Źródło cytatu: "Wyprawa w Dwudziestolecie" Miłosza, który cytuje tekst Janiny Orynżyny pt. "Podziwiamy i kupujemy" zamieszczony w "Przewodniku literackim po stolicy", ZZLP, Warszawa 1937
Tradycyjna płochość Warszawy wyraża się najbardziej w zamiłowaniu do strojów. Trudno spamiętać, jacy to dawni kronikarze nazwali ją dla szyku i elegancji Paryżem Północy.
Pesymiści twierdzą, że każda warszawianka stroi się więcej niż może i więcej niż trzeba. To znaczy więcej, niż pozwala na to jej kieszeń i dana okoliczność. W bogatszym od Warszawy Paryżu, lubiącym oszczędzać, nie widzi się tylu futer i lisów wśród niezamożnej publiczności, co u naszych syren. A jakże strojna już od samego rana jest Warszawa wiosną - niczym na wielkim przyjęciu. Jeszcze jedna cecha płochości syreniej - to niezwykłe tempo mód, zawrotniejsze bodaj niż w sercu światowej mody. Przypisać to należy niebywałej w tych rzeczach solidarności warszawianek, które podchwytują ostatni krzyk mody gremialnie i solidarnie, nie indywidualizując jej po swojemu. Dzięki temu modele szybciej się opatrują i Warszawa je porzuca prędzej aniżeli ogniska mody światowej, gdy zawędrują już na Pawią, Gęsią, Dziką i Smoczą*... Stąd liczne wyprzedaże - raj przyjezdnych, którzy nie ulegają tak masowym i nierozsądnym sugestiom. Jeśli jednak zważymy, że ta płochość syreny żywi legiony krawców, krawcowych, modystek, szewców itp., uznamy ją raczej za wielką cnotę obywatelską w czasach bezrobocia.
(źródło) Można wymienić trzy ulice ze sklepami wyłącznie poświęconymi kapeluszom, a cóż dopiero mówić o magazynach w śródmieściu i wytwornych, zakonspirowanych salonach. Widocznie warszawianki pierwej wpadły na zasadę, którą niedawno odkryli psychologowie, że nic tak nie rozchmurza czoła, jak nowy kapelusz.W myśl tej zasady, wyrażonej wprawdzie nieco inaczej, nauka wprowadza nawet do szpitali psychiatrycznych gabinety kosmetyczne, krawców i modystki, którzy szminką i magią igły wydobywają kobiety z ciężkiej depresji.Nic więc dziwnego, że i turystki z wszystkich zakątków Polski, zaśniedziałe w codziennych troskach i szarzyźnie powszedniości, przyjeżdżają do Warszawy, aby się przepoczwarzyć w syreny o szyku warszawskim. Kto nie wywozi gotowych sukien i kostiumów, to przynajmniej pociesza się kapeluszem, torebką, pantoflami lub choćby szalikiem, czymś wiejącym beztroską Warszawy. [str. 308-309]* Ulice w dzielnicy żydowskiej (przyp. Cz. Miłosz)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.