dużej mierze zależy od światopoglądu widza.

    Snoopy, masz rację. Niektóre miejsca, np. w Krakowie, wcale nie wyglądają ładniej. A ja i tak lubię Starachowice, chyba przez sentyment:).

    Anno, poza centrum zdecydowanie dominują blokowiska, a Kamienna to niestety nie Pilica...


    Mary, Starachowice mają kilka ładnych miejsc, ale żadnej dobrej architektury. A to, jak maluje się u nas ocieplane bloki, to po prostu zgroza. Nie wiem, czy gdzieś u nas istnieją takie serialowe miasteczka - ja jeszcze żadnego nie widziałam.

    Tak, chodzi o film z Williamsem. Mnie się podobała chwilami scenografia czy może efekty specjalne, ale reszta wcale. A filmów z Mikołajem nie oglądałam już dawno:). Jeśli są gorsze niż "Między piekłem a niebem", to muszą być tragiczne:).

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do bloków - u mnie się maluje zielone albo różowe kółka na blogach (zgroza, to fakt), mój na szczęscie jest narazie nienaruszony:)) Jak pomyslę że miałabym miec okna w różowym CZYMS to mnie krew zalewa :) ale trudno wymagac aby na bblokach malowali impresjonistycze widoczki :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, nie na blogach, a na blokach! :)) Net mi się odbija czkawka :D

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.